Sunday, December 20, 2009

|XXXVIII| Karmelowe lizaki.

20 grudzień 2009

No więc… dzisiaj mam taki plan żeby wam zdać plany na najbliższyczas, pozwolić wam piszczeć z radości razem ze mną, no i opowiem mammój dzisiejszy przezabawny dzień. Otóż za niedługo przyjeżdża do mniebabcia. Nie macie pojęcia jak się cieszę. Babcia wnosi w święta takąprawdziwą, rodzinną atmosferę. Bez babci to nie święta. Brakuje jejgadania że spać nie mogła bo Bill na mojej ścianie się na niąpatrzył… Hah. Mam cudowną babcię. Więc babcia zawita w domu już w środę. A mamy… niedzielę. Więc jeszcze trochę. Jestem w tak świątecznym nastroju… Wczoraj SAMA ubrałam choinę! Po raz pierwszy mama pozwoliła mi to zrobić samej.

Samej… tak po swojemu. W moim stylu. Tak więc mamy złoto, srebrno, limonkową choinkę. Piękności. Hm… wczoraj też tak wspominałam z mamą dawne święta… I wiecie co? Oglądałam ostatnio, a jak również czytałam „Opowieść Wigilijną”… I przeszłe święta były takie piękne… świąteczne. Wtedy ludzie nie patrzyli na to że <niektórzy> nie mają co dać na stół, nie byli tak zabiegani jak dziś. Tamtejsi ludzie po prostu obchodzili te święta. Teraz najważniejsze jest sprzątanie, gotowanie i żeby się wyrobić. A zapominamy na czym polegają święta. Niestety. Kiedyś matki siadały z rodzinami, jedli, śmiali się, śpiewali kolędy… a dziś? Mama biega wokół stołu, sprawdza czy ktoś już zjadł, oblicza czas kiedy podać następne danie, czy wszystkim smakuje… starają się, okej… ale to nie są te święta co kiedyś. No, nie jest tak? Osoby u których tak nie jest – zazdroszczę. Bo człowiek zwykły potrafi bardziej czuć i żyć świętami, jest radosny. Teraz ludzie myślą o zupełnie czym innym. Nie potrafię w ogóle tego nazwać po imieniu za co przepraszam… Po prostu chcę powiedzieć że każde kolejne święta są mniej i mniej radosne i obchodzone. Jeszcze teraz jest dobrze. Ale za parę, paręnaście lat świat będzie szary, ludzie-roboty będą biegać z prędkością 300km/min. Będą bez uczuć. Przetrwają tylko ci, którzy marzą, kochają, potrafią się cieszyć życiem i potrafią zwolnić. Tak widzę przyszłość wg.”Opowieści Wigilijnej”. Z każdym dniem świat się psuje. Psuje – znaczy idzie na przód. A właśnie tamten dawny świat jest piękny. Kiedy to w roku 1972 w sklepach były tylko karmelowe lizaki w kształtach zwierząt i zwykłe cukierki. Czy to nie cudowne? Nie wyobrażam sobie jak te lata smacznie musiały wyglądać. Kiedyś Michael Jackson śpiewał o tym że świat się psuje, ale można go uratować… ludzie nie skorzystali. Dziś w muzyce wszędzie jakieś złamane serca, miłosne opowieści… Pink śpiewa o mężu, nawet to moje Tokio Hotel w Durch Den Monsun… Ale my się psujemy razem z światem więc nam się to wszystko podoba. Jest fajne. A wiecie co ja lubię i o czym marzę? Lubię Modern Talking, Smokie, karmelowe lizaki, papierowe ozdóbki na żywej choince…. Ten dawny zapach świąt. Co dzisiaj wam się kojarzy ze świętami? Mikołaj, prezenty, może rodzina… karp. Mam rację? To jeden z znaków NOWYCH ŚWIĄT 21 WIEKU. Tych zepsutych. I dlaczego tak się cieszę jak babcia przyjeżdża? Bo ona jest takim elementem świąt, który automatycznie przywołuje tego ducha świąt dawnych. Puki co… powiem wam że w ramach prezentu pod choinkę dostaję 14.03.2010. Czyli bilet do marzeń. Coś pięknego. Ehhh. Jak dzisiaj spędziłam dzień? Pojechałam z mamą po ‚prezent’ dla taty. Tya… a potem nie mogłyśmy donieść tych 20 siatek ^^. No ale… nakupywałyśmy tego mnóstwo… Od budyniu o smaku bananowym (musi być mniam) aż po papier toaletowy :D. Wyszłyśmy z tego sklepu… nawet nie doszłyśmy na przystanek… i… mamie pękło opakowanie papieru i 4 rolki poleciały na śnieg. Mama próbuje to ze mną upchać do siatek… a tu nagle się odwracam i…


„Mamo! Pług nas goni!”

Za nami jechał pług śnieżny i odśnieżał chodniki. I tak jechał za nami ślimaczym tempem a ja aż zanosiłam się ze śmiechu… Potem stałam z mamą w autobusie i szarpnęło autobusem aż mama z przymusu usiadła. Po chwili wstała i znów szarpnęło i wylądowała na siedzeniach. I w dodatku tak się na mnie popatrzyła… jakby chciała powiedzieć „Ja nie chcę siedzieć!” i wybuchnęłam śmiechem. Potem jakoś doniosłyśmy zakupy do domu (ledwo bo były kosmicznie ciężkie) i zasiadłyśmy przed TV. Ehh… cudowny dzień.

Tak podsumowując to w najbliższym czasie…
21.12.09 – Szkoła, mycie drzwi w domu
22.12.09 – Wigilia klasowa, gotowanie z mamą
23.12.09 – Radość z przyjazdu babci, gotowania część dalsza
24.12.09 – Wigilia… o ile się nie mylę <lol>
25.12.09 – Wylegiwanie się z Billem cały dzień, mizianie i te sprawy 😀
26,27,28,29.12.09 – Patrz: 25.12.09
30,31.12.09 – Spróbuję napisać coś na heute.
31.12.09/1.01.’10 – Sylwester i zaciesz z tego że już ’10. Możliwe że spacer z Kelly.
2,3.01.’10 – To samo co 25.12.09
4.01.’10 – Szkoła, wesołego alleluja głoszę wam ewangelię mamy już ’10.
Potem rutyna. Czyli : Szkoła, nauka, mizianie, szkoła, nauka, mizianie 😀
Potem w styczniu, a może już w grudniu narodziny Krystianka bądź Oskarka – synka mojej 1 siostry.
W lutym narodziny Sandry – córeczki mojej 2 siostry
W marcu narodziny Michaela – : )
14.03.’10 – Koncert, Łódź, Atlas Arena, Humanoid City Tour 20:00 ;D
W kwietniu narodziny synka bądź córeczki mojej 3 siostry. <tej złej. współczuję maluszkowi>
A potem … to już czas pokaże : )

Monday, December 14, 2009

|XXXVII| O mały, czarny włos.

14 grudzień 2009

Shocker. Miałam ochotę w ikonce wstawić Georga, ale to szczegół. Sooo gut humor się trzyma. Oprócz tego że o mały, czarny włos moje drogi z Kelly jak i z samym TH by się rozeszły. Warum? A bo no… Może zacznę od początku. A więc jakoś rodzice zauważyli mój 😔 i mamę błagam o wyjazd do Łodzi. Chyba każdy fan wie o czym mówię ;] A jeśli nie może data 14 marca, wam podpowie. Tak więc błagam mamę o wyjazd i chyba się udaje… Bo jeśli rodzice pytają już gdzie to jest i obmyślają gdzie pójdą podczas gdy ja będę się świetnie bawić… – to nie może znaczyć – nie.


No i tak dzieliłam swoją radość razem z Kelly… i mi powiedziała że też by chciała. Ale jest sprawa wyższa… Otóż kochana Kelly tak szanuje to co rodzice robią, że nie potrafi o nic prosić, wymagać. Choćby miała przejść koło marzenia od tak. Ja bym tak nie mogła. Tego koncertu nie mogłabym sobie odpuścić. Na poprzednim mnie nie było i całe dwa lata rozpaczałam. No i błagałam Kelly żeby prosiła… wyrzuciła mi że ma swoją dumę i że nie chce żeby ktoś się nad nią użalał. Ja odebrałam to tak że to ja nie mam dumy bo proszę i że się wszyscy nade mną użalają. Zaczęłam ryczeć rzewnymi łzami. Wystarczyła jeszcze jedna rozmowa i było wszystko dobrze. Chyba jest wszystko dobrze… Miejmy nadzieje. A dlaczego mały, czarny włos? A bo tak mi się z Billem skojarzyło. W końcu czarny jest ;D. Nooo… piszę z szkoły. Biblioteka moja! Pierwszy jest WOS – na BANK będzie mnie babka pytała – nic nie umiem. Trudno. Teraz ciągle głową jestem w tłumie tych fanek… w Łodzi. Ze Szwecji, Niemiec, Anglii…

Sunday, December 6, 2009

|XXXVI| Last Christmas…

6 grudzień 2009

Święta! Tak. Jeden jedyny punkt. Więc… po raz pierwszy od jakichś dobrych pięciu lat czuję że nadchodzą święta!! To coś niesamowitego! Mam taki pytanie z czym wam się kojarzą święta? Bo mi… kojarzą mi się z takim ciepłem, a przede wszystkim z babcią. Nie wyobrażam sobie świąt bez niej. Gdyby nie ona to nie byłyby święta. Kojarzą mi się z choinką… z karpiem, prezentami i miłością. Wielką miłością!! Kiedy myślę o świętach czuję zapach pomarańczy, pieczonych ciast w piecu. Przychodzi ta radość z przygotowań. Widzę choinkę wersji mini na oknie, stół zastawiony jedzeniem do pełna… ten cudowny zapach szczęścia… czuję go. Po raz pierwszy od tak dawna… To będą wspaniałe święta! Już jutro mamy klasowe rozdawanie prezentów… mnie wylosowała Patrycja – moja (jak myślę) przyszła przyjaciółka. Spodziewam się czegoś fajnego. Może budyń? : ) Ja jej mam zamiar dać – waniliowy. W formie witz’tu. Ale jednego nie lubię w tym wszystkim. Szkolnych wigilii. Za mało się znamy żeby wiedzieć co życzyć drugiemu. A z resztą ja nawet po trzech latach znajomości w podstawówce się krępowałam. Zawsze nie wiem co powiedzieć. Żeby było oryginalnie… ale żeby nie powtarzać każdemu jednego i samego… Z resztą – po co te wigilie? Nie wiem. Ale w tym jednak jest coś dobrego – opłatki. Uwielbiam je. Więc… w te święta nic nie jest złe. Kocham was, Ciebie Kell…

Życzę wszystkim czytającym dużo zdrowia,
szczęścia i miłości, żeby te święta dla was,
były równie wyjątkowe jak dla mnie,
życzę wam spełnienia marzeń,
wiary, nadzieji i lepszych czasów,
dla mnie jak i dla was.
Życzę wam żeby krysys się skończył,
fabryka czekolady Wonka wybuchła
i osłodziła te święta,
Życzę wam żeby to był jeden z najlepszych dni waszego życia,
spędzony w ciepłym rodzinnym gronie.
Życzę wam wszystkiego o czym marzycie.
Od piątki z polskiego, poprzez bilet na koncert na Tokio Hotel, aż po gwiazdkę z nieba.
Gorąco wam tego życzę.


Wasza – Ja.

Tuesday, December 1, 2009

|XXXV| Witajcie? – Dobry wieczór

1 grudzień 2009

Pewnie już niektórzy… aj co ja plotę! Tu nikt nie wchodzi oprócz Kelly. Coż. To się nie liczy. Czemu znów piszę? Bo muszę się wypisać.Dodać parę niusów… opowiedzieć coś… nie wiem, cokolwiek. Zacznę od organizacji bo sobie zupełnie nie poradzę, zacznę gadać o maśle i wyjdzie gówno z tego.

Biorę prochy. – Niech nikt tego nie myli z narkotykami! Broń Billu! Chodzi mi raczej o takie fajne, małe tabletki… które żrę bo mam problemy ze spaniem. 2 dni temu spałam tylko 4 godziny… a wczoraj w ogóle. Więc biorę jej już na muss. A no i mają fajny dodatek bo działają również jak antydepresanty. Fajnie ej. Przed chwilą miałam ochotę się pociąć bo ojciec się rzucał co opiszę w punkcie 3, ale po minucie… spokój. Tak że fajnie :] Minusem tych prochów jest to że sen nadchodzi dopiero po ok. 2, 3h. Ale dobre i to. Wole pójść spać o tej 23 niż o 4 rano… Ale ostatnio było śmiesznie bo mama dała mi te prochy o 16. I poszłam spać o 19. Jak przedszkolak jakiś! Ale po raz pierwszy wstałam taka wypoczęta że nawet na wf mi się chciało iść.

Życie szkolne. – Co ja mogę… Nic się nie zmieniło, oprócz tego że po raz pierwszy od jakichś 3 lat nie jestem zagrożona z matmy… lol. Nauczycielka po prostu potrafi mnie uczyć. Ah no i za niedługo klasa zmniejszy nam się o jakieś dwie osoby. O dziewczynę, która o naukę w ogóle nie dba i ciągne zgarnia pały i chłopaka, które chęci ma, ale lenistwo wygrywa. Prócz tego wygarnełam Filipowi że się zmienił – zepsuł. Cóż… jak się ciągle przebywa z idiotami to sam się taki stał. A szkoda. Bartek dalej przystojny, ale coraz bardziej mnie denerwuje. Jest wszędzie tam gdzie ja. To męczące.

 Dom. – Aaaa! Jak mnie mój ojciec denerwuje… Pyta sie mnie czemu gnoju <czyt. śmieci> nie wynoszę. A ja że czasu nie mam. (no sorry jak się wychodzi z domu o 6 rano… a wraca o piątej po południu… no to dodajmy sobię trzy godziny nauki to mamy którą? Ósmą! O ósmej nie wyobrażam sobie iść z śmieciami! Kąpiel, prochy, trochę kompa i spać a nie!) A ten że: Wróć! Jak nie masz czasu? No jak? (zaczął się drzeć, poprzeklinał sobie – a ja sobie myślałam to co opisywałam w nawiasie wyżej) – Zejdź mi z oczu. No spoko, nie? Po pierwsze najpierw mnie woła… potem zejdź z oczu… a dodatkowo, czy prawdziwy ojciec mówi tak do córki? – Zejdź mi z oczu! Czym sobie na to zasłużyłam żeby nie mieć ojca? Tylko jakiegoś patologicznego… pije, zdradza… na mnie się wydziera! Tak ogólnie to jestem takim wyżutkiem. Pierwszej córce wierzył we wszystko! Żarł jej z ręki, robił co chciała… Kolejne dwie zabierał na zakupy, żartował… A czwarta czyli ja dostaje tylko – Cześć. I w dalszych godzinach paręnaście opieprzów, rozkazów… i nic więcej. Oto mój kochający ojciec :] Niech mi wszyscy zazdroszczą! Ale mamę mam złotą. I to mnie pociesza.

 Zmiana szablonu. – Jak widać zmieniłam szablon i chcę wprowadzić kilka nawyków. np. tych znaczków. To ułatwia życie. I to bardzo. Jeszcze dodam taki piękny napis… ale to potem.

 Kariera. – Wiem, wiem że to dziwnie wygląda, ale nie umiem inaczej tego nazwać. Po prostu… jestem taka szczęśliwa! Nie podejrzewałby mnie nikt o to po poprzednich treściach, ale to prawda. Jutro drukuję swoją gazetkę szkolną, uzupełniam naszą stronę (jak narazie pusta)… Mam wystawę na stołówce którą już wypada zmienić… na nowe i na nowo się zacieszać jaka to genialna jestem :D, nauczyć się nowej piosenki, zabłysnąć… Ostatnio wszystko zadziwiająco mi wychodzi! Na wf moje skrzywienie rąk przy siatkówce odeszło w zapomnienie (po prostu jakoś mi nie szło), a dzisiaj… siatkarka z krwi i kości… nie jedna dzisiaj po ryju ode mnie piłką oberwała. Do tego dostałam 5 z angielskiego, 5 z matmy… i napisałam kartkówkę zupełnie się nie ucząc. No ok kartkówka była mega banalna, ale napisałam, ja? No. Prócz tego mam ochotę do nauki niemieckiego… Może to przez Billa, ale to w punkcie następnym, do którego teraz przejdę.

 Bill. – Dawna miłość powróciła ze zdwojoną siłą. Oh tak. Stara miłość nie rdzewieje. Spodobała mi się jego nowa płyta… wszystko sobie poukładałam i znów z nim śpię. A to cudowne, kiedy znów mogę się przytulić do ukochanego i po prostu zasnąć w jego ramionach. Na ścianie znów mam jego twarzyczkę, przed oczami jego uśmiech i czekoladowe oczy… Powrócił z taką siłą że te jego ohydne pomalowane na szaro paznokcie mi nie przeszkadzają. Chodź stanowczo wolałam wersję czarno-białą.

 Nie sądzicie że ten znaczek jest fajny? Chyba na dziś tyle. Chyba te prochy mnie tak naćpały że jestem taka happy jak jakieś upośledzone dziecię. Ahh świat jest pięknyyy :D! Powróciłam!

Monday, November 23, 2009

|XXXIV| Żegnajcie? – do widzenia.

23 listopad 2009

Czy to koniec mojej historii? Owszem. Jedak nie do końca. Zawsze będę tu wracać. Tu jest moja przeszłość, coś co kocham. Tutaj jest Kelly,Filip… Moje życie. Tego nie można usunąć. Ci co prowadzą pamiętniki,dzienniki – wiedzą o czym mówię. Choćbym pisała o najgorszych rzeczach- miło się do tego wraca… choć wracać się nie powinno. Myślę że nie odchodzę. Po prostu przewracam kolejną stronę w życiu. Ta strona jest grubsza, ciemniejsza… bardziej boli. Ale muszę ją przewrócić. Los mnie zmusza. Zmieniam się, chcę się zmienić… na lepsze, choć wiem że ja na zawsze pozostanę szarą. Tą ani złą, ani dobrą… Choć… może zło przeważa? Nie wiem. Dlaczego? Bo… Razem z moją Kell odkryłyśmy u mnie rozdwojenie osobowości. I to nie jakieś żarty.

22.listopad.2009rok
” [...] W czasie snu otworzę pewne drzwi i tam… będę zmierzać. Pójdę tam, ale nie zamknę drzwi. To los zadecyduje czy je za mną zatrzaśnie. Cóż. Nigdy nie powiedziałam sobie tego tak wprost. Nie przyznawałam się, bo nie umiałam tego zdefiniować. Dzisiaj już wiem że mam rozdwojenie osobowości. Są we mnie… można powiedzieć że mam w sobie dwie siostry-bliźniaczki. Są takie same, ale tak bardzo różne… jedna chodzi w skórzanych kurtkach, pieszczochach glanach… ma czarne włosy. Jest jak noc. Zimna, ciemna, ponura… i ma w sobie mnóstwo buntu i zła. Zaś druga… jest jak… jak orchidea. Delikatna, subtelna (to nie to samo?) Ma jasno brązowe włosy, uwielbia długie białe suknie, łąkę, słońce… Jest spokojna, optymistyczna, pokojowa, cicha, skryta, romantyczna… nieśmiała. Słucha MJ czy też muzyki klasycznej

Takie dwa przeciwieństwa.

Kiedy są razem, bardzo się ze sobą kłócą, ale kiedy jedna chce, albo odchodzi – ta druga umiera. Jestem wrakiem. Przez te dwie dziewczyny [...] „
Fragm. Z mojego pamiętnika.

Może to nie brzmi źle… ale jednak kiedy połączy się te dwa charaktery… to naprawdę boli. I nie potrafię sobie pomóc, chodź chcę. Bo tak się na dłuższą metę żyć nie da. Tak więc. Zmieniam się, zaczynam od nowa. Nowy dział… nowa ja. Wszystko od nowa. (masło maślane) Mam nadzieję że będzie lepiej. Zaczełam od zakupu nowego pamiętnika. Następnym krokiem będą eksperymenty. Wiem że będzie, jest i było ciężko… ale przeżyję to. Mam nadzieję. Jeśli ktoś tutaj oprócz Kelly jeszcze bywa… mógłby dać znak że jest… albo po prostu się o mnie pomodlić. Było by cudnie. Soł…


„[...] lecz dziś, nie smućmy się 
nie mówmy „żegnaj” lecz „do widzenia” 
my też, będziemy tam 
zabrałeś ich więc zabierz i nas 

wzbić się do gwiazd 
tańczyć wśród chmur 
umierać by znów się narodzić 
będziemy tu trwać [...]„
Requiem – Ich troje.




Gone too soon.
Wasza Natalia.

Monday, November 16, 2009

|XXXIII| Hallo leute!

16 listopad 2009

Tak więc stwierdzam że dawno nie pisałam… no może nie tak dawno, ale nie pisałam, no. Co ja mogę powiedzieć… Uzalezniłam się. – na nowo. I to bez słuchania 24 godziny na dobę „An deiner seite (Ich bin da)”. Miłość powróciła : ) Chętniej mi się wraca do domu, przeżywa kolejne sprzeczki kiedy wiem że jest ta osoba, która mnie przytuli. Co w szkole? W szkole emm… cóż… no beznadziejnie nie jest… bo dzisiaj zarobiłam cela z WOS’u, ale tylko dlatego że skopiowałam wszystko z wikipedi… ale z czego tu być dumnym? Tak więc jestem zła bo Filip głównie spędza czas z grupami takimi jak Idiot i Śmieszki. Ze mną nie gadał z tydzień… dopiero jakieś dwa zdania na chemii i wkurza mnie na gg. Wrr. A życie po szkole tak ogólnie… a przynajmniej dziś – dobrze. Spacer z Kelly… żelki i chipsy z carrefoura żądzą. So… potem powrót do domku i fajnie jest. Jutro na 7:30 poprawić najgłupszą 4 z matmy jaka może być bo trzeba było z PUNKTÓW stworzyć obrazek. So… więc go poprawiam. No chyba tyle bo już późno a rano wstać trzeba więc bye leute.

Wednesday, November 11, 2009

|XXXII| „Wypad z Nelly i Kelly” / Siostra.

11 listopad 2009

Zacznę od dzisiejszego wypadu z Fifi i Kell… Może zacznę od tegojak doszło do wypadu. No więc Kell napisała do Fifi że moglibyśmy iść wpola… Fifi o dziwo się zgodził i zapisał to w kalendarzu. W dzieńprzed wypadem kalendarz wpadł w ręce dziewczyn zazdrosnych o mnie iKell. Zobaczyły wpis: „Wypad z Nelly i Kelly”, zmazały go i napisały:”Wypad z … i podały swoje imiona” a na dole strony dodały „NienawidzęNelly”. Filip to zmazał poprawił tak żeby było dobrze. Umówiliśmy sięna dziesiątą pod szkołą. W prawdzie to pojechałam z Kelly pół godzinywcześniej i poszłyśmy po niego… a następnie wyruszyliśmy w podbój świata. Najpierw do parku w centrum, potem do nieczynnego Kauflanda iAldi… Przy Aldi staliśmy jakąś godzinę i rozmawialiśmy… Potemwróciliśmy do centrum bo przypomniało mi się że jest otwartakawiarenka. Idąc tam zauważyliśmy że jest otwarta pizzeria… a jakotwarta była ta to i Da*Grasso musiała być otwarta… poszliśmy,obżarliśmy się… pośmialiśmy i porozmawiali. W to cała spotkaniewliczały się walki na parasolki… (bo padało), bitwa na liście.. :DOgólnie było extra. ;D

——————————————————————–>3

Trapi mnie pewna rzecz… moja siostra była, jest i będzie nieznośna.Uciekała z domu, sprzedała mamy obrączkę na pół litra wódki, którewypiła z jakimiś pijusami, puszczała się, aż w końcu… urzeżyła wtwarz moją mamę kiedy była ze mną w ciąży. Przyprowadziła kiedyś opiekęspołeczną, że mama jej jeść nie daje… że lodówka na kłódkę. Opiekaprzyszła, mama płakała i pokazywała że nie ma żadnej kłódki. Gadniałapo policjach „zginęło moje dziecko, wygląda tak…”. Moja mama nie byłanie uważna, nie. Po prostu moja siostra jest zepsuta. Moja siostraowinęła sobie ojca wokół palca. Tata zawsze jej wierzył. Choćby palnęłanajgłupsze kłamstwo – on wierzył. Moja siostra targała drugą za włosypo ziemi… wybiła celowo szybę żeby poleciała na moją drugą siostrę.Zraniła ją. – Jej rany były szyte. Ta zła siostra „przekabacała” drugąna tą złą stronę i we trójkę – tata, M, J stworzyły armię na mojąbiedną mamę z malutką I (tą co była targana za włosy). Moja mama wylaławtedy wiele łez… Całe noce płakała. To nie była rodzina. Mama byłasama. Nie miała wsparcie nawet w mężu. Kiedyś moja siostra zamówiłakosmetyków. Coś około 200 zł. Potem nie zapłaciła… Dziewczynkiprzszły do mojego taty żeby uregulował dług. Uregulował… ale te byłyzdziwione „A M powiedziała że pan to pijus i żonie na chleb niedaje…” Wtedy tata się wkurzył, ale… nic nie zrobił. I to co mamaprzeżywała było koszmarem… Ale jeszcze przez chwilę pomyślę osobie… bo… kiedyś tatuś miał córkę w którą był zapatrzony… a …a dziś się na niego popatrzyć nie mogę bo krzyczy, awanturuje się. Mówimi cześć i idzie. Kiedyś chodził z córkami na zakupy… ze mną nie… ;(
Aco do mamy… zrzuciła na mnie dzisiejszego ranka… coś koło 00:07 (tochyba nie ranek…ale cóż) ogromne i bolesne brzemie. Kazała midopilnować… żeby mojej siostry nie było na pogrzebie. I ja jestemprzerażona… płakać mi się chce… i nie wiem co robić. Mama ją jakotako kocha bo to córka, ale nigdy jej nie wybaczy tego co zrobiła.Nigdy. Bo takich rzeczy się nie zapomina. To smutne.

Friday, October 23, 2009

|XXXI| …

23 październik 2009

Agnieszka Chylińska – Niekochana , Drzwi

Tak więc pojawiam się tutaj ponownie… żeby streścić ostanie moje mijające dni. Nie powiem że jest wesoło bo nie jest. Po pierwsze to zaczynam nienawidzić siebie. Za… za siebie, a jak zaczynam się nienawidzić to i buntować – przed sobą. Czuję że nie jestem sobą. Mam depresję, którą jakoś ukrywam. Dobra mina do złej gry. Może opowiem od początku jak to się stało… Jak zwykle siedziałam w domu sama jak palec. Cholerna samotność dobijała się do mojego mózgu i serca po raz kolejny. Nazajutrz poszłam do szkoły, pierwsza lekcja, która rozpoczynała zajęcia to biologia. Już na początku zauważyłam że nie ma osoby, która wywołuje u mnie uśmiech. Potem patrzę w drzwi… patrzę a jego nie ma. – Filipa nie ma…- Jak to nie ma? – Może się spóźni… Dawałam sobie jakieś nadzieje, ale już do szkoły nie wrócił. I może mówię jakby umarł, ale to coś podobnego. Bo umieram ja… bo on jest od dłuższego czasu jedynym człowiekiem, przyjacielem, który nic nie robiąc wyciąga mnie z największej depresji, sprawia że pojawia się cień uśmiechu na moich ustach. Przy nim nie da się nie uśmiechnąć. I choć powtarzałam mu już kilkanaście razy jak wiele dla mnie znaczy, sądzę że on nadal nie jest tego tak świadomy. Filipa potrąciło auto. Powiedziała mi o tym Kelly, która do niego dzwoniła a on jej powiedział że jest w szpitalu, ona przekazała mi, a ja nie chciałam wierzyć. Bo w ostatni dzień w który się uśmiechnęłam (w czwartek) żartowałam że rzucę się pod auto… a w piątek leżał w szpitalu. Zadzwoniłam… jego każde słowo, zabawny akcent, głos, ton jak zwykle mnie rozbawił. Uśmiechnęła się po całym pochmurnym dniu. (dzwoniłam do niego w czw. po szkole) Kelly sprawiła że go poszłyśmy odwiedzić. Piątek był dla mnie dniem odrobinkę weselszym bo miałam świadomość że spotkam się z kimś kto mnie z tego bagna wyciągnie. Jak na razie małego bagna. I wyciągnął. Tymczasowo. Nastał poniedziałek… znowu. Poszłam do szkoły już zmęczona życiem. Jednak w szkole… jestem kimś zupełnie innym. Jak pstryknięciem palcami zamieniam się w łagodną, pogodną i radosną dziewczynę. SAMA SIĘ NIE POZNAJĘ! Pozornie uśmiecham się do wszystkich… a po szkole… jestem nie dość że zmęczona lekcjami, udawaniem, życiem, samotnością… to oblewa mnie całkowite zło. Płaczę, przeklinam, krzyczę, słucham ostrego rocku… jedyne co mnie uspakaja… choć troszkę to rozmowa. Z przyjacielem. Doradzi, pocieszy, przytuli. Czasami dziękuję technologi i wszystkiemu co po Ziemi chodzi za Gadu Gadu. Już nie raz chciałam się zabić. Gdyby ktoś pozwolił mi pozwolić opowiedzieć, wytłumaczyć i wyjawić wam całą moją przeszłość zgodzilibyście się że jakichś tam większych powodów do życia nie mam,a przynajmniej nigdy nie miałam. Teraz powolutku zaczyna się układać. Pierwsi przyjaciele, jakaś tam szansa na wybicie się w tym gimnazjum, możliwość rozwijania się… i wiem że teraz będzie dużo gorzej, że napotka mnie mnóstwo problemów i że jak nie będę sobie dawała rady to Filip… Kell (choć tobie z większym trudem wyciąganie z doła przychodzi) to wierzę że podadzą rękę, wierzę że to osoby, których szukałam tak długo. Choć Kell poszła do innego gim i tak naprawdę większe szanse na wyciągnięcie mnie ma Filip. A z resztą! Masło kur… maślane. Tak więc… Filipa nie ma tydzień… dwa… a ja mam coraz głębszą depresję bo poza nim nie mam… no nie mam nikogo. Jak już wspomniałam Kell się oddaliła bo chodzi do innego gim. Owszem rozmawiamy na gg… ale ja potrzebuję czyjejś obecności przy mnie. Kogoś kto będzie patrzył mi w oczy mówiąc i „skakał jak London” na przerwach. Wystarczył by mi jego głos, którego od dawna nie słyszałam. Owszem dzwonił parę razy może jakiś tydzień temu… i aż go zapytałam bo… bo… siedziałam na ziemi, twarz miałam zalaną łzami, już miałam się zabić kiedy on dzwoni i pyta z troską : „Dobrze się czujesz?” A ja zaczynam mówić że nie a on żebym nie była smutna i zła… i to przyjaciel. Po raz pierwszy uśmiechałam się miejąc łzy na policzkach. Nigdy się nie śmiałam przez łzy. Do szkoły ma wrócić w poniedziałek. Dziś kolejny piątek i ledwo ciągnęłam. Nie wiem jak przeżyję weekend. Trzy dni całkowicie sama… jak palec. I.. i totalnie źle się czuję z myślą że się od niego uzależniłam, ale co zrobić? Nic… nie napisałam wszystkiego co chciałam bo po prostu nie mam sił… do niczego.

Saturday, October 17, 2009

|XXX| THIS IS NOT IT!

17 październik 2009

Michael Jackson – This is it

Kampania fanów którzy mają już dość oszukiwania. W skrócie chodzi o to że nikt Michaelowi nie pomagał, kiedy go zmuszano do koncertów, każdy myślał egoistycznie żeby go przytulić, powiedzieć że się go kocha, a nie pomyślał o tym jak on cierpi. Dla nas. – Fanów. Łamanie kłamstw o tym że bym w świetnym stanie – bzdura! Ważył 49 kg, założył najmniejszą kobiecą marynarkę, która i tak była dużo za duża i spytał: Skąd znasz mój rozmiar? A tą marynarką mógł owinąć się jeszcze dwa razy, nic nie jadł… Ja nie potrafię tego zebrać tak żeby wyszło coś konkretnego… bo prawda jest MASAKRYCZNA. Wszystkie zdarzenia są opisywane przez bliskich fanów Michaela, którzy z nim rozmawiali, widzieli i cierpieli razem z nim. Tego nie da się streścić, to musicie sami przeczytać.

THIS IS NOT IT
25. czerwca 2009r. zmarł Michael Jackson. Miał zaledwie 50 lat i był ojcem trójki młodych dzieci.
Zszokowało Was to? Powinno było. W rzeczywistości, zły stan zdrowia MichaelaJacksona był przed Wami ukrywany przez osoby, które czerpią korzyścifinansowe z wyświetlania tego filmu.

Oto, co zobaczycie
Największego artystę, jaki kiedykolwiek żył, dającego z siebiewszystko na próbach tego, co mogło być wspaniałym, przełomowymwidowiskiem.
Zmotywowaną ekipę, pracującą ciężko by ukończyć nadzwyczajny projekt.
Efekty specjalne, niesamowitą choreografię, oświetlenie i inscenizację.
Film pełen udawania, pozorów…

Oto, czego NIE zobaczycie
Nagłej szokującej utraty wagi przez Michaela, do czego doprowadziłstres i przyjmowanie leków; do tego stopnia, że w dniu swojej śmierci ważył zaledwie 49kg.
Kenny’ego Ortegi, reżysera zarówno trasy koncertowej jak i filmu,muszącego pomagać Michaelowi Jacksonowi wejść po schodach, karmić gołyżeczką i kroić mu jedzenie.
Rosnących obaw Michaela: w maju, podczas prób trwających ponad 10godzin dziennie, Michael Jackson zwierzył się kilku zaufanym fanom, żenie czuje się gotowy na 50 koncertów, jako że pierwotnie zgodził siętylko na 10; odczuwał presję i harmonogram trasy wydawał sięwyczerpujący.
Michaela Jacksona nie będącego w stanie pojawić się na próbachponieważ nie czuł się dobrze i jego choreografa przyjeżdżającego poniego do domu i zmuszającego go do pójścia do pracy.
Jego pogarszającej się bezsenności i braku apetytu; porażającejpresji, pod którą był, i która doprowadziła do tego, że przestępczylekarze przepisywali mu zbyt dużo leków i utrzymywali w zmienionym,sennym stanie w ciągu dnia i śpiączce wywołanej środkamiznieczulającymi w nocy.
Ludzi z jego otoczenia, świadczących, że Michael Jackson wyglądałna zdezorientowanego i odurzonego i podczas prób zapominał słowa swoichwłasnych piosenek. Pomimo tego, jego środowisko w dalszym ciągu zezwalało na niebezpieczne zażywanie przez niego narkotyków na receptę, by utrzymać go spokojnego, wypoczętego i „pod kontrolą”. Te właśnienarkotyki są wymienione w raporcie sędziego śledczego jako przyczynaśmierci Michaela Jacksona.
Nie zobaczycie również jego lojalnych fanów i grupy przyjaciół usiłujących interweniować, pisząc listy do ludzi, którzy na co dzieńznajdowali się wokół niego, w których błagali by dbali oni o jego stan, które ostatecznie, po zignorowaniu, dawali bezpośrednio Michaelowi.Niestety, ci, którzy byli w mocy by coś zrobić, nie zrobili nic.Zamiast tego, woleli trzymać Michaela Jacksona wyizolowanego i mieć go pod kontrolą.

Żadnej z tych rzeczy w filmie nie zobaczycie

To było nieludzkie. Michael Jackson potrzebował pomocy, ale wszyscybyli zbyt zajęci rozkoszowaniem się dochodami z trasy żeby przyjąć todo wiadomości.

AEG, promotor trasy koncertowej i własna świtaMichaela, nie ustawało w przygotowaniach i nie zainterweniowało, byzapobiec temu, co wyraźnie zanosiło się na tragedię.

MichaelJackson miał jeszcze wiele do zaoferowania światu, ale jego serce niewytrzymało ogromnej presji z powodu wyczerpującej trasy koncertowej.Ponadto, przez lata znęcano się nad nim, kłamano na jego temat, byłwyszydzany i ośmieszany w mediach.
Dusze fanów Michaela wciąż płaczą i być może już nigdy się nie uleczą.

Michael Jackson potrzebował i zasługiwał na pomoc, której nie otrzymał.
Jednakżepoprzez edycję i kręcenie całego filmu usiłują opowiedzieć nam innąhistorię, by oczyścić swoje sumienie, szerząc kłamstwa w celuzamaskowania swojej odpowiedzialności za to, do czego doszło. Nanieszczęście dla nich, byliśmy tam i byliśmy świadkami tego, conaprawdę się stało podczas tygodni prowadzących do jego śmierci ijesteśmy tu teraz, by Wam o tym opowiedzieć.

Jeżeli zdecydujeciesię obejrzeć film, mamy nadzieję, że spojrzycie na niego sceptycznie,ponieważ oglądacie wytwór ludzi, którzy powinni ponieść winę zaodejście z tego świata największej gwiazdy, Michaela Jacksona, podczasgdy czerpią oni zyski z jego śmierci.

Branża chciała Michaela Jacksona „na żywo”, my, fani, chcieliśmy go ŻYWEGO. Teraz chcemy prawdy.

To wcale nie musiał być koniec.
This did not have to be it.

(…)„Czego doświadczyłam w czerwcu”

Witam wszystkich,
Wiem,że niektórym z Was nie spodoba się to, co mam do powiedzenia, ale muszę opowiedzieć o tych wydarzeniach, żebyście wszyscy zrozumieli. Niektórzy z Was może słyszeli o e-mailu, który wysłałam 21. czerwca. Zostało publikowany na forach bez mojej zgody i ludzie wyszydzili mnie, mówiącże kłamię, pragnę sławy (??) i tak dalej…

Dlatego wysłałam to:
Ja i dwoje moich przyjaciół poznaliśmy Michaela w jego samochodzie 19. marca.
Rozmawialiśmy o AEG, jaki był na nich wściekły, bo chcą tylko zarabiać pieniądze,sprzedając bilety przez Viagogo. Powiedział „Nie cierpię słyszeć otakich rzeczach!”
Zobaczyłyśmy z moją przyjaciółką bardzo wątłego, kruchego Michaela. Miał na sobie duże pomarańczowe spodnie.Ale jako że siedział na tylnym siedzeniu, a my na przednim, jego nogibyły między naszymi. Widziałyśmy, jak naprawdę wyglądała jego noga.
Był chorobliwie chudy.
Michael nie przestawał przepraszać nas za to, jak wyglądał: „Przepraszam, żemusicie mnie widzieć w takim stanie, naprawdę przepraszam!” Gdy to mówił, chował twarz w dłoniach.
Jednak, chociaż byłyśmy trochę tym zaniepokojone, pomyślałyśmy: W porządku, ma 3 miesiące do występóww Londynie, pewnie z kimś nad tym pracuje…

3 miesiące późniejwróciłyśmy do Carolwood i byłyśmy świadkami, jak Michael wyraźnie byłpod wpływem czegoś. Ale co było dziwne, to to, że działo się to POpróbach i nie tylko po wizytach dr Kleina. Tak więc, cokolwiek mudawali, dawali (albo brał to sam) na próbach.

Tej nocy, Michael doświadczył utraty pamięci. Był całkowicie nawalony, mówił jak przez sen.
Skoro my to WIDZIAŁYŚMY, nie mówcie mi, że ludzie wokół niego, rozmawiający z nim 10 godzin dziennie, niczego nie zauważyli.

Kilkadni później, Michael zaprosił mnie i moją przyjaciółkę na plan „DomeProject”. Moja przyjaciółka zrobiła dla niego marynarkę.
Miał na sobie czerwoną zamszową marynarkę, widać ją w zwiastunie.
Moja przyjaciółka dała mu swoją i Michael wziął ją, żeby przymierzyć.
Zdjął tą, którą miał na sobie.
Był ubrany w bardzo wąskie białe spodnie i taką samą koszulę.
Po raz pierwszy wtedy, zdałyśmy sobie sprawę, jak dużo stracił na wadze.
Naprawdę był chorobliwie chudy. NIE SZCZUPŁY.
Oczywiście marynarka była na niego za duża.
Ale cieszył się i pytał: Skąd wiedziałaś, jaki rozmiar noszę?
Cóż… wystarczyło wziąć kobiecy rozmiar, i pasował.
Zatrzymał ją. Widzieliście zdjęcie, na którym miał ją na sobie, z 11. czerwca.
Oczywiście, na zdjęciu nie widać tego dobrze, ale mógł się nią dosłownie owinąć.
To dlatego wysłałyśmy 21. czerwca ten e-mail. By podzielić się naszą obawą co do jego zdrowia.

Nie mówię, że Michael umierał z powodu choroby.
Nie mówię, że Michael został zamordowany.
Nie mówię, że znam prawdę.

Mówię tylko, że MY, fani, czuliśmy, że Michael może znajdować się w jakimś niebezpieczeństwie.
Mówię tylko, że MY, fani, widzieliśmy, jak bardzo schudł.
Mówię tylko, że MY, fani, zauważyliśmy, że był pod wpływem czegoś.
Mówię tylko, że MICHAEL powiedział fanom, że był pod wielką presją, nie był w stanie jeść ani spać. (…)

#link broken#
this is it rehearsals june 2009 History tour 1997

Spójrzcie choćby na jego nogi…

Na tej stronie można się dowiedzieć jak zatrzymać tą całą komercję z filmem, bo pomimo że król się męczył, starał co sił… umarł… to ludzie nadal na nim zarabiają w ohydny sposób. Zatrzymajmy potoki kłamstw. Wejdź: this-is-not-it.com i wspomóż kampanię. Oprócz tego możecie zajrzeć na polskie forum MJ i przeczytać co oni sądzą. Jeśli coś jest dla ciebie nie jasne, coś ci się niezgadza, wejdź na forum, ci ludzie mają te same pytania i nawzajem sobie wszystko potrafią wytłumaczyć. To wszystko składa się jak puzzle. Forum jest tutaj: mjpolishteam


Ja na film nie pójdę. Nie będę się przyglądać na wielkim ekranie jak przyjaciel ludzi, świata, dzieci i jak go nazywam – mój ojciec, piotruś pan, ukochany Mike – umiera.

Thursday, October 15, 2009

|XXIX| Double life

15 październik 2009

🎧 Agnieszka Chylińska – Winna

Tak, dobrze widzicie. Agnieszka Chylińska się pojawiła. Tak. To ta ekstra ostra babka przypomniała mi kim jestem! Przypomniała mi jaki hardcore kocham, jak twarda jestem i przypomniała że mam jaja! Jaka jestem silna, odważna jak i bezczelna. Jak potrafię korzystać z życia. Za czasów kiedy byłam naprawdę sobą wyglądałam TAK, TAK dziś nie przypominam siebie bo wyglądam TAK. Dziś postanawiam się odkochać w Filipie. Chcę być wolna, niezależna! Przechodzę na dietę (to mało hardcorowe, ale mam ochotę się zmienić!), idę do fryzjera, obciąć się TAK jak kiedyś, podoba mi się ten fryz, z tym że boki zepnę całkowicie do tyłu że wyjdzie coś a’la irokez, tylko nie będę go stawiać… do szkoły. Powitam z powrotem mój czarny cień do powiek, czarną kredkę i hardcore na liście utworów. I zaczynam mówić swoim językiem! Gdzie JA się podziałam do cholery?! Filip i Michael mnie ujarzmili! Nie pozwolę sobie na to! Od dziś podwójne życie! W szkole fanka Michaela, niesplamiony język, ale fryz będzie dawał oznaki: Mam jeszcze drugą stronę. Po szkole będę tą swoją drugą osobowością, pasek z ćwiekami, rurki i wszystko co kojarzy się z hardcorem. To nie zmiana imadżu, ooo nie! Ja po prostu odkryłam siebię. Odkryłam że we mnie nie jest tylko Natalia. O nie! Są dwie osoby, jedna ta która się uśmiecha do ludzi: Proszę, przepraszam, dziękuję, a druga to ta ostra, której będą bać się wszyscy! Taka ostra suka, której nie tknie i nikt nic nie powie! Zawsze chciałam taką być, ale dziś to odkryłam. Zapewne Kelly (to przezwisko zaczeło być nudne i jakieś dziecinne, tak samo jak Nelly, nie będę wzorowana na czyimś erotycznym blogu, będę kimś innym, sobą – tym co sama wymyślę) będzie zdziwiona, a może i przerażona tą zmianą… ale hahaha jebać to! Może pomyślisz że będę jak Marlena ta suka tyle że ona jest zpod latarni, ale nie. Nie jestem nią, pamiętaj że ja to ja, ja mam swój własny pomysł na siebie. A to że jestem dobrą aktorką, rodzice ani rodzina nic nie zauważą i będzie zajebiście.

„Bo kiedy tylko staję się
Zbyt ludzka niż byś tego chciał
Wtedy oto widzisz że 
Jesteś tak jak ja”


Zupełnie nie wiem jak się zaczeło to odkrycie, ale huj z tym. Ważne że teraz jestem sobą. Tą z podwójnym dnem. Na następne urodziny chcę trumnę! Z góry thanx!


Ps. Możliwe że to tylko wybryk jebanych hormonów, ale ja wiem że będę to potem przynajmnie wspominać jako: byłam sobą, byłam kimś, byłam inna, nie byłam szara – byłam czarno biała.

Wednesday, October 14, 2009

|XXVIII| Witam ponownie!

14 październik 2009

🎧 Michael Jackson – Stranger in Moscow

Wydaje mi się że teraz blog jest bardziej ułożony, czysty i czytelny. Jakby ktoś pytał: szablon pochodzi z steady-laughing, a „nagłówek” tak naprawdę jest dużą sygnaturą. Ale lubię wąskie, ogólnie małe nagłówki. A ten dodatkowo ma ładną kolorystykę i jest stworzony z „Stranger in Moscow” – jednej z moich ulubionych piosenek. Ale przejdźmy do dwóch, gigantycznych tematów.

Czy wiecie jak człowiek mógłby być piękny gdyby o siebie dbał? Wracałam ostatnio z szkoły. Autobusem. Nie było jakiegoś ścisku, było w miarę luźno – tak jak lubię. I na jednym z przystanków wsiadł pewien… pewna istota. Na człowieka zbytnio nie wyglądał, bo był tak zniszczony. Ów pan mógł mieć koło trzydziestki, czterdziestki, a przynajmniej na takiego wyglądał. Wszedł i stanął sobie przy szybie na chwiejących nogach, jak tylko wszedł uderzył we mnie zapach alkoholu. Ochydne. Pan ten był bardzo rozczorchany, wyglądał (przepraszam za szczerość) jakby się nie mył. I to jest 1/2 polskich mężczyzn. Potem stanął przy drzwiach… i jego mokre spodnie rzucały się do oczu z tz. kilometra! Pomyślałam sobie: O Boże! Co ten człowiek ze sobą robi. Po chwili zauważyłam jak z jego nogawki „cieknie”. To było okropne! Sama nie wiem na co tak ochydny widok opisuję, ale myślę że wyjdzie mi z tego morał, albo przynajmniej próba wytłumaczenia sobie „Dlaczego?”. Po kilku przystankach ta oto istota wysiadła zostawiając po sobie mokrą kałużę. Ogarniało mnie prawdziwe obrzydzenie i próbowałam odwrócić swoją uwagę od tego że pewien młody, zadbany i przystony mężczyzna stanął właśnie w tamtym miejscu, „deptając po tym” jak wszyscy inni ludzie wsiadający i wysiadający. I teraz zadaję sobie pytanie: Dlaczego tak ten mężczyzna wyglądał? Dlaczego tak ochydnie postępuje? Dlaczego nie myśli? Nie jest homo sapiens? Może zatrzymał się na etapie: Człowieka wyprostowanego? Bo przecież… czy jeśli taki mężczyzna ma rodzinę… to myślę że pozwoliłby sobie na wiele, ale nie aż tyle żeby w autobusie takie sceny… (przykładem odrobinki rozumu jest mój ojciec, pozwala sobie na picie co dzień, co dwa, ale nie na za wiele) a jeśli nie ma rodziny, to czy on nie chce być kimś? On nawet człowiekiem nie jest! Jest jak zwierzę. Nie rozumiem takich ludzi. Jaki z tego morał? Może choć raz ułoży go każdy sam?

Dzisiejszy dzień jest… BOMB(a)OWY! Dosłownie! Zaczęło się już rano, kiedy to wstałam i zauważyłam że na terenie mojego miasta leży mniej więcej 1cm śniegu. Potem spokojnie, idziemy do szkoły i jest fajnie, obyło się bez zaniedbanych mężczyzn w autobusach, doszłam do szkoły… spotkałam Pawła (kolega, który gra na gitarze) i Meru (wokal), Martę, Zuzę i Marlenę (chórki – ja też w nich jestem). Stwierdziliśmy że należałoby zrobić próbę przed dzisiejszym wystempem. Szukaliśmy sali, jednakże w pokoju nauczycielskim odbywała się uczta więc nie wypadało przerywać „Dzień dobry moglibyśmy dostać klucz do sali na próbę?” – bo to byłoby niegrzeczne. Więc poszliśmy do szatni. W szatni Paweł nie chciał grać „Wstydzę się…”, ale zagrał, my zaśpiewałyśmy i się udało, było fajnie i wszystko „gites” potem wyszliśmy z szatni kierując się na salę gimnastyczną obgadując jak się ustawimy, jak się ruszać i poszliśmy do sali 43 gdzie już była nasza nauczycielka. Jeszcze jedna próba i schodzimy. Był wyczepisty apel. Pod koniec się zaczeła nerwówka „Zaraz wychodzimy! O nie!”, a tu się okazało że… mamy jeszcze pół godziny na próby, ćwiczenia i odbędzie się dalsza część apelu. Część konkursowa. W te pół godziny zdążyłam obiec szkołę dwa razy i zaśpiewać tą piosenkę z jakieś piętnaście razy. Potem zeszliśmy na dół, 1A – zaśpiewało dwóch śmiesznych chłopaków – co prawda śpiewać nie umieli, ale dobrze się przy tym bawili i umieli tekst. 1B – była nie przygotowana z powodu nie obecności ich nauczycielki. 1C – zaśpiewała „Baśkę” – Wilków przerobioną na wersję o nauczycielach. 1D – też śpiewała i zaczeła się prawdziwa nerwówka! „Zaraz my! O matko z nerwów zapomniałam tekstu!” Potem tekst się przypomniał i zostaliśmy wywołani na scenę. Na scenie czułam się kimś, czułam się niezwykle lekko i nie miałam ochoty z tamtąd schodzić. Już wtedy nauczyciele byli jacyć przestraszeni, przejęci… W tłumie widowni siedziała nasza dyrygentka, która nam pokazywała jak się kołysać i w razie czego gdyby solistka zapomiała tekstu, bezdźwięcznie go mówiła, próbowała nas rozśmieszyć żebyśmy były uśmiechnięte i ogółem nas wspierała. Kiedy skończyłyśmy śpiewać salę ogarnęły gromkie brawa w tym „Jury”. Następnie poszłam na obiad, a potem chciałam iść do szatni po kurtkę i torbę, ale zatrzymała mnie P.O.L.I.C.J.A tak! Nie wiedziałam o co chodzi, ale wpuścili mnie do szatni razem z pewną panią, która otworzyła mi ją i kazała mi szybko wziąć kurtkę i zmykać – tak też zrobiłam. Potem spotkałam moją mamę i zapytałam co się dzieje, a ona mi odpowiedziała że w szkole, w szatni jest bomba. Ja uwierzyć nie mogłam! I się pytam czy taka, taka prawdziwa, taka bum? A moja mama mnie uciszała żeby nie przy uczniach bo panika będzie – siedziałam cicho, a mama razem z resztą pań sprzątających szkołę wzięły ubrania, torebki i ewakuowały się ze szkoły. Ja również, wyszłam i dotarłam do mojej klasy i oświadczyłam im że muszą się oddalić od szkoły. Oni mnie nie słuchali tylko dopytywali się dlaczego?! Odpowiedziałam że dla ich własnego dobra, ale oni robili swoje. Jest taki jeden Dawid, któremu jakoś ufam i mu powiedziałam o bombie. – jego wszyscy posłuchali i poszli do domów, również my. Nikt o tej bombie nie wie oprócz mnie, Dawidzie, Izie, Patryku, i wszystkich pracujących w szkole. Poszłam razem z Izą i Dawidem na przystanek i wsiedliśmy w 313. Ten autobus zawsze jeździł dłużej, bo jeździł dłuższą trasą, ale dziś pobił wszystko. Jechałam GODZINĘ. Ponieważ jechał dobrze… a kiedy był ostatni przystanek po którym miałam wysiadać, autobus zakręcił w przeciwną stronę niż tam gdzie miał jechać! Zajechaliśmy na … ELEKTROWNIĘ, tam staliśmy w korku, potem nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, aż wysiadłam dwa przystanki wcześniej niż powinnam bo ten autobus dalej nie jedzie. Masakra normalnie! A ja w skate’ach idę sobie przez tą „ciapę” (wiecie, lekko roztopiony śnieg) jakieś 0,7 kilometra… Buty mi przemokły, w nogi było zimno, a tym bardziej jak ochlapał mnie autobus, kiedy chciałam nacisnąć „przejście dla pieszych”. W każdym bądź razie dotarłam i jest fajnie, ale teraz się zastanawiam czy dzisiaj było kółko fotograficznie… bo jeśli tak – ;( nie było mnie na nim… a szkoda, a jeśli go nie było to fajnie że nic nie opuściłam. No to chyba tyle co chciałam wam powiedzieć. Chyba przyznacie że ten dzień nie był normalny.

Ps. Kelly, myślę że ta bomba to był wystarczający suprise.

Monday, October 12, 2009

Sprawozdanie z ostatnich 3 dni

12 październik 2009

🎧 Michael Jackson – Scream

Sobota 3.10

Godzina 16:20 idę razem z Kell przez pola do szpitala, z kakałkiem dla żółwika (czyt.Filipa), idziemy, idziemy… kupujemy woryy ochronne na buty, dzwonimy do Fifi, on wychodzi na korytarz w piżamie ja się śmieję i siadamy do stolika. I się zaczyna jazda!

Opowiada nam o chłopaku, którego babcia bije kapciem, i lubi czerwoną wódkę, ale pija też zieloną, niebieską itp,. Potem ja opowiadam o tym jak nauczycielka się popłakała ze śmiechu słysząc śmiech Jarzyny itd,. Idziemy do jego sali, przy czym w drzwiach (Fifi) stwierdza że to MTV Cribs, a ja się śmieję że „Kell, kameruj!” Wchodzimy, śmiejemy się, śmiejemy. Żółwik robi akrobacje na swoim łóżku, podziwia maluszki z sali obok, a ja razem z nim. Odkrywamy że Fifi czyta Muminki, Zemstę i Dziady. A więc fajjny jest. I wszystko jest fajne, a nagle wchodzą jego rodzice, w tym tata, który się pyta:


„A co się taki czerwony zrobiłeś”

Ja z Kelly w śmiech, bo rzeczywiście był podobny, przyglądamy się jego rodzicom, stwierdzamy że do żadnego nie podobny, a on odpowiada tacie z burakiem na twarzy:

„A gorąco w tej sali”

Śmiejemy sie i ja razem z Kell wychodzimy i idziemy na przystanek, autobus nam nie przyjechał i pojechałyśmy minibusem.


Niedziela 4.10
Nuuuuudziłam się. Masakrycznie. Dzwoniłam do żółwika i wgl.

Pn, Wt, Śr, Czw, Pt – nie ważne, po prostu szkoła i telefony do Fifi.

Sobota 10.10
Urodziny. Pizzeria 2. Rano wstałam i nic mi się nie chciało robić! N.I.C. Wstałam, siadłam, oglądałam teledysk MJ „Stranger in Moscow” razy 666 :P, a mama mi układała fryzurę. Góra podtapirowana i do tyłu, a dół potraktowany lokówką. No i git. Potem makijaż, ubrałam się i mogę iść. Szłam jak na ścięcie łba, ale to szczegół. Ogólnie jakoś tą imprezę przeżyłam. Dostałam w większości biżuterię, forsę, a resztę opiszę potem.

Niedziela 11.10
Nuuuuuuudy

Poniedziałek 12.10
Tak więc oficjalnie, dzisiaj moje urodziny, tak, tak. W moje urodziny tak się złożyło, że pojechałam do kina z klasą na „Janosika”, no ok, film w guncie żeczy – fajny, ale strasznie zboczony i brutalny. Po południu mając w kieszeni 550 zł… po czym pożyczyłam mamie 250, zostało mi trochę i postanowiłam się gdzieś wybrać z Kelly. Powiało nas do Rossmana, z Rossmana do Natury w której kupiłam sobie perfumy Avril Lavigne – Black Star, następnie do sklepu muzycznego w którym nabyłam „Michael Jackson Live in Buncharest: THE DANGEROUS TOUR” i Tokio Hotel – Humanoid ver. Deluxe. – Tyle że na to będę musiała poczekać aż mi to sprowadzą do sklepu.



Wyszłam z tamtąd taka happy i wgl. Jeszcze chciałam iść do plastycznego sklepu, ale Kell mnie pociągneła za rękaw żebym już nie wydawała. Poszłyśmy do pizzeri Da*Grasso na pizzę + Pepsi = Łeee jesteśmy pełne. No i busem do domku! Yeah!

Saturday, October 3, 2009

|XXVII| W pola marsz! Historia błądzenia w zbożach.

3 październik 2009

🎧 Avril Lavigne – I’m with you

So… Hahahaha to był udany, ale bolesny dzień. Otóż zacznę od początku: Wstałam o szóstej rano, umyłam zęby bla bla bla… i moja mama wymyśliła że jedziemy na giełdę, ale haha giełda działa tylko w niedzielę! I pojechałyśmy do centrum, w którym spełniło się jedno z moich życiowych pragnień. Ohh – zmieściłam się w rurki i już w poniedziałek będę je mieć w szafie. Happy! Potem wyposażyłam się w dwie nowe bluzki i wróciłam do domu. Byłam umówiona na wyprawę w pola z Kelly. Pojechałyśmy na rogatkę około godziny 13. Powędrowałyśmy ulicą Urzędniczą, przez Wandy i na Kopernika, a potem w dół w pola. Przez chwilę się tam kręciłyśmy… jedząc Nimm2 i jeden mi spadł… a Kelly, jak to Kelly. Ona jest crazy i wgl Więc ogłosiła trzy minuty ciszy dla upuszczonego i rozdeptanego nieco pomarańczowego Nimm2 żujki. I stała tam te 3 minuty z stoperem w ręce! Kosmicznie to wyglądało. Tak na baczność z żalem w oku patrzyła na tą Nimm2 żujkę… A i przypomnę że miał to być wypad fotograficzny a zapomniałam aparatu ale ćssii. No i poszłyśmy do szkoły odwiedzić moją mamę <haha jak to brzmi xD> i poszłyśmy w pola. Kelly mnie zaciągnęła pod drzwi Filipa i zadzwoniła do drzwi. O! Ja tylko stałam. Szczerze? Modliłam się żeby go nie było. Odwagi nie miałam O! Zadzwoniła do drzwi… Otworzyła drzwi jego mama… a Kelly wypala: Dzień dobry, czy jest Filip? XD A ja taka wmurowana. Okazało się że nie maa.. I poszłyśmy z powrotem w pola… I zrywałyśmy ‚zboża’ i weszła mi drzazga. I mi Kell chciała ją wyciągnąć ją kartą sim z telefonu. Ale potem rozdeptała moją spinkę do włosów, wyciągnęła z niej sprężynkę z ostrymi zakończeniami i rozcinała mi powoli, ale boleśnie skórę… tak wiem brzmi to psychopatycznie, ale ja kazałam jej to zrobić. Hahaha Kell mnie okaleczyła! XD Nie no.. uratowała mi życie. I wyciągnęła mi tą drzazgę. Potem tak bolało… Ał… no i poszłyśmy prosto… prosto i prooosto. I chciałyśmy isć do tz. Maleńkiej, ale się rozmyśliłyśmy i chciałyśmy iść do Pizzeri 2, ale nie… i poszłyśmy do Da Grasso <czy jakoś tak> I oh!! Łukasz tam był. Ugniatał ciastoo, boooski jest! Cudowny i ohh, od zawsze tak na niego reagowałam. Tak więc zamówiłyśmy sobie małą pizzę spod cudownych rąk Łukasza i była pycha i wgl, napchałyśmy się jak nie wiem co… I wróciłyśmy do domu na nogach żeby spalić tą pizzę. I takk cudownie minął najlepszy dzień w moim życiu! :D

Sunday, September 27, 2009

|XXVI| Przemyśleń kolejnych czas.

27 wrzesień 2009

Michael Jackson – I’ll be there

No więc… czas przemyśleń. Czasem idiotycznych, bądź idiotycznie napisanych. Czasem w głowie mam piękne zdania, które można by wyrwać i napisać właśnie tu, ale gdy tylko przychodzi na to czas, jestem w rozsypce. Również teraz. Jak zwykle moje uczucia nie pojawiają się od tak. Dziś moim natchnieniem
był blog:
 
Najpierw przeczytałam notkę pierwszą. Podziwiam siłę jaka jest w tej dziewczynie że potrafi tak łatwo pisać o śmierci babci. Potem notka: Wielkie Bum! Która… dała mi troszkę do myślenia. Tak naprawdę… nikogo już na świecie nie ma. Pozostała żenada i zepsuta muzyka. Nie będzie drugich takich. Dziś pozostała kiczowata, pokazująca swoje stare ciało Madonna, skandaliczna Britney Spears, zepsute Tokio Hotel, zadłużone Ich Troje i jeszcze długooo by tak wymieniać. Bo odeszli ci najlepsi. I zupełnie nie mogę się z tym pogodzić. Ciągle pytam „dlaczego?”.


To właśnie z bloga „poprzednia-era” Ok… za królem reggae nie płaczę bo tak znów reggae i samego króla nie lubię, ale szanuję… jednakże… Kurt Corbain, Elvis Presley i Michael (wg mnie) najbardziej zapisali się w historii. To byli ludzie muzyki. Tej prawdziwej i niepowtarzalnej.

Na tym właśnie blogu pod właśnie tą notką znalazłam taki właśnie komentarz:

„Ja nie byłam jego wielką fanką i nie wkleiłam żadnych obrazków na nk, a gdy umarł smutno mi było. Kocham jego piosenki, chociaż nie znam wiele,ale najbardziej „Billie Jean” oraz „Thiller”. Szkoda,ze zrobił sobie operację, bo to tylko przez to…”

Uznałam że dziewczyna po prostu nic nie wie i jakoś jej to wybaczam, ale nie rozumiem jak mogła być fanką, czy tam jest i myśli że umarł przez jakieś operacje! Po pierwsze Mike został zamordowany, a po drugie Mike miał tylko dwie operacje. Wiele gwiazd Hollywood miało ich nie mało więcej. Ale i tak jak już kiedyś powiedziałam :Każdy, zawsze i wszędzie będzie uprawiał własną filozofię. Czy jakoś tak to powiedziałam.

Kolejną przeczytaną notką była: Do you remember? Muszę dziewczynie pogratulować życia, rodziny i wszystkiego co posiada. Po pierwsze miała ten zaszczyt żeby o mało nie nazywać się Diana… ja staram się jak mogę żeby mnie tak w szkole nazywali, jednakże nawet to nie wychodzi. Po drugie rodzina ją zna na wylot. Ja za niedługo mam urodziny, bo 12 października i mogę sobie dać łeb uciąć że wszyscy dadzą mi pieniądze bo nie będą wiedzieli co mi kupić… a przypomnę że ściany, pulpit na komputerze, i wszystko inne w tym moje serce jest wytapetowane Michaelem. Tak więc… cóż. Zazdroszczę. Po trzecie zazdroszę ci dziadka. Ja nie poznałam ani jednego. Kocham zwłaszcza jednego całym sercem choć go nie znam. Choć może i to lepiej? Może tak los chciał? Żebym jeszcze bardziej nie cierpiała? Ja wiem że on mnie czasami odwiedza nocami, czuję jego obecność, to przerażające, ale też nieopisane uczucie. Cudowne. Czuję że jednak jest. Z rodziny jest mi chyba najbliższym zaraz po mamie.

No i kolejna to: Have you seen my childhood? Ja nigdy nie zauważałam tego jak moje dzieciństwo było cudowne i fajne, radosne i pełne zabawy. Jak przeczytałam tą notkę i pomyślałam o takim jednym chłopcu którego dzieciństwo rozpoczęło się dopiero w około 1990 roku… takim jednym Piotrusiu Panie… zaczęłam docieniać świat, życie, wszystko co mam, to co miałam, co przeżywałam, co przeżywam, jakie miałam dzieciństwo… i długo by wymieniać.

Jednakże wszystko kręci się wokół jego osoby. To on zmienia mnie na lepsze. Zmienia świat na lepsze. I nie ważne że 25 czerwca zmarł – bo ja i tak w to nie wierzę. Dla mnie on zawsze będzie żył w moim sercu ratując świat od wszelakiego zła. Nadal będzie tym dobrym, jednym z najlepszych Aniołów strzegących mnie w momencie zapadania w sen. Nucących mi cicho moje ulubione piosenki prosto do ucha. Nigdy nie zapomnę. [*]


Jeszcze chciałam dodać że umiem zrobić moonwalk! (w sensie iść do tyłu tak jak to robił MJ)

Saturday, September 19, 2009

|XXV| Myślę, więc jestem.

19 wrzesień 2009

Michael Jackson – Is it scary

No może nie do końca myślę, ale z pewnością jestem. Jestem z nowym szablonem. Kelly od dawna mnie męczyła żebym zrobiła/zamontowała bardziej kolorowy szablon. No to masz. Na nagłówku są przejawy kolorów. Musi ci wystarczyć : ) Ale nie jest mojej roboty. Ostatnio pisałam jak mi źle… Otóż dzień po tamtej notce, czyli wczoraj postanowiłam spojrzeć na siebie i tylko siebie. Zrobiłam sobie dzień dla mnie! A co! Zaczęło się z rana. Wstałam… znów nic nie jadłam, na głowie jak… wyglądało jak siano. Po raz kolejny doczołgałam się do kanapy w dużym pokoju i rzuciłam na poduszki. Leżałam, leżałam i leżałam i w momencie kiedy mama trzasnęła drzwiami na znak że wychodzi ja stwierdziłam że tak nie będzie! Zaczęłam o pójścia do łazienki. Przeważnie wizyta w łazience w której zazwyczaj brałam tylko prysznic zajmowała mi godzinę. Zaczęłam od mycia głowy… umycia się, poprzez ogolenie nóg, przy czym się po raz pierwszy śmiałam na cały regulator bowiem po raz pierwszy, nie wiem jakim cudem się zacięłam. I zajęło mi to godzinę! Tyle co wcześniejszy zwykły prysznic. Wyszłam, związałam włosy w pół kucyka i zaczęłam myć twarz. Zaczynając od peelingu a na toniku kończąc. Potem pomyślałam sobie że nie będę szczęśliwa w moim pokoju. A dlaczego? Bowiem nie chce mi się utrzymywać w nim czystości. Na krześle wiszą spodnie, zeszło tygodniowa bluza i bluzka. Gdzieś tam się wali ręcznik, stanik i kolejna bluzka. W szafce koło biurka tysiące poplątanych kabli i śmieci. Kosz pod biurkiem, pełny. Książki niedbale poustawiane w regale, a o szafce z kosmetykami nawet nie wspomnę. Tak więc kolejny punkt mojego dnia to uszczęśliwienie samej siebie za pomocą ładniejszego otoczenia. Po takiej kąpieli, aż miałam ochotę na sprzątanie i byłam otoczona grubą nicią euforii. Pierwsze za co się wzięłam to włączenie komputera -> Michael Jackson -> Liberian Girl, Man in the mirror, Give in to me, Billie Jean itp. Jak już miałam muzykę, to mogłam wszystko! Zaczęłam od regału. Książki, kosmetyki i inne starocie wepchnięte w kąty. Upychałam to w koszu, ale stwierdziłam że nic się już nie zmieści to nogą w niego i ugniatamy te sterty makulatury. No potem zmieściło się więcej, ale i tak należało już te śmieci wysypać no i tak zrobiłam. Kolejne półki leciały z górki. Rym mi się ułożył. Potem układałam w szafkach z ciuchami w szafie, pościeliłam łóżko, wszystko pięknie ładnie i aż się chciało żyć. Po takim dniu byłam w niebo wzięta. A dziś… no cóż. Wstałam znów czołgałam się do kanapy w dużym pokoju w którym zastałam mamę. Alleluja! Sobota dzisiaj! Fajnie jest. No więc oglądałam z mamą telewizję i tak o godzinie jedenastej zebrało ją na zakupy, a to że ja byłam pod ręką to i mnie wzięła do noszenia reklamówek z mięsem. No ale mama taka dobra że na mięsie się nie skończyło! Kupiła mi taki boski ‚sweter’ i bluzkę. Ale boskie są. No i wróciłyśmy i zaczęłyśmy o dwunastej(!) robić obiad, a potem szarlotkę na bazie biszkoptu. Czyli biszkopt -> jabłkowa papka -> pomarańczowo cytrynowa galaretka = pyyycha. No i dzień sobie leci. Mama poszła na spotkanie z dawną koleżanką z jakiejś tam wyższej szkoły. W każdym bądź razie nie z podstawówki – to pewne. Ja zostałam w domu sama z tatą, który dzisiaj ma chyba dobry dzień bo mnie tuczy (czyt. kupił mi ŻELKI! i czekoladę.) i jeszcze nie zgonił z komputera. Tak więc bosko. Przed chwilą zalałam jabłkową papkę galaretką i dzwoniłam do siostry, która mnie zaprosiła na obiad (w sensie że jutro mam przyjechać). Tak więc pojadę. W skrócie mówiąc – jest bosko. A i trzeba dodać że moja stara pasja powraca w kawałkach. Czyżby stara, dobra Nelly powracała? Zobaczymy ; )

Thursday, September 17, 2009

Wiem dlaczego nienawidzę tego życia.

17 wrzesień 2009

Zawsze do siebie i do tego co mnie otacza miałam jakieś ale. Jednak nie wiedziałam co tak naprawdę mi przeszkadza. Dzisiaj już wiem. Otóż… wyobraźmy sobie że wstajemy rano, słyszymy szuranie… mama ‚kradnie’ twój rysunek do ksero, oryginał daje dyrektorce żeby się podlizać… Rzuci czasem milsze słowo na jeden z portretów i zaproponuje narysowanie następnego. Czyha naszą wenę twórczą. Koło godziny dziewiątej rano, pozostajesz sam/a. Siadam do biurka, wybieram zdjęcie, które chce narysować i się staram. Dłubiesz ołówkiem po kartce ok. 6 godzin. Cały czas w samotności. Czasem przygrywa ci tylko jakaś melancholijna muzyka. Potem się okazuje że to co narysowane jest wcale nie podobne do tego co miało wyjść. Jesteśmy nie zadowoleni, ale idziemy przed siebie. Siadasz na gadu gadu… rozmowa. Potem znów sama. I tak do godziny dziewiętnastej. Wieczorem przychodzi nadzieja że przyjdzie ktoś, kto zechce choć chwilę porozmawiasz. Że poczujesz czyjąś obecność. Zobaczysz zainteresowane i przejęte tobą oczy. A w drzwiach staje, wypity ojciec z oczyma zamglonymi. Który na zmianę krzyczy na Rosję! Albo na Szwabów! I idzie spać. Znów zostajemy sami. Mamy godzinę dwudziestą drugą. Przychodzi mama, ale oznajmia że jest zmęczona i że idzie spać. Jak myślicie jak się po takim dniu można czuć? Otóż czuję się nikim. Totalnym NIC. Za niecały miesiąc są moje i ojca urodziny. Ale wiecie co? Wszystko się kręci wokół niego. Rodzina zaczęła zauważać to że czuję się inna i zaczęła wszędzie podkreślać że to też moje urodziny, ale to wszystko to dopiski. Ale i tak te urodziny należą do ojca. I ja to odczuwam mimo tych dopisków drobnym druczkiem. Ja po prostu chcę być choć odrobinę zauważona. A tym czasem połowa zaproszeń została rozdana jako na urodziny ojca. Ojciec zapraszając mówił: Myślę że przyjdziecie na moje urodziny. A gdzie ja! No pytam się! W prawdzie zawsze byłam nie zauważana, ale myślałam że w ten jeden dzień… ktoś jednak chociaż zapyta mnie jaki chciałabym tort, czy cokolwiek! Z resztą… odchodzę od tematu. Sama już nie wiem jaki wniosek, nie wiem nic, jestem nikim… i nikim pozostanę. Może ktoś się w końcu pojawi kto mi udowodni że chociaż dla niego istnieję.

A co do skrzydeł, które ostatnimi czasy opisywałam Kelly, że czuję się jakbym mogła wszystko. – Dziś… Ucięli mi skrzydła i kazali latać. Takie życie.

Wednesday, September 16, 2009

|XXIV| Jest tyle do powiedzenia. Zdarzyło się tak wiele, ale tak mało. Jak to opisać...

16 wrzesień 2009

🎧 Michael Jackson – Remember the time
Szczerze to… ostatnimi czasy dużo się działo… ale większość do drobiazgi cieszące moją skromną duszę. Tak więc nie wiem czy takie drobiazgi warto opisywać. Zacznę od tego że ostatnio mnie jakieś przeziębienie czy grypa wzięła. Siedzę w domu już chyba drugi dzień. A wiadomo że nikt normalny nie będzie cały dzień siedział w łóżku czy coś podobnego. Broń Boże! A więc wczoraj weszłam sobie na neta… i błądziłam. I co znalazłam? Bardzo interesującą… rzecz. A dokładnie to dwa FILMY o MJ w PART’ach. Jeden film jest śmieszny, a drugi dokumentalny.

Michael Jackson – Private home movies

Part1 Part2 Part3 Part4 Part5 Part6 Part7 Part8 Part9 Part10 Part11

Odcinki mają ok. od 4 min po 8 min. Są to filmy bez polskiego lektora, ani napisów. Myślę że mimo że iż ktoś nic nie rozumie po angielsku – to film i tak rozbawi, zaciekawi. Zachęcam do obejrzenia.

Historia Króla Popu

Part1 Part2 Part3 Part4 Part5 Part6 Part7 Part8 Part9

Jest to historia Króla. Wg. mnie aktorzy są bardzo dobrze dobrani. I choć są przeciwnicy filmu, jak dla mnie ma on ukryty przekaz. Pokazuje wiele. Odcinki po ok.10 min

Prócz tego dodam tutaj parę coverów znalezionych w internecie, które okropnie mi się podobają.

Ma laska głos Dirty Diana- KLIK

Na pianinie
Dirty Diana- KLIK
Bad – KLIK
Smooth Criminal – KLIK
Billie Jean – KLIK
We are the world – KLIK – coś pięknego…
Liberian Girl – KLIK
Heal the world – KLIK
Speechless – KLIK – pięknie… / a tu wersja II – KLIK
You are not alone – KLIK
Beat It – KLIK
Earth Song – KLIK – aż się płakać chce. Przepiękne.
Earth Song – KLIK – miększa wersja.
Say Say Say – KLIK
Black or White – KLIK
Dangerous – KLIK
Man in the mirror – KLIK
The way you make me feel – KLIK
They don’t care about us – KLIK – Bosko!
I’ll be there – KLIK
Childhood – KLIK
Will you be there – KLIK – Cudoo
Ben – KLIK
Give in to me – KLIK – To naprawdę POLECAM
To na tyle. Bye

Tuesday, September 8, 2009

|XXIII| Odchudzanie? / Kto przyjacielem jest?

8 wrzesień 2009

Przeglądałam przed chwilą blogi… i trafiłam na jeden wyglądający na nie ciekawy… ale tylko graficznie. Blog należał do osoby, która przy swojej wadze 54 kg przy wzroście 165cm uznawała siebie za otyłą! A chce ważyć 45 kg… jak dla mnie to chore! Odchudzać to się mogę, ja a nie TAKA dziewczyna! To ona nie jest sama… każda z nich przelicza uważnie kalorie, jeśli zje odrobinę za dużo – karci się psychicznie. One uważają uczucie głodu za wspaniałe! Nie zgodzę się, ale też nie zaprzeczę ponieważ w święta wielkanocne 2009 też prawie nic nie jadłam i było to uczucie za razem fajne – takie lekkie, ale z drugiej strony na nogach nie mogłam ustać, donieść koszyka do kościoła. O tym że kiedyś sama się głodziłam (ale nie celowo, po prostu nie odczuwałam głodu) nie wie nikt… oprócz tych co to teraz przeczytają. Co do dziewczyn… jedna z nich zjadła 800 kcal… ale ja nie potrafię sobie wyobrazić jak się czuła ta co zjadła tylko 200! – autora tego bloga –> KLIK.

Nie rozumiem takiego zachowania… a drugiej strony – kłamię tutaj w tym zdaniu. Bo kiedyś nie jadłam, byłam słaba, ale dobrze się czułam. I jestem przekonana że jeśli ktoś to przeczyta to będzie do mnie zrażony choć troszkę, ale będzie.

Wg.mnie do odchudzania, a potem anoreksji prowadzą po prostu depresje. Ktoś przezwał cię grubą już po raz 1000, masz dość, masz depresję i zaczynasz jeść coraz mniej. Oni wyzywają dalej, jesz mniej i mniej, ciągle płacząc. W końcu nie jedzenie sprawia ci przyjemność. I jak pstryknięciem palców – jesteś anorektyczką.

***

Szkoła… co ja mogę powiedzieć… uszczęśliwia i dołuje mnie na raz. Ale mówiąc szkoła mam na myśli towarzystwo. Jestem człowiekiem innym, nie o takim samym sposobie życia, myślenia i ‚łapania’ dołów co inni. Prócz tego mam taką dziwną cechę że dobre zdarzenia zasłaniam tymi dwa razy mniejszymi sprawami złymi… Tak więc przez jedną chwilę śmieję się w tym … idiotycznym, ciasnym kole na przerwach, a na lekcji to co się zdarzyło zakrywa mi jakieś choćby najmniejsze zdarzenie czy wspomnienie. To głupie i źle mi z tym, ale co poradzę jak już taka jestem.

Co do towarzystwa to już sama nie wiem czy mam jakich kolwiek przyjaciół. Zaczynam wątpić. Napiszę szczerze…

Kinga uważa mnie za dobrą ze względu na odpisywanie zadań, choć… no może nie tylko… zapewne przesadzam, bo już wcześniej mi mówiła że mnie lubi, ale jednak… czuję w sobie taki głos… który mi mówi że ona jest tylko koleżanką.

Kelly stwierdzam że tak na prawdę przyjaciółką nie jest. Bo przyjaciel nie obraża osób które kocham, lubię, szanuję. Miałaby taka przyjaciółka blokadę bo wie że mogłoby mnie to urazić. Ale z drugiej strony to wiem, że ona wie o mnie wszystko. Wystarczy że na mnie spojrzy a wie co mnie boli, o czym myślę…

Łukasz można powiedzieć że jako dziecko kochałam go jak brata. Długo ze sobą nie rozmawialiśmy i ja nie wiem czy ta przyjaźń to przetrwała. Sądzę że nie. On teraz ma dziewczynę, a mnie nie poznaje. To przykre… aż serce krwawi i łzy piętrzą się do oczu, aby się uwolnić.

Angela nie wiem czy kiedy kolwiek była moją przyjaciółką tak do końca… choć uratowała mnie od samotności, dając mi grupkę dwóch chłopaków do towarzystwa, a to że jeden z nich zabawił się moimi uczuciami to nie jej wina, ale my praktycznie się nie znamy – więc czy jesteśmy przyjaciółkami? Raczej nie.

No i doszłam już (chyba) do tego punktu bo (chyba) więcej przyjaciół nie mam.

Filip nie wiem czy przyjaźń kwitnie już po tygodniu od poznania się. Wątpię w to, ale myślę że byliśmy na dobrej drodze. Powiedziałam co czuję, dla własnego lepszego samopoczucia, wiedziałam jakie mogą być tego skutki, ale zaryzykowałam, teraz widzę jak wiele mogłam stracić. Choć myślę że trochę straciłam. Bo na przerwach znów tworzy się wokół niego koło i nie śmiejemy się już z „potrzeba mi tlenu!” – to przeszłość.

Tak więc…. jak o tym myślę to płakać mi się chce. Bo większość to ja zepsułam. A przynajmniej znajomość z … no tylko z Filipem. Nie jestem taka zła… ale cóż.

Sunday, September 6, 2009

|XXII| Noc

6 wrzesień 2009

Jeszcze chyba nikt nie zwrócił uwagi jak piękny to czas – Noc. Zawsze wychodzę (z wyjątkiem zimy) na balkon z moją cytrusową herbatą, kocem… siadam, patrzę na księżyc, jasną gwiazdę na środku nieba, słucham muzyki miliona świerszczy… wsłuchuję się w cichy szelest liści drzew, wsłuchuję się w ciszę. Tak cudowną. Ulice są zupełnie puste, w oddali pali się kilka świateł w mieszkaniach, lekko powiewa chłodem. Jestem sama ze sobą. To tak piękne uczucie… zwłaszcza kiedy jest pełnia. Światło księżyca oświetla twarz, rzucając mój cień na ścianę. Czasem słychać pisk opon, ryk silnika… wtedy zauważam jak świat jest zepsuty… i ile można naprawić. Kiedyś ludzie wieczorami nie widzieli dziesiątek samochodów na parkingach, oddychało się lżej… a dziś… pomagając światu trzeba najpierw zmienić siebie. To tylko możemy zrobić. Man in the mirror, Earth song

Tak naprawdę nie wiem o czym jeszcze napisać. Życie to jedna wielka monotonia… nie lubię tego. O! Wiem co powiem! A raczej pokarzę. Moje trzy nowe rysunki. Przyznam że jestem z nich dumna, ładnie wyszły.
#link broken#

Friday, September 4, 2009

Nowa szkoła.

4 wrzesień 2009

Wielu nie chciało iść do szkoły. Ja mogę się tylko śmiać. Bo połowa z nich obecnie tylko ciągle myśli kiedy pójdzie do szkoły bo, o jak tam fajnie! Tia… Mi się nie chce powtarzać że od początku się cieszyłam bo to drugi dom, ale opiszę co się przez te cudowne 4 dni działo. W pierwszy dzień, jak weszłam do szkoły i nie chciałam początkowo iść do klasy tylko stałam koło mamy powiedziała że nie powinnam tak się jej ‚kiecy trzymać’ i iść. A potem robiła mi marę bo poszła ze mną na apel i do klasy z której została ‚wyrzucona’ i jeszcze nie rozumiała o co chodzi. W każdym bądź razie, rozmawiałam w ten dzień tylko z jedną dziewczyną, Magdą, która usiadła koło mnie na apelu. W następny dzień, o ile dobrze pamiętam to opuściłam lekcję WDŻ – miałam źle zanotowaną godzinę na, której miałam przyjść. Potem miałam kolejne lekcje… test z angielskiego… i trafiłam do pierwszej, grupy – na wyższym poziomie. Cieszyłam się, nie powiem. Kolejnego dnia, spóźniłam się na Religię bo po prostu nie mogłam znaleźć klasy, choć szkołę znam dobrze. Myślę że to przez zamieszanie jakie jest w godzinach 7:30 do ok.15:00 a ja wcześniej bywałam w niej powyżej godziny 15 więc widząc tłumy doznałam dezorientacji. W trzeci dzień… Chyba na nic się nie spóźniłam… ok przyznaję się wczorajszego dnia nie pamiętam. Ale dziś… spóźniłam się na Geografię – autobus mi uciekł. Jak tylko przydarzała mi się okazja odwrócić w stronę klasy, tak żeby nie wyglądało to na ‚przeszkadzanie’ na lekcji i ciągle patrzyłam na jedną i tą samą osobę. Na wyraz twarzy, czy się nie zgłasza, czy nic nie mówi, czy oczy błyszczą czy też nie, czy się uśmiecha… Po lekcji Geografii była lekcja niemieckiego. Najpierw małą grupką szukaliśmy sali (czyt. przeszliśmy pod salę obok :D) i czekaliśmy na dzwonek. Zaczęłam rozmawiać z ów osobą, ale nie dużo – powiedziałam tylko że jestem w grupie drugiej na niemieckim, a on tak ładnie się uśmiechną, oczy mu zabłysnęły i powiedział że on też. Poszliśmy na niemiecki… a klasa była komputerowa, na środku sali trzy ławki… i krzesła przy biurkach ułożonych w podkowę, babka kazała usiąść do niej przodem. Ów osoba usiadła w środkowej ławce na początku sali, Magda wzięła usiadła na krześle, obok niego przy biurku zostawiając lukę, pomiędzy nim, a nią. A ja… wzięłam krzesło usiadłam pomiędzy nich. Cieszyłam się każdą sekundą tego że siedzę koło niego, właśnie niego. Po lekcji niemieckiego była lekcja matmy. Zaczęłam z nim rozmawiać trochę więcej. Zapytałam czy ma podpisaną umowę przedmiotową z matmy i temat się potoczył, potem go zostawiłam i popędziłam podrobić podpis przez portierkę za zgodą mamy bo sama go nie miałam. Potem wróciłam, usiadłam za nim… spojrzał na mnie, ja uśmiechnęłam się i powiedziałam 
- ja podpis już mam i nie pytaj skąd. (ja)
- podrobiłaś? (on)
- nie. (ja)
Uśmiechnął się i odwrócił się z powrotem. Matma mijała. Następnie poszliśmy wszyscy na polski, nie rozmawialiśmy, potem przerwa, ja się przeszłam na stołówkę (na obiad) ale to że było dużo ludzi postanowiłam przyjść na następnej przerwie. Wróciłam na górę i zaczęła się rozmowa. Sama z siebie. Wyszedł z ciasnego kółka otaczających go dziewczyn (one potem rozmawiały ze sobą) i podszedł mniej więcej do mnie.
- kto jest normalny niech wyjdzie z koła. (czy coś takiego)
ja się tylko uśmiechnęłam na to że stoję z boku.
Rozmawialiśmy przez chwilę. Zauważyłam jaki jest no cóż słodki i kochany. Bo nie chciał się dopasować do innych, być jak większość, ba! Wpadł na pomysł żeby podejść do tych nieśmiałych osób z klasy i spróbować z nimi porozmawiać. Wiedziałam że dla niego nie liczy się tylko jego tyłek, ale także sprawa innych. Potem po pierwszym dzwonku przerwy stanęliśmy w rzędach. Rozmawialiśmy gdzie kto mieszka itp. Z takim zainteresowaniem wpatrywał mi się w oczy. Zaś jego tak ładnie błyszczały i były pełne koloru. Zauważyłam że lubi kontakt cielesny. Jak z kimś rozmawia to tak gestykuluje że nie zdarzyło mi się żeby choć ze dwa razy nie dotknął mnie w rękę lub ramię. Jest też zabawny. Mówił że nie mieszka w centrum… że w polach. Ja zaczęłam się śmiać i zapytałam:
-aha, czyli taki domek wśród zbóż?
I tak cudnie się śmiał. Jak choć na chwilę odwróciłam wzrok, bądź głowę, mówiąc, zaczepiał moją rękę żeby zwrócić na siebie uwagę. Jego wzrok był tak cudowny… jakby skanował moją duszę, myślałam że za chwilę się roztopię. Po polskim poszłam na obiad z Magdą, a potem na wf który wf-em właściwie nie był bo omawialiśmy tylko regulamin itp. W każdym bądź razie ze względu na chłopaka, który spodobał mi się już na rozpoczęciu szkoły… który ma na imię Filip – moje życie nabrało różowego koloru. Zabujałam się na AMEN.

Sunday, August 30, 2009

|XXI| Neverland i „Machel”

30 sierpień 2009

Tytuł może zmylić. Nie mam zamiaru mówić o Neverland – 25 pokojowej posiadłości, nie. Opiszę wam mój… hmmm już dosyć stary sen, przyśnił mi się może jakiś tydzień temu, jednak dziś nadal go pamiętam.



Byłam w szkolnej szatni z resztą dziewczyn. Przebierałam się, weszłam na salę razem z Kelly jakby niby nic. Grałyśmy w kosza. Wyniku nie znam. Następnie biegałyśmy. Miałam włosy związane w kucyka. Potem doszły do mnie plotki że wrócił ‚Mróz’ przyznam że kiedyś się z dziewczyną zadawałam, ale nie zbyt za nią przepadałam. Poszłam do szatni, a ta uwiesiła mi się na szyi nie chcąc mnie puścić, kiedy wyplątałam się z jej uścisku – wróciłam na salę. Nagle ‚ni stąd ni z owąd’ w kącie sali pojawił się profesjonalny fotograf, który właśnie rozkładał sprzęty. Po krótkiej chwili znalazłam się na końcu kolejki do ów fotografa. Mijały długie minuty kiedy byłam już przed ostatnia. Przede mną była Kelly. Usiadła tam gdzie jej mężczyzna pokazał, zaczął ją poprawiać i zrobił zdjęcie. Ja w tym czasie rozpuściłam włosy na ramiona, z jednej strony założyłam je za ucho (z lewej) a z prawej na ucho. Usiadłam na miejscu, wyprostowałam się, uśmiechnęłam… a fotograf dziwnie na mnie patrzył, po chwili usłyszałam cudowne słowa: Zasługujesz na sesję w Neverland. Wpadłam w euforię! Splotłam ręce i zaczęłam krzyczeć: Tak, tak, tak! Proszę! Potem ów fotograf przeprowadził mi krótki, ale trudny quiz o Michaelu Jacksonie. Ha! Przystało na mnie odpowiedziałam na wszystko dobrze i poleciałam. Nie pamiętam wszystkiego, czego bardzo żałuję, ale pamiętam jak bawiłam się w ‚berka’ z Michaelem. Widziałam ten jego cudny uśmiech i roześmiane oczy. Było jak w niebie…

EDIT.

Może wam się to nie wyda śmieszne, ale moja mama jest prze komiczna. Powód? Przesyłam jej moje rysunki sfotografowane na komórce… A ona stworzyła sobie katalog specjalnie na Michaela i wiecie jak ten katalog nazwała? Jego imieniem – Machel. Przez pół godziny się z tego śmiałam, a jak już się uspokoiłam to śmiałam się przez kolejne pół i zmieniłam nazwę na Michael. I śmiałam się dalej 😃

Saturday, August 29, 2009

|XX| Happy Birthday Michael! I love you.

29 sierpień 2009

Przyznam że rano było mi głupio że wszystkie blogi, które choć trochę są powiązane z Michaelem, świętują. Wystawiają grafiki, dodają teledyski, bajery… ale czy naprawdę w taki sposób mówią Michaelowi – Happy Birthday? Sądzę że nie. Ja postanowiłam okazać to inaczej. Otóż… nie robię nic. Poczekam do godziny 11:40 (w nocy) wtedy wyjdę na balkon, wypatrzę najjaśniejszą gwiazdę i prześlę Michaelowi szczere życzenia. Wiecie jaką mam teorię na temat gwiazd? Że każda z nich to jeden człowiek. Jeśli gwiazda znika… to i człowiek. A ja mocno wierzę że gwiazda świecąca ciągle w jednym i tym samym miejscu co Michael. To dla mnie stwierdzenie że on żyje. Tak więc wyślę mu tą gwiazdką złotą moje szczere Happy Birthday i I love you. Nie rozumiem czegoś takiego jak urodziny Michaela na blogu… jak np. na MJ-forever. To przecież nic nie znaczy… to tylko zwykła notka którą czytają fani. Dla mnie jego dzień urodzin to dzień pełen jego muzyki, cytatów, teledysków, żartów, opowieści, rysunków… a o godzinie o, której się urodził – ciepła w sercu i szczerych życzeń. Ok… można na blogu jakoś przekazać : Dziś są urodziny Michaela! Ale co z tego będzie miał Michael mieszkający w innym kraju? Nie… to nadal źle powiedziane. Nigdy dobrze się nie wysłowię bo nic nie jest wyjaśnione. Gdzie słać w takim razie życzenia? Do Neverland’u? Do francuskiego zamku Michaela? Do bloga? (niedorzeczne) Do gwiazd? A może do serca? Jak zaadresować list?

To są ciężkie pytania i ciężkie stwierdzenia bo nie da się ich tak przelać na bloga z własnej głowy. Ja na blogu mogę napisać tyle że Michael był nadczłowiekiem. Był kilkunastoma osobami na raz. Choreografem, romantykiem, muzykiem, buntownikiem, projektantem, dzieckiem, aktorem, producentem nagrań, czułym ojcem, byłym mężem i jeszcze długo by tak wymieniać. Jego zalet nie da się wymienić, a wielu ludzi próbuje znaleźć choć jedną wadę. Mogę tylko żałować że nie byłam Billie Jean, że nie byłam Dirty Dianą, Annie, kobietą z Thrillera czy też The way you make me fell. Choćby tą niebezpieczną z Dangerous… Że nie byłam Lisą, czy Debbie. Z resztą… wystarczyło by mi jedno krótkie spotkanie z nim. Choć znając mnie jeśli tylko doszło by do skutku, trwałoby wieczność. Przytuliłabym i nigdy nie puszczała. I love you Michael. Na zawsze w moim sercu. I love you…

Friday, August 28, 2009

|XIX| Życie całkowicie zaplanowane? Czyli przemyślenia o tym co i dlaczego jest tak, a nie inaczej.

28 sierpień 2009

Nigdy wcześniej nie myślałam o tym jak bardzo będę kochać IT, jak bardzo się do nich zrażę po tym jak wokalista ‚nałogowo’ zaczął grać w pokera wciągając też to tego żonę, zaniedbując fanów, że wydadzą beznadziejny krążek. Kto by pomyślał że wyrosnę z starych grubych rajstop, przestanę chadzać codziennie rano z tatą do łazienki i czesać się tak samo jak on, kto wtedy wiedział że właśnie w tamtym momencie kiedy się zbuntowałam i uczesałam inaczej… kto by pomyślał że straciłam resztki porozumienia i wspólnych spraw z ojcem. Kto wiedział że stanę się ostrą, pewną siebie dziewczyną?! Kto wiedział że przerzucę się na rock, hardcore? Kto wiedział że dokona się tak wielka zmiana z IT na TH, Green Day, My chemical romance, Good Charlotte czy inne ostre zespoły? Aż w końcu na Michaela Jacksona? Kiedyś obiecywałam sobie ‚będę miała przy sobie K. takiego, nie innego – na zawsze’ Kelly czytała mój pamiętnik i wie o co mi chodzi… aniołki itp. A dziś co? Dziś wieczorami cierpię na bezsenność, budzę się widząc uśmiechniętą twarz Michaela i tylko jego. Kto pomyślał że wszystko się tak zmieni? Niedawno odkurzałam zabawkowym odkurzaczem styropian z dywanu (3latka) a dziś idę już do gimnazjum. Dla mnie to istny szok.

Sunday, August 23, 2009

|XVIII| Najszybsza droga do mojej nienawiści. Czyli poradnik jak zostać moim śmiertelnym wrogiem.

23 sierpień 2009

Tak. Piszę o tym bo dla mnie samej jest to nowość. Dziś to odkryłam że najszybszym sposobem żeby wzbudzić we mnie nienawiść jest… obraza moich poglądów. Odkryłam to podczas wizyty jednej z moich trzech sióstr. Pierwsza siostra chwaliła moje rysunki Michaela, druga chwaliła i przyznała że również go uwielbia… a trzecia, która dotychczas była mi najbliższa przyszła, rozwaliła mi się na łóżku i palnęła „Przesadzasz z tym Jacksonem. Ja go nie lubię on z tymi dziećmi…” I nie mogę tego określić inaczej niż – Szlag mnie trafiał! Po 1. obraziła mój gust mówiąc że przesadzam 2. mówi coś co jest totalną plotką. Nienawidzę takiego zachowania. O tych dzieciach już pisałam o ciastkach, amerykańskich bajkach… A wiecie że dzieci się wypowiadały że odstąpił im swoje miejsce snu, a sam poszedł spać w śpiworze? A po 3. czy dziecko mogło by skrzywdzić dziecko? Przecież Michael to małe dziecko ukryte w 51 letnim mężczyźnie! Po raz kolejny powtórzę on chciał dać dzieciom to dobro dzieciństwa, którego on sam nie miał! I to ma być pedofilia? To jest moje zdarzenie z Michaelem.

Dwa lata wcześniej.

Moja era Th. Koleżanka zaczęła się na mnie wydzierać że mam obsesję jestem chora itp. Na miejscu ją znienawidziłam. Czy to tak ciężko zaakceptować czyjś gust i to co robi?

Koleżance nie wybaczyłam, z siostrą jest ciężko bo to moja siostra i nie mogę jej znienawidzić, ale odczuwam głęboką urazę. Więc jeśli chcesz żebym szczerze cię znienawidziła, pluła na twój widok i wyzywała twoją ulubioną Hankę Montanę lub tych z High Skól muzikal od najgorszych to śmiało! Powiedz że Michael był kukłą, powiedz że był pedofilem, powiedz co ci ślina na język przyniesie! Moją nienawiść masz zapewnioną. Obiecuję.

***

I tu nie chodzi o czyjeś zdanie. Bo ok, ma prawo je mieć… ale niech nie rozsyła plotek. Te plotki były ohydne już za jego życia… a teraz i po śmierci go obwiniać to jest to naprawdę obrzydliwe.

Saturday, August 22, 2009

|XVII|To wciąż są lata ’70.

22 sierpień 2009

Zmiana szablonu na Michaela, zmiana track listy na telefonie na Michaela, chęć ściągnięcia plakatów innych zespołów. Tak… Chyba th wyprowadziło się z mojego serca. Bo jak dla mnie są to inni ludzie. Muzyka jest totalnie inna i beznadziejna – a ponoć muzyką wyraża się siebie więc totalne dno. A po drugie ich wygląd… Wyglądają okropnie… ale tylko T i B bo Gucci jest w porządku o Geo nie wspominam który schudł. Teraz siedzi we mnie Michael Jackson. Utknęłam w czasach 70, 80… Kiedy Michael jeszcze miał ciemniejszy odcień skóry, boskie loczki na głowie… i te czarne oczka. A jego muzyka… zawsze kiedy śpiewał widać było w nim mnóstwo uczuć które wracały z dzieciństwa zwłaszcza w piosence – Childhood. Coś pięknego a za razem strasznego. Dla mnie Michael był, jest i będzie taki jak TU. Dałam wam zdjęcie… nie w świetle reflektorów, bo chciałam dodać zdjęcie człowieka nie gwiazdy.

Trzeba szczerze przyznać. Th w moich oczach wygasło. Kochałam to z roku ’07 ale dziś… Ehh

***

Michael jednak żyje? Zadaje sobie to pytanie bo… na pogrzebie Michaela (wiadomo że Michaela w trumnie nie było) w drugim rzędzie siedział… jakiś facet. Wąsy, kapelusz… ludzie twierdzą że to właśnie Michael.

„Ostani wpis w pamietnku Michaela, który ponoć mówi, że Michael miałwszystkiego dość i chciał zafundować sobie zawał serca, oraz powrócićpod koniec tego roku, lub na początku przyszłego i że to ma byćprawdziwy Thriller. Poza tym ani jeden jego prawdziwy przyjaciel nieudał sie na ten pogrzeb.”
(c) krol popu

Tutaj jest film.

Myślę że są to kolejne plotki, jednak wiadomości z jego pamiętnika biją się z moim racjonalnym myśleniem. Bo każdy może zrobić sobie przerwę, a tym bardziej że to Michael to w takim stylu. Ale… ale… ale przecież już miał próby na koncerty, bilety sprzedane… i teraz ‚umierać’ ? Dziwny czas. A po drugie… rodzina no hej… przecież nie umówił się z nimi że mają płakać, cierpieć dla tysięcy widzów… w życiu by na to nie wpadł. A z resztą kto by kazał rodzinie cierpieć dla własnego odpoczynku… ba rodzinie, dzieciom! Więc ja twierdzę że gość na filmie to właściwie nikt.

Sunday, August 16, 2009

|XVI| 29 sierpień 1958 – tej daty nie zapomnę.

16 sierpień 2009

Może nie zacznę od głównego tematu, bo jest długi… tylko od czegoś co chciałam powiedzieć na inny temat. A więc, wielu z nas nie jest świadomy że to pokolenie szybciej dorasta. Dlaczego jak czytamy w opisie bloga że autor ma DO 13 lat, jakoś inaczej na niego patrzymy? Czy macie pojęcie że dziecko w wieku 12 lat już poważnie myśli o życiu i potrafi snuć długie myślenia o jego istnieniu, potrafi o nim pisać jak nie jeden dorosły. Dlaczego jeśli powie się komuś że masz 12 lat powie – ooh fajnie, wiesz muszę lecieć. A jak podrośniesz, napiszesz że masz 14 lat – ludzie z tobą rozmawiają? Zupełnie nie rozumiem takiego zachowania. Ba.. ja mówię o 12 latkach… moja siostrzenica która ma lat SIEDEM potrafi już poważnie rozmawiać na dosyć poważne tematy. Ja sama kiedyś jak prowadziłam bloga wręcz musiałam pisać że mam więcej lat niż miałam obecnie (11) bo inaczej inni nie chcieli go czytać. I wiecie co? Jak napisałam że mam lat 16 – statystyka skoczyła. Zupełnie nie rozumiem jak to działa, ale nie podoba mi się to.


Michael Jackson Forever

Historia piosenki „BEAT IT”
Szukałam jakiejś fajnej piosenki na internecie i trafiłam na „Beat It”. Ale wiecie co? Szybko ją pokochałam. Słuchałam jej w kółko. Ale nie wiedziałam że w oryginale śpiewa ją Michael Jackson – ja „Beat It” poznałam dzięki Fall Out Boy. Po porównaniu widać że Fall out boy nagrali piosenkę w stylu rock. Nie wiem czy mieli prawo zapożyczać tekst, ale afery nie było więc chyba tak. Wg. mnie „Beat It” w wykonaniu Mike jest lepszy.

Z każdą chwilą kocham go coraz bardziej.

Bo odkrywam że znane i lubiane przeze mnie piosenki śpiewał ten wspaniały artysta.
Bo odkrywam nowe, nieznane, które niezmiernie przypadają mi do gustu.

„This is it” – oto ostania próba przed koncertem powrotnym króla. Stanął ostatni raz na scenie – bo 2 dni przed śmiercią.

Teraz dodam parę świetności o/z Mike.

[mj-forever]
Opinia: Szczerze? Bałam się. Bałam się że to będzie kolejna strona, która będzie sprzedawać okropne kłamstwa, które pisała prasa. Co jak co – ale ja wierzę w słowa Michaela, nie prasy. Okazuje się że strona MJ-forever tak samo.

Całej prawdy o MJ dowiecie się na MJ-forever. Właśnie tam. O dzieciach, rodzinie, tam są palone wszystkie plotki, a podawana jest prawda. Prawda i tylko prawda. Poznajcie króla.

[geniusMichaelJackson]
Kolejna i jeszcze lepsza strona. Choć grafika zbytnio nie kusi do zostania, warto zajrzeć w tekst. Ja najbardziej lubię dział „Poczucie Humoru” Tam są śmieszne urywki z życia Jacksona. Nie są to filmy, lecz teksty, ale uwierzcie że warto przeczytać choć parę a wciągnie was.

[król-popu]
To kolejna strona o MJ. Tym razem tu napotykam ładne dodatki z MJ w notkach. Jest wiele fajnych filmów. Ale ogółem blog mi się nie podoba. Grafika, znalazłam parę kłamstw… ale cóż zrobić. I tak zawsze i wszędzie – KAŻDY będzie uprawiał własną filozofię.

akcja z strony: retrocolor
akcja z strony: honeychaos
i już ostatnia – angielska strona
[mjjpictures]

Moja biblioteka – czyli najczęściej słuchane przeze mnie utwory Mike.

Bad | Beat It | Billie Jean | Black Or White
Dangerous
Ghosts
Man In The Mirror
Say Say Say | Scream | Smooth Criminal
Thriller
We are the world

Teraz tłumaczonka – Dlaczego.
Bad – bo ja też jestem zła!
Beat It – po prostu wpadło w ucho.
Billie Jean – kto by nie kochał klasyku?
Black Or White – kocham tą walkę z rasizmem.
Dangerous – bo czuję jakby śpiewał o mnie „The girl is dangerous!”
Ghosts – cudowny teledysk.
Man in the mirror – po prostu lubię.
Say Say Say – to znany utwór.
Scream – od tak sobie.
Smooth Criminal - ma coś w sobie i dlatego jest favorite
Thriller - porywająca muzyka i wspaniały teledysk.
We are the world – pierwsza MJ piosenka przy której się wzruszam.

Wednesday, August 12, 2009

|XV| Mój pokój numer 483

12 sierpień 2009

No a więc. Wpadłam wam opisać mój pokój. Jest niewielki i podłużny. Na podłodze mam panele z brzozowego drewna. Takie jasne. Jedną ścianę mam wytapetowaną na ciemno szaro, a drugą na bordowo. Meble mam w nowoczesnym stylu. I są mieszanego drewna. Np. blat biurka jest z ciemnego drewna, a szuflada w nim jest jasna. Półki regału są jasne, ale oprawa ciemna. Meble są też masywne. Łóżko mam w kratkę czerwono – czarno – szarą. Na łóżku zawsze mam dwie duże poduszki robiące dosyć fajne wrażenie, dwa „jaśki” z Tokio Hotel i koc. Bo kiedy jest lato nie chce mi się wyciągać kołdry i poduszek – więc śpię na „jaśkach” i pod kocem. Mam lampę która składa się z czterech mniejszych lamp. Wyglądają jak te kule dyskotekowe – tylko te nie są okrągłe. Są wklęsłe. No i co ja jeszcze mogę… Regał i półkę nad biurkiem mam zawsze zawaloną książkami. W szafie wieczny nieład, a w komodzie prawie pusto. W kącie wala się sflaczała piłka do kosza. A tak ogólnie to niedawno miałam przemeblowanie. Wcześniej mój pokój wyglądał TAK a teraz wygląda TAK. Zawsze, wieczorem kiedy nie mogę spać wychodzę na balkon i potrafię tam siedzieć wpatrując się w gwiazdy do trzeciej nad ranem. A kiedy w domu jestem sama… włączam TO i tańczę, śpiewam razem z moim ukochanym Michaelem. Zawsze przy zasłoniętych zasłonach. Kiedyś odpalałam układ z Beat It przy oknach z rozsuniętymi zasłonami i jakiś gościu z bloku na przeciwko się na mnie gapił. Zasłoniłam okna i dalej dawałam czadu. A mogę śpiewać najdalej przy łóżku bo kabel mikrofonu podłączony do kompa – dalej nie sięga. Ale jest fun i jest zabawa.

Tuesday, August 11, 2009

|XIV| Dziękuję

11 sierpień 2009

Kellucha. Dzięki że chociaż ty się przejmujesz moimi słowami. Ale na dzień dzisiejszy to nie mam żadnych plusów. Do niedawno był nim mama… ale dziś odkryłam że ona też mnie nie zna. Dziś zaczęła wykrzykiwać że ja tylko to „pojebane Tokio” lubię. A to nie jest prawda! Zaczęłam po raz kolejny ryczeć – bo mama była mi z rodziny najbliższą. Nosiłyśmy bransoletki przyjaźni… A dziś okazało się że nie zna. A co z Green Day? Z My chemical romance? Z Paramore? Z Michaelem Jacksonem (o którym mama trzeźwo wiedziała że go uwielbiam)? Z H.I.M? Z Avril Lavigne? Z Papa Roach? Z Pink? Jeszcze długo by wymieniać. Wiedziałam że tata mnie nie zna… ba. Niedawno dopiero nauczył się mojej daty urodzin, a trzy dni temu przy innych zapytał bezwstydnie ile mam lat. Ogólnie na 50 moich prostych pytań o mnie odpowiedział na TRZY. Dużo nie? A ja pytałam tylko o moje zainteresowania, ulubione danie, czy zespół. A odpowiedź na zespół była na połowie mojej ściany. Przykro mi, naprawdę przykro. Bo moje trzy siostry już dawno się od rodziców wyprowadziły – zostałam im tylko ja. Czy tak trudno by było znać datę moich urodzin, czy wiedzieć że uwielbiam także Michaela? Myślę że nie. Kelly… będę szczera i powiem jak to widziałam w moich oczach. Nie chciałaś mnie choć trochę podnieść na duchu bo uważałaś że będę miała to gdzieś. Moje myśli były zupełnie inne. Szukałam pocieszenia. A ty mówiąc to stwierdziałam że sama masz mnie gdzieś. I że możesz się nie przejmować bo i tak bym się nie zabiła. – Tak to odebrałam. Więc nie było mi miło. Ale to w porównaniu do rodziców to nic. A po za tym nie potrafię ci czegoś nie wybaczyć. I nie mam pojęcia dlaczego gdy teraz piszę o tobie to mam całkiem mokrą od łez twarz… ale wiem że często mówiłam coś nie fajnego, często robiłam. I nie wiem ile razy będę cie za wszystko przepraszać … ale cie z całego serca Kocham. I nie wiem jak to będzie jak pójdziesz do innego gimnazjum. Ja nic nie wiem oprócz tego że cię kocham. I że jesteś mi najbliższą osobą. Bo ty jako jedyna wiesz wszystko. Wiesz co myślę jak tylko na mnie spojrzysz. Dziękuję.

Wednesday, August 5, 2009

|XIII| Złe wspomnienia zostają, a dobre są zapominane już na zajutrz.

5 sierpień 2009

- A przynajmniej ja tak mam. To aż wstyd że nie pamiętam co robiłam w mój pięcio dniowy wyjazd w góry. Coś sobie przypomnę – bo po to tu piszę, ale będzie ciężko.

day – 1 (Piątek)
Minibusem do centrum, a z centrum do autokaru i na Szczawnicę.Jechaliśmy ok.3-4 godziny. W Nowym Targu szukaliśmy ludzkiej restauracji odeszliśmy jakiś kilometr od przystanku znajdując restaurację. Nie macie pojęcia jakie tamtejsze ziemniaki są dobre! Wracając się na przystanek okazało się że parę metrów od niego znajduje się lepsza i tańsza restauracja. Pół godziny na przystanku i nadjechał minibus do – Sromowce Wyżne. Wsiadamy i tak dalej… jedziemy i jacyś obcokrajowcy wsiedli. Babka chyba z Słowacji a facet z Włoch. I tak śmiesznie i szybko po między sobą jakoś gadali. Jechaliśmy jakąś godzinę. Wysiadka i nad Dunajec. Ale mój tata jest jak jakiś dwu latek i ciągle musi być w ruchu, wszystkiego musi dotknąć i zobaczyć. Od razu poszliśmy nad zaporę i oglądaliśmy z góry szczupaki. Potem poszliśmy ZA zaporę i usiedliśmy na murku. Można powiedzieć nad przepaścią wody. I poszliśmy do domku cioci i wujka itd. Przywitania, bla bla bla… I zaczęło się dłuuuugie gadanie. Jak to za każdym razem. Zawsze wtedy mam ochotę iść się rozpakować, ale cóż z grzeczności zostaję. Potem poszliśmy się rozpakować no i znów na dół. W domu były cztery koty w tym jeden tak urokliwy że nie dało się go nie pogłaskać i pies pasterski – Beti. A pies sięgał mi do połowy tułowia i miał długość mniej więcej… gdyby stanął na tylnych łapach – kto wie czy by mi nie dorównał wysokością, a mam coś 160cm. No i pokusiłam się pogłaskać kota i pech chciał że mam na nie uczulenie. Potarłam odruchowo oko i zaczęło mi strasznie puchnąć i robiły mi się takie bąbelki wokół. W zewnętrznym kąciku oka – białko jakby zrobiło mi się przeźroczyste. Po chwili nie mogłam patrzeć bo jak oko miałam otwarte to bolało. A o uczuleniu nie wiedziałam. Dali mi wapno dwa razy i jako tako powoli mi bąbelki znikały. Zawołali mnie na kolacje i śmiali sięze mnie że sobie do ust nie trafię bo siedziałam z jednym okiem zamkniętym. Późnym wieczorem została mi tylko lekka opuchlizna.

day – 2 (Sobota)
W drugi dzień działo się tak wiele że mam mętlik w głowie co działo się najpierw. A tak, już wiem. Poszliśmy na nogach nad spływ. No, kawałek to jest, ale poszliśmy. Bilety i wsiadamy do łodzi flisackiej i odpływ.Najpierw flisak pytał czy wszyscy umieją pływać. No to mama się zgłasza że nie potrafi. A ten tłumaczy że jak ktoś wypadnie i zacznie tonąć to rzucą iglastą gałązkę zamiast wieńca, a jak ktoś jeszcze sobie radzi i macha rękami… (tu flisak uderzył gigantycznym kijem o lustro wody przy czym nas trochę chlapiąc) robimy tak i też rzucamy gałązkę.Zaśmiał się i ktoś na łodzi rzucił hasło że trzeba się topić poza zasięgiem kija. Przepłynęliśmy jakieś 100 kilometrów rzeki (całość ma ponad 270km) i wysiedliśmy w Szczawnicy i poszliśmy na obiad – tanio,dobrze i robione na miejscu co jest rzadko spotykane, potem poszliśmy wgłąb miasta i tym samym lądując na PKL – polskich kolejach linowych. O tak. Wyjechaliśmy na 722m w górę. A dodam że mam lęk wysokości! Na górze wysiadka, skasowanie biletów i z powrotem siadamy i jedziemy na dół dosyć szybko. To był koszmar! Miałam uczucie że zaraz spadnę.Następnie poszliśmy do centrum Szczawnicy poszukując pijalni zdrowych wód. Ale niestety nie znaleźliśmy, a szukać dalej – nie było sił.Schodząc w dół ujrzałam koszulkę z panem Michaelem Jacksonem -koniecznie ją chciałam mieć, ale to że mój tata jest zuy to mi jej nie kupił. Potem jakieś 2 km wracaliśmy się na przystań i tym samym na przystanek. Wsiadaliśmy do minibusu. Ale ten ów nie jechał aż do naszego domu. Więc wysiedliśmy na WYGONIE – jest taka góra Wygon więc od tego nazwa miejsca – i poszliśmy do rodziców cioci do której przyjechaliśmy.Siedzieliśmy, siedzieliśmy… i w końcu trzeba było iść do domu więc poszliśmy drogą od ogródka w dół i potem polami zbóż do domu. W domu czekało na nas ognisko. Jak to zawsze określamy… wieczorek zapoznawczy który miałbyś już w piątek (day 1) , ale wujek ubzdurał sobie że w piątki nie pije i cóż musieliśmy go przełożyć na day – 2. No więc ognisko skończyliśmy paręnaście minut po północy.

day – 3 (Niedziela)
To był dzień rowerów. Rano śniadanie… itd. Tata wziął rower wujka,mama cioci, a dla mnie zabrakło. Początkowo się ucieszyłam dopóki nie usłyszałam że niedaleko jest wypożyczalnia. Więc wiedziałam że jestem skazana na rower. Więc przejechaliśmy ok. jakieś 40km. Sromowce Wyżne-> Sromowce średnie -> Sromowce Niżne. Tu odpoczęliśmy pod trzema koronami. -> Czorsztyn. Potem wracamy. Czorsztyn -> Sromowce Niżne -> Słowacja. Tak. Po drodze była kładka prowadząca na Słowację. Bo ogólnie to jest tak fajnie że jak jestem nad rzeką…przejdę na drugą stronę i jestem w innym kraju. Zabawne, prawda? No i tam pojechaliśmy do czerwonego klasztoru z którego nie chciałam wyjść bo nie miałam sił jechać dalej. Ale pojechaliśmy. Wróciliśmy do Polski i jedziemy. Sromowce Niżne -> Sromowce średnie -> I tuż przy Sromowcach Wyżnych zatrzymaliśmy się na wodę. Bo ja już nie mogłam wytrzymać. Bo całą drogę powrotną zostawiałam rodziców z tyłu. Po małym orzeźwieniu zajechaliśmy nad spływ i usiedliśmy sobie na chwilę odpoczynku na łodzi flisackiej która leżała na brzegu. Po odpoczynku wracamy do domu. Wykończeni. Wszyscy od razu pod prysznic. 

day – 4 (Poniedziałek)
Tak więc to był dzień odpoczynku. Chociaż nie… ten chłopczyk zwany tatą nie chciał odpoczywać i pojechał do Czorsztyna starego czyli nad jezioro Czorsztyńskie. Uf. A ja z mamą poszłyśmy wylegiwać się nad Dunajcem. Dodam że dno jest całe usłane śliskimi kamieniami przez co nie da się po dnie chodzić bez butów – dlatego też ludzie pobudowali dla dzieci przybrzeżne bajorka. Obłożyli mały teren kamieniami i oczyścili dno. Woda tam była cieplejsza. (przy brzegu zawsze woda jest cieplejsza) Potem stwierdziłam że chcę być hiroł i założyłam moje japonki i po kamieniach! Z tatą za rękę. Bo kamienie nawet jak się szło w butach to mogło się to skończyć tragicznie tym bardziej że kamienie lubią się przesuwać i można skręcić kostkę, albo nawet się utopić jeśli zaplątamy się w metrowe glony. I doszłam tak na środek rzeki. Tata zauważył wysoki podłużny kamień. Ledwo go podniósł, a ja zaczęłam ten kamień obkładać innymi kamieniami z czego powstał pomnik. O tak.Pomnik. Stabilnie obłożony dużymi, średnimi i małymi kamieniami nie ma szans się przewrócić. Chciałam iść dalej. Powiem tylko tyle że było niebezpiecznie. Stanęłam na środku prądu. Chciałam się wycofać i wyjść z niego, ale kiedy chciałam iść w przód to nogi mi ciągnęło w tył i naprawo. W końcu udało mi się wyjść z lodowatej i porywistej wody i powoli, chwiejnym krokiem kierowałam się do dalekiego brzegu. Kiedy podeszłam do bajorka… wydawało mi się że to jacuzzi było takie ciepłe! Wracając zauważyliśmy że pod domem jest duża grupa ludzi. Coś ok. 30 osób. Przechodząc koło nich nie zwróciłam uwagi w jakim języku mówią bo zagapiłam się na takiego jednego pięknego gościa… ahhh ^^ imama wypaliła od razu: Niemcy. A ja odwalam podnietę. O boże Niemcy!Niemcy w własnej osobie! Moja głowa krzyczaała - Podniecałam się nawet niemieckim ręcznikiem z niemieckimi napisami. przeczytałam tylko końcówkę „…Du?” Ale to niemieckie było! Poszliśmy do domku na obiad. I tuż przed podaniem zupy podchodzi do nas Niemiec. A ja taka na jarana… Dziadek coś po 50. Siwa, dosyć długa broda, okulary,zielony kapelusz… ogólnie ubrany na ciemno zielono. I jako tako nie łamie Polskiego i pięknie z nami rozmawiał.
-Dzień dobry. Wypalił a wszyscy oprócz mnie
- Dzień dobry. A ja oczywiście
- Guten Tag!- Dziadek mi odpowiada i wszyscy się cieszą.
D:Można kupić miód?
Ja: Ja! <tz.Tak ;D>
No i córka cioci pobiegła po dwa miody i pyta czy chce jasny, czy ciemny.
D:Ten po prawej.
K: Ten?
D: Po pani prawej.
No i teges fajnie jest nie XD
D:Ile ten miód kosztuje?
Wszyscy wzrok na mnie żebym gadała no to odpalam.
J: Draicyś
A dziadek płaci… Wszyscy ucieszeni.
Tata odwala to co umie czyli Danke szyn.
D:Danke. Do widzenia.
Wszyscy oprócz mnie: do widzienia.
J: Aufwiedersehen!
D: Aufwiedersehen, aufwiedersehen!
(D-Dziadek, J-Ja)
I wszyscy ucieeeszenii na makksa, a najbardziej ja. Jak gościu odszedł zaczęłam klaskać w ręce i gadać : Gadałam z Niemcem! Gadałam z Niemcem! Allellluuuuja! Haallelluuja! I wszyscy happy. Potem jakaś dziewczyna przyszła i też chciała coś od pszczół. Coś na choroby czy ukąszenia…Pytaliśmy czy chodzi o kit to ona – nne. Pytaliśmy czy chodzi o wosk -nee. Myślę że dalibyśmy jej to co trzeba gdyby tylko znalazła odpowiednie polskie słowo. Bo widać było że ma na końcu języka. W końcu sobie poszła. Potem ci Niemcy jak się okazało zapomnieli dwóch kobiet.Które chyba były upośledzone. Przez pół dnia śmiałam się jak można zapomnieć dwóch osób… w dodatku KOBIET. No to my siedzieliśmy na ogródku, a babki na przeciwko domu pod drzewem. Jedna babka siedziała pod drzewem z jakąś beczką, a druga puszczała papierowy samolot i go goniła. Komicznie to wyglądało… 50 letnia kobieta goniąca kawałek papieru. Ale co zrobić choroba nie wybiera. Potem ta babka od samolotu dostała od pierwszej lornetkę. I ta usiadła sobie na ławce i patrzyła komuś w okna. Najśmieszniej było jak patrzyła w stół. Chyba jakaś mrówka tam była i patrzyła przez te lornetki tak nisko… że buhahhaha.Potem babki we dwie wzięły beczkę i szły w kierunku gdzie jechały wcześniej niemieckie samochody. Pół godziny później ten dziadek się wrócił i babek szukał. Pojechał znów i znów wrócił ale… z dwoma facetami i… jak wysiadł z samochodu… Hmm jak ktoś ma brodę to zawsze jakoś wydaje się bardziej wyubierany, prawda? A gościu wysiadł,z tą swoją brodą, kapeluszem … na sobie miał przeźroczystą białą koszulką na ramiączkach i w samych majtkach! Zwijałam się ze śmiechu inie mogłam na niego patrzeć bo mi się śmiać chciało. Choć sama nie wyglądałam lepiej. Byłam w piżamie, No. I gość poszedł z facetami w kierunku rzeki. Zostawiając samochody. I te samochody tam stały do późnego wieczora, a po Niemcach brak śladu. I czas jakoś tak mijał i poszliśmy na górę się spakować. Właściwie pakowała moja mama. A ja siedziałam na balkonie.

day – 5 (Wtorek)
Wstaliśmy rano i poszliśmy na przystanek. I jechaliśmy Sromowce Wyżne do Krakowa. Trochę jechaliśmy więc i zgłodnieliśmy. Poszliśmy do baru mlecznego (W KR) Tam zawsze jest tanio i dobrze. I z powrotem na minibus. No i znów trochę jazdy. I wysiadłam w centrum Jaworzna. Kiedy tylko to zrobiłam… zgadnijcie co powiedziałam… – Jaaak tuśmierdzi! OO tak. To nie to samo powietrze co tam. Wróciłam z gór, z Niemcami nie wiem co się stało – może się potopili i ten ahhh niemiecki chłopczyk też.

***

Uprzedzam że nie chciało mi się opisywać wszystkiego. Z Niemcami to za dużo opowiadać by było.