Friday, October 23, 2009

|XXXI| …

23 październik 2009

Agnieszka Chylińska – Niekochana , Drzwi

Tak więc pojawiam się tutaj ponownie… żeby streścić ostanie moje mijające dni. Nie powiem że jest wesoło bo nie jest. Po pierwsze to zaczynam nienawidzić siebie. Za… za siebie, a jak zaczynam się nienawidzić to i buntować – przed sobą. Czuję że nie jestem sobą. Mam depresję, którą jakoś ukrywam. Dobra mina do złej gry. Może opowiem od początku jak to się stało… Jak zwykle siedziałam w domu sama jak palec. Cholerna samotność dobijała się do mojego mózgu i serca po raz kolejny. Nazajutrz poszłam do szkoły, pierwsza lekcja, która rozpoczynała zajęcia to biologia. Już na początku zauważyłam że nie ma osoby, która wywołuje u mnie uśmiech. Potem patrzę w drzwi… patrzę a jego nie ma. – Filipa nie ma…- Jak to nie ma? – Może się spóźni… Dawałam sobie jakieś nadzieje, ale już do szkoły nie wrócił. I może mówię jakby umarł, ale to coś podobnego. Bo umieram ja… bo on jest od dłuższego czasu jedynym człowiekiem, przyjacielem, który nic nie robiąc wyciąga mnie z największej depresji, sprawia że pojawia się cień uśmiechu na moich ustach. Przy nim nie da się nie uśmiechnąć. I choć powtarzałam mu już kilkanaście razy jak wiele dla mnie znaczy, sądzę że on nadal nie jest tego tak świadomy. Filipa potrąciło auto. Powiedziała mi o tym Kelly, która do niego dzwoniła a on jej powiedział że jest w szpitalu, ona przekazała mi, a ja nie chciałam wierzyć. Bo w ostatni dzień w który się uśmiechnęłam (w czwartek) żartowałam że rzucę się pod auto… a w piątek leżał w szpitalu. Zadzwoniłam… jego każde słowo, zabawny akcent, głos, ton jak zwykle mnie rozbawił. Uśmiechnęła się po całym pochmurnym dniu. (dzwoniłam do niego w czw. po szkole) Kelly sprawiła że go poszłyśmy odwiedzić. Piątek był dla mnie dniem odrobinkę weselszym bo miałam świadomość że spotkam się z kimś kto mnie z tego bagna wyciągnie. Jak na razie małego bagna. I wyciągnął. Tymczasowo. Nastał poniedziałek… znowu. Poszłam do szkoły już zmęczona życiem. Jednak w szkole… jestem kimś zupełnie innym. Jak pstryknięciem palcami zamieniam się w łagodną, pogodną i radosną dziewczynę. SAMA SIĘ NIE POZNAJĘ! Pozornie uśmiecham się do wszystkich… a po szkole… jestem nie dość że zmęczona lekcjami, udawaniem, życiem, samotnością… to oblewa mnie całkowite zło. Płaczę, przeklinam, krzyczę, słucham ostrego rocku… jedyne co mnie uspakaja… choć troszkę to rozmowa. Z przyjacielem. Doradzi, pocieszy, przytuli. Czasami dziękuję technologi i wszystkiemu co po Ziemi chodzi za Gadu Gadu. Już nie raz chciałam się zabić. Gdyby ktoś pozwolił mi pozwolić opowiedzieć, wytłumaczyć i wyjawić wam całą moją przeszłość zgodzilibyście się że jakichś tam większych powodów do życia nie mam,a przynajmniej nigdy nie miałam. Teraz powolutku zaczyna się układać. Pierwsi przyjaciele, jakaś tam szansa na wybicie się w tym gimnazjum, możliwość rozwijania się… i wiem że teraz będzie dużo gorzej, że napotka mnie mnóstwo problemów i że jak nie będę sobie dawała rady to Filip… Kell (choć tobie z większym trudem wyciąganie z doła przychodzi) to wierzę że podadzą rękę, wierzę że to osoby, których szukałam tak długo. Choć Kell poszła do innego gim i tak naprawdę większe szanse na wyciągnięcie mnie ma Filip. A z resztą! Masło kur… maślane. Tak więc… Filipa nie ma tydzień… dwa… a ja mam coraz głębszą depresję bo poza nim nie mam… no nie mam nikogo. Jak już wspomniałam Kell się oddaliła bo chodzi do innego gim. Owszem rozmawiamy na gg… ale ja potrzebuję czyjejś obecności przy mnie. Kogoś kto będzie patrzył mi w oczy mówiąc i „skakał jak London” na przerwach. Wystarczył by mi jego głos, którego od dawna nie słyszałam. Owszem dzwonił parę razy może jakiś tydzień temu… i aż go zapytałam bo… bo… siedziałam na ziemi, twarz miałam zalaną łzami, już miałam się zabić kiedy on dzwoni i pyta z troską : „Dobrze się czujesz?” A ja zaczynam mówić że nie a on żebym nie była smutna i zła… i to przyjaciel. Po raz pierwszy uśmiechałam się miejąc łzy na policzkach. Nigdy się nie śmiałam przez łzy. Do szkoły ma wrócić w poniedziałek. Dziś kolejny piątek i ledwo ciągnęłam. Nie wiem jak przeżyję weekend. Trzy dni całkowicie sama… jak palec. I.. i totalnie źle się czuję z myślą że się od niego uzależniłam, ale co zrobić? Nic… nie napisałam wszystkiego co chciałam bo po prostu nie mam sił… do niczego.

No comments:

Post a Comment