Sunday, February 27, 2011

|CXXII| Onet mnie nie kocha.

27 luty 2011

Miała dzisiaj byc zmiana szablonu, ze względu na mój stan psychiczny, który się utrzymuje od dobrych kilku miesięcy, ale łaskawy onet się na to nie godzi i mi cały szablon rozjeżdżał. Jeśli ktoś tu był podczas rejmontu, to widział ten koszmar z jakim się zmagałam. To chyba tyle…

Dodam jeszcze, że mam nowy cel w życiu. A oto on:




Mrr piękności… tylko cena kosmiczna: 1129.50zł eh ;[ ale SPRÓBUJĘ byc wytrwała i postaram się uzbierac. ^^

Thursday, February 17, 2011

|CXXI| Sny part kolejny.

17 luty 2011

Kolejna notka dziś. Wow, ale przypomniałam sobie, że miałam napisać o moich snach.

(wybaczcie mi ten czarny kolor – nie moja wina. Wina onetu -.-’)

Sen I

No więc w ów śnie miałam na sobie piękną, białą suknię ślubną, włosy miałam upiętego w ślicznego koka i gdzieniegdzie wypuszczone parę pasm zamienionych w cudowną falę. Miałam też piękny gęsty i długi welon i malutki diadem na czubku głowy. Oczy miałam wymalowane wyraziście, ale nie ostro jak zawsze. Po prostu makijaż je bardzo dobrze podkreślał. Usta nieco się mieniły… Wszystko pięknie ładnie tylko, że nagle z szyi zsunął mi się naszyjnik z pereł. Pobiegłam do wielkiej sali z mnóstwem luster. Ściany były brzoskwiniowe, podłoga z jasnych paneli, a ramy w lustrach z jasnego drewna. W ów sali zauważyłam… kolegę ze szkoły zwanego Pepe. Poprosiłam go o zapięcie naszyjnika. Kiedy go zapiął znalazłam się nagle w innym miejscu. Nadal olśniewałam urodą i ubiorem, ale znajdowałam się w jakimś lesie. Było ciemno, a drzewa były przerażająco powyginane i nagie. Wszędzie była mgła i dało się usłyszeć krakanie kruków.

Film się urwał.

Sen II

Byłam w Wietnamie. Siedziałam w salonie tatuażu i… kazałam sobie wytatuować taki oto napis:

#link broken#

sądziłam, że Wietnamczyk zna ów grupę i zna ich oryginalne, że się tak wyrażę… logo. Kazałam tatuować na lewym ramieniu. Sukinsyn wytatuował mi jakąś liczbę, a w tle dwa koła, które były wypełnione obrazkami niczym z Pisma Świętego. Jak to zobaczyłam… myślałam, że się załamię. Do końca życia miałam nosić na ramieniu scenkę przedstawiającą wygnanie z raju. Pamiętam, była wtedy godzina jakoś 4:30.


Mogłam w ów śnie poprosić o znaczek „love” po japońsku/chińsku, a nie…

|CXX| Pustka

17 luty 2011

Czy to normalne, że zwykła (że się tak nazwę) nastolatka, od dobrych paru miesięcy, czuje cholerną, wewnętrzną pustkę? Nie wiem wtf, ale to nie jest najs. Czuję się wybrakowana, wiecznie nie spełniona i jakaś taka… czegoś mi brakuje. Czego? – Ich weiss nicht. Przykro mi. Co mi się dzieje…

Edit.1. Zapomniałabym!
Niemalże pół roku temu zobowiązałam się napisać ambitny artykuł do musli (ściąga: to szkolna gazeta). Ciężko było mi się do niego zabrać, bo artykuł dotyczy również mnie. Miał być to w pewnym sensie apel, by ludzie tego nie robili, oraz co zrobić jeśli ludzie to robią… a także co to w ogóle są SAMOOKALECZENIA. I o – tak wygląda mój artykuł:

(Teks powinien byc pod obrazkiem, ale kochany onet nie łaskaw -.-’)

Samookaleczenia to zazwyczaj uzależnienie ludzi samotnych i zagubionych. Rany, które powstają z powodu depresji, uzależnienia lub przypływu emocji, ale te ślady to nie tylko blizna, to także smutek, zagubienie i wiele innych uczuć, które trudno nam sobie wyobrazić. Warto pamiętać, że osoby okaleczające się, to nie wariaci, a normalni ludzie, bardzo wrażliwi, którzy potrzebują uwagi i wsparcia. Cięcie ma za zadanie załagodzić ból psychiczny, bólem fizycznym. Osoby, które zadają sobie ból, raczej nie myślą o dalszych konsekwencjach, w momencie przed uchwyceniem ostrego narzędzia, czują jedynie narastający wewnętrzny ból, złość lub lęk, który wykańcza. W chwili okaleczania następuje pustka, spokój. Po wszystkim jest ulga, a następnie złość na samego siebie. Złość przeradza się w żal, smutek i zagubienie, co skłania do kolejnych cięć. Tak powstaje uzależnienie. Czasem okaleczania są formą kary np. komuś nie uda się trzymać diety – tnie się. Osoba, która zadaje sobie ból najczęściej stara się ukryć blizny, ale jednak nie do końca. Zamyka się w sobie, ukrywa to co robi, ale z drugiej strony, chce pokazać, że coś jest nie tak i podświadomie prosi o pomoc. Niektórych wystarczy po prostu przytulić by poczuli się lepiej. Należy wiele rozmawiać, dać poczucie bezpieczeństwa i zaufania, zaakceptować. Okazać, że nie są sami i mogą na nas liczyć. W żadnym wypadku nie powinno się stawiać ultimatum ani podważać bólu i rozpaczy.


Thursday, February 3, 2011

|CXIX| Jeden i dziewięć setnych.

3 luty 2011

W tej notce, jak to rzadko bywa.. będą soundtracki. buahaha.! Święto. Also…

[Even Heaven Cries]

Zacznę od … szkoły. Tęskniłam. Za Martą (najn! xD), Karolą (la’ żółwka :D), Stefą (bimberfejs), JaSZYNKĄ, Pawełkiem (Łer is groooszek? :D), Pepe (pan dziobak), Meru („A pan Artur jest uroczy. Dominik też, ale najbardziej to mój nauczyciel od … (czegoś)”, „Ja nie kocham Kuby!”), Żółwikiem (hejka Nellka), Tośkiem no i… Nikodemem. Boah. Opisywałam swój 1 dzień w szkole po feriach? Zdaje mi się, że nie. A może? Na wszelki wypadek nie będę się powtarzać. Cholernie tęskniłam za Nikodemem. To straszne. Brakowało mi jego obecności, żartów, czochrania go po głowie i wzajemnego przyjacielskiego dokuczania. Przez niego chce mi się chodzić do szkoły. Denerwuje mnie tylko to, że ma mnóstwo przyjaciół, który non stop go porywają, albo on sam do nich chodzi. Jest jedną z tych popularniejszych osób. Przez co CZASEM zdarza się zwariować z nim na przerwie. Na przykład dziś. Miałam totalnego doła. Podszedł, glebnął obok na parapecie i zabawnie wyseplenił (nie że sepleni, robił to specjalnie):
-Lubisz psszccczółki? – aż się biedak popluł i skutecznie mnie rozśmieszył.
-Poplułeś się głupku.
-No, ale lubisz psszcccczzółki?
-Lubie, lubie, ale już tego nie powtarzaj. – pluł się. Bawiło mnie to, ale jednak się pluł. To obrzydliwe i śmieszne zarazem.
-A lubisz pssszzccczółki w ulu? – wybuchłam gromkim śmiechem. Prosiłam, żeby przestał. Robił mi na złość. Nie wiem, może za mało się śmiałam.
-Lubię! Ale już nic nie mów błagam. – głośno się śmiałam.
-A psssszzccczzelarrrzzzy lubisz?
– Kocham - śmiałam się do rozpuku, razem z koleżanką unikałam deszczu śliny XD nie no nie pluł tak bardzo, ale jak człek sepleni, to inni uciekają, bo się może zdarzyć, że ktoś kogoś opluje, nie?
-Pssszzcczzzelaarrrzzze są nie fajni.
-Dobra, już. Śmieje się. Zamknij się już głupku.

Uśmiałam się jak cholera. Później układał z kolegami listę top 20/30 hitów. Wyszło z tego 260 – parę. Były tam wszystkie piosenki, które znają wszyscy. Kolorowe kredki, Powiedz, Prawy do lewego, siała baba mak, zasiali górale owies… no wszystko. Z tym też były niezłe jaja. Potem siedziałam pół dnia z chłopakami, cicho śpiewając i wypytując „a znasz to?”. A jako że są to muzyczni maniacy – znali praktycznie wszystko. Kocham towarzystwo chłopaków. Bardziej niż dziewczyn.

[Po prostu]

A tak bardziej po prywatnemu… Totalnie do dupy. Po raz kolejny wracam do domu i słucham wyzwisk, pozwalam, żeby się na mnie wyżywano, pozwalam na krzyk – Ojcu. Kiedy emocji było już za dość, no co poradzić – rozpłakałam się. Wtedy usłyszałam, że jestem strasznym dzieckiem oraz iż jestem chora i trzeba mnie leczyć. Dziękuję bardzo „tatusiu”. Pocięłam się. I wiem, że robię źle. Nie marnujcie czasu i nie powtarzajcie mi tego po raz kolejny, bo ja to wiem. I czasem mam ochotę tych wszystkich wujków dobra rada kopnąć w dupę. Każdy radzi (choć nic nie wie o tym co naprawdę czuję), pierdoli ile wlezie, jeszcze bardziej dobijając, ale kurwa nikt nie podejdzie i choćby nie przytuli. Gadaniem nie pomogą. Przez ojca… dom dla mnie jest czymś najgorszym. Kończę lekcje i ubolewam nad tym, że muszę tam wrócić. Dom powinien być azylem, a jest piekłem i udręką. Dlatego też kocham szkołę. Kiedy do niej wchodzę od razu odczuwam tą ciepłą, przyjemną wręcz rodzinną atmosferę. Spotykam w niej ludzi których, lubię, szanuję, kocham… wrogów w szkole mam mało porównując z ludźmi, z którymi mam dobry kontakt. Tam się czuję wolna i szczęśliwa. I odkryłam, że to nie maska. To prawdziwe uczucia. Kiedy wchodzę na korytarz rodzi się we mnie radość. To nie blef. Tam zawsze jest ktoś, kto podejdzie i pocieszy albo rozbawi w złych chwilach (przykładowo jak Nikodem wyżej). Tam jest moja rodzina. Tam jest mój raj. Nie chcę go opuszczać. Kocham to miejsce. Jest w nim magia. Mówiłam już, że wiele razy chciałam uciec z domu? Od zawsze narzekałam na to, że nie chcę i nie mam po co tam wracać. Wiele razy chciałam też zwiać, ale nie mogę. Muszę opiekować się babcią. Nie mam wyjścia.
Mam dość łez.

P.S i tak, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mają większe problemy.

„Chcę łączyć ogień z wodą 
W deszczu zatańczyć chcę 
A ciemną nocą 
Na niebie znaleźć dzień 
Chcę przejść po linie 
I w przepaść spojrzeć chcę 
Niech krzyczą myśli 
Niech stanie się”

|CXVIII| Zagubiona.

3 luty 2011

W tej notce, jak to rzadko bywa.. będą soundtracki. buahaha.! Święto. Also…

[Even Heaven Cries]

Zacznę od … szkoły. Tęskniłam. Za Martą (najn! xD), Karolą (la’ żółwka :D), Stefą (bimberfejs), JaSZYNKĄ, Pawełkiem (Łer is groooszek? :D), Pepe (pan dziobak), Meru („A pan Artur jest uroczy. Dominik też, ale najbardziej to mój nauczyciel od … (czegoś)”, „Ja nie kocham Kuby!”), Żółwikiem (hejka Nellka), Tośkiem no i… Nikodemem. Boah. Opisywałam swój 1 dzień w szkole po feriach? Zdaje mi się, że nie. A może? Na wszelki wypadek nie będę się powtarzać. Cholernie tęskniłam za Nikodemem. To straszne. Brakowało mi jego obecności, żartów, czochrania go po głowie i wzajemnego przyjacielskiego dokuczania. Przez niego chce mi się chodzić do szkoły. Denerwuje mnie tylko to, że ma mnóstwo przyjaciół, który non stop go porywają, albo on sam do nich chodzi. Jest jedną z tych popularniejszych osób. Przez co CZASEM zdarza się zwariować z nim na przerwie. Na przykład dziś. Miałam totalnego doła. Podszedł, glebnął obok na parapecie i zabawnie wyseplenił (nie że sepleni, robił to specjalnie):
-Lubisz psszccczółki? – aż się biedak popluł i skutecznie mnie rozśmieszył.
-Poplułeś się głupku.
-No, ale lubisz psszcccczzółki?
-Lubie, lubie, ale już tego nie powtarzaj. – pluł się. Bawiło mnie to, ale jednak się pluł. To obrzydliwe i śmieszne zarazem.
-A lubisz pssszzccczółki w ulu? – wybuchłam gromkim śmiechem. Prosiłam, żeby przestał. Robił mi na złość. Nie wiem, może za mało się śmiałam.
-Lubię! Ale już nic nie mów błagam. – głośno się śmiałam.
-A psssszzccczzelarrrzzzy lubisz?
– Kocham - śmiałam się do rozpuku, razem z koleżanką unikałam deszczu śliny XD nie no nie pluł tak bardzo, ale jak człek sepleni, to inni uciekają, bo się może zdarzyć, że ktoś kogoś opluje, nie?
-Pssszzcczzzelaarrrzzze są nie fajni.
-Dobra, już. Śmieje się. Zamknij się już głupku.

Uśmiałam się jak cholera. Później układał z kolegami listę top 20/30 hitów. Wyszło z tego 260 – parę. Były tam wszystkie piosenki, które znają wszyscy. Kolorowe kredki, Powiedz, Prawy do lewego, siała baba mak, zasiali górale owies… no wszystko. Z tym też były niezłe jaja. Potem siedziałam pół dnia z chłopakami, cicho śpiewając i wypytując „a znasz to?”. A jako że są to muzyczni maniacy – znali praktycznie wszystko. Kocham towarzystwo chłopaków. Bardziej niż dziewczyn.

[Po prostu]

A tak bardziej po prywatnemu… Totalnie do dupy. Po raz kolejny wracam do domu i słucham wyzwisk, pozwalam, żeby się na mnie wyżywano, pozwalam na krzyk – Ojcu. Kiedy emocji było już za dość, no co poradzić – rozpłakałam się. Wtedy usłyszałam, że jestem strasznym dzieckiem oraz iż jestem chora i trzeba mnie leczyć. Dziękuję bardzo „tatusiu”. Pocięłam się. I wiem, że robię źle. Nie marnujcie czasu i nie powtarzajcie mi tego po raz kolejny, bo ja to wiem. I czasem mam ochotę tych wszystkich wujków dobra rada kopnąć w dupę. Każdy radzi (choć nic nie wie o tym co naprawdę czuję), pierdoli ile wlezie, jeszcze bardziej dobijając, ale kurwa nikt nie podejdzie i choćby nie przytuli. Gadaniem nie pomogą. Przez ojca… dom dla mnie jest czymś najgorszym. Kończę lekcje i ubolewam nad tym, że muszę tam wrócić. Dom powinien być azylem, a jest piekłem i udręką. Dlatego też kocham szkołę. Kiedy do niej wchodzę od razu odczuwam tą ciepłą, przyjemną wręcz rodzinną atmosferę. Spotykam w niej ludzi których, lubię, szanuję, kocham… wrogów w szkole mam mało porównując z ludźmi, z którymi mam dobry kontakt. Tam się czuję wolna i szczęśliwa. I odkryłam, że to nie maska. To prawdziwe uczucia. Kiedy wchodzę na korytarz rodzi się we mnie radość. To nie blef. Tam zawsze jest ktoś, kto podejdzie i pocieszy albo rozbawi w złych chwilach (przykładowo jak Nikodem wyżej). Tam jest moja rodzina. Tam jest mój raj. Nie chcę go opuszczać. Kocham to miejsce. Jest w nim magia. Mówiłam już, że wiele razy chciałam uciec z domu? Od zawsze narzekałam na to, że nie chcę i nie mam po co tam wracać. Wiele razy chciałam też zwiać, ale nie mogę. Muszę opiekować się babcią. Nie mam wyjścia.
Mam dość łez.

P.S i tak, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mają większe problemy.

„Chcę łączyć ogień z wodą 
W deszczu zatańczyć chcę 
A ciemną nocą 
Na niebie znaleźć dzień 
Chcę przejść po linie 
I w przepaść spojrzeć chcę 
Niech krzyczą myśli 
Niech stanie się”