Thursday, October 20, 2022

Książka kupiona dzień po premierze: Mężczyzna, który uderzy dziecko

Jest to od bardzo dawna pierwsza książka polskiego autora. Zazwyczaj polskich nie czytam, bo taki ze mnie snob. Tą książkę kupiłam jeszcze w dzień premiery, choć może było już po północy. Czy warto było?
.
Kotarski do tej pory tworzył literaturę popularnonaukową - nie czytałam. Kiedy jednak przedstawił światu swoje debiutanckie opowiadanie "Częściowo udane samobójstwo" wiedziałam, że mogę mu zaufać. Styl jest specyficzny, chyba jeszcze się z takim nie spotkałam. Język ma prześmiewczy, ale w ten najlepszy z sposobów, ponadto otulony barwnymi i kreatywnymi, inteligentnymi metaforami. Zaskakująco jednak ani język, ani treść nie były dla mnie najważniejsze. Zupełnym fenomenem okazuje się być (jakże oczywisty) intelekt autora, żeby wpaść na tak kreatywną konstrukcję całości. Spodziewałam się opowiadań - każde z osobna będące inną historią, ale Kotarski miał inne plany. Właściwie wszystkie z historii krążą gdzieś wokół lotniska, na różne sposoby. Fenomenem jest, że te jakże różne od siebie zdarzenia i ludzie... się przecinają. Zabrakło mi oddechu, kiedy zdałam sobie sprawę z jakże intrygującej niespodzianki, która pojawiła się zupełnie bez ostrzeżenia. 
.
Czytając treść na zmianę się śmiałam w duchu, czasem i na głos. Zdarzało się zapłakać, a także przeżyć intensywne fale dreszczy i silny ucisk w gardle na tak wstrząsające zakończenia jak w przypadku opowiadania "Mój niezastąpiony mąż", bądź "Groszkowe Porsche". Jednym z faworytów był także bohater imieniem Yuri - gdzie jego historia ukazywała spojrzenie na wojnę oczami "normalnego" Rosjanina. Nie pominę także Barzo Milou. Pilot, który uważa się za lepszego od innych, a jednocześnie brakuje mu języka w gębie, żeby sprostować pewne istotne fakty. A swoją drogą - bardzo dobra lekcja. Ksywki pilotów pochodzą od ich błędów, które stają się wstydliwą przywarą, ale jednocześnie nauką z którą trzeba żyć. Rozczulający jest też fakt, że jedno z opowiadań jest spisaną improwizacją z przyjacielem (domyślam się z kim). Było to absurdalne opowiadanie, ale jakby autor nie przyznał, że to improwizacja, to by człowiek nie zgadł. Na papierze wszystko brzmi jakoś poważniej - mimo wszystko.
***
No i najlepsze: "Częściowo udane samobójstwo" - opowiadanie, które mi są książkę sprzedało. Nie jestem w stanie wybrać opowiadania, które byłoby ulubionym, kiedy ta historia również widnieje w spisie. Tak się składa, że dosłownie wczoraj pisałam swoją recenzję tego opowiadania na goodreads, więc pozwolę sobie to tutaj wkleić:
Słucham tego opowiadania w formie audiobooka chyba 3 razy w tygodniu minimum (w oczekiwaniu na kontynuację podcastu). I mimo tej częstotliwości... historia nie traci na emocjach. W dalszym ciągu emocje łapią mnie bezlitośnie za gardło i przyduszają. Wciąż walczę z łzami na końcu. Wciąż mną całość wstrząsa.
.
Co jest dla mnie ważne, że autor nie tylko napisał historię na trudny temat, we wzruszający sposób. Dla mnie ważny jest realizm i przekazanie problemu - Pan Kotarski wie jak to robić, ot co dar i umiejętność porządnego research'u tematu. A ponad to - to, co zdaje mi się, że jest pomijane przez innych to... percepcja przedstawionej historii. Czy nie każdy z nas uśmiechał się pod nosem, połykał żarciki, zapominając, że mówimy o cierpieniu? O tym, że humor jest zwyczajnym płaszczykiem, tak, by ukryć swoje samobójcze zamiary? Podążamy za historią dość beztrosko, uśmiechając się do bezpośrednich i kpiących myśli głównego bohatera, aż do momentu jak pan Kotarski wymierza nam świszczącym batem z emocji na sam koniec. Obracając historię i wszelkie emocje jak naleśnik. Przytaczając słowa redaktora Podsiadły: Ale mnie to oszukało! Doceniam to bardzo. Autorowi udało się przyłapać czytelnika na gorącym uczynku: nie brania depresji i myśli samobójczych na poważnie. Na pozwolenie sobie, by zmydlić sobie oczy. Uwielbiam.
A tak po za tym - lekkie pióro, mimo ciężkiego tematu, zapewne przez umiejętnie użyty i dawkowany humor historię połyka się na raz, nim się człowiek obejrzy
***
Podoba mi się, że autor wchodzi w buty każdej z postaci, pozostawiając jednak w każdej z nich cząstkę siebie co jest przyjemnie odczuwalne. Przytacza kulturowe elementy obecnego świata z którym ma styczność: konta na Instagramach, które sam śledzi (a razem z nim zapewne pół Polski), pojawia się nawet  "przypadkiem", niby po drodze użyte określenie "lekko stronniczy", a także wymieniony zostaje Kaliczan - którego nazwisko na papierze zalało mnie falą ciepła. Ot co, porozumiewawcze mrugnięcie od autora w stronę słuchaczy podcastu PKP. Brakowało tylko "Makity", ale to może mógłby być już jednak krok za daleko. Z autorem widzę także, że łączy nas sympatia od Claude'a Debussy'ego - choć raczej z innych powodów ;) 
Finalnie zastanawiałam się między gwiazdkami 4, lub 5. Finalnie dałabym 4.5, ale system goodreads nie przyjmuje połówek, dlatego jak na razie ocenię na 4. Tylko dlatego, że nie mam chyba myśli, że za jakiś czas do książki powrócę. Ale jak to mówią - nigdy nie mów nigdy. 

Saturday, January 15, 2022

|CXCI| Not enough silence

 My mental state is in ruin lately. And I'm not sure. If I really lost my will to live, or it's another wild twist of my hormones before my period. But it's really rough. It feels weird to write. Those letters look so classy and clean on that white background that I'm writing. It doesn't fit what I have and see in my mind when I'm on my own. In silence. Speaking up let's me hear how pathetic it sounds. How much it can crush and hurt the one that I'm sharing my thoughts with, or might just end with another "oh it's temporary, you're blowing it out of proporsion" - when you actually have suicidal thoughts.

I feel like maybe I'm living too fast. I'm too tired and I literally don't have time to slow down and die a little in my bed. Get the little depression, go over it and go. I have no time. When I manage to get a day of i just have time to barely catch a breathe, maybe sleep a little properly socialize, maybe relax a little. And how about the hobbys? How about working out and cooking food? How about meditating and taking care of the spirit? I don't have time. I need the deep-rest. Two months off minimum.

University is depressing. I think i dont catch up with my ADHD, and the group is really unhelpful. I feel left out, alienated for some reason. May it only be the anxiety? I don't know. May be? But also some people I feel like, they're actually mean and purposefully don't share information with me. Even some professors. I feel like they should be reacting? Sometimes I know that I do that classic cry for help. And I meet the cold wall of anyone caring. But I also don't want care, cause that's embarrassing. It's... Complicated. But also the university makes me feel terribly overworked. It's a lot to manage. And I feel so lonely with it, since it seems like noone else has issues like I do.

The work isn't too much, but the fact that I have to keep going there and sit and pretend that I'm totally OK functioning part of society makes me feel just empty.

Also I forgot to mention the math problems. Going to the extra paid classes to understand shit, that again won't be any needed after I finish the university.

My body got fatter. And I know that. I'm not surprised. I'm the one that keeps buying McDonald's at work in ungodly amounts to eat emotions away. Not even stress. It's eating the emotions. I want to just stop, but it's hard. I want to go back to working out, but I have no time. I forget to take my vitamins too.

I'm trying to get a girlfriend, but I'm wondering if I even can. I've been alone for such long time. And I took my mom to pride parade last year, she had fun, and was all open like "everyone can love, they are the same as we are", yet when I told her I need to find myself a girl, she looked off. And I can guess what that means. She's accepting, until it comes to me. I know it's probably that she's worried, but still - it's heartbreaking.

I'm collecting money for all the trips I have planned, that's also why I work, and it used to work like "reasons to live", but weirdly not anymore?

I saw a tik tok today and guy saying that we are not productive, because we don't let ourselves sit in the silence for long enough. He's right. I use YouTube, tik tok, messenger, Instagram, even my mouth with food, anything to keep my mind busy, but I think it's not a way to procrastinate, it's not running away from being productive. It's just not giving myself enough of the silence to hear suicidal thoughts, depressive thoughts coming up, making me want to actually quit, instead of being productive.