Wednesday, June 22, 2011

|CXXXV| Wrzosiec

22 czerwiec 2011

Co do cholery? Jestem na psychicznym wykończeniu. Nie mam z kim porozmawiać. Mama siedzi u ojca i są zajęci TV, babcia śpi, Kell nie chce ze mną gadać, braci nie ma na fejsie, co oznacza, że imprezują, planują imprezę, albo śpią. Doprawdy – smutno mi. Już płaczę. Nie mam nikogo. NIKOGO. Nie mam nikogo, kto by powiedział głupie: będzie dobrze. Identycznie jak kiedyś – żebram. Ale kiedyś żebrałam o miłość. Teraz błagam o odrobinę uwagi. Odrobinkę. Właśnie dlatego nie chciałam wstać z upadku. Stworzyłam pozory, że wstałam, otrząsnęłam się z tego co było, że sobie radzę i… ludzie odeszli. A teraz kiedy znów upadam, muszę czołgać się sama, próbując sobie radzić o własnych siłach. W samotności. Topiąc się w łzach. W tym momencie przypomniałam sobie Margot (z ‚Zawsze przy mnie stój’) – raz wywrzeszczała, że ludzie są zupełnie sami na tym świecie. I nawet ona miała anioła – Ruth, która tłukła jej, że to nie prawda. Przytuliła ją, po czym kazała wstać i iść. Każdy kogoś ma. Ja też miałam. Przyjaciółkę. Straciłam ją może tylko po części z swojej winy. Kiedyś byłyśmy dla siebie wszystkim. Teraz ma swoje problemy (co rozumiem), swoje zajęcia, swoich znajomych (Nie broń się, że nie są tymi lepszymi. Skończyłaś ze mną rozmowę podczas której byłaś wściekła, a potem w twoim opisie pojawił się uśmiech. I status poggadaj ze mną – jestem pewna, że któryś z przyjaciół cie uszczęśliwił. Ja już nie potrafię.), ma swój świat… do którego mam coraz to mniejszy dostęp. Spójrz. Ja nawet ci nie mówię o swoich problemach, nie mówię o wszystkim tym co u mnie – nie chce wyjść na egoistkę za jaką mnie masz. Chcę tylko po prostu porozmawiać. Potem uciec do naszego świata. Chcę poczuć namiastkę tego, co kiedyś nas łączyło. Nie odbieraj mi tego. Ja już naprawdę BŁAGAM. Nie zostawiaj mnie.

A co tak na prawdę u mnie? Szykuje się kilka rozpraw sądowych, ślub, możliwe, że też pogrzeb, horda lekarzy, leki, prawdziwe antydepresanty i ani cienia szczęścia (no może w pojedynczych pół godzinnych chwilach euforii)

Moje radzenie sobie z swoim życiem i szczęście to złudzenie. Łukasz dobrze o tym wie. (Ty, Kell, nie wiesz bo nie chce wyjsc na egoistkę) Łukasz o tym wie i od tamtego momentu, kiedy mnie tylko widzi pierwsze co robi to przytula. Ale nie widujemy się często. Rozmowy na facebooku trwają około 5 minut głupkowatych, może i zabawnych docinków… i na tym się kończy. Powracam w mroki. Aż do następnej wybłaganej rozmowy – z kimś, kogo najpierw ubłagam.

Monday, June 20, 2011

|CXXXIV| Zawsze przy mnie stój

20 czerwiec 2011

Wyruszyłam na polowanie do Empika. W planach były książki psychologiczne i ewentualnie, jeśli znajdę DVD Glam Nation Tour. Zacznę od tego, że w autobusie, 2 metry ode mnie stał niesamowicie przystojny i tajemniczy chłopak. Ph.. chłopak? Mężczyzna. Około 20 lat miał. Był cały ubrany na czarno, głębokie, czarne jak węgiel spojrzenie, czarne, lekko rozczochrane włosy i … mała czarna rurka w dłoni, która co chwile nieśmiało znajdowała się między jego ustami. Zaciągnął się i wypuścił z siebie małą chmurę dymu. Na początku pomyślałam, że to trawa. Ale potem w przypływie logicznego i moralnego myślenia stwierdziłam, że może to byc elektroniczny papieros. Co chwilę na mnie zerkał. Czułam na sobie jego wzrok, kiedy spojrzałam, oczy na sekundę się spotkały po czym odwrócił wzrok w stronę okna… i tak przez około pół godziny. Wysiadłam z autobusu – on za mną. Używa przyjemnych perfum. Popędziłam w swoją stronę. Szedł chwilę za mną, po czym zawrócił. No i poszłam do empika… Uderzyłam w dział z książkami. Szukałam regału: psychologia, ale nie znalazłam. Poszłam w literaturę obcą i sensację. Znalazłam książkę, która od razu mnie zainteresowała. Nawet nie wiedziałam o czym jest… Okładka. Na okładce jest dziewczyna NIESAMOWICIE podobna do Kell. Prawie że identyczna – jak z tej mokrej sesji. Dziewczyna ma jasne, głębokie spojrzenie, piegi na małym zgrabnym nosku, ciemne włosy… Otulona jest jakby… jakby wodą. Wygląda jak niebieski materiał podchodzący do tiuli o powoli się rozpływa… jak woda. Stanęłam jak wryta, nie zwracając uwagi na to, że jakaś babka przeprasza mnie, bo chce przejść. Miałam jeden cel. Sięgnąć po tą książkę i przyjrzeć się z bliska. Wzięłam. Przyjrzałam (do teraz dokładnie ją (okładkę) oglądam). Sięgnęłam do opisu książki. Szkoda, że główna bohaterka nie ma na imię Kelly. Byłoby ciekawie. W każdym bądź razie… jest to dziewczyna, która bodajże umarła i wróciła na ziemię strzec pewną osobę. Otóż… samą siebie. Była aniołem samej siebie. Przyglądała się swoim błędom, upadkom… widziała wszystkie swoje radosne i smutne chwile. To tak jakby szansa. Teraz ma szansę ocalić siebie. Nie zastanawiałam się więcej. Pomyślałam: biorę. Poszłam dalej. Przetrzepałam fantastykę. Miałam nadzieję, że znajdę coś o upadłych aniołach. Nic. Poszłam pod literaturę dla młodzieży. Zignorowałam Zmierzchy i nie zmierzchy, ale zauważyłam książkę, która od dawna mnie ciekawiła. (Nie) Umarli. Zginęli, ale nie umarli. Ciekawi mnie to. Wzięłam. Poszłam do kasy. Poszłam w dział muzyczny. Szukałam TH, MJ, albo Lambiego. Znalazłam DVD Humanoid City i koszulkę z Billem. Dopiero stamtąd, z działu DVD zauważyłam odległy regał: Psychologia. Leeeecę. Patrzę. Obczaiłam kilkanaście razy każdą książkę. Jedna już samym tytułem mnie ujęła: F**k it! Zabawna, dająca do myślenia i motywująca książka. Kolejna była: Dlaczego mężczyźni nie potrafią robić dwóch rzeczy na raz… i dlaczego kobiety nigdy nie przestają mówić. (czy jakoś tak) i … Coś jak siebie uszczęśliwić, czy coś z tej paki. So… Przeczytałam już F**k it i Dlaczego… . Teraz zabieram się za tą z Kell na okładce. Ah. A może jej nie zacznę? Skończę na zachwycaniu się okładką?

Nie. Przeczytam ją.

Saturday, June 4, 2011

|CXXXIII| Da*Grasso

4 czerwiec 2011

O boże… Aż nie wiem jak to streścić. No więc… Piątek. Godzina 19. Siedziałam sobie w domu, smutna, pisałam smutne posty na facebookowej tablicy… które zauważył On. Odpisał, że też ma smutne myśli i źle się czuje. Po krótkiej rozmowie zaprosił mnie do siebie na pożegnalną imprezę, nim wyleci do Anglii. Wahałam się chwilę. Miałam iść sama do pizzerii i i co? Spytałam czy mówi poważnie. W między czasie licząc na to, że nie żartuje najszybciej jak potrafiłam – umyłam głowę, uczesałam włosy, podmalowałam się i ubrałam. Dostałam odpowiedz, że nie żartuje. Trochę się bałam. To stresujące iść tak sama… W sumie dawno z nim nie gadałam i cholernie tęskniłam, o czym wiedział, bo mu powiedziałam. Wsiadłam w autobus 303 i wysiadłam koło kościoła. Zeszłam niżej, niżej i kierowałam się w stronę lokalu. Wchodząc usłyszałam ciepły, męski głos: o! Idzie. W twarz uderzyła mnie fala gorącego powietrza. W środku było mega gorąco. Wysłał mnie to stolika vipów, gdzie siedział już jego ojciec (przyjemny facet) i kobieta, która była (jak się potem okazało) szalenie w nim zakochana – On przeciwnie. Zrobił mi gorącą herbatę z cytryną (cholernie dobrą). Ogólnie na początku śmiejąc się spytał czy chcę coś do picia. „Wody z kibla? Mineralnej?” Oj, Boże, kocham jego humor. Kobieta, która siedziała obok mnie zaczęła jęczeć, że chce zapiekankę. Bardziej upartej baby nie widziałam. On jej tłumaczy, że jeśli chce, to niech sobie zamówi, a nie za darmochę, bo mu potrącą. Nie dało się jej przegadać. Uparta nawijała dalej. Miała dziecko, które potem poszła zawieźć do ojca. Zniknęła na jakieś 20 min. Kiedy tylko wyszła, On jęknął zrezygnowany: Tato, weź ją stąd, bo nie wytrzymam! – W nerwach ścisnął dłonie w pięści i westchnął. Zaczęliśmy sobie rozmawiać. Laska była okropnie zazdrosna o jego koleżankę (po tym wieczorze – o mnie pewnie też). Ba! Była CHOROBLIWIE zazdrosna. Opowiadał, jak bardzo jest zazdrosna, czasem robił jej na złość… (nie dziwię się – musielibyście ją poznać…) -Chodźcie zapalić… – zawołał i poszliśmy przed lokal tonąc w dymie tytoniowym. Zazdrośnica zdążyła wrócić i uważnie lustrowała go wzrokiem. A On… wiedział o tym. Szła jakaś dziewczyna. Prowokująco się za nią obejrzał i mruknął: To jest kobieta… mrr. Blondynka gotowała się z wściekłości xD Zazdrosna jak nigdy. Potem temat zszedł na jego koleżankę, z którą miał lecieć do Anglii. Kłócili się nieźle, ale z humorem. Ja, razem z jego tatą pokładałam się ze śmiechu. Wróciliśmy do środka. Łukasz był tak zdenerwowany, że pizza mu się w piecu potargała… Więc mieliśmy co jeść. Dobra była. Ser, cebula, zielone, pieczarki… no ogólnie dużo dodatków. Dużo gadaliśmy, śmialiśmy się… z wyjątkiem zazdrośnicy. NARESZCIE się skapnęła, że on jej widzieć nie chce. Szkoda, że dopiero teraz, kiedy już zdążyła do kilka razy złapać za tyłek (po czym oberwała od niego mega surowym spojrzeniem i usłyszała ostrym tonem: przestań). Wychodziliśmy co chwilę na papierosa rozmawiając, żartując i śmiejąc się. Blondynka jak i ojciec Łukasza – poszli. Lokal był już prawie pusty. Siedzieliśmy przed pizzerią gadając, kiedy usłyszałam „Billie Jean”. Zapewne ojciec. Przeprosiłam, odebrałam, podczas kiedy Łukasz pisnął: Kurwa! – I zaczął skakać jak poparzony. Rozżarzony szary pył z papierosa wpadł mu za koszulkę. Zaczęłam mu go wytrzepywać. Chciałabym widzieć minę ojca, słyszącego jego „Kurwa”, bo powiedziałam przed wyjściem z domu, że kolega zaprosił mnie do pizzerii (zapewne sądził, ze to będzie jakiś 15 letni mięczak, który nie wie co znaczy seks, a kurwa boi się powiedzieć). Mruknęłam obojętnie, że będę za niedługo, potem znów: Za niedługo! – Zaczynałam się denerwować, bo psuł mi wieczór. Łukasz zawołał: Jest bezpieczna! – po czym się zaśmiał. Kocham jego uśmiech… i śmiech. Strasznie ciepły z niego człowiek. Rozłączyłam się i wróciliśmy do żartów, kiedy Grażynka z kuchni zawołała: Gabriel! Pizza dla Szczakowej! – no i wróciliśmy i podziwiałam jak tworzy kolejną pizzę. Patrząc na godzinę zauważyłam, że jest już prawie 22. – Łukasz, weź mnie wygoń – mruknęłam, na co on ciepło się uśmiechnął. – Eee, dlaczego? Fajnie jest. Dawno Cię nie widziałem i mam Cię wyganiać? – Oj no, babci zastrzyk muszę dać. – No kurwa, ktoś inny jej da -zaśmiał się. Parsknęłam cicho. Gadałam jeszcze przez chwilę, kiedy zadzwonił mu telefon. -Piotruś sobie o mnie kurwa przypomniał (jego brat bliźniak)… – odebrał i zaczął rozmowę. Ja korzystając z chwili rzuciłam: To ja idę – i skierowałam się do wyjścia. Usłyszałam wołanie: Czekaj! No jezu, poczekaj chwile, muszę ją mocno przytulić, nie? – mówił do telefonu, wyszedł zza pieca, podszedł w moją stronę. Dostałam mega soczystego i długiego buziaka w policzek. (myślałam, że zemdleję) Po chwili objął mnie delikatnie swoimi silnymi ramionami i przytulił. Był tak ciepły… ohh… matko. Mruknęłam mu do ucha: Pamiętaj, żebyś mi napisał sms’a jak dolecisz… – zaśmiał się po czym pozwolił mi iść. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, podziękowałam za mega przyjemny wieczór i wyszłam. Miałam ochotę piszczeć. Euforia. Myślałam że wybuchnę, ale… zeszłam na ziemię. Była godzina 22:03. Biegłam jak głupia w dół na przystanek, przez ulice zalane ciemnością, aż w końcu dotarłam. 22:05! Cholera! Autobus dopiero za 5 minut. Czyli wrócę 22:10 do domu dojdę na ok. 22:30. Ojciec mnie zabije. Ale jakby tego było mało… wsiadłam do minibusa, a tam mnie ktoś zaczepia. Mama. Matko święta. Granica do której mogę być po za domem to 21:30. A teraz była ok.22:15. Spojrzała na mnie zszokowana jak nigdy. -Co… co ty tu robisz? – U Łukasza byłam – Z kim? – Sama, a co? – O.O i o tej porze? – No wypuścić mnie nie chciał. – Aha… – Fajnie było – uśmiechnęłam się szeroko. Wróciłyśmy do domu, jeb do łóżka. Zdążyłam powiedzieć tylko: Pod żadnym pozorem mnie rano nie budzić, w razie pożaru – wynieść razem z łóżkiem. Wstałam o godzinie 10. Idealnie! Akurat wtedy jechał na lotnisko. Napisz nową: Bezpiecznego lotu. Kocham Cię :* -> wyślij -> Łukasz. Poszło. Ah… I zaprosił mnie po powrocie na powtórkę tego wieczoru. Nareszcie będę miała gdzie spędzać czas. I będę miała z kim. Kazał mi się nawiedzać najczęściej jak to tylko możliwe ;] Jestem mega szczęśliwa. A i jeszcze jedno dodam – powinni mnie wpisać na listę ludzi nienormalnych. Bujam się w nim już od 8/9 lat.