Tuesday, July 10, 2012

|CLVIII| To uczucie

10 lipiec 2012

Czasem miewam to uczucie pozornego szczęścia. A może inaczej. Jestem szczęśliwa. Odwiedza mnie przyjaciółka, wychodzimy na miasto na niesamowitą kawę, wspominamy zeszłą imprezę, widzę, że moja mama czuje się lepiej, dobrze się bawi, mój ukochany powtarza mi, że mnie bardzo kocha, a jednak jakby pod powierzchnią tego wszystkiego, głęboko w sercu czuję jakbym się dusiła. Mam ochotę pójsc do lasu i krzyczec. Biec. Wrócic. Upic sie i namalowac cos pieknego na scianie. A potem isc spac. Chcę ten głuchy, nieokreślony ból i wyraz z siebie wyrzucic. Nie wiem co mi jest. Nie mam pojęcia. Po prostu się tak czuję. Może tęsknię za szczerym, ciepłym uściskiem jak kiedyś. Kiedyś Koko mi to dawał. Ale tylko dlatego, że wystarczały mi te jedyne kilka sekund. Nasze uściski zawsze trwały nie długo. Teraz chciałabym się mocno i długo przytulic, dopóki nie poczuję się odrobinę silniejsza. Jest jedna osoba (którą mam ‚pod ręką’) – Grzesiek, chłopak Koko. Muszę się z nim spotkac. On z przyjemnością mnie mocno przytuli i nie pusci tyle ile będę chciała. Przynajmniej mam nadzieję. Tęsknię też za uściskiem mamy. Jak wielka tragedia musiałaby się stac, żeby ona przytuliła mnie do siebie, pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, że będzie dobrze?

Czuję się mniej więcej jak kiedyś. Pusty w środku wielkanocny, czekoladowy króliczek. Złote piękne opakowanie, smaczny, ale w głębi…

Potrzebuję. Czegoś. Boję się wyjazdu do Grecji. Nie jestem pewna, czy to dobry moment. Będę tam sama. W ciszy. Spacery, patrzenie w greckie niebo, piasek między palcami u stóp. Melancholia, cisza, spokój, wyciszenie. Może mi to pomoże. Może tylko rozdrażni. Mam ochotę krzyczec. Postaram się z nikim tam nie zadawac (mam na mysli polaków). Zajmę się sobą i tylko sobą. I Grecją. …

Sunday, July 8, 2012

|CLVII| Nie zostawiaj mnie

8 lipiec 2012

Nie zostawiaj mnie,
Długą krętą drogą,
Szedłem do nikogo, aż spotkałem Cię,
Nie zostawiaj mnie…
Podaj mi swą rękę,
Śpiewam Ci piosenkę, tego tylko chcę,
Nie zostawiaj mnie…

Zabiorę Cię właśnie tam,
Gdzie jutra słodki smak
Zabiorę Cię właśnie tam
Gdzie słońce dla nas wschodzi
Zabiorę Cię właśnie tam
Gdzie wolniej płynie czas
Zabiorę Cię właśnie tam
Gdzie szczęściu nikt nie grozi

Nie wiem czy stac mnie na jakiekolwiek sensowne słowa. Słowa, które opisałyby co czułam, kiedy słyszałam ten słodki fałsz „Zabiorę Cię”, a po moim policzku potoczyły się łzy. W sumie do teraz się toczą. Teraz po prostu słucham. Lubię go słuchac. Jak długo tak będzie? Chwilo, trwaj.

Wczoraj była impreza w miejscówce. Jakieś 30 osób. Dużo się działo. Ugryzło mnie coś. Mam teraz czerwoną plamkę z białą kropką na środku na wewnętrznej stronie nadgarstka w miejscu żyły, a wokół tego zaróżowioną skórę. Nie wiem co mi jest. Z lekka się martwię. Ale wracając do imprezy szczególnie pamiętam moment, kiedy Komar zaczął grac na gitarze „Zawsze tam gdzie ty”. Pamiętam, siedziałam na kocyku, przytulałam do siebie kolana i śpiewałam wspominając wszystkie chwile. W oczach miałam łzy. Patrzyło na mnie 30 osób. Uśmiechało się ciepło, tak, jakby wiedzieli, że w tym momencie cholernie tęsknię za ukochaną osobą, która nie może teraz przy mnie byc. Jakby mi współczuli i tym uśmiechem chcieli powiedziec ze bedzie dobrze. Spojrzałam w dal i myślałam dalej. Bujałam się lekko na boki i delikatnie wytarłam łzę. Tęskniłam – jak nigdy dotąd. Minęło trochę czasu, a ja siedziałam i milczałam. Myślałam. Podszedł do mnie Koko, spytał co się stało. Powiedziałam jedno: tęsknię. Przytulił mnie mocniej niż kiedykolwiek i powiedział, że jestem głupia. Powiedziałam, że to prawda. To głupota, szaleństwo, ryzyko, ale pomyślałam… że mam to wszystko gdzieś, bo ja go po prostu kocham. Nie ma odwrotu. Chcę to ciągnąc dalej, pomimo, że jest mi czasem bardzo ciężko. Długo mnie przytulał. Wtuliłam nos w jego szyję i próbowałam uspokoic własne serce. Potem przytulił mnie jego chłopak – Grzesiek. Zagadał mnie, rozbawił, pocieszył… I się uspokoiłam. Ale do teraz mam łzy w oczach kiedy przypomnę sobie urywek piosenki:

Budzić się i chodzić spać we własnym niebie

Być zawsze tam gdzie ty

kocham cię.

Thursday, July 5, 2012

|CLVI| Expecto Patronum

5 lipiec 2012

Dziś po raz drugi oglądałam ”Dom Chłopców”. I po raz drugi jarałam się postacią Dean’a, Angelo i płakałam na końcu jak bóbr. Znów to samo. Za to kocham ten film. Wiem jakie efekty da mi ten film. Mam ochotę popłakac? Przypomniec sobie wartosci zyciowe? Popodniecac sie striptizem gejów? Oglądam Dom Chłopców. Proste.

Ściągnęłam sobie jakąś… godzinę temu film o Lennonie. Obejrzałam, dwa razy powstrzymywałam się od łez. Pierwsze wrażenie? – Dziwny koleś. Drugie wrażenie? – On przypomina mi mnie. Ostatnie wrażenie? – Szkoda mi go. Film o … o szaleńcu. Przypomniał mi „Mr Nobody”. Sytuacja bardzo podobna. Jedno dziecko, dwoje rodziców, którzy się rozstają i każą dziecku wybrac, które z kim chce pójsc. Przykre, ponieważ takie dziecko nie jest w stanie podjąc tak dorosłej decyzji. Lennon do końca miał o muss do decyzji do ojca żal. Przygniatała go kariera, jego laska poroniła… Dużo się u niego działo. Ale koleś szalony i kochany zarazem. Takie duże dziecko z lekka. Ale z drugiej strony… Cholera! Trudny człowiek. Jakby miał już nawet nie dwie, a trzy twarze.

Czeka mnie jeszcze „Kronika”. Miałam to oglądac w kinie na walentynki, ale jakoże stwierdziłam, że wcześniej pójdę do empika po jakąś książkę… to kiedy wpadłam do kina – okazało się, że się spóźniłam. I poszłam na jakiś romans. (cała sala pełna zakochanych par, ja sama, mój rząd puściuteńki. Mogłam w spokoju płakac ile wlezie) No a kroniki przepadły. Stwierdziłam, że przykre i ich pewnie już nie obejrzę, ale jakoś to w necie znalazłam i będę oglądac. Ale to niedługo. Napiszę jak się podobało.

… Kocham poranne rozmowy przez telefon. K O C H A M. Tak mogę wstawac codziennie rano. Rozmowy o dementorach, czarowaniu i patronusach… tak. Wszystko z soczystymi, nieukrywanymi podtekstami. Tak mogłoby byc codziennie. Dzień po dniu. Miesiąc po miesiącu. Rok po roku. Dekada po dekadzie? Może.

Czy ktoś widział e-booka autobiografii Ozzy’ego? Pilnie poszukuję. Przyznaję się, że jeszcze nie przeczytałam biografii Cobaina, ale mam ochotę chociaż zajrzec do Ozzy’ego.

Piszę dziś bez sensu. Bez żadnego sensu. Kell wracaj na gg. Wciągnęłam się w … rozmowę. Wracaj mi tu! Ty się nudzisz beze mnie, ja bez ciebie. Muszę pierdolic głupoty, bo umrę. Ty wiesz. Wgl… przyznam ci się – lubię tworzyc sobie kłopoty. Dziś wyciągnęłam takie wnioski. Kobiety są uzależnione od problemów (przynajmniej chyba wiekszosc. mam nadzieje.). Nie mam problemu? Mam problem. Ale wtedy mam taki problem, że aż boli. – Nudzę się. Muszę miec problemy. Muszę miec sie z czego smiac, musze miec sie czym martwic, z czego płakac, z kim sie kłócic, cieszyc, musze cos rozwiazywac, musze kminic i myslec. Nie potrafie nie miec problemów. BO SIĘ NUDZĘ. Dlatego zaczynam sobie sama jakieś tworzyc, albo wymyślac. Tylko, że obecnie nie mam weny. I to jest straszne. O. Mam problem. Nocka z Steff i rozkmina jak przenocowac w miescie Mikołaja. Już mam się nad czym głowic. Tak. Ale mi mało. Chcę więcej proooblemów. ;x Jestem psychiczna.

„-O boże, jaki schiz! Widziałam Dementora!
-Co, mam użyc magicznej różdżki? Wyczaruje mu tu Expecto Patronum, że się nie pozbiera”

Tuesday, July 3, 2012

|CLV| Settle Down

3 lipiec 2012

We can settle at a table..
A table for two
Won’t you wine and dine with me?
Settle down

I wanna raise a child
Won’t you raise a child with me?
Raise a child

Spełniłam swoją zachciankę. Umówiłam się z Koko. Pod biblioteką. 15:35. Przyszedł, spytał dokąd idziemy. „-Do pierdonki. – Po co? – Muszę dzisiaj obalic chociaż jednego szampana. – Nie, ja mam dosc, Nellcia, sama mówiłaś, czepiałaś się, że ciągle imprezuję. – Nie pierdol.” Szliśmy sobie. „-Koksiu, czy ty masz dobry humor? – No tak, a ty nie. – No taki średni. – Ee no stara, powinno byc zajebiście, masz faceta na drugim końcu polski, za co cie zaraz opierdole, ale to zaraz. Mamy czas.” Poszliśmy. Z biblioteki, przechodząc obok jazz klubu i poczty aż do wielkich schodów na górę i wbiliśmy do sklepu. „-Kobieto, mi aż już wstyd tu przychodzic po te procenty. – Pijemy Michaela. – ;o Dawno nie piłem. Trafiłaś.” Ukradkiem sięgneliśmy po dwa szampany i poszliśmy do innej kasy niż zazwyczaj. Pewnie dlatego, że tamta kasjerka już go zna (zapewne) na pamięc. Koko powiedział żebym płaciła. (bo postawiłam na swoim, że dziś stawiam) … Debil zapomniał, że nie jestem pełnoletnia. Stwierdził, że chciał się poczuc młodziej. W sumie chodząc między półkami stwierdził, że „- Tam w środku wciąż jestem 16-latkiem (pokazując na lewą częśc klaty) – Ale serce jest pośrodku… – Cicho, tu jest prawy sutek. – To czemu pokazujesz lewego? – … Nelly, zmieńmy temat” Zaplątał się biedny w rozmowie. Kupiliśmy, wpakowaliśmy do mojej torby i przed siebie. Oczywiście szliśmy tą samą drogą co zawsze. Koło banku z przejściem do Hogwartu (kostka brukowa zakręcająca i kończąca się przy ścianie (a żadnego wejścia tam nie ma), koło policji w górę, między domami, koło targu… i tu kolejna beka była. „-O kurwa, my sobie tu grzecznie idziemy, a tu szambowóz – Oj weź, po prostu nie oddychaj. – Ja obok tego nie przejdę” No i rzeczywiście obszedł szambowóz szerokim łukiem, a ja po prostu tego nie wdychałam i szybko przeszłam. Idziemy dalej. Nie mogliśmy zdecydowac czy isc za cmentarz, czy do parku, ale po długich namysłach stwierdziliśmy, że jakoś zniesiemy komary dla odrobiny cienia i poszliśmy do parku. Przy okazji dowiedziałam się, że gejuch do dziś nie ma pojęcia kogo zgubili na ostatniej imprezie. Opowiedział mi też przezabawną historię jak to się stało, że jego facet rozciął sobie nogę (naprawdę, prawie płakałam ze śmiechu, on w sumie też, ale nie wolno mi o tym mówic, więc… xD). Wychodzimy pod górkę, po kamieniach, wbijamy do parku i nagle widzę… „-Co za szmaty! Dwie różowe, zesmażone na starym oleju szmaty! Zajęły naszą ławkę!” Yeap. Bolało. Wracam do moich miesc po dwóch miesiącach przerwy, patrzę, a tam jakieś … nie skomentuję. Chcemy usiąśc kawałek od nich na przeciwko. Ławka jest z lekka odchylona do tyłu. „Nelly, ale jak się schlejemy, to ta ławka się czasem nie przechyli do tyłu? (kiedy to mówił -usiadłam) Okej, teraz się nie przechyli” Chcieliśmy usiąśc, ale pies różowych zaczął ujadac. Zaczęły spadac kasztany i robaki się rozlazły. Koko stwierdził, że idziemy dalej. Przeszedł i zaczął narzekac na psa. „no zamknij już tą jadaczkę, przecież idę już stąd!”. Szukaliśmy jakiejś przyjemnej polanki w cieniu, ale nici z tego. Znaleźliśmy jakąś ławkę. Oboje usiedliśmy na niej po turecku twarzami do siebie. Podałam mu pierwszego szampana. Odkręcał drucik i liczył. Jeden, dwa, trzy, cztery… pięc… Korek lekko wyszedł. Zasyczało. Patrzymy. Nic się nie dzieje. I nagle wystrzelił gdzieś w drzewa z głośnym hukiem. Koko wybuchnął śmiechem i zatkał butelkę. „A co jeśli właśnie zabiłem wiewiórkę?” Później okazało się, że mamy takie same telefony. Temat zszedł na Mikołaja. Pytał jak to wszystko wygląda, jak się zaczęło, co do niego czuję, jakim jest człowiekiem. Potem był opierdol dotyczący odległości. Nie będę zdradzac szczegółów bo … bo po prostu nie chcę ich zdradzac. Ale… powiedział mi jedno: Nie da się obiecac wierności. Można byc wiernym sercem, umysłem, ale nie tam na dole. Faceci tacy są. – Oprócz tego usłyszałam, że – Podziwiam Cię. Ja bym tak nie potrafił. G* mieszka 10 minut ode mnie i mam problem, więc Cię podziwiam. Albo jesteś tak.. tak silna, albo tak zakochana… nie wiem. – I jedno i drugie. – Silna jesteś napewno. – Zakochana również. – Hmh… to jest… chyba za delikatne słowo; I dalsza częśc opierdalania. Stwierdził, że to może się nie udac, i jeśli nie chcę się zranic to powinnam to zakończyc, ale jeśli uważam się za na tyle silną osobę… to mogę ‚testowac’ się dalej. (i taki mam zamiar) Stwierdził, że jeśli on miałby chłopaka w … Londynie, a ja w Poznaniu to nie byłoby żadnej różnicy. Każde z nas spotykałoby się z drugą połówką jakieś 2 x roku. Z tym, że on nie wie, że ja jestem tego świadoma i na to gotowa. Wiem, że w wakacje będziemy się widziec może raz, o ile się uda. A potem mooooże na ferie. Jestem tego świadoma. Tak czy siak mówiłam, mówiłam… opowiadałam też o momencie, kiedy Mruwa wpadł i nam ekhm przeszkodził, przyłapał… Mówiłam mu o WSZYSTKIM. On tylko patrzył mi w oczy i stwierdzał: Napij się. Kiedy się napiłam, podałam jemu butelkę. I zabrałam mu papierosa. Wybuchł śmiechem. „-Właśnie chciałem pytac, Nelly, chcesz bucha? … To my może też siedzimy w kiblu jednocześnie?! Jak będziesz to daj znac. Zobaczymy” – debil xD Zaciągałam się mocno. Jedyne kilka razy. Temat się zmienił, zaczęliśmy napierdalac o wszystkim. Stwierdził, że został druidem. „-Stara, siedze sobie ostatnio na przystanku i zacząłem rozmawiac z mrówką. Siedziała mi jedna, a ja się jej pytam: Co robisz na moim kolanie? – Ludzie na mnie patrzą jak na debila, a ja z mrówką gadam”. Potem okazało się, że mamy takie same telefony, zaczęliśmy szalec z blutaczem(!) i przesyłac sobie idiotyczne zdjęcia. Rozmawialiśmy na temat moich rysunków. Rozkminił dlaczego postarzam albo odmładzam ludzi na papierze. „-Wiesz, może masz gdzieś już w głowie zakodowaną ciekawosc typu „ciekawe, jak ta osoba by wyglądała, gdyby…”…” Chcieliśmy otworzyc kolejnego szampana, kiedy jakaś babcia na horyzoncie się pojawiła. „Babciu, idź stąd bo się przestraszysz i padniesz na zawał.” Kiedy przeszła – otworzyliśmy i piliśmy dalej. Później, kiedy go kończyliśmy szła pielgrzymka emerytów. „Zczaj butelkę! – <wychlałam wszystko do końca i rzuciłam butelkę za siebie> – brawo…” Potem kazał mi wstac. Chwiałam się nieco. Zebraliśmy się i szliśmy w kierunku centrum miasta. „-Idziemy coś zjesc. -Okej. – Olipm, czy Turek? – Gdzie jest Olimp? – Na kociej (najpopularniejsza ulica w mieście) po schodach… – Nie wiem gdzie to. Nie byłam…” No i poszliśmy do Olimpu. Koko wziął gyrosa i piwo. Gadaliśmy dalej, podobno się z lekka darłam xD Karmił mnie, przy czym stwierdził : „Oooo, kolczyk w języku! Czoper Cię przebijała, nie?” W przerwach piliśmy Żubra. Potem zamówił kolejne piwo i kolejnego Żubra. Zjedliśmy, wypiliśmy, wyszliśmy… I czekały mnie ogromne schody na dół. Poszliśmy do Parku. Usiedliśmy sobie na jakiejś ławeczce, bo mieliśmy jakieś 25 minuty do autobusu. Zaczęliśmy się bic, przepychac, popychac, rozmawiac… Stwierdził, że mi zaraz mortal kombat zasadzi. Ja odpowiedziałam jednym: „- Fnont him! – Finish him chyba…. ale fajnie, że się rozumiemy” (XD). Odpaliliśmy kolejną fajkę. Tym razem pozwolił mi palic, ale tylko w kagańcu (z jego rączki). Słuchaliśmy Adama, śpiewaliśmy Adama i wymienialiśmy ulubione kawałki. (kocham gejów. jako jedyni słuchają innych gejów. Nie spotkałam jeszcze nikogo w miescie kto jarałby sie jak ja – Adamem) Zebraliśmy się, poszliśmy na przystanek. Dalej mieliśmy bekę z niczego, wsiadłam w autobus i pojechałam. Dobry dzień. Ale byłam naprawdę najebana jak nigdy. ZAWSZE podczas jazdy autobusem, spaceru do domu i wychodzeniu po schodach włączałam trzeźwą maskę. Wtedy nie mogłam jej znalezc. Wpadłam. Poleciałam się wyszczac i usiadłam przed kompem stwarzając pozory, że wszystko jest, tak jak zawsze. Normalnie. Mama coś do mnie mówiła, ja stałam się jej wyrażnie i zrozumiale odpowiadac… Potem wyszli do sklepu. A ja poleciałam do kibla zwrócic całe żarcie jakie zjadłam (żołądek odzwyczajony od takiego tłustego żarcia i jestem pewna, że przez to wymiotowałam. alko jeszcze mi krzywdy nie zrobiło). Latałam do tego kibla jeszcze z trzy razy. Zagadałam do ludzi na skype, na gg na fb itd, Mikołaj wygonił mnie do spania.. Więc poszłam. Było mi wygodniej niż kiedykolwiek. NIŻ KIEDYKOLWIEK. Nie było mi gorąco, nie było mi zimno… było idealnie. Nie mogłam usnąc. Rodzice wrócili, mama zagadywała, pytała czy już idę spac. Usnęłam. Obudziłam się o 3 rano. Nieśmiało, powoli wymknęłam się z łóżka, przepłukałam usta, bo czułam się ohydnie. Jak ostatni żul, poszłam się napic mleka – nie, nie miałam kaca. Chciałam zlikwidowac nieprzyjemny posmak w ustach. Wróciłam do łóżka i zaczęła się męczarnia. Męczyłam się chyba do 4 rano. Wtedy nareszcie na krótko padłam. Śniłam o Mikołaju. Nie pamiętam szczegółów, ale kiedy padałam i kiedy się budziłam miałam go przed oczyma.

Przemyślałam wszystkie rady jakie dał mi Koko, pomyślałam nad wszystkim… i czuję się lepiej. Jeszcze tylko Mikołaj… – Zrób coś z sobą. Kup sobie coś na sen, coś na poprawę humoru i jedziemy dalej, nie łamiemy się. Masz mnie, masz tadzika, jest dobrze.

Lov ya

Sunday, July 1, 2012

|CLIV| Bezsennosc

1 lipiec 2012

Ta noc była bardzo bezsenną nocą. Moje oczy przyzwyczajone do ciemności bez ustanku wpatrywały się w sufit, w tle słychac było mój malutki 30 letni wiatraczek, który co sił starał się mnie ochłodzic, kołdra na podłodze, stos poduszek pod głową, a w głowie miliony myśli. Zamarłam. Leżałam, patrzyłam i myślałam. Ba! Ja nie myślałam. Myśli same obijały mi się o głowę i próbowały uciec. Myślałam głównie o Mikołaju. Odtwarzałam w głowie momenty, które spędzaliśmy wspólnie w jego pokoju. Wspólny śmiech, łzy, słowa przez niego wypowiadane i moje reakcje. Pierwsze pocałunki i dotyk. Wszystko pamiętam jakby działo się to wczoraj. Wszystko jest tak… świeże. Pamiętam nawet swoje myśli w tamtych chwilach. Pamiętam pocałunki przy drzwiach, żeby ktoś czasem nie wszedł, pamiętam kłótnię o to, żeby nie wychodzic z pokoju, kłótnię o telefon, pamiętam pożegnanie. I kolejne każde słowo. Pamiętam radę, że uczucia są w głowie. Że jeśli się zakochiwac to mądrze, a nie dac sie porwac sercu. Pamiętam jak się po raz pierwszy spotkaliśmy. Szkoła. Pamiętam te urywane spojrzenia, nauka imion ludzi w klasie, uśmiechy, podziwianie rysunków. Pamiętam też moje dyżury, gdzie za każdym razem szukałam go wzrokiem gotowa kolejny raz ciepło się uśmiechnąc. Pamiętam kiedy stałam na balkonie. Pamiętam co mówiłam, pamiętam że patrzyłeś, ja patrzyłam, pamiętam wszystkie smsy, pomimo, że je usunęłam. Pamiętam podziw po uderzeniu Romantyka, pamiętam C.H.E.M.I.Ę, przed którą się tak broniłam. Pamiętam rozmowy w cztery oczy, pamiętam słowa, że mam się pilnowac, bo nie zostawi jej dla mnie, że zostało kilka dni, tylko kilka dni i że mam tego nie zepsuc. Pamiętam smsa : Nie kocham osób, które mnie rozumieją. – To wszystko przewijało mi się tak przez głowę, ale w końcu wracałam do ‚akcji’ w dziewiątce (pokoju), gdzie staliśmy przy drzwiach i nie chciałam go puścic. I przy okazji w myślach rozwijałam sytuację.

Później moje myśli zeszły na Koko. Rozmarzyłam się na temat dzisiejszego spotkania. I jak nigdy, nie będzie miał ze mną problemu przy stoisku z alkoholem. Wiem, że chcę się schlac i wiem czym się schleję. Połączenie Michaela i piwa powinno mnie położyc. Yeap. Szampan i desperados. To na co mam ochotę. Potem pójdziemy na nasze ukochane pobojowisko za cmentarzem i będziemy obijac o siebie butelki na znak toastu przy tym mówiąc: za miłośc. Tak właśnie będzie. Potem wrócę do domu na rozchwianych nogach, może i slalomem, modląc się tylko, żeby rodzice nie zauważyli. Cieszę się na myśl, że będę mogła się komuś wygadac z moimi myślami, problemami. Próbowałam z Kell – choc jej to bardziej rzygałam tęczą, no ale… ogólnie miała dośc tematu. Steffa – zaczyna przewracac oczami i nic nie mówi. Nie pomoże. Koko jest taki, że wysłucha i powie co sam o tym sądzi. A jeszcze najlepiej jak podaje przykład z własnego życia. I możemy gadac godzinami. Pamiętam jak rozmawialiśmy o facetach. – Dużo się dzięki niemu dowiedziałam. Gadaliśmy o tych facetach dobre dwie godziny. (kur. jest 10:10 znów się zaczyna…)

Tak czy siak bardzo długo nie mogłam zasnąc. W głowie przeplatały mi się toasty ‚za Mikołaja’ chlane razem z Koko, razem z wspomnieniami niesamowitych pocałunków w senatorium. Myślałam długo, dopóki marzenia nie zaniosły mnie do krainy snu. Zapewne usnęłam mając przed oczami obraz Mikołaja. Usnęłam spokojnie i spałam do dziewiątej. Rano zobaczyłam, że dostałam sms’a. Jednego z wielu tak słodkich. „Kocham cię, dzień dobry, a zarazem dobranoc”. Mam nadzieję, że to będzie dobry dzień.

Edit. 19:20

Dzień cholernie samotny.

Nie ma miśka.
Nie ma Kelly.
Nie ma Koko.
Ani Steffy.

Miałam na dziś wielkie plany. Upic się, zabawic, cokolwiek… Potem wrócic spokojnie do domku i porozmawiac troszkę z Mikołajem. A może on chce ode mnie troszkę odpocząc? Może. Rozmawialiśmy dzień w dzień. Czasem po 5 godzin. Teraz nie gadamy (na skype) od dwóch dni. Nie wiem o co chodzi. No ale cóż.

Obecnie rysuję. Po raz pierwszy tak na poważnie rysuję na zamówienie. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Rozkminiłam dlaczego. Zawsze wszyscy strasznie NALEGALI i naciskali, żebym ich narysowała i proponowali pieniądze. A dla mnie pieniądze są na jednym z ostatnich miejsc na liście rzeczy potrzebnych do szczęścia. Tym razem o ile dobrze pójdzie, za rysunek dostanę coś na czym naprawdę mi zależy. Coś, co da mi szczęście. Nie dostane marnego kawałka papieru, za którego kiedyś kupiłabym masę słodyczy i spędziła wieczór na kanapie użalając się nad własnym losem. Tym razem rysunek jest biletem do spotkania się z miłością. Utęsknioną miłością. I to mi daje motywację do działania. Rysuję dwa razy szybciej i lepiej, bo mi naprawdę zależy. Bo dostanę coś, co jest dla mnie ważne. Oczywiście nic pewnego, ale jeśli się uda? Będę najszczęśliwszą kobietą w galaktyce, kiedy go zobaczę, będę mogła wziąc rozbieg i wpasc w jego ramiona. Po prostu.

Czuję się dziś samotna, ponieważ… Pomimo, że w domu wszyscy domownicy to czuję się kompletnie samotna. Mikołaja nie ma. Poszedł gdzieś z Magdą, nie odzywa się… Nie wiem czy się martwic, czy jak… Nie daje oznak życia. Zakładam, że wciąż jest z Magdą i ufam, że nic się tam nie dzieje, bo mnie cholernie kocha, laska nie jest jego rangi i ma już kogoś. Tak więc o to jestem spokojna. Ale odpisac by mógł.

Byłam dziś umówiona z Koko na chlanie. Nie wyszło. Wczoraj był na imprezie i dziś nie był w stanie wyjsc z domu. Jednym słowem: kac. Mamy się niby widziec w poniedziałek, ale w poniedziałek wraca mój dyżur z babcią tzn. muszę byc w domu przed 18, żeby dac jej zastrzyk. A co to za chlanie, co za impreza, jeśli ja już o 6 jestem w domu? Bez sensu. Chyba, że go nakłonię na picie na moim osiedlu. I będziemy pic gdzieś w lesie, a potem się przeniesiemy do mnie. Zobaczymy. Michael na mnie czeka! I desperados. Gott, jak mi się chce pic… I muszę zapalic. Tak… Dużo się działo, za dużo wręcz i nie paliłam od 3 miesięcy. Znów wypalę jednego i będę miała spokój na kolejne 3 miesiące. Może i dłużej. Muszę się też umówic z Czoper na przekłuwanie. Całe 11 kolczyków. Powolutku, powolutku… i o. Wszystko się – zobaczy.

„-Ale tak poważnie… co jest we mnie takiego słodkiego?
-Szczerze?
-…no?
-Tak naprawdę szczerze? Idź, zobacz się w lustrze”