Saturday, October 30, 2010

|CI| Nie wiem kogo chcę oszukać.

30 październik 2010

Starguardmuffin – United

Wcięło mi notkę! Znaczy się… pisałam i się onet zaciął, kursor wgl nie reagował. Ani nie dało się pisać ;[ Więc zrobiłam Print Screena. Co prawda nie jest dokończona, bo wypadłam z wątku no i cóż, już pewnie jej nie dokończę, ale choć tyle macie [KLIK]

Sunday, October 17, 2010

|C| Na siłę.

17 październik 2010

Ten temat wywołuje u mnie łzy, ale pora o nim pogadać. Już za jakiś tydzień mijają 2 miesiące od momentu kiedy ONA chciała odpocząć od statusu „My”. Niesamowite ile wytrzymałam. Ale dziś… nachodzi mnie pewna myśl. Nie kocha, tylko lubi. Nie wróci, odsuwa się ode mnie z dnia na dzień coraz bardziej, chyba pora zacząć żyć normalnie. Już płaczę, bo nie wyobrażam sobie tego. Wmawiam sobie jedno i to samo: byłam, jestem i będę hetero. Potrzebują silnych męskich ramion, nie kobiety. Byłam, jestem i będę hetero… Muszę to zrozumieć. A jest ciężko, bo czym bardziej sobie to tłumaczę, tym wielką odrazę do mężczyzn żywię. Ale minęły już dwa miesiące, czekałam, starałam się nie patrzeć na siebie tylko na nią. Ona potrzebuje odpoczynku. Ma. Ja się nie liczę. Ale po dwóch miesiącach… tracę nadzieję że kiedykolwiek ów odpoczynek się skończy i dlatego postanowiłam się z tym pogodzić. Ona nie jest dla mnie, nie daję jej tego czego potrzebuje i nie jestem taką osobą, której pragnie. Za wysokie progi. Nie dla psa kiełbasa. Teraz otworzę się na ludzi, zdobędę grono znajomych, znajdę chłopaka i będę szczęśliwa. I wiem że to nie możliwe, a będzie zupełnie na odwrót. Zamknę się w sobie, znajomych oleję i będę najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie, a moją jedyną miłością będzie mój chrzestny. I tak źle i tak nie dobrze. Chcę żyć normalnie… Pieprzona psychika. Nie. Będzie inaczej. Z Kell będę się przyjaźnić, będzie to najlepsza przyjaciółka pod słońcem (która z życzeniami urodzinowymi budzi się pod wieczór, sypie sarkazmami, albo i w ogóle się nie odzywa… | spokojnie masz też plusy) następnie założę tą maskę z uśmiechem, okleję sobie głowę taśmą, żeby ów maska czasem nie spadła i będę trwać w szczęściu póki maska nie przyrośnie do twarzy i charakteru, a ja nie będę odróżniać emocji pozytywnych od negatywnych no i zapomniałabym… -będzie cudownie.

A tak poważnie… to nie wiem co będzie, nie mogę tego przewidzieć. Będę się starała być dobrym człowiekiem, zachować z Kell stosunki przyjacielskie (choć to od niej zależy czy potem znów ich nie zmienię), i być po prostu szczęśliwa. No a potem… może i znaleźć miłość, która pokocha mnie taką jaką jestem. Nie każe się zmieniać i nie będzie robić wyrzutów. Pokocha mój egoizm i użalanie się nad sobą i zobaczy jaką osobą jestem. Że potrafię być czuła, kochana i naprawdę delikatna i romantyczna. Znajdę osobę, która ujrzy we mnie coś innego niż wyżej wymieniony egoizm i da mi to szczęście i radość z życia.

Tak przy okazji:

Dziękuję Kelly, za ten czas kiedy… pozwoliłaś mi cieszyć się życiem, uszczęśliwiałaś mnie jak nikt inny i dawałaś to czego potrzebowałam. Byłaś przy mnie w trudnych momentach kiedy tylko mogłaś. Dziękuję za to wszystko. Dziękuję za momenty kiedy miałaś niesamowite ADHD i mnie nim zarażałaś, dziękuję za dzień w którym mnie naznaczyłaś i pocałowałaś, po czym czułam się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, dziękuję za dzień, kiedy mogłam cię upaćkać bitą śmietaną, a ty oblać mnie colą. Dziękuję za te 3 lata spędzone w podstawówce, kiedy po wf-ie oblewałam cię mineralną, kiedy siedząc w kącie ‚wiertałaś’ się ze śmiechu. Dziękuję za kartkę na Wielkanoc, dziękuję że tyle ze mną wytrzymałaś, dziękuję za kartki, które pisałyśmy na lekcjach, dziękuję za szereleteki i cudowne wspomnienia w nich zapisane, dziękuję za to że mogłam się przytulic, dziękuję za tego bałwana którego razem ulepiłyśmy, dziękuję za II welt dziękuję za pizze żartą na schodach, dziękuję za twój śmiech i cudowny uśmiech, za twoje najpiękniejsze oczy, za te wypady do kina, mc donalda, dziękuję za to wszystko. DZIĘKUJĘ ZA TE WSZYSTKIE WSPOMNIENIA…

I przepraszam, że nie jestem twoim ideałem i… i przepraszam za wszystko.
Kolejny raz.
Przepraszam i dziękuję.

Twoja… przyjaciółka Nelly.

P.S I dziękuję też za Scream’a
P.S 2 – i gluta
P.S 3 – za wszystko, tak naprawdę wszystko, nawet za te liczne kłótnie.
P.S 4 – pisałam pod wpływem emocji, więc jeśli coś jest niejasno napisane, przepraszam.

I mam nadzieję że ta przyjaźń nie zginie. Nie pozwólmy na to.

Thursday, October 14, 2010

|XCIX| Ostatnio usłyszałam że jestem niewrażliwa – chyba jednak nie ma w tym racjii.

14 październik 2010

Ostatnio moja ukochana stwierdziła że jestem niewrażliwa. No i racja. Ale jestem niewrażliwa na rzeczy które mnie nie dotykają. Cała reszta, cóż. Mnie nie obchodzi. Ale… ostatnio wracając ze szkoły poszłam „górą” czyli drogą na miasto. „Dół” prowadzi na przystanek autobusowy. Więc poszłam górą do miasta. Przeszłam uliczką zwaną „kocią” mijając liczne stragany, wspięłam się po schodkach i weszłam do sklepu muzycznego kopić sobie prezent na urodziny. Od siebie dla siebie. Zamówiłam sobie Humanoid DE ver. CD+DVD. 2 czy 3 lata temu ją zamawiałam, ale jej nie dostałam. Mam nadzieję że tym razem się uda. Później miałam jeszcze trochę forsy to poszłam do „Natury”, kupiłam sobie balsamy do ciała i poszłam do piekarni. Kupiłam co miałam kupić, kiedy kierowałam się do wyjścia, wszedł mały chłopiec. Miał może 5-6 latek. Był potargany, widocznie zmarznięty bo dygotał, brudny i biedny. Miał ciemną cerę co dawało mu niesamowity urok i duże, piękne oczy przypominające rozgwieżdżone niebo. Ciemne i błyszczące. Mruknął coś pod nosem i wyciągnął w moim kierunku kubek po jogurcie. Spojrzałam na niego mimochodem i… wyszłam. Niczego chyba w życiu bardziej nie żałowałam. Cały czas mam przed oczyma jego piękne oczy i błagalny wyraz twarzy. Że też nie kupiłam mu choćby bułki… Był pięknym chłopcem, gdyby tak o niego zadbać… Ehh.

A co do dzieci – niedawno Kell wypomniała mi że ‚chciałabym przecież taką małą kruszynkę’. I mnie rozbawiła i to nieźle. Bo tak w ogóle to takie dziecko to ktoś zrobić musi, nie? A mną się kolesie nie interesują, ani ja kolesiami. Nie wyobrażam sobie siebie z chłopakiem. Niektórych mogę uznać za przystojnych, fajnych, miłych i można wymieniać w nieskończoność, ale nie wyobrażam sobie być z takim stworzeniem. Nie wyobrażam sobie pocałunków, chodzenia za rękę, a tym bardziej stosunku! Chłopaki to tylko takie… koledzy. Hahaha właśnie pomyślałam że potrzebuję obojnaka xD. Potrzebuję laski z chujem. Wolne żarty. Kolejna sprawa to, to że może potrafię doskonale zadbać o dzidzię to nie wiem jak niby miałabym przejść ciążę i jakbym w ogóle to przeszła. Zwłaszcza że mam zrypaną psychikę. Kolejna sprawa to nie wyobrażam sobie mnie 15 letniej Nelly mówiącej matce: Mamo, jestem w ciąży. I to nie jest wpadka. – Śmieszne. No właśnie i za młoda jestem. Pożyję jeszcze trochę, a potem może i stworze jakąś rodzinkę (o ile dożyję i ktoś mnie zechce). Nie no, stwierdzam że nie będę mieć dzieci. Chcę, a nie mogę. Brzmi dziwnie. Po prostu… jest wiele przeciwwskazań. O.

Ludzie wokół mnie. Wszyscy są debilami tak naprawdę. Stefa się tnie nożami jak jej się nudzi, do tego jej koty ją tną, kolega Antek w 5 klasie podstawówki się ciął, Kinga się kiedyś pocięła (choć jej ciężko w cokolwiek wierzyć), większość ludzi wokół mnie zachowują się jak rasowe pedały – nie geje! – i w ogóle… czyli co? Chyba pasuję do swojego otoczenia. Wklepali mnie w idealną klasę. Oh i wychodzi na to że codziennie wchodząc do szkoły, każdy zakłada maskę. To mnie pociesza. Okazuje się że nie tylko ja jestem takim zjebanym dzieckiem ;].

Wkurzam się na Kell. O ok.19 wzięła „zw” i jest już 21 a jeszcze nie otrzymałam zbawiennego „jj”, ileż ja mam jeszcze na nią czekać? Tak w ogóle to ciągle na nią czekam. Miałam jej [sexy] dupy nie lizać i co? I kurwa Nelly kocha, Nelly poczeka. Eh. Kiedyś się wkurzę i to ona poczeka. Wymiękam. Eh. Ja jestem stworzona do samotności. Czasami mam ochotę się poddać i po prostu zabić, ale cóż. Prawda taka że nie mam odwagi się zabić. „Bo Kelly” a tak naprawdę nie wiem co Kelly czuje. I ja już naprawdę chcę skończyć tą przerwę. Czuję że się od niej oddalam. Bo jak rozmawiamy… jak to ujęła „rozmawiam z lalką o sztucznym uśmiechu 24 na dobę”, ja nie jestem sobą. Ja gram. Chcę przestać. Chcę żeby mi na to pozwoliła. Skończmy ten scenariusz i nagrajmy kolejną cześć filmu, tą lepszą, błagam. Nie wiem, czuję się jakby to był cholerny sprawdzian mojej wytrzymałości. Jeszcze trochę, a mimo błagań i próśb, wewnętrznych blokad, weżrę całą apteczkę i podetnę sobie żyły. To nie jest groźba. To jest po prostu… ja umieram wewnętrznie. I ona dobrze wie co mnie na nogi postawi. Myślę że potrzeba niewiele, a przecież mnie kocha, więc dlaczego znów trzyma na dystans, niszczy, sprawia że właśnie teraz płaczę i wmyślam czarne scenariusze? Dlaczego każe mi błagać? Przecież mnie kocha…

Sunday, October 10, 2010

|XCVIII| Banshee

10 październik 2010

Ostatnio dowiedziałam się jak nazywa się moja przyjaciółka, ba! Jak mniej więcej wygląda i jak się zachowuje jeśli ktoś ginie. Nazywa się Banshee. To kobieta zazwyczaj ubrana na biało-szaro. Gdy ktoś umiera, pojawia się i przeraźliwie krzyczy/jęczy z rozpaczy… kij wie. Ale po tym jak przeczytałam jej opis to pomyślałam że jeśli przyjdzie mi umierać, to chcę umrzeć w lesie. Bo to by jakoś wyglądało. Mgła, drzewa, ciało i Banshee. No wyobraźcie sobie taką boginię w mieszkaniu… to nie pasuje do scenariusza. Tu pasuje tylko las. Tu macie link do Banshee – [link] [link]
Banshee ponoć zmarła w czasie porodu.

Właściwie mam w miarę dobry humor, choć już sama nie wiem czy to maska czy nie. Zaczynam się gubić sama w sobie. Nie wiem czy dane uczucie, emocja jest prawdziwe czy to automatyczna część mojej automatycznej maski. Po prostu nie wiem. Ale uznam że to uczucie prawdziwe. Próbuję się wziąć w garść. W weekendy chodzę na baseny, planuję też fitness, szukam przyjaciół i staram się o siebie dbać. Będę jak te jebane idealne nastolatki z filmów. Stworzę pozory dobra. Udanego życia. Jak już będę sobie ważyć blisko 50 zauważy mnie jakiś koleś, będziemy razem i po 8 latach się pobierzemy i będziemy mieć 2 dzieci.
O czym ja w ogóle mówię? Jestem śmieszna. To nie mój scenariusz. Mój wygląda inaczej. Dużo inaczej. Ogarnę się, będę mieć laskę, spędzę z nią całe, albo chociaż połowę życia i o. Będzie zajebiście. Ale ej ta przeszłość wydaje mi się mega daleka. Na liceum bądź czasy kiedy powinnam być na studiach (ale nie będę bo aż tak mądra i super to nie jestem).

Znów ciągle wcinam płatki z mlekiem, nadal marzę o jednym i tym samym. Również o tym by w końcu zerwać się z tego dystansu i się przełamać, nie bać się. Już nigdy. Ale to nie takie proste. Zwłaszcza że ktoś mi ten dystans coraz bardziej jak sznur owija wokół szyi i powoli zaciska uśmiechając się i żartując. Taka dobra mina do złej gry. A ja? Ja się stopniowo duszę. Ciekawa jestem co się stanie kiedy sznur całkiem się owinie i zostanie zaciśnięty. Wyrwę się? Czy może się uduszę? Właściwie mi to wszystko jedno. Miło cierpieć/ginąc z jej rąk – mimo wszystko.

Nie chce mi się uczyć. W poniedziałek mam mieć nowy telefon. No nareszcie. Taki… HTC ja byłam zadowolona. Bawiłam się nim przez pewien czas i było ok. So.. Czekam.

Za.. 2 dni mam urodzinki. I chuj z urodzinkami, ale przylatuje mój ojciec chrzestny. Strasznie się cieszę. Strasznie, strasznie *_*. A urodzinkami to swoją drogą. Tak w ogóle jaka ja stara już… Ale sza.

To tyle ;]

Friday, October 1, 2010

|XCVII| Umierania ciąg dalszy.

1 październik 2010

Ja w ogóle myślę że śmierć jest cały czas koło nas i jednych czule głaszcze, innych gwałci. O czym ja w ogóle mówię? Że codziennie zdarza się coś co zbliża nas do śmierci. Jednak ci, których przyjaciółka tylko głaszcze, nie odczuwają tego tak bardzo. Zaś ci drudzy, gwałceni, kopani i popychani przez swoją przyjaciółkę, czują to mocniej i wyraźniej niż ktokolwiek inny. Tacy ludzie mają myśli samobójcze, tną się, chleją, ćpają, piją… Kiedyś ktoś mi powiedział że nic nie dzieje się bez przyczyny. No i racja. To ta śmierć, cudowna przyjaciółka ciągnie mnie w swoje objęcia, obijając, gwałcąc i raniąc. Gwałty to też nie przypadkowe wydarzenie. Ona tego chciała. Niszczy twoją psychikę, później ciało… nikniesz. Aż w końcu pewnego dnia przeprosi za to wszystko, mocno Cię przytulając. Tak mocno że aż cię udusi… I pośle do -podobno- lepszego świata. Tylko szkoda że trzeba przechodzić przez takie biczowanie. Eh… zapomniałam co miałam mówić. Bo… szukałam mojego maleńkiego narzędzia zbrodni, ale… chyba je mama wyrzuciła. Sprzątała mój pokój. Jestem jak ćpun na głodzie. Zniszczę i przetrzepię wszystko żeby znaleźć coś ostrego. Znalazłam swój stary pamiętnik. Jakoś z roku 2002… z gumką. Gumka zawsze się kończy jednym. Całego rozerwałam. Mam. Próbuję… tępe. Nie da się. To raczej logiczne że dzieci dla śmierci są niedozwolone. Przetrzepałam cały pokój. A tekst Kelly „niedowartościowane dziecię emo”, nie pomógł, ani nie powstrzymał. Jeszcze bardziej pogrążył. Inna zaś osoba, rozmawiając ze mną i czytając mojego bloga, stwierdziła iż: „tutaj już nic nie można wymyślić”. Ja nie wiem co ze mną. Przetrzepałam cały pokój, pozwalając łzom płynąć i tyle. Nie ma. Nie ma towaru dla ćpuna, nie ma niczego ostrego dla psychopaty. Czuję się naprawdę kiepsko. Ludzie nie potrafią mi pomóc. Znaczy się jest jedna osoba, która może zrobić wiele, ale… ehh cała reszta nie wie co robić. A ja sama sobie nie potrafię pomóc. Ani siły, ani motywacji. Cóż. Myślę że żyję tylko dla tego że kilka naprawdę kochanych osób jeszcze o mnie walczy. Większość możliwe że nawet nie świadomie.

Dzisiejszy dzień niby fajny… W szkole założyłam maskę, przykleiłam uśmiech i trwałam. Po szkole denerwowałam się tak że było mi tak niedobrze… że na angielskim myślałam że pawia puszczę. Poszłam do podstawówki, moja była wychowawczyni, jeszcze bardziej mnie zdołowała… a ja musiałam się durnie uśmiechać, przytakiwać i zgrywać szczęśliwą. Ah no i te spojrzenia w oczy. Szlag trafiał. Później nauczyciel polskiego. On był fajny. Słuchał nas, śmiał się i nie patrzył mi się w oczy. Powspominałyśmy. Poszłyśmy. Później pani od niemieckiego. Wiecie jakie to śmieszne a za razem głupie kiedy nauczyciel pyta co u ciebie a ty mówisz: Dobrze/Fajnie itp? Z tym głupim uśmieszkiem. Potem spacer. Pizza. Tym razem grzecznie. Cola, mentosy, bita śmietana, wojna. Cała się lepiłam od coli. Już nie powiem o ranach. Zalejcie kiedyś ranę colą i opiszcie wrażenia. Kell była mokra (sexy) i biała z bitej śmietany. Eh. Wróciłam do domu i… się humor zepsuł.

Jest wieczór i próbuję normalnie rozmawiać z Kell. A propo odpoczywania od siebie. To mam już za sobą miesiąc. Powiem tylko że pół roku to ja czekać nie będę. Albo jesteśmy razem, albo nie. Nie chcę wiecznie żyć w niepewności.