Ostatnio dowiedziałam się jak nazywa się moja przyjaciółka, ba! Jak mniej więcej wygląda i jak się zachowuje jeśli ktoś ginie. Nazywa się Banshee. To kobieta zazwyczaj ubrana na biało-szaro. Gdy ktoś umiera, pojawia się i przeraźliwie krzyczy/jęczy z rozpaczy… kij wie. Ale po tym jak przeczytałam jej opis to pomyślałam że jeśli przyjdzie mi umierać, to chcę umrzeć w lesie. Bo to by jakoś wyglądało. Mgła, drzewa, ciało i Banshee. No wyobraźcie sobie taką boginię w mieszkaniu… to nie pasuje do scenariusza. Tu pasuje tylko las. Tu macie link do Banshee – [link] [link]
Banshee ponoć zmarła w czasie porodu.
Właściwie mam w miarę dobry humor, choć już sama nie wiem czy to maska czy nie. Zaczynam się gubić sama w sobie. Nie wiem czy dane uczucie, emocja jest prawdziwe czy to automatyczna część mojej automatycznej maski. Po prostu nie wiem. Ale uznam że to uczucie prawdziwe. Próbuję się wziąć w garść. W weekendy chodzę na baseny, planuję też fitness, szukam przyjaciół i staram się o siebie dbać. Będę jak te jebane idealne nastolatki z filmów. Stworzę pozory dobra. Udanego życia. Jak już będę sobie ważyć blisko 50 zauważy mnie jakiś koleś, będziemy razem i po 8 latach się pobierzemy i będziemy mieć 2 dzieci.
O czym ja w ogóle mówię? Jestem śmieszna. To nie mój scenariusz. Mój wygląda inaczej. Dużo inaczej. Ogarnę się, będę mieć laskę, spędzę z nią całe, albo chociaż połowę życia i o. Będzie zajebiście. Ale ej ta przeszłość wydaje mi się mega daleka. Na liceum bądź czasy kiedy powinnam być na studiach (ale nie będę bo aż tak mądra i super to nie jestem).
Znów ciągle wcinam płatki z mlekiem, nadal marzę o jednym i tym samym. Również o tym by w końcu zerwać się z tego dystansu i się przełamać, nie bać się. Już nigdy. Ale to nie takie proste. Zwłaszcza że ktoś mi ten dystans coraz bardziej jak sznur owija wokół szyi i powoli zaciska uśmiechając się i żartując. Taka dobra mina do złej gry. A ja? Ja się stopniowo duszę. Ciekawa jestem co się stanie kiedy sznur całkiem się owinie i zostanie zaciśnięty. Wyrwę się? Czy może się uduszę? Właściwie mi to wszystko jedno. Miło cierpieć/ginąc z jej rąk – mimo wszystko.
Nie chce mi się uczyć. W poniedziałek mam mieć nowy telefon. No nareszcie. Taki… HTC ja byłam zadowolona. Bawiłam się nim przez pewien czas i było ok. So.. Czekam.
Za.. 2 dni mam urodzinki. I chuj z urodzinkami, ale przylatuje mój ojciec chrzestny. Strasznie się cieszę. Strasznie, strasznie *_*. A urodzinkami to swoją drogą. Tak w ogóle jaka ja stara już… Ale sza.
To tyle ;]
No comments:
Post a Comment