Friday, December 2, 2011

|CXLII| A million little pieces

2 grudzień 2011

… Wpadłam na coś niesamowitego, co odświeżyło mi pamięć i wspomnienia.

#link broken#

Ahh to był niesamowity wieczór.

„I’m a whore a birth of broken dreams
This simple answer is never what it seems

A million little pieces we’ve broken into
A million little pieces I’ve stolen from you

Search and destroy”

oohh i never forget

Thursday, November 17, 2011

|CXLI| Nie chcę go widziec.

17 listopad 2011

I was almost there
Just a moment away from becoming unclear
Ever get the feeling you’re gone
I’ll show you the way, the way I’m going

Dzieje się dużo. Może i za dużo. Zmieniłam się. Czuję to całą sobą, cały czas. Przestałam patrzeć na siebie. I w sumie… wolałam siebie jako egoistkę. Wszystko było proste. Teraz mnóstwo uczuć, wspomnieć, myśli i duszę się. Nawet nie mam kiedy spuścić z siebie tego powietrza, bo po szkolę muszę ogarnąć problemy znajomych, szkołę, babcię, dom… Nie mam czasu na własną psychikę. Zeswatałam swoją przyjaciółkę z przyjacielem. Byli szczęśliwi. Ja przez ten czas również starałam się być szczęśliwa. Robiłam sobie złudne nadzieje dając sobie odrobinkę szczęścia, którym starałam się zadowolić swoje rozszarpane serce. Później mój książę z bajki wyleciał do Anglii. Zaczęło się psuć. Wrócił, dalej udawałam, że jest idealnie. Tak długo wmawiałam sobie, że mogę być dla niego najważniejsza, że wręcz w to uwierzyłam i rzeczywiście mnie uszczęśliwiał choćby tym, że był. Zajęłam się związkiem Steff i Wafla. Za każdym razem jak się rozpadali to ich z powrotem do siebie kleiłam. Po miesiącu się rozeszli. W sumie to dobrze. Fajnie, że Steff jest na tyle wyrozumiała, że nie robi mi wątów, że się z nim przyjaźnię. Tak czy siak ja od pewnego czasu walczę z uczuciami do Gabriela. Staram się do niego jakoś zrazić, zniechęcić, co mi się w sumie udaje. Stwierdziłam, że pomimo tego, że go kocham, nie chcę i nie mogę być jedną z wielu. Jest wrażliwy, ale również uczuciowy. Do zbyt wielu osób na raz. Ja tak nie potrafię. Boli mnie, kiedy obcmokuje się z innymi laskami. Ostatnio byłam u niego jakiś tydzień temu. On bardzo wie, że pewnej Karoliny nie znoszę, bo laska jest tapeciarą, solarą i pustakiem jakich mało, sam przyznał, że za nią nie przepada, mimo to z nią romansował. Kiedy weszłam i ją zobaczyłam – wyszłam. I już nie wróciłam. Od tamtej pory mnie na oczy nie widział, nie napisał ani sms’a, ani się pewnie nie przejął. Typowe. Dlatego stwierdziłam, że to nie ma sensu. Nie chcę cierpieć, ani się męczyć. Wycofuję się. Jednak… Wpada taka Steffa i mi o nim przypomina. Chodź do Da Grasso, spotkaj się z nim, przecież obie wiemy, że on cię uszczęśliwia. Widziałam co się z tobą dzieje, kiedy jesteś przy nim, rozmawiałam z nim, byłam dzisiaj u niego, bla bla bla bla bla. Wbija mi kolejne szpilki w serducho. To cholernie boli, ale mimo wszystko, z każdą szpilką i ukłuciem czuję się silniejsza i pewna siebie. Cieszę się z tego co się dzieję. Cieszę się, że z nim nie będę i to wszystko kończy się właśnie tak. Bo mam świadomość, że po wszystkim będę bogata o nowe doświadczenia, silniejsza, mądrzejsza i drugi raz tak nie postąpię. A nawet jeśli to jestem pewna, że będzie bolało mniej. Tak czy siak. Dziś, po wielu miesiącach polały się pierwsze łzy. Polały się i na nowo naładowałam siły. Znów będę silna i będę sobie radzić ze wszystkim.
A wspomniałam, że Gabriel planuje kolejny raz wylecieć do Anglii? (A tak w nawiasie to dowiedziałam się o nim takiej rzeczy, że jestem pewna, że nie mam szans – na nic. Więc wypadałoby sobie odpuścić.)

Tuesday, October 4, 2011

|CXL| Come and rescue me

4 październik 2011

Jak zwykle ogólnie jest dobrze. Powinnam być szczęśliwa. Mam przyjaciela-brata-kochanka (już nie wiem jak go nazywać), jest fajnie, bo mogę się przytulić, pocałować, pogadać o wszystkim i smakować życia. Z Stefą też jest spoko, mam pod dostatkiem rozrywek (nie jakichś ekscytujących, ale są) np. książki, filmy, kino… Mam co jeść, kiedy w szkole poczuję się gorzej, mogę się przytulić do Nikodema czy Stefy, mogę tak wiele, jednak chuj w dupę, nie jestem szczęśliwa. Nie taki był plan. Jest prawie tak jak sobie wymarzyłam. A prawie robi wielką różnicę. Zacznę od początku. Łukasz. Tatuaże nadal aktualne, za niedługo wydzierga sobie na klacie moje imię, ale… mam wrażenie, że moje uczucie do niego mu ciąży. Czytam posty na facebooku, rozmawiam z nim i widzę, że ostatnio na wybitnie szczęśliwego nie wygląda. Bronił się, że się przeziębił, ale jeśli chodzi o zdrowie nie wygląda źle. Przydałaby się taka szczera, prawdziwa rozmowa na spokojnie. W cztery oczy i nikt więcej. Najlepiej wieczorem. Przynajmniej wiedzielibyśmy oboje na czym stoimy. I można powiedzieć: no to na co czekasz? Stwórz jakiś wieczór i pogadajcie. No a to nie jest takie proste. Po pierwsze on pracuje, kiedy ma wolne najczęściej dla rozluźnienia idzie na imprezę. Ja chodzę do szkoły, w weekendy mam wolne i moglibyśmy porozmawiać, ale znów nie ma warunków. U mnie w domu odpada bo są rodzice. A ja chcę być sam na sam. Żadnych szmerów i rozmów za ścianą. U niego też odpada. Brat i rodzice są często w domu. Na zewnątrz (np. park) też nie można, bo nie ma spokoju. Po prostu się nie da. No i jest jeszcze kwestia odwagi, której mi brak. Pożyjemy zobaczymy. Póki co, serce mi się roztrzaskuje na miliony maleńkich kawałeczków, kiedy widzę, że nie jest szczęśliwy. Next. Jeśli chodzi o książki to przeczytałam niedawno (wczoraj) Requiem dla Snu i się po prostu dobiłam. Smutna książka. Bardzo. Muzyka. Słucham 30 seconds to mars – The Story i się rozklejam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Z kina się cieszę, tylko szkoda, że dopiero w sobotę… ;c Szkoła. Czuję, że jeśli chodzi o szkołę, to znów wróciło uczucie maski. Udawanie szczęśliwej, kiedy tak naprawdę jest tragicznie.

Ale najbardziej mnie rozbija sytuacja z Łukaszem. No po prostu leżę. Czy nie mogłoby być po prostu dobrze? … Jak sobie tak pomyślę, że gdybym była o … 3-4 lata starsza i o jakieś 50 kilo chudsza, to wszystko nie byłoby tak skomplikowane. I a propos. Chodzi mi po głowie jeden tekst. Jedna rozmowa z Krzysiem.

- Wy jesteście razem, czy to takie… pojebane jest?
- Pojebane.
-Witaj w klubie. 

Krzysiu, jeśli nadal tu jesteś i czytasz – yh… Łączę się z tobą w tym pojebanym życiu. Ale wiesz co? Damy radę. Tobie już słyszałam, że się powoli udaje.

P.s dziś wieczorem zdaje się pozbieram zdjęcia i ci wyślę. :* Mordo ty moja ; ) <3 :*

Tuesday, September 20, 2011

|CXXXIX| Dajemy radę.

20 wrzesień 2011

Obiecał i tak też się dzieje. Jest dobrze. Dajemy radę. Spotykamy się na wpół potajemnie. Mama by się zdenerwowała, gdyby wiedziała, że widujemy się tak często. Buziaków coraz więcej. Piotrek z Anglii wrócił… i go udusiłam. Czułam się cholernie dziwnie kiedy patrzyłam na Piotrka, którego nie widziałam ok 3 lata i na Łukasza. Bliźniaki, a jednak tak różni… A po za tym nie mogłam uwierzyć w to co widzę. On naprawdę przyleciał i był. W pewnym momencie miałam wrażenie, że to mi się jedynie śni. Łukasz zafundował sobie nowy tatuaż. Na ramieniu, ręce… nie wiem jak to opisać, ale czuję w nim pewną aluzję. Tatuaż to tekst. „W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca” Ohhh czuję ogromne nawiązanie do obecnej sytuacji. No ale tydzień zleciał, dziś znów go odwiedziłam. Wepchnęli mi zupę xD, wygłupialiśmy się, Piotrek usypiał co mi się nie podobało i mu dokuczałam, Łukasza tuliłam bo mu zimno było, potem znów się tuliliśmy, buziaki… i żarty! Oj boże, co ja się uśmiałam. A i oglądałam zdjęcia z Zakopanego. Jestem totalnie wściekła. W weekend miałam jechać z nimi. Łazic po górach i te inne bajery, a w zamian łaziłam po lesie i pożarły mnie komary. Potem tylko oglądałam zdjęcia jak się wygłupiali i dobrze bawili. A nie pojechałam, bo mi mama nagle nie pozwoliła. … Ale świąt w Anglii to ja sobie nie odpuszczę. 23.12-05.01 – tyle czasu siedzieć w domu? Nie ma mowy! Będę szlifować język angielski w angielskich sklepach osiedlowych xD! Zobaczę Tamizę… Pojedziemy do Oxfordu i Londynu… Tyle rzeczy mogę zobaczyć! I jak mi nie pozwolą to jebnę. Uh. Przykre jest to, że jutro rano Piotrek już tam wraca. Jakoś się nim nie nacieszyłam. Pomimo dzisiejszego dnia.

P.S łazili po domu bez koszulek
P.S 2 cały czas chodzili bez koszulek
P.S 3 dziwię się bo było chłodnawo o.-

Monday, September 12, 2011

|CXXXVIII| Damy radę?

12 wrzesień 2011

„Oczy potrafią powiedzieć więcej niż słowa
Potrzebujesz mnie! No powiedz!
Teraz wszyscy zobaczą, że możemy być razem
Słyszysz ich kroki? Już idą… idą, żeby cię zabrać,
ale nie znajdą ciebie
Nikt mi ciebie nie odbierze – pamiętaj”


Zaczyna się psuć. Przedwczoraj było wesele siostry. Poszłam z Gabrielem. Wydawało się, że jest idealnie. Byliśmy szczęśliwi, uśmiechnięci, buziaki, przytulasy, śmiech, żarty, rozmowy… Tańczyliśmy razem, luźno rozmawialiśmy z innymi, tańczyliśmy nawet razem na ulicy. Boso. Pełnia szczęścia. Po bosym tańcu na chodniku dostałam słodkiego, czułego buziaka. Wszystko było idealnie. Aż mama nie zaczęła ze mną rozmawiać na balkonie. Zaczęła, że to facet nie dla mnie, że różnica wieku, że może mieć każdą… Teraz jak o tym myślę i spojrzę na to z każdej strony, to te słowa ludzi brzmią tak, jakbym nie była dla niego wystarczająco dobra. I owszem. On może mieć każdą, ale nie ma. Szanuje kobiety. Nie jest takim, za jakiego go uważają. To że jest przystojny, nie znaczy, że musi być sukinsynem, który co tydzień ma inną dziewczynę. Nie. Przeciwnie. Szuka czegoś poważnego, czegoś, co sprawi, że będzie mieć sens w życiu. Nie szuka laski, którą przeleci i zostawi. To nie on. A z tą różnicą wieku to mnie to irytuje jak cholera. Bo gdybym miała dajmy na to 20 lat, a on 27 to byłoby dobrze. A to że ja mam 16 a on 22 to łuu źle. Rozumiem, że niektórzy się troszczą i martwią, ale za bardzo. Martwią się tak, że próbują mnie od niego odseparować. Chronią mnie przed nim, bo boją się, że mnie skrzywdzi. Chronią tak bardzo, że otrzymują odwrotny efekt. Sami mnie ranią. Każda kolejna ‚poważna rozmowa’ kończy się moim płaczem. Dawno nie byłam tak szczęśliwa. Żyłam w euforii. Wreszcie znalazłam człowieka, którego darzę prawdziwą miłością. Człowieka, który daje mi tego ciepła i miłości, której mi brakuje, a rodzina chce mi to zabrać, pod pretekstem troski. Tłuką mi, że on nie dla mnie, ale co ja mogę poradzić? Serca nie oszukam, nie wyrwę, nie uśpię, nie zagłuszę. Serce kocha. I nie do końca rozumiem. Mama mi ufa, wie, że jestem z nim grzeczna i nie dam dupy od tak, a jednak również staje przeciw nam. Przy okazji … powiem inaczej. Szukałam naprawdę dobrego momentu, żeby mu konkretnie powiedzieć o swoich uczuciach. I go nie znalazłam, więc zostałam zmuszona. Mama nie pozwala mi tam chodzić ‚często’ tzn co kilka dni, kazała mi wybrać czy jesteśmy przyjaciółmi czy parą, podkreślając, że na parę się nie godzi. Po chuju wybór. No i powiedziałam mu, że musimy ograniczyć spotkania. Spytał dlaczego więc byłam zmuszona… Opowiedziałam wszystko, powiedziałam co jest grane. Był w szoku, z wrażenia napił się piwa i wypalił papierosa, ale się ode mnie nie odwrócił. Obiecał, że będzie dobrze, że nic się nie zmieni. Że damy radę. Wierzę mu. I w tym momencie ja się pytam, przed czym rodzina mnie chroni? Przed chłopakiem, który stoi za mną murem? Który jest przy mnie w najgorszych momentach? Przed chłopakiem, który nie pozwoli mi sobie zrobić krzywdy? Sam na weselu powiedział do mojego ojca: Ma pan tak piękne córki, że mógłbym się za nie pociąć. Wierzę, że będzie dobrze. Jutro mam iść do siostry po zdjęcia z wesela. Pójdę, ale z niechęcią, bo mama powiedziała mi, że chcą ze mną porozmawiać o moim zachowaniu na weselu. Co ja kurwa zrobiłam? Byłam szczęśliwa. To takie złe? Takie złe, że kilka razy daliśmy sobie buziaka i się przytulaliśmy? Czy to jakiś grzech, że wszyscy mnie pouczają i robią pranie z mózgu? Ale pójdę tam, przeżyję to dla zdjęć. Chcę mieć zdjęcia. Duuużo zdjęć z nim. Jak już powiedział: będzie dobrze. A w czwartek wraca Piotrek z Anglii i idziemy do DG! I chrzanię wszystko. Będziemy sobie dawać buziaki. Czysty między ludzki wyraz sympatii. Nic złego nie robię. Amen.


Zła, ale pełna nadziei i siły. Przez niego i Krzysia, który pozwolił mi się wygadać i pewnie to czyta. Dziękuję z całego serca. Damy radę.

Saturday, July 9, 2011

|CXXXVII| Otworzyłam się niczym puszka z śledziem w pomidorach.

9 lipiec 2011

Dziś, koło 22 wpadłam w kolosalnego doła. Tak się złożyło, że mój Aniołek był na chacie na gg. To przykre, że otwieram się na facebooku, no ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Napisałam, że jest mi strasznie smutno. Zapytał co się stało. So: ” jestemczłowiekiem który potrzebuje kontaktów. rozmów, śmiechu, przytulasów…i jak jestem dłużej sama i nie mam się nawet do kogo odezwac to mismutno w cholerę. mam beznadziejny charakter. eh.” Jego odpowiedź, nie brzmiała inaczej niż: „Ja cię kocham :* i jest dobrze :D”. Zaczęłam delikatnie tłumaczyć, że nie chcę wybrzydzać, ale mi potrzeba rozmów i tego wszystkiego na żywo. A on jest pół miasta stąd, jak nie lepiej. To nie to samo, co w Da Grasso, kiedy się widzimy, kiedy wywija tyłkiem, kiedy obieramy razem cebulę przy czym razem płaczemy. Ale „liczą się chęci” i stwierdziłam, że trzeba się spotkać. Zgodził się. Potem stwierdziłam, że siebie nie lubię. Jestem zbyt uczuciowa i wrażliwa. „Nie znasz mnie od tej strony, nie? ; ] „małe” zaskoczenie co?” I co mnie zdziwiło, nie zgodził się. Uparcie twierdził, że to żadne zaskoczenie. Że mnie zna. „Skąd? nigdy nie widziałeś moich łez. a bywało dużo gorzej.” I w tym momencie… przekonałam się jak dobrze go znam. „ejjj masz nie plakac! bo ci jebne!” – to w jego stylu. Kocham go za to. Nie pierdoli się z dawaniem rad, pocieszaniem tylko od razu: nie rycz, bo ci jebnę. Ale, żeby nie wyszedł na jakiegoś skurwysyna, jestem pewna, że gdybyśmy rozmawiali w cztery oczy – w tym samym momencie by mnie przytulił. ” Hahzabawne, ale kiedyś ojciec powiedział mi coś mega wrednego. Wybiegłam zdomu grożąc, że popełnię samobójstwo. hahaha jakie to było cudowne jaksię martwił. wiele nie wiesz, ANIOŁKU. ;] masz spore zaległości. i jak chcesz to mi jebnij.” Uwielbiam się otwierać przed ludźmi, bo zazwyczaj to odwzajemniają. „ejj będzie dobrze, ja też mam czasem dosc tego życia, ale daje rady. chcialbym inaczej, ale sie nie da i tak z dnia na dzien tak samo czasem lepiej czasem gorzej”. On jest naprawdę uroczy. „zawszesię da. można pogadac, wygadac sie. od razu jest lżej. chciałam cikiedyś opowiedziec co cie ominęło, ale nie ma czasu, miejsca.. okazji. wiesz czego zazdroszcze ludziom po 18? onijak mają problem, idą się napic właśnie. Procenty, albo zapaląpapierosa, na chwilę odlecą i zapomną o bożym świecie. Ci przed 18 niemają co ze sobą zrobic.” Zakończyliśmy rozmowę na tym, że on właśnie idzie się napić procentów. Jeszcze nie wiem co jest nie tak, ale się dowiem. A i obiecał mi, że jak kiedyś do niego zadzwonię, to pójdziemy na procenty razem. Amen. Co ja jeszcze chciałam powiedzieć? Aa.. So… otwieram się. Chcę mu zaufać bardziej. Nie jestem pewna czy dobrze robię. Może być jak z Nikodemem. Wysłucha, ale cholernie go to boli i wolałby tego wszystkiego nie wiedzieć. Eh. Pożyjemy zobaczymy. Póki co, mam ochotę się przytulić. Pokocham każdego (o ile nie będzie to menel), kto zapuka kiedyś do moich drzwi z otwartymi ramionami, tak, żebym mogła się przytulić. To już chyba jakaś desperacja. Jest ze mną źle.

Friday, July 1, 2011

|CXXXVI| Please, tell me why

1 lipiec 2011

Wczoraj siedziałam sobie w domu z babcią, kiedy wróciła mama. Zabrała się za robienie obiadu. Było coś ok.15.
-Nie idziesz dzisiaj do Łukasza?
-No nie wiem… w sumie mogłabym iść… Umyłabym łeb i o…
-To idź, nie siedź tak w domu.
-Mamo…
-Co?
-Za pomożesz mi z tą czerwienią?
-Teraz?
-No ;x
No więc… poszłam do łazienki, myju, myju, ogar i idę z czerwoną mazią i owinięta ręcznikiem do kuchni. Mama zaczęła mi to wszystko nakładać na włosy. Dodam tylko, że moja mama ma silne, długie paznokcie więc jak mi te włosy operowała to trochę krzyku było, bo mnie brutalnie drapała -.-’ Wróciłam do pokoju i odmierzałam czas. Miałam to trzymać 45 minut. Jeden mały sms: mogę wpaść? Odpisał że pewnie. Oczywiście stawiając na końcu „:*”. Zaciesz. Po tych 45 minutach dokładnie spłukałam łeb, wysuszyłam włosi, patrzę w lustro i widzę… mrr bordo. Mnie się podoba. Choć będę kombinować, żeby rozjaśnić końcówki i jeszcze raz walnąć czerwień. Efekt płonących kłaków. Tusz do rzęs, ubrałam się, wrzuciłam wszystko co potrzebne do torby i …
-To ja idę…
-Idź, idź
-Wrócę jakoś o 10.
Won na przystanek. Jechałam minibusem. Wysiadka, pedałuję. Akurat stał przed lokalem z jakąś laską. Byłam troooszkę zazdrosna, ale okazało się, że jest przesympatyczna i ma chłopaka. Poszła sobie obiecując, że wróci. Oczywiście rzuciłam się na Łukasza mocno go tuląc. Weszliśmy do środka i jak zawsze. Herbata, kawa? Poprosiłam o herbatę. Robi osom herbatę. Dostałam herbatę. Piłam herbatę. Po chwili usłyszałam:
-Siostra… kupisz mi mąkę?
-Ile?
-4 kilo.
-Jasne.
-I olej! <z kuchni darła się Grazia (babka, która obsłuchuje klientów)>
-Dobra, nie ma sprawy.
Poszłam. Do żabki. Jak mnie babka zobaczyła z tą mąką… „Znowu zabrakło?” Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Babka mnie już tam 3 raz widziała jak biorę po 4 kilo mąki. Oczywiście zabrakło. 1,84. Wróciłam. Pizza za pizzą. Potem wróciła tamta laska z którą rozmawiał przed lokalem. Ania. Cholernie sympatyczna! Przy okazji – robiłyśmy razem sałatkę. Ona kroiła ser, ja obierałam ogórki. LODOWATE OGÓRKI. Jak już wszystkie obrałam, zaszłam Łukasza od tyłu i położyłam mu dłonie na ramionach. Musielibyście słyszeć ten uroczy pisk. Potem jak nindże, ja i Anka opuściłyśmy kuchnię tajemnym przejściem, tam gdzie nie ma kamer i nikt nas nie widzi. I wszystko wyszłoby zajebiście, ale kiedy Anka chciała zamknąć za sobą drzwi – wypadła klamka. XD I nasza ninja akcja się nie udała. Przemknęłyśmy się PRAWIE niezauważalnie. Potem opowiadałam jej o koncercie i o tym co się czuje w takim tłumie fanów… Aa bo wcześniej gadaliśmy o Dniach Energetyka czy jakoś taaak… Potem Łukasz przyniósł piwo. Nalał jej i otworzył swoje. I pyta: Chcesz? Odmówiłam. Myślę sobie: ja niepełno letnia, nie? Mama by mnie zabiła. Potem przyniósł kolejne piwo Ance i przyniósł sobie dużą szklankę i poszedł robić pizzę. Anka stwierdziła, że tego nie wypiła i całość wlała jemu. Pożegnała się i poszła. Łukasz wrócił do stolika i tak patrzy…
-No nie! Zostawiła mnie z tym piwem. Pomożesz mi.
-Nie ,dzięki.
Po chwili zmieniłam zdanie. Hej, mamy tu nie ma, nie? A jednym piwem się nie opiję. A on mnie mamie nie wysypie. I myślę: a chuj.
-Dobra, jednak ci pomogę.
Wzięłam sobie słomkę, wsadziłam do szklanki i powoli chlałam, on chlał z swojej (słomki).
-Chodź, idziemy do biura.
Wiedziałam czym jest biuro. Kochałam tam siedzieć, zwłaszcza z nim. Poszliśmy. Usiadł przy kompie, ja obok. Puścił kawałek „Małe rzeczy”. Dodam jeszcze, że biuro to mieszczenie 2x1m. Krzesła są bardzo blisko siebie. Miałam kolana między jego kolanami. Było ciemno. Zaczął cicho śpiewać: „Żadne z nas już nie pamięta jak beztrosko biegły dni, Wiele nam nie było trzeba – ja i ty, i długo nic, nie zadawaliśmy pytań, nie prowadziliśmy gier, Dziś kalkulujemy wszystko – nie ma w tym szaleństwa, wiem, Co z tym możemy zrobić?” Szczerze powiedziawszy siedziałam jak zaklęta i wsłuchiwałam się w jego głos i słowa. Po czym sama zaczęłam: „Budujemy nasz dom na piasku, cena nie gra roli dziś, Kupiliśmy prawie wszystko, ale wciąż nie mamy nic, Chcę pozbierać znowu myśli, słyszeć bicie naszych serc, Widzieć ile szczęścia w sobie kryje każda mała rzecz”, a on dodał z uśmiechem: „Cieszmy się z małych rzeczy, Bo wzór na szczęście w nich zapisany jest”. Uśmiechnęłam się promiennie i napiłam się piwa. Po chwili wziął ode mnie szklankę i spytał : niebieska jest moja? – nie pozwolił mi odpowiedzieć, tylko się napił. Z niebieskiej. Kiedy było po fakcie, mruknęłam rozbawiona: nie. Zaśmiał się cicho. Siedzieliśmy tak razem jeszcze przez chwilę, potem pokazywał mi zdjęcia z Anglii na telefonie. On siedział na krześle, ja stałam za nim i wręcz przytulałam się do jego pleców. Nie chcecie wiedzieć, co było na tych zdjęciach XD Co chwilę puszczał „Małe rzeczy”. Teraz znam tekst prawie na pamięć. Dopiliśmy piwo, po czym zorientowałam się, że w lokalu jest pusto. Poszedł szybko na zaplecze i puścił kawałek „Tell my why”. Była ok 8. Lokal pusty, więc ten właściwy Łukasz się obudził. Wszedł na zaplecze i zaczął się przebierać. Drzwi były otworzone na oścież. Ściągnął koszulke. OMFG. Zaczął się seksownie poruszać w rytm piosenki jak zawodowy striptizer.
-Uuuu striptiz!
-A jak!
I poszedł taki bez koszulki do damskiego kibla (bo tam jest lustro). Zapalił światło i wszedł. Zgasiłam. Zapalił. Zgasiłam.
-Nataalaa!
Zapalił. Zgasiłam. Wyszedł szybkim krokiem teatralnie oburzony, z fochem, jak dziecko, któremu zabrano lizaka i ono idzie się pożalić mamie. To było słodkie. Zaczęłam się śmiać. Poszedł do męskiego kibla, po czym się wydarł: Tell my why tu nie ma lustra! – oczywiście trzymając się melodii piosenki, po czym wrócił do damskiej, zapalił światło i cały czas je trzymał, żebym nie mogła zgasić. Kocham mu dokuczać. Wyszedł.
-Ej, patrz jak pachnę! – Podszedł bliżej, a ja się zaciągnęłam mega męskimi, cudownymi perfumami.
-Mniam *_* – zaśmiał się. Później zaczął tańczyć, kręcić tyłkiem przy ladzie, piecu, gdziekolwiek, gdzie robił pizzę. Uśmiałam się jak nigdy. Potem znów robił striptiz. Pozbył się koszulki. I tak się bawiliśmy, tańczyliśmy i wygłupialiśmy, aż w końcu dotarło to do nas… „Tu są kamery!” Hahaha. Myślałam, że padnę. Później zbieraliśmy się do wyjścia. Była 10. Nie mógł znaleźć swojego telefonu. I pyta mnie: -Widziałaś mój telefon? – Mam go. – Mogę? | Zaczęłam myśleć. Tam każdy z każdym, więc dlaczego i nie ze mną? Nastawiłam policzek. Dostałam soczystego buziaka, po czym oddałam mu jego własność. Poszliśmy szybko na przystanek i czekaliśmy na mój autobus. Kiedy już nadjeżdżał, to spytałam:
-Widzimy się dopiero w poniedziałek, tak?
-No niestety…
-No to przytul. Tylko tak mooooocno. Żeby mi do poniedziałku wystarczyło – uśmiechnęłam się uroczo, on się nachylił, znów dostałam buziaka i mooooocno mnie przytulił.
-Pozdrów mamę. I widzę Cię w poniedziałek, jasne? – Uśmiechnął się tak chooolernie ciepło…
-Jasne – zaśmiałam się i wsiadłam do autobusu. Poczułam skutki uboczne alkoholu. Nie mogłam ustać i gubiłam pieniądze. Konkretnie złotówkę. Kupiłam sobie jakoś bilet.. i szczęśliwa wróciłam do domu. O 22:20. Amen. Kocham go. Sama nie wiem w jaki sposób. Może tylko po przyjacielsku? A to że jest cholernie pociągający to inna sprawa. ;]

TELL ME WHY                       MAŁE RZECZY

Wednesday, June 22, 2011

|CXXXV| Wrzosiec

22 czerwiec 2011

Co do cholery? Jestem na psychicznym wykończeniu. Nie mam z kim porozmawiać. Mama siedzi u ojca i są zajęci TV, babcia śpi, Kell nie chce ze mną gadać, braci nie ma na fejsie, co oznacza, że imprezują, planują imprezę, albo śpią. Doprawdy – smutno mi. Już płaczę. Nie mam nikogo. NIKOGO. Nie mam nikogo, kto by powiedział głupie: będzie dobrze. Identycznie jak kiedyś – żebram. Ale kiedyś żebrałam o miłość. Teraz błagam o odrobinę uwagi. Odrobinkę. Właśnie dlatego nie chciałam wstać z upadku. Stworzyłam pozory, że wstałam, otrząsnęłam się z tego co było, że sobie radzę i… ludzie odeszli. A teraz kiedy znów upadam, muszę czołgać się sama, próbując sobie radzić o własnych siłach. W samotności. Topiąc się w łzach. W tym momencie przypomniałam sobie Margot (z ‚Zawsze przy mnie stój’) – raz wywrzeszczała, że ludzie są zupełnie sami na tym świecie. I nawet ona miała anioła – Ruth, która tłukła jej, że to nie prawda. Przytuliła ją, po czym kazała wstać i iść. Każdy kogoś ma. Ja też miałam. Przyjaciółkę. Straciłam ją może tylko po części z swojej winy. Kiedyś byłyśmy dla siebie wszystkim. Teraz ma swoje problemy (co rozumiem), swoje zajęcia, swoich znajomych (Nie broń się, że nie są tymi lepszymi. Skończyłaś ze mną rozmowę podczas której byłaś wściekła, a potem w twoim opisie pojawił się uśmiech. I status poggadaj ze mną – jestem pewna, że któryś z przyjaciół cie uszczęśliwił. Ja już nie potrafię.), ma swój świat… do którego mam coraz to mniejszy dostęp. Spójrz. Ja nawet ci nie mówię o swoich problemach, nie mówię o wszystkim tym co u mnie – nie chce wyjść na egoistkę za jaką mnie masz. Chcę tylko po prostu porozmawiać. Potem uciec do naszego świata. Chcę poczuć namiastkę tego, co kiedyś nas łączyło. Nie odbieraj mi tego. Ja już naprawdę BŁAGAM. Nie zostawiaj mnie.

A co tak na prawdę u mnie? Szykuje się kilka rozpraw sądowych, ślub, możliwe, że też pogrzeb, horda lekarzy, leki, prawdziwe antydepresanty i ani cienia szczęścia (no może w pojedynczych pół godzinnych chwilach euforii)

Moje radzenie sobie z swoim życiem i szczęście to złudzenie. Łukasz dobrze o tym wie. (Ty, Kell, nie wiesz bo nie chce wyjsc na egoistkę) Łukasz o tym wie i od tamtego momentu, kiedy mnie tylko widzi pierwsze co robi to przytula. Ale nie widujemy się często. Rozmowy na facebooku trwają około 5 minut głupkowatych, może i zabawnych docinków… i na tym się kończy. Powracam w mroki. Aż do następnej wybłaganej rozmowy – z kimś, kogo najpierw ubłagam.

Monday, June 20, 2011

|CXXXIV| Zawsze przy mnie stój

20 czerwiec 2011

Wyruszyłam na polowanie do Empika. W planach były książki psychologiczne i ewentualnie, jeśli znajdę DVD Glam Nation Tour. Zacznę od tego, że w autobusie, 2 metry ode mnie stał niesamowicie przystojny i tajemniczy chłopak. Ph.. chłopak? Mężczyzna. Około 20 lat miał. Był cały ubrany na czarno, głębokie, czarne jak węgiel spojrzenie, czarne, lekko rozczochrane włosy i … mała czarna rurka w dłoni, która co chwile nieśmiało znajdowała się między jego ustami. Zaciągnął się i wypuścił z siebie małą chmurę dymu. Na początku pomyślałam, że to trawa. Ale potem w przypływie logicznego i moralnego myślenia stwierdziłam, że może to byc elektroniczny papieros. Co chwilę na mnie zerkał. Czułam na sobie jego wzrok, kiedy spojrzałam, oczy na sekundę się spotkały po czym odwrócił wzrok w stronę okna… i tak przez około pół godziny. Wysiadłam z autobusu – on za mną. Używa przyjemnych perfum. Popędziłam w swoją stronę. Szedł chwilę za mną, po czym zawrócił. No i poszłam do empika… Uderzyłam w dział z książkami. Szukałam regału: psychologia, ale nie znalazłam. Poszłam w literaturę obcą i sensację. Znalazłam książkę, która od razu mnie zainteresowała. Nawet nie wiedziałam o czym jest… Okładka. Na okładce jest dziewczyna NIESAMOWICIE podobna do Kell. Prawie że identyczna – jak z tej mokrej sesji. Dziewczyna ma jasne, głębokie spojrzenie, piegi na małym zgrabnym nosku, ciemne włosy… Otulona jest jakby… jakby wodą. Wygląda jak niebieski materiał podchodzący do tiuli o powoli się rozpływa… jak woda. Stanęłam jak wryta, nie zwracając uwagi na to, że jakaś babka przeprasza mnie, bo chce przejść. Miałam jeden cel. Sięgnąć po tą książkę i przyjrzeć się z bliska. Wzięłam. Przyjrzałam (do teraz dokładnie ją (okładkę) oglądam). Sięgnęłam do opisu książki. Szkoda, że główna bohaterka nie ma na imię Kelly. Byłoby ciekawie. W każdym bądź razie… jest to dziewczyna, która bodajże umarła i wróciła na ziemię strzec pewną osobę. Otóż… samą siebie. Była aniołem samej siebie. Przyglądała się swoim błędom, upadkom… widziała wszystkie swoje radosne i smutne chwile. To tak jakby szansa. Teraz ma szansę ocalić siebie. Nie zastanawiałam się więcej. Pomyślałam: biorę. Poszłam dalej. Przetrzepałam fantastykę. Miałam nadzieję, że znajdę coś o upadłych aniołach. Nic. Poszłam pod literaturę dla młodzieży. Zignorowałam Zmierzchy i nie zmierzchy, ale zauważyłam książkę, która od dawna mnie ciekawiła. (Nie) Umarli. Zginęli, ale nie umarli. Ciekawi mnie to. Wzięłam. Poszłam do kasy. Poszłam w dział muzyczny. Szukałam TH, MJ, albo Lambiego. Znalazłam DVD Humanoid City i koszulkę z Billem. Dopiero stamtąd, z działu DVD zauważyłam odległy regał: Psychologia. Leeeecę. Patrzę. Obczaiłam kilkanaście razy każdą książkę. Jedna już samym tytułem mnie ujęła: F**k it! Zabawna, dająca do myślenia i motywująca książka. Kolejna była: Dlaczego mężczyźni nie potrafią robić dwóch rzeczy na raz… i dlaczego kobiety nigdy nie przestają mówić. (czy jakoś tak) i … Coś jak siebie uszczęśliwić, czy coś z tej paki. So… Przeczytałam już F**k it i Dlaczego… . Teraz zabieram się za tą z Kell na okładce. Ah. A może jej nie zacznę? Skończę na zachwycaniu się okładką?

Nie. Przeczytam ją.

Saturday, June 4, 2011

|CXXXIII| Da*Grasso

4 czerwiec 2011

O boże… Aż nie wiem jak to streścić. No więc… Piątek. Godzina 19. Siedziałam sobie w domu, smutna, pisałam smutne posty na facebookowej tablicy… które zauważył On. Odpisał, że też ma smutne myśli i źle się czuje. Po krótkiej rozmowie zaprosił mnie do siebie na pożegnalną imprezę, nim wyleci do Anglii. Wahałam się chwilę. Miałam iść sama do pizzerii i i co? Spytałam czy mówi poważnie. W między czasie licząc na to, że nie żartuje najszybciej jak potrafiłam – umyłam głowę, uczesałam włosy, podmalowałam się i ubrałam. Dostałam odpowiedz, że nie żartuje. Trochę się bałam. To stresujące iść tak sama… W sumie dawno z nim nie gadałam i cholernie tęskniłam, o czym wiedział, bo mu powiedziałam. Wsiadłam w autobus 303 i wysiadłam koło kościoła. Zeszłam niżej, niżej i kierowałam się w stronę lokalu. Wchodząc usłyszałam ciepły, męski głos: o! Idzie. W twarz uderzyła mnie fala gorącego powietrza. W środku było mega gorąco. Wysłał mnie to stolika vipów, gdzie siedział już jego ojciec (przyjemny facet) i kobieta, która była (jak się potem okazało) szalenie w nim zakochana – On przeciwnie. Zrobił mi gorącą herbatę z cytryną (cholernie dobrą). Ogólnie na początku śmiejąc się spytał czy chcę coś do picia. „Wody z kibla? Mineralnej?” Oj, Boże, kocham jego humor. Kobieta, która siedziała obok mnie zaczęła jęczeć, że chce zapiekankę. Bardziej upartej baby nie widziałam. On jej tłumaczy, że jeśli chce, to niech sobie zamówi, a nie za darmochę, bo mu potrącą. Nie dało się jej przegadać. Uparta nawijała dalej. Miała dziecko, które potem poszła zawieźć do ojca. Zniknęła na jakieś 20 min. Kiedy tylko wyszła, On jęknął zrezygnowany: Tato, weź ją stąd, bo nie wytrzymam! – W nerwach ścisnął dłonie w pięści i westchnął. Zaczęliśmy sobie rozmawiać. Laska była okropnie zazdrosna o jego koleżankę (po tym wieczorze – o mnie pewnie też). Ba! Była CHOROBLIWIE zazdrosna. Opowiadał, jak bardzo jest zazdrosna, czasem robił jej na złość… (nie dziwię się – musielibyście ją poznać…) -Chodźcie zapalić… – zawołał i poszliśmy przed lokal tonąc w dymie tytoniowym. Zazdrośnica zdążyła wrócić i uważnie lustrowała go wzrokiem. A On… wiedział o tym. Szła jakaś dziewczyna. Prowokująco się za nią obejrzał i mruknął: To jest kobieta… mrr. Blondynka gotowała się z wściekłości xD Zazdrosna jak nigdy. Potem temat zszedł na jego koleżankę, z którą miał lecieć do Anglii. Kłócili się nieźle, ale z humorem. Ja, razem z jego tatą pokładałam się ze śmiechu. Wróciliśmy do środka. Łukasz był tak zdenerwowany, że pizza mu się w piecu potargała… Więc mieliśmy co jeść. Dobra była. Ser, cebula, zielone, pieczarki… no ogólnie dużo dodatków. Dużo gadaliśmy, śmialiśmy się… z wyjątkiem zazdrośnicy. NARESZCIE się skapnęła, że on jej widzieć nie chce. Szkoda, że dopiero teraz, kiedy już zdążyła do kilka razy złapać za tyłek (po czym oberwała od niego mega surowym spojrzeniem i usłyszała ostrym tonem: przestań). Wychodziliśmy co chwilę na papierosa rozmawiając, żartując i śmiejąc się. Blondynka jak i ojciec Łukasza – poszli. Lokal był już prawie pusty. Siedzieliśmy przed pizzerią gadając, kiedy usłyszałam „Billie Jean”. Zapewne ojciec. Przeprosiłam, odebrałam, podczas kiedy Łukasz pisnął: Kurwa! – I zaczął skakać jak poparzony. Rozżarzony szary pył z papierosa wpadł mu za koszulkę. Zaczęłam mu go wytrzepywać. Chciałabym widzieć minę ojca, słyszącego jego „Kurwa”, bo powiedziałam przed wyjściem z domu, że kolega zaprosił mnie do pizzerii (zapewne sądził, ze to będzie jakiś 15 letni mięczak, który nie wie co znaczy seks, a kurwa boi się powiedzieć). Mruknęłam obojętnie, że będę za niedługo, potem znów: Za niedługo! – Zaczynałam się denerwować, bo psuł mi wieczór. Łukasz zawołał: Jest bezpieczna! – po czym się zaśmiał. Kocham jego uśmiech… i śmiech. Strasznie ciepły z niego człowiek. Rozłączyłam się i wróciliśmy do żartów, kiedy Grażynka z kuchni zawołała: Gabriel! Pizza dla Szczakowej! – no i wróciliśmy i podziwiałam jak tworzy kolejną pizzę. Patrząc na godzinę zauważyłam, że jest już prawie 22. – Łukasz, weź mnie wygoń – mruknęłam, na co on ciepło się uśmiechnął. – Eee, dlaczego? Fajnie jest. Dawno Cię nie widziałem i mam Cię wyganiać? – Oj no, babci zastrzyk muszę dać. – No kurwa, ktoś inny jej da -zaśmiał się. Parsknęłam cicho. Gadałam jeszcze przez chwilę, kiedy zadzwonił mu telefon. -Piotruś sobie o mnie kurwa przypomniał (jego brat bliźniak)… – odebrał i zaczął rozmowę. Ja korzystając z chwili rzuciłam: To ja idę – i skierowałam się do wyjścia. Usłyszałam wołanie: Czekaj! No jezu, poczekaj chwile, muszę ją mocno przytulić, nie? – mówił do telefonu, wyszedł zza pieca, podszedł w moją stronę. Dostałam mega soczystego i długiego buziaka w policzek. (myślałam, że zemdleję) Po chwili objął mnie delikatnie swoimi silnymi ramionami i przytulił. Był tak ciepły… ohh… matko. Mruknęłam mu do ucha: Pamiętaj, żebyś mi napisał sms’a jak dolecisz… – zaśmiał się po czym pozwolił mi iść. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, podziękowałam za mega przyjemny wieczór i wyszłam. Miałam ochotę piszczeć. Euforia. Myślałam że wybuchnę, ale… zeszłam na ziemię. Była godzina 22:03. Biegłam jak głupia w dół na przystanek, przez ulice zalane ciemnością, aż w końcu dotarłam. 22:05! Cholera! Autobus dopiero za 5 minut. Czyli wrócę 22:10 do domu dojdę na ok. 22:30. Ojciec mnie zabije. Ale jakby tego było mało… wsiadłam do minibusa, a tam mnie ktoś zaczepia. Mama. Matko święta. Granica do której mogę być po za domem to 21:30. A teraz była ok.22:15. Spojrzała na mnie zszokowana jak nigdy. -Co… co ty tu robisz? – U Łukasza byłam – Z kim? – Sama, a co? – O.O i o tej porze? – No wypuścić mnie nie chciał. – Aha… – Fajnie było – uśmiechnęłam się szeroko. Wróciłyśmy do domu, jeb do łóżka. Zdążyłam powiedzieć tylko: Pod żadnym pozorem mnie rano nie budzić, w razie pożaru – wynieść razem z łóżkiem. Wstałam o godzinie 10. Idealnie! Akurat wtedy jechał na lotnisko. Napisz nową: Bezpiecznego lotu. Kocham Cię :* -> wyślij -> Łukasz. Poszło. Ah… I zaprosił mnie po powrocie na powtórkę tego wieczoru. Nareszcie będę miała gdzie spędzać czas. I będę miała z kim. Kazał mi się nawiedzać najczęściej jak to tylko możliwe ;] Jestem mega szczęśliwa. A i jeszcze jedno dodam – powinni mnie wpisać na listę ludzi nienormalnych. Bujam się w nim już od 8/9 lat.

Saturday, May 21, 2011

|CXXXII| Pojedyńcze myśli

21 maj 2011

A propo kredek i ołówków… Rysuję głównie po nocach. Dlaczego? Wolę światło lampy. Łatwiej jest mi się skupić. … i jest w tym pewna magia. Rysunek jest dla mnie rzeczą naturalną. Nocą rysuję intuicyjnie, automatycznie nie zwracając uwagi na to jak dobrze mi to wychodzi (oh ah, ta skromność…). Rano się budzę i patrzę co narobiły moje dłonie. To takie… magiczne. Bo dopiero wtedy dochodzi do mnie wiadomość, że to MOJE i nachodzi mnie bardzo przyjemny szok. A wyobraźcie sobie zaskoczenie mojej mamy. Wieczorem widzi wstępne szkice, bazgroły, a rano… gotową pracę.

* * *

Moja babcia zaczyna mnie przerażać. Przeraża mnie ten czas, który niemiłosiernie płynie. Pamiętam, jak jeszcze 5 lat temu jeździłam razem z nią na Bory, karmiłam kozy chlebem, doiłam krowy… jeszcze 3 lata temu chodziłam z nią na ‚kocią’ na zakupy. Jeszcze 3 lata temu kiedy się do niej przychodziło robiła mi cappuccino, albo herbatę. Częstowała ciastkami. A dziś… mija już z 2 lata, kiedy nie wychodziła z domu, nie pamięta jak bardzo zimny jest śnieg. Leży w łóżku okryta dwoma kocami i kołdrą pomimo tego, że na dworze blisko 30 stopni. Kiedy do niej idę z zastrzykiem, siadam obok jej łóżka i wbijam igłę, insulina płynie… zauważam jej nieobecny wzrok wiecznie wpatrzony w sufit. Oczy ma jak osoba niewidoma. Z dnia na dzień coraz jaśniejsze, zamglone, nieobecne… Coraz gorzej słyszy. Chodzę po domu w kapciach, w których staram się chodzić jak najgłośniej, bo jeśli idę normalnie – ona tego nie słyszy i za każdym razem jest przerażona kiedy nagle stoję obok niej, a nie słyszała kroków. Za każdym razem boję się, że przestraszy się aż ZA bardzo… Kiedy na nią patrzę, jest mi naprawdę żal.

Friday, May 13, 2011

|CXXXI| Zniknąc. ;x

13 maj 2011

Mam w zapasie ok 400 avatarów z TH *_*. I ciągle ich przybywa. W deviantARTcie siła ;]

Miałam taki zajebisty temat w planie, ale zapomniałam <facepalm> … no więc będę pierdolic o niczym. No więc, tęsknię za weltem, mam narysowac piłsudskiego i pisac opowiadanie -.-’ to za duzo. Jak mam za dużo to nie wiem w co ręce wsadzic i w efekcie nie robię nic. A MUSZĘ! A jeszcze do tego projekt (teraz ustnie -,-’) i jakiś amerykański dzień. Moje zdanie? – Ja.pierdolę. Wgl Kell mi na esy nie odpisuje… na gg… Czy ja coś zuego zrobiłam? Mam ochotę zniknąc. Chcę wakacje. Hiszpania. Nikogo nie znam, nikt mnie nie zna, nie mam kontaktu z swoją rzeczywistością… odcięta od świata na całe 2 tygodnie. Mam na to wielką ochotę. Ymh… głowa mnie boli. Wgl … smutno mi się powoli robi. Trzeba Nikodema na gwałt! Albo Kell i ekipę. Albo czekolady… albo czegoś Lambertowego… o! Pogapię się na nagłówek… XD

Thursday, May 12, 2011

|CXXX| Wiedz, że coś się dzieje

12 maj 2011

„- Od czego Cię uwolnić?
– Od niczego. Jestem wolny.
– Narkotyki?
– Nie
– Alkohol?
– Nie
– Papierosy?
– Nie
– To może Harry Potter?”


Był, jest… mega hit na you tubie. Kazanie w polskim kościele. Nie oglądałam, nie wiedziałam o co chodzi, bo co ja będę księdza jakiegoś słuchać. Ale akcja się rozkręciła, ludzie o tym głośno mówią, to myślę sobie – obejrzę, obczaję. Oglądam. I jedne do mi do głowy przychodzi: ja pierdole. Jesteśmy antychrysty! Każdy z nas jest diabłem ( omg! napisałam diabeł! Jestem diabłem! Napisałam diabeł kilka razy! O.M.G! Mój blog jest czarny! Maluje paznokcie, mam irokeza, kocham gejów i nie wierzę w Boga. ZGINĘ!) Przepraszam bardzo… mamy XXI wiek i na prawdę nie dziwię się, że ludzie odchodzą od kościoła. MASOWO. Już nawet nie chodzi o Boga, a kościół. Sam kościół! A więc… mamy XXI wiek i teraz ludzie nie dadzą sobie wciskać kitów. Mamy cudownie rozwinięte mózgi, logicznie myślimy i jesteśmy wolnymi ludźmi z własnym zdaniem. A to co chce zrobić kościół to nas tego pozbawić. Dlatego… – większość odchodzi. Co mnie bardzo, ale to bardzo cieszy bo mam dowód, że myślimy. I wychodzi na to, że nie wolno się ubierać tak siak i tak dalej. To może chodźmy nago? NIE! Bo będziemy siać zgorszenie! – To grzech, kurwa! To może chodźmy w prześcieradłach? NIE! Bo to nawiązuje do Jezusa. On chodził w prześcieradle, nie możemy się w niego bawić! Wychodzi na to, że według kościoła NIC nam nie wolno. Słuchać ‚Ave Maryja’ i rzucać na tacę. ALE się wkurwiłam… o Żółty Żelku… (to mój Bóg). Co za pierdolone herezje… Kościół nie potrafi wychowywać. Gdyby był dobrym rodzicem, to wiedziałby, że jeśli kogoś się za bardzo kontroluje, pilnuje, coś się narzuca, od razu pojawia się bunt. Robi się wszystko, żeby zrobić na złość. Choćby ja. Po wysłuchaniu tego mam ochotę wbiec do kościoła nago i krzyczeć – Ave Satan. I tak jak jeden z użytkowników YT stwierdził: Trzeba nam nowego Marcina Lutra.

„Jeśli twoje dziecko [...] to wiedz, że coś się dzieje” <klik>
Ten ksiądz automatycznie mianował się znienawidzonym.

Wednesday, May 11, 2011

|CXXIX| I wanna start a revolution

11 maj 2011

Jak widać… ‚drobna’ zmiana. Nagłówek mnie powala *w* I sza. xD Mnie się podoba. Tego jeszcze nie było, ne? ;]

Adommy ^ ^ (czyt Adam+Tommy)
I like it o.o

Amen?

I wanna start a revolution
A type of personal solution
We all have got our own pollution
It’s all about the execution

You can’t something to say, don’t hesit-tie
Open your mouth, open it wide
Let the freedom begin
Get on the floor, just let it drive, don’t it feel good, don’t it feel hot?
Feel the fire within

I wanna see you strut, strut, strut, come on walk for me
Strut, strut, strut, how you wanna be
Everybody’s looking for some love, but they don’t know
How to let it all hang out and that’s why they’re solo

Tuesday, May 3, 2011

|CXXVIII| Zakaz!

3 maj 2011

Mam zakaz na książki science-fiction. Za bardzo pobudzają moją wyobraźnię w snach. Moja mama tak uważa. Wg. mnie – nareszcie się coś dzieje! Codziennie mi się coś śni od 3 dni!

Przed wczoraj śniła mi się szkoła. Przytulałam wfistę, a ten potem mnie molestował.
Wczoraj śniło mi się, że mnie Lambert gwałci (w sumie to przyjemne, ale widok okropny).
A dziś…

Spacerowaliśmy z klasą z podstawówki… gdzieś daleko daleko. W ów klasie były też bliźniaki… w sensie Kaulitzówki. Und… oczywiście zabujałam się w Billu, ten mnie nie chciał, ale wyraźnie mnie polubił, no to postanowiłam zawalczyć. Często spędzałam z nim czas, często rozmawialiśmy i duuużo rozmawialiśmy… poznałam kilka jego tajemnic. Był nieśmiertelny. Razem z bratem. Kiedy trwała pełnia świat cofał się w rozwoju. Budynki nikną, drzewa maleją, aż w końcu znikają, ziemia zmienia swoje ukształtowanie, do momentu aż wszędzie będzie pusto i ponuro. (co dalej opowiem zaraz) No więc udało mi się do niego zbliżyć, często się przytulaliśmy (ja się tam do wszystkich tuliłam -.-’), dzieliliśmy się jedzeniem i napojami. Reszta świata nie miała teraz znaczenia. Pewnego dnia pojechaliśmy do jakiejś zmutowanej Mirabilandii. Były tam pół świnie pół ludzie, pół krowy pół ludzie, syreny i inne kombinacje. I my – ci najnormalniejsi. Pędziliśmy jakąś rurą z wodą, aż do wielkiego basenu. Bawiłam się dobrze. Aż do pewnego momentu. Czarny zniknął pod wodą – zdawał się topić. Chciałam go ratować, wyciągnąć, ale on tego nie chciał. Pociągnął mnie na dno. Woda zaczęła szybko wysychać. W dłoń wcisnął mi mały pierścień i kazał nie wypuszczać, bo inaczej zginę. Został on, ja i Tom. Dziura po basenie zaczynała się wypełniać. Po chwili po parku rozrywki została sama ziemia. Ludzi też ani śladu. Pustka. Po chwili pojawił się cmentarz – który również powoli znikał. Widziałam tysiące ludzkich szkieletów – kiedy nagrobki poznikały. Potem zniknęły nawet szkielety i został sam piasek. Uspokoiło się. Byłam przerażona. Przed chwilą idealnie się bawiłam, wszędzie było kolorowo i co chwile było słychać śmiech. Teraz jakby od pstryknięciem palców – nie ma nic. Wiał zimny wiatr. „-Słuchaj, nasza matka zmarła przy porodzie zmarła. Teraz co pełnie nas nawiedza i rodzi na nowo. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale zaufaj mi. Usiądź. Nie patrz i nie słuchaj, bo to okropny widok. Widok nie do zniesienia. Widok, który będzie cię prześladować” – powiedział mi na wdechu, po czym podszedł do Toma i czekali na nadejście matki. Usiadłam, skuliłam się i mocno zaciskałam oczy. Dłonie przylegały do moich uszu jednak tak czy siak sporo słyszałam. Naprawdę nie chciałam otwierać oczu. Same się otworzyły – nawet nie wiedziałam kiedy. Wpatrywałam się w swoje nogi, a kątem oka widziałam jak ich matka krąży wokół mnie i ich. Widziałam jedynie czarne poszarpane, luźno powiewające płótna. Bałam się spojrzeć wyżej – na twarz. Słyszałam jak żałośnie jęczała. Spostrzegłam że bliźniaki zamienili się w dzieci, potem niemowlaki i noworodki. Schowałam twarz między nogi. „Miałam nie patrzeć!” Nagle poczułam na sobie czyjąś dłoń, która pociągnęła mnie do góry. Woda. Istoty ludzkopodobne. Śmiech. Mirabilandia. „- Już po wszystkim” – powiedział Czarny i mocno mnie przytulił. Wtuliłam się i wybuchłam płaczem. Dlaczego ja nie zniknęłam jak reszta ludzi? Dlaczego krążyła również wokół mnie? Dowiedziałam się, że przeżyłam tylko dlatego, że miałam coś, co należy do niego. Krążyła, bo wiedziała, że w sercu mam cząstkę niego. Że go kocham. Wiedziała, że dzieli ze mną swoje tajemnice. „-To co ci dałem… jeśli mi to oddasz, znów będziesz śmiertelna i przy następnej wizycie cie zabije uznając za intruza” Nie wiedziałam co o tym myśleć. | zmiana otoczenia| Znów jestem na spacerze daleko daleko. Chodziliśmy po sklepach, przytulaliśmy się, delikatnie całowaliśmy, a czasem znów obserwowałam jak rodzą się na nowo. | zmiana | Byłam z klasą i nimi w jakimś parku. Chciałam się przedostać do Billa, ale wpadłam w dziurę. Wyszłam, wpadłam, wyszłam, wpadłam i ledwo wyszłam. Droga dalej była zablokowana. Poszłam w dół i trafiłam do apteki. Kobieta uznała, że przyszłam szukając pracy podała mi jakąś butelkę i kazała ją opisać. W moich dłoniach zawartość butelki się zamieniła w… Whiskey! Opisałam, ale mnie nie słuchała, nie patrzyła, to zdenerwowana wyszłam. Tym razem trafiłam do Billa. Świat znów zaczął znikać… i się obudziłam.

Amen. Ja wiem, że popieprzone. Ale jeezu… trza było być w środku akcji! Widzieć to wszystko… Przerażające i fascynujące za razem.

Tuesday, April 26, 2011

|CXXVII| Sens?

26 kwiecień 2011

Dawno nie słuchałam MJ. Nadeszły święta, a ja wepchnęłam w komputer krążek króla popu. Zajęłam się pomaganiem mamie w przygotowaniu żarcia. Smooth Criminal, Give in to me, Can you feel it, You rock my world… Bad.

„Well They Say The Sky’s The limit
And To Me That’s Really True”

Kiedy zmieniłam adres tego bloga na skys-the-limit miałam totalną fazę na Michaela. Słuchałam tej piosenki i… nie zastanawiałam się nad nią. Dziś tak sobie usiadłam i na spokojnie pomyślałam. Mówią, że niebo jest limitem i myślę, że rzeczywiście tak jest. Jakiś tydzień temu, stworzyłam listę stu rzeczy, które zrobię przed śmiercią. Cele są różne, od najprostszych do takich, które wydają się niewykonalne. Przykład? #14 Noc pod gołym niebem – taki drobiazg, da innych może nic… ale ja o tym marzę. Nigdy tak na prawdę nie poczułam się wolna. To przeżycie, mogłoby mi pozwolić uwolnić się choć trochę. Co mi przeszkodzi?! Nie mam przeszkód. Jest też coś dobroczynnego. #40 Wakacje z mamą nad polskim morzem. – Moja mama ma już prawie 50 lat i to AŻ 50 lat. Z jej zdrowiem, nie wiem ile jeszcze wytrzyma. Nie chcę, żeby odeszła bez wspomnienia szumiących, słonych fal. Obiecałam sobie, że spełnię jej marzenie. Z serii prawie niewykonalne: #47 Zobaczyć tornado – chyba logiczne, że na żywo; #55 Dosiąść byka, #87 Nauczyć się latać – śmiejcie się, ale to jest możliwe! #95 Zjeść 12 kg Danio – wątpię, że uda mi się zrobić to samej… ;] Możnaby pomyśleć: o czym ona wygaduje?! Otóż… zrozumiałam, że nie ma granic. Jedyna jaka istnieje, to ta w niebie. Czuję się z tą świadomością szczęśliwsza. Mam zamiar całą setkę spełnić. Jeśli przyjdzie mi umierać, umrę z świadomością, że żyłam po całemu. Uczucie spełnienia na pewno jest piękne. Dziś blog ma drugie urodziny. W poprzednie urodziny nie zrobiłam nic. W te chciałam po prostu pokazać, że to co robię ma jakiś sens. Że adres jest nie z przypadku, że tytuł, też ma swój sens ( o tytule już mówiłam w innej notce ) … Ten blog jest świadkiem moich upadków i uniesień. Przemyśleń i dążenia do sensu. Ostatnio przeczytałam książkę Paulo Coelho – Weronika postanawia umrzeć. Drogi, ukochany, dwuletni staruszku – nie warto szukać sensu! Trzeba poddać się szaleństwu! Trochę spontaniczności, nie myślenia… trzeba być trochę wariatem i ufać sobie i swoim marzeniom. Wtedy pozostanie się zdrowym. – To możnaby nazwać sensem. Trzeba po prostu żyć! (Ah! Kocham książki psychologiczne) Róbcie to czego nigdy nie robiliście, coś co inni nazwą absurdem, ale zrób to, jeśli o tym marzysz. Nie patrz na innych, nie słuchaj ich bezpodstawnej krytyki – bo ty masz odwagę być sobą. Po prostu żyj.

I ja wiem, że ludzie, którzy mnie znają, nie wezmą tego na poważnie.
Nie dziwię się.
W moim organizmie panuje niedobór serotoniny.
Ponoć to substancja chemiczna, która… kiedy jej brakuje, człowiek ma czarne myśli,
nie potrafi się z niczego cieszyć, obdarza pesymizmem, a nawet prowadzi do samobójstwa.
Czasem, gdy poziom serotoniny spada, mam takie dni, że jedyne co mi przychodzi do głowy to podciąć sobie żyły. Ale… mam też dni szczęścia. : ) I staram się o tym pamiętać.
Plotę głupstwa godne wariata, wiem. 

Edit.1

Czy wiecie że notka [LXX - Maleńka] link-> link doczekała się publikacji? (razem z zdjęciem wyżej) Notka najsmutniejsza, jaką kiedykolwiek napisałam…, najlepiej wyrażająca smutek jaki przeżywałam, a teraz ludzie ją podziwiają. Pomimo, że treść jest bardzo smutna, to jestem szczęśliwa. Poczułam się artystką. Piszę treści, które ludzie podziwiają, piszę wiersze (napisałam w sumie tylko 4, ale dla mnie to AŻ 4), opowiadanie (jeśli jestem w stanie), rysuję, maluję, szkicuję, projektuję, jestem również dziennikarzem, troszkę detektywem, krytykiem, schizofrenikiem (może nie dosłownie…), dla niektórych psychologiem, powiernikiem wielu ludzkich uczuć, tajemnic, sekretów, marzeń (ludzie potrafią zaskakiwać…). Dotarło do mnie, że choćby człowiek był niewiadomo jak beznadziejny to na pewno – nie jest nikim. Czyżbym odkrywała swoją wartość?

Sunday, March 27, 2011

|CXXVI| Przykro

27 marzec 2011

Fakty i każde inne wiadomości zajmują się głównie Libią, Japonią i cenami. A czy wiecie, że 23 marca 2011 zmarła Elizabeth Taylor? Szkoda. Brak mi słów. Jestem w szoku.

[*]

Friday, March 25, 2011

|CXXV| Krótko.

25 marzec 2011

I was alone, there was no love in my life
I was afraid of life and you came in time
You took my hand and we kissed in the moonlight

Miałam sny. Pierwszy był dziwny. Byłam w Wenecji z mamą. Byłam na ciężarówce. Wiecie, jest przód i platforma z tyłu. Byłyśmy na tej platformie. Nie wiem skąd, ale wytrzasnęłam bombę i położyłam na przód ciężarówki. Przód wybuchł a platforma mogła już swobodnie pływać. Zaczęłyśmy wiosłować ŁYŻKAMI i dopłynęłyśmy do PERU. Poszłyśmy nad jakieś jeziorko, przy nim czuwała złota figurka buddy. Zaczęłyśmy z mamą go macać po brzuchu XD, po czym figura się rozpadła. Potem chciałyśmy się w ów jeziorku wykąpać o.o, ale się bałyśmy. Dla próby wrzuciłam tam patyk. Pożarły go robale.

Drugi sen… Doprawdy obudziłam się zapłakana. Śniłam o tobie honey. Śnił mi się tamten wieczór. 21 maja 2010. Widziałam, czułam i przeżywałam wszystko jeszcze raz. Wtedy to było przyjemnością, dziś to wspomnienie wbija mi nóż w serce i wywołuje potok łez. Nawet teraz. Kiedy obejrzałam całe zajście do końca akcja się urwała. Byłyśmy na naszym placu. Wzięłam twoją twarz w dłonie.. „- Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz najcudowniejszą istotą jaką poznałam w życiu” i … delikatnie pocałowałam Cię w policzek. Po tym na cały pokój ryknął dzwonek z telefonu mamy a ja zerwałam się zapłakana do pozycji siedzącej, przypominając sobie, że to tak naprawdę nie istnieje. To przeminęło. Kolejny cios prosto w serce. Sama już nie wiem. Pogubiłam się w tym. Niby się pogodziłam z tym, że minęło i nie wróci. A jednak… eh. Już ryczę.

Sunday, March 20, 2011

|CXXIV| Sala Samobójców

20 marzec 2011

Sala Samobójców… nie … nie jestem w stanie … skomentować. Powiem tylko, że na pewno nie jest to film dla pesymistów i raczej dla rodziców. Na filmie byłam dwa razy.

Niedziela 20 marca 2011
Zaprosiłam mamę do kina. Helios. Zajechałyśmy, poszłyśmy, kupiłam nam bilety, potem w kafejce kawę i deser… bardzo przyjemnie. Potem poszłyśmy na film. Do prawdy, w jakim ja świecie żyję… Główny bohater umiera, a dziewczynki (12 latki) na końcu sali śmieją się, jakby to było śmieszne. Jestem wstrząśnięta. Film … hm nie powiem, że jest fajny, bo hej, to film o samobójcach! Ale… zafascynował mnie tak, że kiedy wyjdzie na DVD – jestem pierwsza do kupna.
To tyle na dziś. Do widzenia.

„Need more friends with wings
All the angels I know
Put concrete in my veins
I’d always walk home alone
So I became lifeless
Just like my telephone

There’s nothing to lose
When no one knows your name
There’s nothing to gain
But the days don’t seem to change”
Billy Talent – Nothing to lose

Thursday, March 10, 2011

|CXXIII| …?!

10 marzec 2011

Mam informatykę. Em.. odwaliłam swoją robotę i nie mam co robić. Amen. Nikoś nam przeszkadza i dokuczuje… Cholernie się nudzę… Buhahaha xD
– Nikodem powiedz coś śmiesznego…
-<odwraca sie, je ciastko xD>…
– XDD

…teraz śpiełamy Willy Wonkę. Wgl tęsknię za Kell. ;[ Smutno mi kurwa. Łapię doła choć nie widać.

„Maska na twarz i w bój [...]„ – wgl, ej, Kell chyba śpi. Rano jej piszę esa, a ta ni odpisuje.

Nikoś mnie kocha.

Sunday, February 27, 2011

|CXXII| Onet mnie nie kocha.

27 luty 2011

Miała dzisiaj byc zmiana szablonu, ze względu na mój stan psychiczny, który się utrzymuje od dobrych kilku miesięcy, ale łaskawy onet się na to nie godzi i mi cały szablon rozjeżdżał. Jeśli ktoś tu był podczas rejmontu, to widział ten koszmar z jakim się zmagałam. To chyba tyle…

Dodam jeszcze, że mam nowy cel w życiu. A oto on:




Mrr piękności… tylko cena kosmiczna: 1129.50zł eh ;[ ale SPRÓBUJĘ byc wytrwała i postaram się uzbierac. ^^

Thursday, February 17, 2011

|CXXI| Sny part kolejny.

17 luty 2011

Kolejna notka dziś. Wow, ale przypomniałam sobie, że miałam napisać o moich snach.

(wybaczcie mi ten czarny kolor – nie moja wina. Wina onetu -.-’)

Sen I

No więc w ów śnie miałam na sobie piękną, białą suknię ślubną, włosy miałam upiętego w ślicznego koka i gdzieniegdzie wypuszczone parę pasm zamienionych w cudowną falę. Miałam też piękny gęsty i długi welon i malutki diadem na czubku głowy. Oczy miałam wymalowane wyraziście, ale nie ostro jak zawsze. Po prostu makijaż je bardzo dobrze podkreślał. Usta nieco się mieniły… Wszystko pięknie ładnie tylko, że nagle z szyi zsunął mi się naszyjnik z pereł. Pobiegłam do wielkiej sali z mnóstwem luster. Ściany były brzoskwiniowe, podłoga z jasnych paneli, a ramy w lustrach z jasnego drewna. W ów sali zauważyłam… kolegę ze szkoły zwanego Pepe. Poprosiłam go o zapięcie naszyjnika. Kiedy go zapiął znalazłam się nagle w innym miejscu. Nadal olśniewałam urodą i ubiorem, ale znajdowałam się w jakimś lesie. Było ciemno, a drzewa były przerażająco powyginane i nagie. Wszędzie była mgła i dało się usłyszeć krakanie kruków.

Film się urwał.

Sen II

Byłam w Wietnamie. Siedziałam w salonie tatuażu i… kazałam sobie wytatuować taki oto napis:

#link broken#

sądziłam, że Wietnamczyk zna ów grupę i zna ich oryginalne, że się tak wyrażę… logo. Kazałam tatuować na lewym ramieniu. Sukinsyn wytatuował mi jakąś liczbę, a w tle dwa koła, które były wypełnione obrazkami niczym z Pisma Świętego. Jak to zobaczyłam… myślałam, że się załamię. Do końca życia miałam nosić na ramieniu scenkę przedstawiającą wygnanie z raju. Pamiętam, była wtedy godzina jakoś 4:30.


Mogłam w ów śnie poprosić o znaczek „love” po japońsku/chińsku, a nie…

|CXX| Pustka

17 luty 2011

Czy to normalne, że zwykła (że się tak nazwę) nastolatka, od dobrych paru miesięcy, czuje cholerną, wewnętrzną pustkę? Nie wiem wtf, ale to nie jest najs. Czuję się wybrakowana, wiecznie nie spełniona i jakaś taka… czegoś mi brakuje. Czego? – Ich weiss nicht. Przykro mi. Co mi się dzieje…

Edit.1. Zapomniałabym!
Niemalże pół roku temu zobowiązałam się napisać ambitny artykuł do musli (ściąga: to szkolna gazeta). Ciężko było mi się do niego zabrać, bo artykuł dotyczy również mnie. Miał być to w pewnym sensie apel, by ludzie tego nie robili, oraz co zrobić jeśli ludzie to robią… a także co to w ogóle są SAMOOKALECZENIA. I o – tak wygląda mój artykuł:

(Teks powinien byc pod obrazkiem, ale kochany onet nie łaskaw -.-’)

Samookaleczenia to zazwyczaj uzależnienie ludzi samotnych i zagubionych. Rany, które powstają z powodu depresji, uzależnienia lub przypływu emocji, ale te ślady to nie tylko blizna, to także smutek, zagubienie i wiele innych uczuć, które trudno nam sobie wyobrazić. Warto pamiętać, że osoby okaleczające się, to nie wariaci, a normalni ludzie, bardzo wrażliwi, którzy potrzebują uwagi i wsparcia. Cięcie ma za zadanie załagodzić ból psychiczny, bólem fizycznym. Osoby, które zadają sobie ból, raczej nie myślą o dalszych konsekwencjach, w momencie przed uchwyceniem ostrego narzędzia, czują jedynie narastający wewnętrzny ból, złość lub lęk, który wykańcza. W chwili okaleczania następuje pustka, spokój. Po wszystkim jest ulga, a następnie złość na samego siebie. Złość przeradza się w żal, smutek i zagubienie, co skłania do kolejnych cięć. Tak powstaje uzależnienie. Czasem okaleczania są formą kary np. komuś nie uda się trzymać diety – tnie się. Osoba, która zadaje sobie ból najczęściej stara się ukryć blizny, ale jednak nie do końca. Zamyka się w sobie, ukrywa to co robi, ale z drugiej strony, chce pokazać, że coś jest nie tak i podświadomie prosi o pomoc. Niektórych wystarczy po prostu przytulić by poczuli się lepiej. Należy wiele rozmawiać, dać poczucie bezpieczeństwa i zaufania, zaakceptować. Okazać, że nie są sami i mogą na nas liczyć. W żadnym wypadku nie powinno się stawiać ultimatum ani podważać bólu i rozpaczy.


Thursday, February 3, 2011

|CXIX| Jeden i dziewięć setnych.

3 luty 2011

W tej notce, jak to rzadko bywa.. będą soundtracki. buahaha.! Święto. Also…

[Even Heaven Cries]

Zacznę od … szkoły. Tęskniłam. Za Martą (najn! xD), Karolą (la’ żółwka :D), Stefą (bimberfejs), JaSZYNKĄ, Pawełkiem (Łer is groooszek? :D), Pepe (pan dziobak), Meru („A pan Artur jest uroczy. Dominik też, ale najbardziej to mój nauczyciel od … (czegoś)”, „Ja nie kocham Kuby!”), Żółwikiem (hejka Nellka), Tośkiem no i… Nikodemem. Boah. Opisywałam swój 1 dzień w szkole po feriach? Zdaje mi się, że nie. A może? Na wszelki wypadek nie będę się powtarzać. Cholernie tęskniłam za Nikodemem. To straszne. Brakowało mi jego obecności, żartów, czochrania go po głowie i wzajemnego przyjacielskiego dokuczania. Przez niego chce mi się chodzić do szkoły. Denerwuje mnie tylko to, że ma mnóstwo przyjaciół, który non stop go porywają, albo on sam do nich chodzi. Jest jedną z tych popularniejszych osób. Przez co CZASEM zdarza się zwariować z nim na przerwie. Na przykład dziś. Miałam totalnego doła. Podszedł, glebnął obok na parapecie i zabawnie wyseplenił (nie że sepleni, robił to specjalnie):
-Lubisz psszccczółki? – aż się biedak popluł i skutecznie mnie rozśmieszył.
-Poplułeś się głupku.
-No, ale lubisz psszcccczzółki?
-Lubie, lubie, ale już tego nie powtarzaj. – pluł się. Bawiło mnie to, ale jednak się pluł. To obrzydliwe i śmieszne zarazem.
-A lubisz pssszzccczółki w ulu? – wybuchłam gromkim śmiechem. Prosiłam, żeby przestał. Robił mi na złość. Nie wiem, może za mało się śmiałam.
-Lubię! Ale już nic nie mów błagam. – głośno się śmiałam.
-A psssszzccczzelarrrzzzy lubisz?
– Kocham - śmiałam się do rozpuku, razem z koleżanką unikałam deszczu śliny XD nie no nie pluł tak bardzo, ale jak człek sepleni, to inni uciekają, bo się może zdarzyć, że ktoś kogoś opluje, nie?
-Pssszzcczzzelaarrrzzze są nie fajni.
-Dobra, już. Śmieje się. Zamknij się już głupku.

Uśmiałam się jak cholera. Później układał z kolegami listę top 20/30 hitów. Wyszło z tego 260 – parę. Były tam wszystkie piosenki, które znają wszyscy. Kolorowe kredki, Powiedz, Prawy do lewego, siała baba mak, zasiali górale owies… no wszystko. Z tym też były niezłe jaja. Potem siedziałam pół dnia z chłopakami, cicho śpiewając i wypytując „a znasz to?”. A jako że są to muzyczni maniacy – znali praktycznie wszystko. Kocham towarzystwo chłopaków. Bardziej niż dziewczyn.

[Po prostu]

A tak bardziej po prywatnemu… Totalnie do dupy. Po raz kolejny wracam do domu i słucham wyzwisk, pozwalam, żeby się na mnie wyżywano, pozwalam na krzyk – Ojcu. Kiedy emocji było już za dość, no co poradzić – rozpłakałam się. Wtedy usłyszałam, że jestem strasznym dzieckiem oraz iż jestem chora i trzeba mnie leczyć. Dziękuję bardzo „tatusiu”. Pocięłam się. I wiem, że robię źle. Nie marnujcie czasu i nie powtarzajcie mi tego po raz kolejny, bo ja to wiem. I czasem mam ochotę tych wszystkich wujków dobra rada kopnąć w dupę. Każdy radzi (choć nic nie wie o tym co naprawdę czuję), pierdoli ile wlezie, jeszcze bardziej dobijając, ale kurwa nikt nie podejdzie i choćby nie przytuli. Gadaniem nie pomogą. Przez ojca… dom dla mnie jest czymś najgorszym. Kończę lekcje i ubolewam nad tym, że muszę tam wrócić. Dom powinien być azylem, a jest piekłem i udręką. Dlatego też kocham szkołę. Kiedy do niej wchodzę od razu odczuwam tą ciepłą, przyjemną wręcz rodzinną atmosferę. Spotykam w niej ludzi których, lubię, szanuję, kocham… wrogów w szkole mam mało porównując z ludźmi, z którymi mam dobry kontakt. Tam się czuję wolna i szczęśliwa. I odkryłam, że to nie maska. To prawdziwe uczucia. Kiedy wchodzę na korytarz rodzi się we mnie radość. To nie blef. Tam zawsze jest ktoś, kto podejdzie i pocieszy albo rozbawi w złych chwilach (przykładowo jak Nikodem wyżej). Tam jest moja rodzina. Tam jest mój raj. Nie chcę go opuszczać. Kocham to miejsce. Jest w nim magia. Mówiłam już, że wiele razy chciałam uciec z domu? Od zawsze narzekałam na to, że nie chcę i nie mam po co tam wracać. Wiele razy chciałam też zwiać, ale nie mogę. Muszę opiekować się babcią. Nie mam wyjścia.
Mam dość łez.

P.S i tak, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mają większe problemy.

„Chcę łączyć ogień z wodą 
W deszczu zatańczyć chcę 
A ciemną nocą 
Na niebie znaleźć dzień 
Chcę przejść po linie 
I w przepaść spojrzeć chcę 
Niech krzyczą myśli 
Niech stanie się”

|CXVIII| Zagubiona.

3 luty 2011

W tej notce, jak to rzadko bywa.. będą soundtracki. buahaha.! Święto. Also…

[Even Heaven Cries]

Zacznę od … szkoły. Tęskniłam. Za Martą (najn! xD), Karolą (la’ żółwka :D), Stefą (bimberfejs), JaSZYNKĄ, Pawełkiem (Łer is groooszek? :D), Pepe (pan dziobak), Meru („A pan Artur jest uroczy. Dominik też, ale najbardziej to mój nauczyciel od … (czegoś)”, „Ja nie kocham Kuby!”), Żółwikiem (hejka Nellka), Tośkiem no i… Nikodemem. Boah. Opisywałam swój 1 dzień w szkole po feriach? Zdaje mi się, że nie. A może? Na wszelki wypadek nie będę się powtarzać. Cholernie tęskniłam za Nikodemem. To straszne. Brakowało mi jego obecności, żartów, czochrania go po głowie i wzajemnego przyjacielskiego dokuczania. Przez niego chce mi się chodzić do szkoły. Denerwuje mnie tylko to, że ma mnóstwo przyjaciół, który non stop go porywają, albo on sam do nich chodzi. Jest jedną z tych popularniejszych osób. Przez co CZASEM zdarza się zwariować z nim na przerwie. Na przykład dziś. Miałam totalnego doła. Podszedł, glebnął obok na parapecie i zabawnie wyseplenił (nie że sepleni, robił to specjalnie):
-Lubisz psszccczółki? – aż się biedak popluł i skutecznie mnie rozśmieszył.
-Poplułeś się głupku.
-No, ale lubisz psszcccczzółki?
-Lubie, lubie, ale już tego nie powtarzaj. – pluł się. Bawiło mnie to, ale jednak się pluł. To obrzydliwe i śmieszne zarazem.
-A lubisz pssszzccczółki w ulu? – wybuchłam gromkim śmiechem. Prosiłam, żeby przestał. Robił mi na złość. Nie wiem, może za mało się śmiałam.
-Lubię! Ale już nic nie mów błagam. – głośno się śmiałam.
-A psssszzccczzelarrrzzzy lubisz?
– Kocham - śmiałam się do rozpuku, razem z koleżanką unikałam deszczu śliny XD nie no nie pluł tak bardzo, ale jak człek sepleni, to inni uciekają, bo się może zdarzyć, że ktoś kogoś opluje, nie?
-Pssszzcczzzelaarrrzzze są nie fajni.
-Dobra, już. Śmieje się. Zamknij się już głupku.

Uśmiałam się jak cholera. Później układał z kolegami listę top 20/30 hitów. Wyszło z tego 260 – parę. Były tam wszystkie piosenki, które znają wszyscy. Kolorowe kredki, Powiedz, Prawy do lewego, siała baba mak, zasiali górale owies… no wszystko. Z tym też były niezłe jaja. Potem siedziałam pół dnia z chłopakami, cicho śpiewając i wypytując „a znasz to?”. A jako że są to muzyczni maniacy – znali praktycznie wszystko. Kocham towarzystwo chłopaków. Bardziej niż dziewczyn.

[Po prostu]

A tak bardziej po prywatnemu… Totalnie do dupy. Po raz kolejny wracam do domu i słucham wyzwisk, pozwalam, żeby się na mnie wyżywano, pozwalam na krzyk – Ojcu. Kiedy emocji było już za dość, no co poradzić – rozpłakałam się. Wtedy usłyszałam, że jestem strasznym dzieckiem oraz iż jestem chora i trzeba mnie leczyć. Dziękuję bardzo „tatusiu”. Pocięłam się. I wiem, że robię źle. Nie marnujcie czasu i nie powtarzajcie mi tego po raz kolejny, bo ja to wiem. I czasem mam ochotę tych wszystkich wujków dobra rada kopnąć w dupę. Każdy radzi (choć nic nie wie o tym co naprawdę czuję), pierdoli ile wlezie, jeszcze bardziej dobijając, ale kurwa nikt nie podejdzie i choćby nie przytuli. Gadaniem nie pomogą. Przez ojca… dom dla mnie jest czymś najgorszym. Kończę lekcje i ubolewam nad tym, że muszę tam wrócić. Dom powinien być azylem, a jest piekłem i udręką. Dlatego też kocham szkołę. Kiedy do niej wchodzę od razu odczuwam tą ciepłą, przyjemną wręcz rodzinną atmosferę. Spotykam w niej ludzi których, lubię, szanuję, kocham… wrogów w szkole mam mało porównując z ludźmi, z którymi mam dobry kontakt. Tam się czuję wolna i szczęśliwa. I odkryłam, że to nie maska. To prawdziwe uczucia. Kiedy wchodzę na korytarz rodzi się we mnie radość. To nie blef. Tam zawsze jest ktoś, kto podejdzie i pocieszy albo rozbawi w złych chwilach (przykładowo jak Nikodem wyżej). Tam jest moja rodzina. Tam jest mój raj. Nie chcę go opuszczać. Kocham to miejsce. Jest w nim magia. Mówiłam już, że wiele razy chciałam uciec z domu? Od zawsze narzekałam na to, że nie chcę i nie mam po co tam wracać. Wiele razy chciałam też zwiać, ale nie mogę. Muszę opiekować się babcią. Nie mam wyjścia.
Mam dość łez.

P.S i tak, zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mają większe problemy.

„Chcę łączyć ogień z wodą 
W deszczu zatańczyć chcę 
A ciemną nocą 
Na niebie znaleźć dzień 
Chcę przejść po linie 
I w przepaść spojrzeć chcę 
Niech krzyczą myśli 
Niech stanie się”

Saturday, January 29, 2011

|CXVII| Jestem, jaka jestem.

29 styczeń 2011

Boaahh! Hejka! AvE! Jaką mam fazę! Ei uwaga, będę się zwierzać. Kilka lat temu… rok 2003, jakoś zimą zaczęto emitować reality show pt: „Jestem jaki jestem” oraz „Jestem jaki jestem RING” I wiecie co? … Kiedyś… nie tak. Wychowałam się na ich troje. Byłam malutka, miałam 4 latka i śpiewałam „Wstań, powiedz nie jesteś sam” itd. Byłam fanką Ich Troje. Byłam zakochana w Michale do … nie wiem może miałam z 12 lat kiedy mi się odwidział… Kochałam jego zachrypnięty, męski głos, jego włoski, o oczach nie wspomnę. Tatuaże, kolczyki – to z wyglądu. Z charakteru – umówmy się – nie znam go. Znam go tylko z telewizji. Z programu JJJ i filmu Gwiazdor. Z gazet, bloga… Zawsze go podziwiałam. I cholernie kochałam. Za wszystko. Od zawsze zazdrościłam jego żonom. Jak oglądam JJJ to tak patrzę jak się kłócą i tak myślę – cholera! Ja chcę być na jej miejscu! Tak było od zawsze. To ja chciałam się do niego tulić i z nim być. Można by powiedzieć, że był … hm… pierwszą miłością? Właściwie, to zupełnie nie wiem co w nim widzę. Naprawdę nie mam pojęcia. Ale cholernie mnie do niego ciągnie. Zwłaszcza głos. Gdyby mi tak coś zaśpiewał, tym swoim głosem… Choćby miał rękę stracić, za którą go bym ciągnęła, ale zaciągnęłabym do łóżka i wykorzystała. Wielu pomyśli, że coś mi się w łbie powywracało… no ale cóż – Jestem jaka jestem. I to wszystko było KIEDYŚ. Ale jakoś przez ferie, naszła mnie chcica na obejrzenie JJJ i oglądam na YT i cała miłość wraca. Ciągle nucę jego piosenki…

„Wydarte marzenia, pragnące spełnienia
jak bańki mydlane – to my.
Siedzimy szaleni w huśtawce z szerszeni
lubimy zabawy i gry”

Znam ich (prawie) wszystkie piosenki na pamięć i marzę o koncercie. Kiedyś nawet miałam pojechać, ale KURWA(!) pogoda się zjebała. Popłakałam się aż. Ah… to chore, ale co poradzę.

Michał, wyjdź za mnie!

EDIT! 18:47

Pan informatyk był! Wymienił mi napęd i całe ferie szastam w simsy! Fak yea!

Sunday, January 23, 2011

|CXVI| Ciche dni

23 styczeń 2011

Mhh od czego zacząć… Może od tego, że zupełnie nie chce mi się żyć? No bo ej… po co? Co za życie, w ogóle? Spytałabym za jakie grzechy, ale to nie na miejscu, bo grzechów mam wiele. Dziękuję Boku za to, że ostatnio jestem cholernym zmarzluchem. Gdyby nie to, ugotowałabym się w tej bluzie… Ogólnie od kilku dni moje życie polega na wymienianiu dwóch ulubionych płyt i słuchaniu ich na zmianę, łażeniu w bluzie… ba! Ja nawet w niej śpię. 1. Zimno mi. 2. Mama wstaje wcześnie rano, przede mną i kto wie czy nie będę miała ręki na wierzchu i oups nie zauważy? A nie lubię piżamek z długim rękawem. Ba! Ja w ogóle nie lubię piżamek. No chyba, że spodnie… Śpię w różnych koszulkach, bluzach i jakiś spodniach…, zapomniałabym o dwóch parach skarpetek. Rany na ręce nie bolą. Gorzej z tą na udzie, bo jest głębsza, większa w sensie dłuższa no i no. Nie mogę siedzieć z podkulonymi nogami, bo się skóra napina i mi tą ranę normalnie… no wiecie o co chodzi. Po prostu boli. I każdy nieprzemyślany ruch kończy się sykiem w moim umyśle. Przed rodzicami gram. Rodziną i i o. Mam już to opanowane. Nikt nic dziwnego w moim zachowaniu nie zauważa. Ostatnio sis mnie zaczepiła co się stało, ale to nie ma nic wspólnego z samookaleczeniem. W ogóle jeszcze mnie dobiła, bo ja jej powiedziałam co jest grane, a ta: no mówiłam Ci, że tak będzie. No normalnie… nie wiedziałam czy ją wziąć i udusić czy też się rozpłakać. Mówiłam już, że chcę iść do szkoły? Męczy mnie siedzenie w domu. I nie bardzo mam gdzie wyjść, bo jestem uziemiona ze względu na babcię. Chcę iść do kina, to nie bo kto zostanie z babcią. Chcę iść na roczek siostrzenicy, to nie bo kto zostanie z babcią. Ale w sumie to mi to wisi. Bo gdybym miała już gdzieś iść w rodzinnym gronie to musiałabym iść z ojcem, bo on nie potrafi się babcią zajmować. Więc musiała by zostać mama. A ja z ojcem łazić nigdzie nie będę. Więc jak się gdzieś idzie to oni razem, albo ja z ojcem. No więc… siedzę w domu. W ogóle, rozumiecie coś z tego? Bo ja nie. Szczegół.

Mam lodowate nogi. Znów. Zw – wymieniam płytę. W ogóle, jakie te płyty są stare… 2004 i 5 rok. Wow. Szukałam dla was okładek, ale nie znajdę -.-’ No w sumie się nie dziwię. To siara, ale mam je z mega starego bravo. I nie mogę uwierzyć, że tak beznadziejna gazeta, wklepała jako dodatek, dwie, tak zajebiste i porządne płyty. Mh… wyszłam z transu pisania -.-’

Te tygodnie cholernie mi mijają i mam wrażenie, że niedziela jest co dwa dni, więc rosół też. Jak po raz kolejny słyszę, że na obiad rosół i czy chcę, to mam ochotę przebiec maraton do kibla i wyrwać sobie żołądek, po czym spuścić wodę. Amen. Niech nikt nie wspomina mi nawet o rosole. Bo zabiję.

Dawno z nikim nie gadałam. Tak, żeby gadać, naćpać się i być hepi. … Nikodem, cholera właź na gg ;D. Nie no. Powaga. Dawno z nim nie gadałam. A on mnie naćpawa. I nie wiem jak on to robi.

Dzisiaj ma do mnie wpaść informatyk. W ogóle, jak to brzmi.. <lol2> No, ale ma wpaść i mi wychować kompa. Bo ja, samotna matka, nie radzę sobie z nim. Grymasi mi jak cholera. Wybiera sobie losowo płyty i ich nie odtwarza. Taki foch. Nie odtwarza mi:
# Tokio Hotel – Best Of – Dvd z teledyskami i making of’ami. | Cd odtwarza. o.-
# TH TV Caught on camera!
# TH Schrei – Live
# Nie odtwarza mi zajebistej gry Airline tycon czy jakoś tak… nie pamiętam nazwy ;[
# Nie odtwarza mi „Syberii 2″ B. Sokala. To normalnie skandal jest!
# Film z Eminemem – biografia.
# The Sims 3 intro – takie gówno z mini dodatkami, kodami itd.
# Fakt – A wszystk oto… bo Ciebie kocham! – Jezu. Ich troje. Żenada. Ale cholera, mam dni, kiedy mam na nich chcicę i muszę, wręcz MUSZĘ odpalić sobie ich karaoke i pośpiewać. Starocie z dzieciństwa rządzą! ^^
# Michael Jackson – Niezwykłe życie – film dokumentalny.
# Kolejny skandal. DVD- This is it – MJ
# MJ – Live in Bucharest: the dangerous tour – zapis z koncertu.
# The sims 2, ts2 zwierzaki, ts2 na studiach, ts2 własny biznes, ts2 cztery pory roku
# The sims 3, ts3 po zmroku.

No ej, to mało nie jest. Simsów trójki po zmroku, nawet nie zainstalowałam ;[. Za Syberią cholernie tęsknię, bo to najpiękniejsza gra w jaką grałam. To coś Airline czy jakoś tak… staaara gra, którą kiedyś kupiła mi mama. Prowadzi się własną linię lotniczą, buduje samoloty, organizuje loty itd. Boskie ^^ . No i wszystkie ukochane filmy ;[. Boli. Bardzo boli.

Lubię wino. Wczoraj trochę wychlałam. Nie pamiętam jak się nazywa… ale jest pyszne. W niedzielę (następną – chyba) sis mnie do siebie zaprasza na lampkę. Znając życie, zacznę jej się zwierzać, opowiadać co u mnie i wypijemy pół butelki, po czym zatańczymy walca w kolorowych, urodzinowych czapeczkach i pójdziemy spać. … A tak poważnie to trochę popłynęłam XD Po prostu fajnie by było, gdyby właśnie tak było. Ale zapewne nie będzie tam urodzinowych czapeczek ;[ XD Ehhh…

Idę sobie, bo coś mi się z mózgiem dzieje…

DOBRANOC. Czy coś.

Thursday, January 20, 2011

|CXV| Nie wiem

20 styczeń 2011

Źle się dzisiaj czuję. Ogólnie się ostatnio źle czuję, ale dziś to przegięcie. NIBY jest dobrze… Hmm… Jeśli chodzi o Nikodema, to chyba właśnie… mogę go nazwać przyjacielem. Wie o problemach i moich uczuciach, o których nie wie nikt. Niedawno (2-3 dni temu) pochwaliłam się, że przestałam się okaleczać. Byłam z siebie dumna. Byłam. Do wczoraj. Rodzice ostatnio ostro się kłócą, moje kontakty z ojcem, z dnia na dzień są coraz gorsze. Coraz częściej widzę łzy własnej matki. Nie zniosłam tego psychicznie. Poszłam do łazienki i … Dawno tego nie robiłam więc wypadłam z wprawy, a po za tym, moje narzędzie było jakieś dziwne, więc się tylko dźgnęłam. W lewe przedramię. Trochę zabolało. Ale krwi nie było więc… przycisnęłam kawałek metalu do ręki i przejechałam po niej. Nieco gwałtownie. Dwa razy. Zobaczyłam krew. Rozpłakałam się. Nie było jej dużo, bo zawsze staram się ciąć delikatnie, nie chcę blizn. Przez głowę przemknęło mi bardzo głupia wypowiedź: To Nelly. A to krew Nelly. Co to miało znaczyć? – Nie mam pojęcia. Później powtórzyłam to samo tylko że na udzie. Najpierw się dźgnęłam, a potem mocno przycisnęłam i pociągnęłam. Teraz mi trochę głupio. Bo no cóż… tyle czasu walczyłam i uległam w jednej chwili pod wpływem emocji. Teraz muszę nosić bluzę. Nie chcę, żeby mama zobaczyła. Nie chcę znów widzieć jak płacze. Jednak.. pomogło mi to. Kiedy się cięłam, nie czułam bólu psychicznego. Teraz mam małego dołka, no bo jednak zawiodłam siebie, Nikodema, Kelly (nie jestem do końca pewna czy ją też), Dominikę i Adę. Ładne grono. Dwie lesbijki, przyjaciel i hm… Kelly.

Co do Kell. Pieprzy się. Mówi, że jestem na równi z jej nowymi friendsami, no ale wątpię, żeby im ciągle przypominała, jacy są źli, żeby przy nich ciągle miała zły humor i obrażała to, dzięki czemu żyją (II welt). Pogodziłam się z tym, że są lepsi i wyżej ode mnie.

W szkole jestem lubianą i docenianą osobą, niby jest dobrze, ale czy ktoś wie, jak bardzo jestem samotna? Czy ktoś wie kim tak naprawdę jestem?

If you really knew me… wiedzielibyście, że kiedyś o mało nie zostałam zmolestowana przez własnego kuzyna.
If you really knew me… wiedzielibyście, że ostatnio chciałam spędzić z ojcem trochę czasu i iść na łyżwy… wolał iść z kolegami na piwo.
If you really knew me… wiedzielibyście, że coraz częściej rozważam pozbycie się siebie. Czuję się nie potrzebna i nie kochana. Zastanawia mnie to, jak ludzie zachowaliby się, gdyby mnie zabrakło.

Tuesday, January 18, 2011

|CXIV| Dwa sny jednej nocy

18 styczeń 2011

Afe! Wpadłam, bo wczoraj miałam… dwa dziwne sny. Wczoraj nie znalazłam czasu by opisać, więc robię to dziś. No więc… Po pierwsze bardzo długo nie miałam snów. W tą noc nadgoniłam.

Pierwszy sen.

Śniły mi się moje urodziny, które organizowała mi Kelly. To były mega huczne urodziny. Był tam Nikodem, znajomi ze szkoły… Stałam na parkingu z wszystkimi, patrzę a tu jedzie wielki autobus. Zakryłam usta dłońmi i rozpłakałam się ze szczęścia. Kell mnie przytuliła i coś tam: Wszystkiego naj. I się zaśmiała. Autobus zaparkował, a z niego wyszedł Bill, Tom, Gustav i Georg. Nie mogłam opanować łez. Mocno mnie przytulili i weszliśmy na salę, czy gdzieś, żeby się bawić.

Chlas. Urwało film. A teraz kontynuacja.

Dzień się kończył i sądziłam, że pójdę do domu, ale nie. Tołkioł Hołtelowcy porwali mnie do tourbusa. Nie pamiętam z kim spałam. Kojarzę jedynie Toma, jak się tulił do moich pleców, ale czy to z nim spałam – nie wiem. Życie w autobusie przypominało mi jedną wielką orgię. W powietrzu unosił się seks. Naprawdę dziwne uczucie.

Chlas.
Obudziłam się. Znając siebie pomyślałam, że znów wstałam o 12. Poszłam do kuchni napić się mleka. Zastałam mamę zszokowaną moim zachowaniem. – Co ty robisz o tej porze na nogach? – To która jest godzina? – Siódma. – Wtf… – Idź dośpij. No i poszłam. Położyłam się i ani myślałam zasnąć. Zazwyczaj jak już się obudzę, to już potem nie śpię. Nawet nie wiem kiedy padłam.

Drugi sen .

Wakacje. Kąpałam się w morzu z wielką gromadą ludzi. Chłopaki i dziewczyny. Potem już był wieczór i powędrowaliśmy do chatki. Dziewczyny i chłopcy spali w osobnych pokojach. Z dziewczyn mnie wygoniono w obawie, że będę je gwałcić/podrywać/macać. Poszłam do chłopaków. Kiedy otworzyłam drzwi do ich pokoju, to tak jakbym przeszła do innego świata. Był tam mały parkiet, jakieś kolorowe płótna na ścianach, blade światło i mnóstwo przytulonych do siebie chłopaków. I grupka dziewczyn – lesbijek lub biseksualnych – tak myślę. Ja nie wiem co się tam działo, ale po chwili jakaś dziewczyna zaczęła się całować z jakimś chłopakiem na samym środku. Równą minutę i 22 sekundy. Po chwili usłyszałam: – Kto teraz? – grupka dziewczyn uśmiechnęła się do mnie. – Twoja kolej. – zaprotestowałam, no bo ej, z obcym mam się lizać tak o, przy wszystkich? Noł łej. Ale wypchali mnie na środek, a za mną poleciała jakaś dziewczyna. Wydawała mi się znajoma. Pociągnęła mnie na środek i delikatnie pocałowała. Po kilkunastu sekundach zapomniałam o świecie i się wczułam. Kiedy czas minął wróciłam na swoje miejsce.

Chlas.
Znalazłam się jakby w… teatrze na lodzie. Czyli przedstawienie odgrywające się na lodowisku. Byłam jakoś bosko uczesana i ubrana w mega kieckę. Wyszłam na lodowisko i zaczęłam jakąś jazdę figurową. (o.o)

Chlas.

Potem byłam przebrana za lisa. (o.o) Moja mama też (O.O). Przedstawienie się skończyło i postanowiłam pojeździć z mamą jeszcze trochę. A to chyba nielegalne było, bo zgarnął nas czarnoskóry policjant, któremu potem zwiałyśmy. Biegłyśmy przez las. Była jesień. Nie wiem skąd się wzięła wielka ‚proca’ no ale dobra. Wpadłam w nią razem z mamą, guma mocno się naciągnęła i wyrzuciła nas w powietrze (o.o) leeciiiiimy, leeciiimyy. Przed nami była przepaść, nad nią most. Po prawiej stronie mostu był zator/tama, więc było płytko i można było się nie zabić. Tak czy siak się bałam, bo mama nie potrafi pływać. Niestety wylądowałyśmy właśnie w wodzie. Wyrzuciłam mamę na brzeg, ja sama do niego podpłynęłam i jakoś wyszłam. Poszłyśmy na most. (ten most i przepaść, to nie pierwszy raz mi się śni) Opiszę go. Ogólnie była to taka 500m-1km-a przepaść, a na samym dole kolejny kilometr wody. Pod samym mostem były jeszcze metalowe, szerokie, mocne, grube kraty. (nie jak w więzieniu, okrągłe. Tylko takie wielkie kwadratowe coś…O jak w kratkach kanalizacyjnych! Tylko że większe i jeszcze idące w drugą stronę tworząc kratkę) Gdyby ktoś tam wpadł… śmierć pewna. Most był z żelaza/metalu, nie wiem. Ale wyglądał na niesamowicie mocny i wytrzymały. Jednak… brzegi nad przepaścią, nie były zabezpieczone. Każdy mógł wpaść. Ja z mamą zadowolona idziemy wolnym krokiem… Ale moja mama weszła nie na drewniano- metalową część mostu, tylko na gruby kawał metalu, który był obok. Było to jakieś dodatkowe zabezpieczenie. Po obu stronach tego czegoś była przepaść. Wydarłam się: – Mamo, nie tamtędy! A ona spojrzała w dół, spanikowała i spadła. Nie wiedziałam co zrobić. Mega szybko zaczęłam myśleć. Jest jedyną osobą, która mnie bezgranicznie kocha. Gdyby nie ona – jestem sama. Więc co mi tam. Skoczyłam za nią. Bałam się. Wyprostowałam się przez co leciałam szybciej. Złapałam ją i rzuciłam na ścianę z wgłębieniami i prętami utrzymującymi most. Potem zaczepiłam się ja. Podciągnęłyśmy się, usiadłyśmy w bezpieczniejszym miejscu. Wybuchłam płaczem. MOGŁAM JĄ STRACIĆ. Rozglądnęłam się, żeby znaleźć wyjście. Była tam drabinka. Wspięłyśmy się i wydostałyśmy na górę.

Obudziłam się z łzami w oczach. W pokoju była mama. Aż ją przytuliłam. To był NAJGORSZY koszmar, jaki wyśnił mój głupi łeb.

Saturday, January 15, 2011

|CXIII| Again.

15 styczeń  2011

Niby jest fajnie. Ale wiecie co? Zakochałam się. Nienawidzę się zakochiwać. Głowę mam w chmurach, myślę tylko o jego uroczych piegach, cudnych oczach, o jego głosie, który mam wrażenie, że wciąż słyszę. Myślę o tym jak zawsze po wejściu do szkoły, przybijał mi żółwika i uśmiechał się, a jego oczy się śmiały.

W czwartek, napisałam mu na gg co czuję. W piątek miałam znów iść do szkoły i się z nim spotkać, spojrzeć mu w oczy. Cholernie się stresowałam. To takie niezręczne… czułam się głupio. Wypiłam cały termos melisy na uspokojenie. Przyszło parę osób, rozgadałam się z nimi, w brzuchu miałam motyle, w gardle klucha i wir w głowie. Kiedy zauważyłam że idzie, wszystkie dolegliwości osiągnęły poziom maksimum. I … zignorowałam go. Spanikowałam (potem na gg go przeprosiłam). Weszłam do sali, w której mieliśmy pisać egzamin. Dziękowałam Bogu, że wylądował na drugim końcu sali. Usiadłam w ławce, spuściłam wzrok i zaczęłam się bawić moim szczęśliwym kamieniem. Ale prędzej czy później, zawołał mnie kumpel, odwracając się za siebie poczułam JEGO wzrok, na mojej skromnej osobie. Gadałam z kolegą trochę…, trochę z innymi, starając się nie patrzeć w jego stronę. Zrozumiał o co chodzi. Chyba zrozumiał, no ale przejął stery i sam zaczął, widząc, że ja jestem zmieszana. Zawołał mnie. I przybił żółwika na odległość, lekko się uśmiechając.

Kiedy skończyłam egzamin, wyszłam z klasy i leniwie skierowałam się do sekretariatu po odbiór telefonu, którego dla pewności, wolałam nie wnosić do sali. Szłam bardzo leniwie. Czekałam na kumpla. Chciałam spytać jak mu poszło. Kiedy wracałam z sekretariatu, Filip już stał i rozmawiał z koleżanką. Podeszłam i zagadałam. Po chwili drzwi sali 22 się otworzyły. Nikodem kierował się w naszą stronę. Nieśmiało na niego spojrzałam. Onieśmiela mnie *_*. Zagadał. Pogadaliśmy o egzaminie… i się rozeszliśmy. Potem nie było okazji, żeby pogadać.

Wyszłam ze szkoły i uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni. Nie poczorchałam go! Cholera! A miałam to zrobić! I teraz przez te pieprzone ferie będę cierpieć, bo poczorchałam go ten „ostatni” raz. ;[

Weźcie mnie w ogóle zabijcie. Nienawidzę go za to, że go uwielbiam. No bo jak można być, tak… uroczym, cudownym… kurwa. Ciągle o nim gadam! Przedawkowałam.

Thursday, January 13, 2011

|CXII| „Jestem psychiczna, że Ci to mówię”

13 styczeń 2011

Ludzie, dobrzy doradcy, kazali mi przyznać się, co do NIEGO czuję. Zwlekałam nieco, bo się bałam reakcji. Nie wiedziałam jak to powiedzieć i czy tym nie zniszczę naszej przyjaźni. Po dłuższym zastanowieniu, postanowiłam z nim pogadać. Nie wiedziałam czy mu zaufać. To mógł być kolejny kretyn, który zacznie się śmiać, unikać mnie, albo ochrzcić mianem debilki. Ale nie on. Zaufałam mu.

„Hmm,muszę Ci coś powiedzieć. Rozpisze się trochę. Pisze to na gg (za co Cię przepraszam) bo w oczy nie umiem. Nie jestem tak odważna, jak się wydaje. Mam nadzieje że to co powiem, nie zniszczy naszej, hmm…przyjaźni? Tak to nazwijmy. I ufam, że potem nie będziesz na mnie krzywo patrzył albo unikał. Otóż… moim ostatnim powodem do dołów, problemów itd… jest to, że Cię lubię. Lubię… trochę za bardzo. Lubie twoje piegi ^ ^, oczy i grzywkę, której pewnie właśnie się pozbyłeś … itd. nie wiem co mi odbiło, że odważyłam się to napisać, ale cóż. No i wiem że raczej ze mną nie będziesz (hahaha no w życiu, nie?). A no i nie bój się. Ja nie Marlena, nie będę się na Ciebie rzucać, narzucać czy błagać o coś więcej. Po prostu… no. Chyba, że będziesz chciał w co wątpię. Ja w ogóle, pewnie pójdę do klasztoru,albo zostanę starą panną z psem. Bo na sierść kotów, kurwa mam alergie … jestem psychiczna, że Ci to mowie. A no i wydałeś mi się rzeczywiście wrażliwy i fajny, wiec mam nadzieje ze nie rozgadasz, nie zaczniesz się śmiać czy coś z tej paki. A no i jeszcze : przepraszam :)”

Jako, że to mój ukochany luzak jest powiedział tylko „spoko”, zapewnił, że to nie zniszczy naszej przyjaźni, zaczął podziwiać, że się odważyłam, stwierdził, że on by się na to nie zdobył.

„posłuchaj, nie ważne co bd potem najbardziej niesamowite jest to, że się odważyłaś” 

Dowartościował mnie…
„właśnie ty, jesteś lubiana praktycznie przez wszystkich w klasie”

I podziękował, podziwiał za to, iż nie jestem laską, której się już, teraz, nie powie – kocham Cię – to zniszczy mu życie. ;] Oj kochany jest. : ) Potem dłuuuugo ze sobą rozmawialiśmy, gadając o wszystkim i o niczym. Dosłownie. Rozmawiałam z nim całe 7 godzin. Przeżywałam jego wizytę u fryzjera… Ponieważ, kocham go czochrać. Bałam się, że teraz nie będę mała co. Zapewnił, że trochę ich dla mnie zostawił. Jutro sprawdzimy.

„-wiesz co mi fejsbruk powiedział ? że nie masz włosów na łbie przeeesadziłeś z fryzjerem
-nie prawie nie widać
-nie widać zmiany czy nie widac włosów?
-włosów ;D
-oh nie! ;[ co ja będę czorchać? ;[
-żartuje
-uf
-jest jeszcze coś
-coś? ;[ czyli nie mam co czorchać ;[
-masz masz

;] … nie chcę iść na ferie. Chcę zostać w szkole. Żeby móc się z nim widywać. Nie chcę ferii ;[

Sunday, January 9, 2011

|CXI| Życie sypkie niczym popiół

9 styczeń 2011

Godzina 21.00 w domu roznosi się głośny szloch. Przez pierwsze kilka chwil nikt nie zwraca uwagi. Dopiero po chwili do pokoju wchodzi matka.
– Znów?
– Tak.
– Wypłacz się, przejdzie Ci – wyszła. Szloch jeszcze głośniejszy i nie ustępujący. Po 15 minutach kobieta wraca, mocno przytula, całuje w czoło i delikatnie gładzi po włosach, buja się na boki. Dwie godziny uspakajania nie pomogły. Skończyło się na dużym kubku melisy. Usiadła na krześle w kuchni, bawiła się długopisem. Jej pusty wzrok wbił się w blat stołu. Cisza. Po dwóch godzinach i kolejnym kubku melisy – poszła spać.

Rano, wyglądała jak trup. Była blada, prawie przeźroczysta. Słaba. Oczy puste i podkrążone. Usta spękane. Ani się śniło uśmiechać. Wyglądała odpychająco, wręcz ohydnie.

Nikogo to nie obchodziło. Jedynie jej matkę. Jej serce pęka.
Jej mała córeczka „wygląda jak śmierć.”* 
Cierpiała. 

***

Jestem idiotką. Nie słucham mamy. A mądrze mówi. Nie mam silnej woli i nie słucham. I żałuję, że jej opowiadam, zwierzam się bo potem… muszę patrzeć jak przez moje problemy cierpi. Ale nie mogę też nic nie mówić. Jako jedyna się interesuje tym co dzieje się z moją psychiką, sercem i nerwami. Gdybym z nią nie rozmawiała – zamknęłabym się w sobie, a wtedy to myślę że wszyscy mnie otaczający ludzie… skrzywdziłabym każdego po trochu. * – tekst jest autentyczny. To nie moje myśli. To słowa wypowiedziane w moim kierunku.

***

Co do nerwów – mój ojciec zgredzieje. Ma już ponad 50 lat na karku. Ja jedyne 15. On się starzeje, ja dojrzewam. Co z tego wychodzi? Żyjemy jak pies z kotem. Gdyby nie melisa, którą swoją drogą ostatnio ratuję sobie dupę, nie wiem co by ze mną było. Mama twierdzi że wysiadłabym psychicznie. Ona sama znów zaczęła palić. Przez niego i moje problemy – swoje też pewnie ma.

Moja rodzina, moje serce i wszystko co mnie otacza… 
się sypie. 
Co robić?