Godzina 21.00 w domu roznosi się głośny szloch. Przez pierwsze kilka chwil nikt nie zwraca uwagi. Dopiero po chwili do pokoju wchodzi matka.
– Znów?
– Tak.
– Wypłacz się, przejdzie Ci – wyszła. Szloch jeszcze głośniejszy i nie ustępujący. Po 15 minutach kobieta wraca, mocno przytula, całuje w czoło i delikatnie gładzi po włosach, buja się na boki. Dwie godziny uspakajania nie pomogły. Skończyło się na dużym kubku melisy. Usiadła na krześle w kuchni, bawiła się długopisem. Jej pusty wzrok wbił się w blat stołu. Cisza. Po dwóch godzinach i kolejnym kubku melisy – poszła spać.
Rano, wyglądała jak trup. Była blada, prawie przeźroczysta. Słaba. Oczy puste i podkrążone. Usta spękane. Ani się śniło uśmiechać. Wyglądała odpychająco, wręcz ohydnie.
Nikogo to nie obchodziło. Jedynie jej matkę. Jej serce pęka.
Jej mała córeczka „wygląda jak śmierć.”*
Cierpiała.
***
***
Co do nerwów – mój ojciec zgredzieje. Ma już ponad 50 lat na karku. Ja jedyne 15. On się starzeje, ja dojrzewam. Co z tego wychodzi? Żyjemy jak pies z kotem. Gdyby nie melisa, którą swoją drogą ostatnio ratuję sobie dupę, nie wiem co by ze mną było. Mama twierdzi że wysiadłabym psychicznie. Ona sama znów zaczęła palić. Przez niego i moje problemy – swoje też pewnie ma.
Moja rodzina, moje serce i wszystko co mnie otacza…
się sypie.
Co robić?
No comments:
Post a Comment