15 styczeń 2011
Niby jest fajnie. Ale wiecie co? Zakochałam się. Nienawidzę się zakochiwać. Głowę mam w chmurach, myślę tylko o jego uroczych piegach, cudnych oczach, o jego głosie, który mam wrażenie, że wciąż słyszę. Myślę o tym jak zawsze po wejściu do szkoły, przybijał mi żółwika i uśmiechał się, a jego oczy się śmiały.
W czwartek, napisałam mu na gg co czuję. W piątek miałam znów iść do szkoły i się z nim spotkać, spojrzeć mu w oczy. Cholernie się stresowałam. To takie niezręczne… czułam się głupio. Wypiłam cały termos melisy na uspokojenie. Przyszło parę osób, rozgadałam się z nimi, w brzuchu miałam motyle, w gardle klucha i wir w głowie. Kiedy zauważyłam że idzie, wszystkie dolegliwości osiągnęły poziom maksimum. I … zignorowałam go. Spanikowałam (potem na gg go przeprosiłam). Weszłam do sali, w której mieliśmy pisać egzamin. Dziękowałam Bogu, że wylądował na drugim końcu sali. Usiadłam w ławce, spuściłam wzrok i zaczęłam się bawić moim szczęśliwym kamieniem. Ale prędzej czy później, zawołał mnie kumpel, odwracając się za siebie poczułam JEGO wzrok, na mojej skromnej osobie. Gadałam z kolegą trochę…, trochę z innymi, starając się nie patrzeć w jego stronę. Zrozumiał o co chodzi. Chyba zrozumiał, no ale przejął stery i sam zaczął, widząc, że ja jestem zmieszana. Zawołał mnie. I przybił żółwika na odległość, lekko się uśmiechając.
Kiedy skończyłam egzamin, wyszłam z klasy i leniwie skierowałam się do sekretariatu po odbiór telefonu, którego dla pewności, wolałam nie wnosić do sali. Szłam bardzo leniwie. Czekałam na kumpla. Chciałam spytać jak mu poszło. Kiedy wracałam z sekretariatu, Filip już stał i rozmawiał z koleżanką. Podeszłam i zagadałam. Po chwili drzwi sali 22 się otworzyły. Nikodem kierował się w naszą stronę. Nieśmiało na niego spojrzałam. Onieśmiela mnie *_*. Zagadał. Pogadaliśmy o egzaminie… i się rozeszliśmy. Potem nie było okazji, żeby pogadać.
Wyszłam ze szkoły i uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni. Nie poczorchałam go! Cholera! A miałam to zrobić! I teraz przez te pieprzone ferie będę cierpieć, bo poczorchałam go ten „ostatni” raz. ;[
Weźcie mnie w ogóle zabijcie. Nienawidzę go za to, że go uwielbiam. No bo jak można być, tak… uroczym, cudownym… kurwa. Ciągle o nim gadam! Przedawkowałam.
No comments:
Post a Comment