Friday, October 23, 2009

|XXXI| …

23 październik 2009

Agnieszka Chylińska – Niekochana , Drzwi

Tak więc pojawiam się tutaj ponownie… żeby streścić ostanie moje mijające dni. Nie powiem że jest wesoło bo nie jest. Po pierwsze to zaczynam nienawidzić siebie. Za… za siebie, a jak zaczynam się nienawidzić to i buntować – przed sobą. Czuję że nie jestem sobą. Mam depresję, którą jakoś ukrywam. Dobra mina do złej gry. Może opowiem od początku jak to się stało… Jak zwykle siedziałam w domu sama jak palec. Cholerna samotność dobijała się do mojego mózgu i serca po raz kolejny. Nazajutrz poszłam do szkoły, pierwsza lekcja, która rozpoczynała zajęcia to biologia. Już na początku zauważyłam że nie ma osoby, która wywołuje u mnie uśmiech. Potem patrzę w drzwi… patrzę a jego nie ma. – Filipa nie ma…- Jak to nie ma? – Może się spóźni… Dawałam sobie jakieś nadzieje, ale już do szkoły nie wrócił. I może mówię jakby umarł, ale to coś podobnego. Bo umieram ja… bo on jest od dłuższego czasu jedynym człowiekiem, przyjacielem, który nic nie robiąc wyciąga mnie z największej depresji, sprawia że pojawia się cień uśmiechu na moich ustach. Przy nim nie da się nie uśmiechnąć. I choć powtarzałam mu już kilkanaście razy jak wiele dla mnie znaczy, sądzę że on nadal nie jest tego tak świadomy. Filipa potrąciło auto. Powiedziała mi o tym Kelly, która do niego dzwoniła a on jej powiedział że jest w szpitalu, ona przekazała mi, a ja nie chciałam wierzyć. Bo w ostatni dzień w który się uśmiechnęłam (w czwartek) żartowałam że rzucę się pod auto… a w piątek leżał w szpitalu. Zadzwoniłam… jego każde słowo, zabawny akcent, głos, ton jak zwykle mnie rozbawił. Uśmiechnęła się po całym pochmurnym dniu. (dzwoniłam do niego w czw. po szkole) Kelly sprawiła że go poszłyśmy odwiedzić. Piątek był dla mnie dniem odrobinkę weselszym bo miałam świadomość że spotkam się z kimś kto mnie z tego bagna wyciągnie. Jak na razie małego bagna. I wyciągnął. Tymczasowo. Nastał poniedziałek… znowu. Poszłam do szkoły już zmęczona życiem. Jednak w szkole… jestem kimś zupełnie innym. Jak pstryknięciem palcami zamieniam się w łagodną, pogodną i radosną dziewczynę. SAMA SIĘ NIE POZNAJĘ! Pozornie uśmiecham się do wszystkich… a po szkole… jestem nie dość że zmęczona lekcjami, udawaniem, życiem, samotnością… to oblewa mnie całkowite zło. Płaczę, przeklinam, krzyczę, słucham ostrego rocku… jedyne co mnie uspakaja… choć troszkę to rozmowa. Z przyjacielem. Doradzi, pocieszy, przytuli. Czasami dziękuję technologi i wszystkiemu co po Ziemi chodzi za Gadu Gadu. Już nie raz chciałam się zabić. Gdyby ktoś pozwolił mi pozwolić opowiedzieć, wytłumaczyć i wyjawić wam całą moją przeszłość zgodzilibyście się że jakichś tam większych powodów do życia nie mam,a przynajmniej nigdy nie miałam. Teraz powolutku zaczyna się układać. Pierwsi przyjaciele, jakaś tam szansa na wybicie się w tym gimnazjum, możliwość rozwijania się… i wiem że teraz będzie dużo gorzej, że napotka mnie mnóstwo problemów i że jak nie będę sobie dawała rady to Filip… Kell (choć tobie z większym trudem wyciąganie z doła przychodzi) to wierzę że podadzą rękę, wierzę że to osoby, których szukałam tak długo. Choć Kell poszła do innego gim i tak naprawdę większe szanse na wyciągnięcie mnie ma Filip. A z resztą! Masło kur… maślane. Tak więc… Filipa nie ma tydzień… dwa… a ja mam coraz głębszą depresję bo poza nim nie mam… no nie mam nikogo. Jak już wspomniałam Kell się oddaliła bo chodzi do innego gim. Owszem rozmawiamy na gg… ale ja potrzebuję czyjejś obecności przy mnie. Kogoś kto będzie patrzył mi w oczy mówiąc i „skakał jak London” na przerwach. Wystarczył by mi jego głos, którego od dawna nie słyszałam. Owszem dzwonił parę razy może jakiś tydzień temu… i aż go zapytałam bo… bo… siedziałam na ziemi, twarz miałam zalaną łzami, już miałam się zabić kiedy on dzwoni i pyta z troską : „Dobrze się czujesz?” A ja zaczynam mówić że nie a on żebym nie była smutna i zła… i to przyjaciel. Po raz pierwszy uśmiechałam się miejąc łzy na policzkach. Nigdy się nie śmiałam przez łzy. Do szkoły ma wrócić w poniedziałek. Dziś kolejny piątek i ledwo ciągnęłam. Nie wiem jak przeżyję weekend. Trzy dni całkowicie sama… jak palec. I.. i totalnie źle się czuję z myślą że się od niego uzależniłam, ale co zrobić? Nic… nie napisałam wszystkiego co chciałam bo po prostu nie mam sił… do niczego.

Saturday, October 17, 2009

|XXX| THIS IS NOT IT!

17 październik 2009

Michael Jackson – This is it

Kampania fanów którzy mają już dość oszukiwania. W skrócie chodzi o to że nikt Michaelowi nie pomagał, kiedy go zmuszano do koncertów, każdy myślał egoistycznie żeby go przytulić, powiedzieć że się go kocha, a nie pomyślał o tym jak on cierpi. Dla nas. – Fanów. Łamanie kłamstw o tym że bym w świetnym stanie – bzdura! Ważył 49 kg, założył najmniejszą kobiecą marynarkę, która i tak była dużo za duża i spytał: Skąd znasz mój rozmiar? A tą marynarką mógł owinąć się jeszcze dwa razy, nic nie jadł… Ja nie potrafię tego zebrać tak żeby wyszło coś konkretnego… bo prawda jest MASAKRYCZNA. Wszystkie zdarzenia są opisywane przez bliskich fanów Michaela, którzy z nim rozmawiali, widzieli i cierpieli razem z nim. Tego nie da się streścić, to musicie sami przeczytać.

THIS IS NOT IT
25. czerwca 2009r. zmarł Michael Jackson. Miał zaledwie 50 lat i był ojcem trójki młodych dzieci.
Zszokowało Was to? Powinno było. W rzeczywistości, zły stan zdrowia MichaelaJacksona był przed Wami ukrywany przez osoby, które czerpią korzyścifinansowe z wyświetlania tego filmu.

Oto, co zobaczycie
Największego artystę, jaki kiedykolwiek żył, dającego z siebiewszystko na próbach tego, co mogło być wspaniałym, przełomowymwidowiskiem.
Zmotywowaną ekipę, pracującą ciężko by ukończyć nadzwyczajny projekt.
Efekty specjalne, niesamowitą choreografię, oświetlenie i inscenizację.
Film pełen udawania, pozorów…

Oto, czego NIE zobaczycie
Nagłej szokującej utraty wagi przez Michaela, do czego doprowadziłstres i przyjmowanie leków; do tego stopnia, że w dniu swojej śmierci ważył zaledwie 49kg.
Kenny’ego Ortegi, reżysera zarówno trasy koncertowej jak i filmu,muszącego pomagać Michaelowi Jacksonowi wejść po schodach, karmić gołyżeczką i kroić mu jedzenie.
Rosnących obaw Michaela: w maju, podczas prób trwających ponad 10godzin dziennie, Michael Jackson zwierzył się kilku zaufanym fanom, żenie czuje się gotowy na 50 koncertów, jako że pierwotnie zgodził siętylko na 10; odczuwał presję i harmonogram trasy wydawał sięwyczerpujący.
Michaela Jacksona nie będącego w stanie pojawić się na próbachponieważ nie czuł się dobrze i jego choreografa przyjeżdżającego poniego do domu i zmuszającego go do pójścia do pracy.
Jego pogarszającej się bezsenności i braku apetytu; porażającejpresji, pod którą był, i która doprowadziła do tego, że przestępczylekarze przepisywali mu zbyt dużo leków i utrzymywali w zmienionym,sennym stanie w ciągu dnia i śpiączce wywołanej środkamiznieczulającymi w nocy.
Ludzi z jego otoczenia, świadczących, że Michael Jackson wyglądałna zdezorientowanego i odurzonego i podczas prób zapominał słowa swoichwłasnych piosenek. Pomimo tego, jego środowisko w dalszym ciągu zezwalało na niebezpieczne zażywanie przez niego narkotyków na receptę, by utrzymać go spokojnego, wypoczętego i „pod kontrolą”. Te właśnienarkotyki są wymienione w raporcie sędziego śledczego jako przyczynaśmierci Michaela Jacksona.
Nie zobaczycie również jego lojalnych fanów i grupy przyjaciół usiłujących interweniować, pisząc listy do ludzi, którzy na co dzieńznajdowali się wokół niego, w których błagali by dbali oni o jego stan, które ostatecznie, po zignorowaniu, dawali bezpośrednio Michaelowi.Niestety, ci, którzy byli w mocy by coś zrobić, nie zrobili nic.Zamiast tego, woleli trzymać Michaela Jacksona wyizolowanego i mieć go pod kontrolą.

Żadnej z tych rzeczy w filmie nie zobaczycie

To było nieludzkie. Michael Jackson potrzebował pomocy, ale wszyscybyli zbyt zajęci rozkoszowaniem się dochodami z trasy żeby przyjąć todo wiadomości.

AEG, promotor trasy koncertowej i własna świtaMichaela, nie ustawało w przygotowaniach i nie zainterweniowało, byzapobiec temu, co wyraźnie zanosiło się na tragedię.

MichaelJackson miał jeszcze wiele do zaoferowania światu, ale jego serce niewytrzymało ogromnej presji z powodu wyczerpującej trasy koncertowej.Ponadto, przez lata znęcano się nad nim, kłamano na jego temat, byłwyszydzany i ośmieszany w mediach.
Dusze fanów Michaela wciąż płaczą i być może już nigdy się nie uleczą.

Michael Jackson potrzebował i zasługiwał na pomoc, której nie otrzymał.
Jednakżepoprzez edycję i kręcenie całego filmu usiłują opowiedzieć nam innąhistorię, by oczyścić swoje sumienie, szerząc kłamstwa w celuzamaskowania swojej odpowiedzialności za to, do czego doszło. Nanieszczęście dla nich, byliśmy tam i byliśmy świadkami tego, conaprawdę się stało podczas tygodni prowadzących do jego śmierci ijesteśmy tu teraz, by Wam o tym opowiedzieć.

Jeżeli zdecydujeciesię obejrzeć film, mamy nadzieję, że spojrzycie na niego sceptycznie,ponieważ oglądacie wytwór ludzi, którzy powinni ponieść winę zaodejście z tego świata największej gwiazdy, Michaela Jacksona, podczasgdy czerpią oni zyski z jego śmierci.

Branża chciała Michaela Jacksona „na żywo”, my, fani, chcieliśmy go ŻYWEGO. Teraz chcemy prawdy.

To wcale nie musiał być koniec.
This did not have to be it.

(…)„Czego doświadczyłam w czerwcu”

Witam wszystkich,
Wiem,że niektórym z Was nie spodoba się to, co mam do powiedzenia, ale muszę opowiedzieć o tych wydarzeniach, żebyście wszyscy zrozumieli. Niektórzy z Was może słyszeli o e-mailu, który wysłałam 21. czerwca. Zostało publikowany na forach bez mojej zgody i ludzie wyszydzili mnie, mówiącże kłamię, pragnę sławy (??) i tak dalej…

Dlatego wysłałam to:
Ja i dwoje moich przyjaciół poznaliśmy Michaela w jego samochodzie 19. marca.
Rozmawialiśmy o AEG, jaki był na nich wściekły, bo chcą tylko zarabiać pieniądze,sprzedając bilety przez Viagogo. Powiedział „Nie cierpię słyszeć otakich rzeczach!”
Zobaczyłyśmy z moją przyjaciółką bardzo wątłego, kruchego Michaela. Miał na sobie duże pomarańczowe spodnie.Ale jako że siedział na tylnym siedzeniu, a my na przednim, jego nogibyły między naszymi. Widziałyśmy, jak naprawdę wyglądała jego noga.
Był chorobliwie chudy.
Michael nie przestawał przepraszać nas za to, jak wyglądał: „Przepraszam, żemusicie mnie widzieć w takim stanie, naprawdę przepraszam!” Gdy to mówił, chował twarz w dłoniach.
Jednak, chociaż byłyśmy trochę tym zaniepokojone, pomyślałyśmy: W porządku, ma 3 miesiące do występóww Londynie, pewnie z kimś nad tym pracuje…

3 miesiące późniejwróciłyśmy do Carolwood i byłyśmy świadkami, jak Michael wyraźnie byłpod wpływem czegoś. Ale co było dziwne, to to, że działo się to POpróbach i nie tylko po wizytach dr Kleina. Tak więc, cokolwiek mudawali, dawali (albo brał to sam) na próbach.

Tej nocy, Michael doświadczył utraty pamięci. Był całkowicie nawalony, mówił jak przez sen.
Skoro my to WIDZIAŁYŚMY, nie mówcie mi, że ludzie wokół niego, rozmawiający z nim 10 godzin dziennie, niczego nie zauważyli.

Kilkadni później, Michael zaprosił mnie i moją przyjaciółkę na plan „DomeProject”. Moja przyjaciółka zrobiła dla niego marynarkę.
Miał na sobie czerwoną zamszową marynarkę, widać ją w zwiastunie.
Moja przyjaciółka dała mu swoją i Michael wziął ją, żeby przymierzyć.
Zdjął tą, którą miał na sobie.
Był ubrany w bardzo wąskie białe spodnie i taką samą koszulę.
Po raz pierwszy wtedy, zdałyśmy sobie sprawę, jak dużo stracił na wadze.
Naprawdę był chorobliwie chudy. NIE SZCZUPŁY.
Oczywiście marynarka była na niego za duża.
Ale cieszył się i pytał: Skąd wiedziałaś, jaki rozmiar noszę?
Cóż… wystarczyło wziąć kobiecy rozmiar, i pasował.
Zatrzymał ją. Widzieliście zdjęcie, na którym miał ją na sobie, z 11. czerwca.
Oczywiście, na zdjęciu nie widać tego dobrze, ale mógł się nią dosłownie owinąć.
To dlatego wysłałyśmy 21. czerwca ten e-mail. By podzielić się naszą obawą co do jego zdrowia.

Nie mówię, że Michael umierał z powodu choroby.
Nie mówię, że Michael został zamordowany.
Nie mówię, że znam prawdę.

Mówię tylko, że MY, fani, czuliśmy, że Michael może znajdować się w jakimś niebezpieczeństwie.
Mówię tylko, że MY, fani, widzieliśmy, jak bardzo schudł.
Mówię tylko, że MY, fani, zauważyliśmy, że był pod wpływem czegoś.
Mówię tylko, że MICHAEL powiedział fanom, że był pod wielką presją, nie był w stanie jeść ani spać. (…)

#link broken#
this is it rehearsals june 2009 History tour 1997

Spójrzcie choćby na jego nogi…

Na tej stronie można się dowiedzieć jak zatrzymać tą całą komercję z filmem, bo pomimo że król się męczył, starał co sił… umarł… to ludzie nadal na nim zarabiają w ohydny sposób. Zatrzymajmy potoki kłamstw. Wejdź: this-is-not-it.com i wspomóż kampanię. Oprócz tego możecie zajrzeć na polskie forum MJ i przeczytać co oni sądzą. Jeśli coś jest dla ciebie nie jasne, coś ci się niezgadza, wejdź na forum, ci ludzie mają te same pytania i nawzajem sobie wszystko potrafią wytłumaczyć. To wszystko składa się jak puzzle. Forum jest tutaj: mjpolishteam


Ja na film nie pójdę. Nie będę się przyglądać na wielkim ekranie jak przyjaciel ludzi, świata, dzieci i jak go nazywam – mój ojciec, piotruś pan, ukochany Mike – umiera.

Thursday, October 15, 2009

|XXIX| Double life

15 październik 2009

🎧 Agnieszka Chylińska – Winna

Tak, dobrze widzicie. Agnieszka Chylińska się pojawiła. Tak. To ta ekstra ostra babka przypomniała mi kim jestem! Przypomniała mi jaki hardcore kocham, jak twarda jestem i przypomniała że mam jaja! Jaka jestem silna, odważna jak i bezczelna. Jak potrafię korzystać z życia. Za czasów kiedy byłam naprawdę sobą wyglądałam TAK, TAK dziś nie przypominam siebie bo wyglądam TAK. Dziś postanawiam się odkochać w Filipie. Chcę być wolna, niezależna! Przechodzę na dietę (to mało hardcorowe, ale mam ochotę się zmienić!), idę do fryzjera, obciąć się TAK jak kiedyś, podoba mi się ten fryz, z tym że boki zepnę całkowicie do tyłu że wyjdzie coś a’la irokez, tylko nie będę go stawiać… do szkoły. Powitam z powrotem mój czarny cień do powiek, czarną kredkę i hardcore na liście utworów. I zaczynam mówić swoim językiem! Gdzie JA się podziałam do cholery?! Filip i Michael mnie ujarzmili! Nie pozwolę sobie na to! Od dziś podwójne życie! W szkole fanka Michaela, niesplamiony język, ale fryz będzie dawał oznaki: Mam jeszcze drugą stronę. Po szkole będę tą swoją drugą osobowością, pasek z ćwiekami, rurki i wszystko co kojarzy się z hardcorem. To nie zmiana imadżu, ooo nie! Ja po prostu odkryłam siebię. Odkryłam że we mnie nie jest tylko Natalia. O nie! Są dwie osoby, jedna ta która się uśmiecha do ludzi: Proszę, przepraszam, dziękuję, a druga to ta ostra, której będą bać się wszyscy! Taka ostra suka, której nie tknie i nikt nic nie powie! Zawsze chciałam taką być, ale dziś to odkryłam. Zapewne Kelly (to przezwisko zaczeło być nudne i jakieś dziecinne, tak samo jak Nelly, nie będę wzorowana na czyimś erotycznym blogu, będę kimś innym, sobą – tym co sama wymyślę) będzie zdziwiona, a może i przerażona tą zmianą… ale hahaha jebać to! Może pomyślisz że będę jak Marlena ta suka tyle że ona jest zpod latarni, ale nie. Nie jestem nią, pamiętaj że ja to ja, ja mam swój własny pomysł na siebie. A to że jestem dobrą aktorką, rodzice ani rodzina nic nie zauważą i będzie zajebiście.

„Bo kiedy tylko staję się
Zbyt ludzka niż byś tego chciał
Wtedy oto widzisz że 
Jesteś tak jak ja”


Zupełnie nie wiem jak się zaczeło to odkrycie, ale huj z tym. Ważne że teraz jestem sobą. Tą z podwójnym dnem. Na następne urodziny chcę trumnę! Z góry thanx!


Ps. Możliwe że to tylko wybryk jebanych hormonów, ale ja wiem że będę to potem przynajmnie wspominać jako: byłam sobą, byłam kimś, byłam inna, nie byłam szara – byłam czarno biała.

Wednesday, October 14, 2009

|XXVIII| Witam ponownie!

14 październik 2009

🎧 Michael Jackson – Stranger in Moscow

Wydaje mi się że teraz blog jest bardziej ułożony, czysty i czytelny. Jakby ktoś pytał: szablon pochodzi z steady-laughing, a „nagłówek” tak naprawdę jest dużą sygnaturą. Ale lubię wąskie, ogólnie małe nagłówki. A ten dodatkowo ma ładną kolorystykę i jest stworzony z „Stranger in Moscow” – jednej z moich ulubionych piosenek. Ale przejdźmy do dwóch, gigantycznych tematów.

Czy wiecie jak człowiek mógłby być piękny gdyby o siebie dbał? Wracałam ostatnio z szkoły. Autobusem. Nie było jakiegoś ścisku, było w miarę luźno – tak jak lubię. I na jednym z przystanków wsiadł pewien… pewna istota. Na człowieka zbytnio nie wyglądał, bo był tak zniszczony. Ów pan mógł mieć koło trzydziestki, czterdziestki, a przynajmniej na takiego wyglądał. Wszedł i stanął sobie przy szybie na chwiejących nogach, jak tylko wszedł uderzył we mnie zapach alkoholu. Ochydne. Pan ten był bardzo rozczorchany, wyglądał (przepraszam za szczerość) jakby się nie mył. I to jest 1/2 polskich mężczyzn. Potem stanął przy drzwiach… i jego mokre spodnie rzucały się do oczu z tz. kilometra! Pomyślałam sobie: O Boże! Co ten człowiek ze sobą robi. Po chwili zauważyłam jak z jego nogawki „cieknie”. To było okropne! Sama nie wiem na co tak ochydny widok opisuję, ale myślę że wyjdzie mi z tego morał, albo przynajmniej próba wytłumaczenia sobie „Dlaczego?”. Po kilku przystankach ta oto istota wysiadła zostawiając po sobie mokrą kałużę. Ogarniało mnie prawdziwe obrzydzenie i próbowałam odwrócić swoją uwagę od tego że pewien młody, zadbany i przystony mężczyzna stanął właśnie w tamtym miejscu, „deptając po tym” jak wszyscy inni ludzie wsiadający i wysiadający. I teraz zadaję sobie pytanie: Dlaczego tak ten mężczyzna wyglądał? Dlaczego tak ochydnie postępuje? Dlaczego nie myśli? Nie jest homo sapiens? Może zatrzymał się na etapie: Człowieka wyprostowanego? Bo przecież… czy jeśli taki mężczyzna ma rodzinę… to myślę że pozwoliłby sobie na wiele, ale nie aż tyle żeby w autobusie takie sceny… (przykładem odrobinki rozumu jest mój ojciec, pozwala sobie na picie co dzień, co dwa, ale nie na za wiele) a jeśli nie ma rodziny, to czy on nie chce być kimś? On nawet człowiekiem nie jest! Jest jak zwierzę. Nie rozumiem takich ludzi. Jaki z tego morał? Może choć raz ułoży go każdy sam?

Dzisiejszy dzień jest… BOMB(a)OWY! Dosłownie! Zaczęło się już rano, kiedy to wstałam i zauważyłam że na terenie mojego miasta leży mniej więcej 1cm śniegu. Potem spokojnie, idziemy do szkoły i jest fajnie, obyło się bez zaniedbanych mężczyzn w autobusach, doszłam do szkoły… spotkałam Pawła (kolega, który gra na gitarze) i Meru (wokal), Martę, Zuzę i Marlenę (chórki – ja też w nich jestem). Stwierdziliśmy że należałoby zrobić próbę przed dzisiejszym wystempem. Szukaliśmy sali, jednakże w pokoju nauczycielskim odbywała się uczta więc nie wypadało przerywać „Dzień dobry moglibyśmy dostać klucz do sali na próbę?” – bo to byłoby niegrzeczne. Więc poszliśmy do szatni. W szatni Paweł nie chciał grać „Wstydzę się…”, ale zagrał, my zaśpiewałyśmy i się udało, było fajnie i wszystko „gites” potem wyszliśmy z szatni kierując się na salę gimnastyczną obgadując jak się ustawimy, jak się ruszać i poszliśmy do sali 43 gdzie już była nasza nauczycielka. Jeszcze jedna próba i schodzimy. Był wyczepisty apel. Pod koniec się zaczeła nerwówka „Zaraz wychodzimy! O nie!”, a tu się okazało że… mamy jeszcze pół godziny na próby, ćwiczenia i odbędzie się dalsza część apelu. Część konkursowa. W te pół godziny zdążyłam obiec szkołę dwa razy i zaśpiewać tą piosenkę z jakieś piętnaście razy. Potem zeszliśmy na dół, 1A – zaśpiewało dwóch śmiesznych chłopaków – co prawda śpiewać nie umieli, ale dobrze się przy tym bawili i umieli tekst. 1B – była nie przygotowana z powodu nie obecności ich nauczycielki. 1C – zaśpiewała „Baśkę” – Wilków przerobioną na wersję o nauczycielach. 1D – też śpiewała i zaczeła się prawdziwa nerwówka! „Zaraz my! O matko z nerwów zapomniałam tekstu!” Potem tekst się przypomniał i zostaliśmy wywołani na scenę. Na scenie czułam się kimś, czułam się niezwykle lekko i nie miałam ochoty z tamtąd schodzić. Już wtedy nauczyciele byli jacyć przestraszeni, przejęci… W tłumie widowni siedziała nasza dyrygentka, która nam pokazywała jak się kołysać i w razie czego gdyby solistka zapomiała tekstu, bezdźwięcznie go mówiła, próbowała nas rozśmieszyć żebyśmy były uśmiechnięte i ogółem nas wspierała. Kiedy skończyłyśmy śpiewać salę ogarnęły gromkie brawa w tym „Jury”. Następnie poszłam na obiad, a potem chciałam iść do szatni po kurtkę i torbę, ale zatrzymała mnie P.O.L.I.C.J.A tak! Nie wiedziałam o co chodzi, ale wpuścili mnie do szatni razem z pewną panią, która otworzyła mi ją i kazała mi szybko wziąć kurtkę i zmykać – tak też zrobiłam. Potem spotkałam moją mamę i zapytałam co się dzieje, a ona mi odpowiedziała że w szkole, w szatni jest bomba. Ja uwierzyć nie mogłam! I się pytam czy taka, taka prawdziwa, taka bum? A moja mama mnie uciszała żeby nie przy uczniach bo panika będzie – siedziałam cicho, a mama razem z resztą pań sprzątających szkołę wzięły ubrania, torebki i ewakuowały się ze szkoły. Ja również, wyszłam i dotarłam do mojej klasy i oświadczyłam im że muszą się oddalić od szkoły. Oni mnie nie słuchali tylko dopytywali się dlaczego?! Odpowiedziałam że dla ich własnego dobra, ale oni robili swoje. Jest taki jeden Dawid, któremu jakoś ufam i mu powiedziałam o bombie. – jego wszyscy posłuchali i poszli do domów, również my. Nikt o tej bombie nie wie oprócz mnie, Dawidzie, Izie, Patryku, i wszystkich pracujących w szkole. Poszłam razem z Izą i Dawidem na przystanek i wsiedliśmy w 313. Ten autobus zawsze jeździł dłużej, bo jeździł dłuższą trasą, ale dziś pobił wszystko. Jechałam GODZINĘ. Ponieważ jechał dobrze… a kiedy był ostatni przystanek po którym miałam wysiadać, autobus zakręcił w przeciwną stronę niż tam gdzie miał jechać! Zajechaliśmy na … ELEKTROWNIĘ, tam staliśmy w korku, potem nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, aż wysiadłam dwa przystanki wcześniej niż powinnam bo ten autobus dalej nie jedzie. Masakra normalnie! A ja w skate’ach idę sobie przez tą „ciapę” (wiecie, lekko roztopiony śnieg) jakieś 0,7 kilometra… Buty mi przemokły, w nogi było zimno, a tym bardziej jak ochlapał mnie autobus, kiedy chciałam nacisnąć „przejście dla pieszych”. W każdym bądź razie dotarłam i jest fajnie, ale teraz się zastanawiam czy dzisiaj było kółko fotograficznie… bo jeśli tak – ;( nie było mnie na nim… a szkoda, a jeśli go nie było to fajnie że nic nie opuściłam. No to chyba tyle co chciałam wam powiedzieć. Chyba przyznacie że ten dzień nie był normalny.

Ps. Kelly, myślę że ta bomba to był wystarczający suprise.

Monday, October 12, 2009

Sprawozdanie z ostatnich 3 dni

12 październik 2009

🎧 Michael Jackson – Scream

Sobota 3.10

Godzina 16:20 idę razem z Kell przez pola do szpitala, z kakałkiem dla żółwika (czyt.Filipa), idziemy, idziemy… kupujemy woryy ochronne na buty, dzwonimy do Fifi, on wychodzi na korytarz w piżamie ja się śmieję i siadamy do stolika. I się zaczyna jazda!

Opowiada nam o chłopaku, którego babcia bije kapciem, i lubi czerwoną wódkę, ale pija też zieloną, niebieską itp,. Potem ja opowiadam o tym jak nauczycielka się popłakała ze śmiechu słysząc śmiech Jarzyny itd,. Idziemy do jego sali, przy czym w drzwiach (Fifi) stwierdza że to MTV Cribs, a ja się śmieję że „Kell, kameruj!” Wchodzimy, śmiejemy się, śmiejemy. Żółwik robi akrobacje na swoim łóżku, podziwia maluszki z sali obok, a ja razem z nim. Odkrywamy że Fifi czyta Muminki, Zemstę i Dziady. A więc fajjny jest. I wszystko jest fajne, a nagle wchodzą jego rodzice, w tym tata, który się pyta:


„A co się taki czerwony zrobiłeś”

Ja z Kelly w śmiech, bo rzeczywiście był podobny, przyglądamy się jego rodzicom, stwierdzamy że do żadnego nie podobny, a on odpowiada tacie z burakiem na twarzy:

„A gorąco w tej sali”

Śmiejemy sie i ja razem z Kell wychodzimy i idziemy na przystanek, autobus nam nie przyjechał i pojechałyśmy minibusem.


Niedziela 4.10
Nuuuuudziłam się. Masakrycznie. Dzwoniłam do żółwika i wgl.

Pn, Wt, Śr, Czw, Pt – nie ważne, po prostu szkoła i telefony do Fifi.

Sobota 10.10
Urodziny. Pizzeria 2. Rano wstałam i nic mi się nie chciało robić! N.I.C. Wstałam, siadłam, oglądałam teledysk MJ „Stranger in Moscow” razy 666 :P, a mama mi układała fryzurę. Góra podtapirowana i do tyłu, a dół potraktowany lokówką. No i git. Potem makijaż, ubrałam się i mogę iść. Szłam jak na ścięcie łba, ale to szczegół. Ogólnie jakoś tą imprezę przeżyłam. Dostałam w większości biżuterię, forsę, a resztę opiszę potem.

Niedziela 11.10
Nuuuuuuudy

Poniedziałek 12.10
Tak więc oficjalnie, dzisiaj moje urodziny, tak, tak. W moje urodziny tak się złożyło, że pojechałam do kina z klasą na „Janosika”, no ok, film w guncie żeczy – fajny, ale strasznie zboczony i brutalny. Po południu mając w kieszeni 550 zł… po czym pożyczyłam mamie 250, zostało mi trochę i postanowiłam się gdzieś wybrać z Kelly. Powiało nas do Rossmana, z Rossmana do Natury w której kupiłam sobie perfumy Avril Lavigne – Black Star, następnie do sklepu muzycznego w którym nabyłam „Michael Jackson Live in Buncharest: THE DANGEROUS TOUR” i Tokio Hotel – Humanoid ver. Deluxe. – Tyle że na to będę musiała poczekać aż mi to sprowadzą do sklepu.



Wyszłam z tamtąd taka happy i wgl. Jeszcze chciałam iść do plastycznego sklepu, ale Kell mnie pociągneła za rękaw żebym już nie wydawała. Poszłyśmy do pizzeri Da*Grasso na pizzę + Pepsi = Łeee jesteśmy pełne. No i busem do domku! Yeah!

Saturday, October 3, 2009

|XXVII| W pola marsz! Historia błądzenia w zbożach.

3 październik 2009

🎧 Avril Lavigne – I’m with you

So… Hahahaha to był udany, ale bolesny dzień. Otóż zacznę od początku: Wstałam o szóstej rano, umyłam zęby bla bla bla… i moja mama wymyśliła że jedziemy na giełdę, ale haha giełda działa tylko w niedzielę! I pojechałyśmy do centrum, w którym spełniło się jedno z moich życiowych pragnień. Ohh – zmieściłam się w rurki i już w poniedziałek będę je mieć w szafie. Happy! Potem wyposażyłam się w dwie nowe bluzki i wróciłam do domu. Byłam umówiona na wyprawę w pola z Kelly. Pojechałyśmy na rogatkę około godziny 13. Powędrowałyśmy ulicą Urzędniczą, przez Wandy i na Kopernika, a potem w dół w pola. Przez chwilę się tam kręciłyśmy… jedząc Nimm2 i jeden mi spadł… a Kelly, jak to Kelly. Ona jest crazy i wgl Więc ogłosiła trzy minuty ciszy dla upuszczonego i rozdeptanego nieco pomarańczowego Nimm2 żujki. I stała tam te 3 minuty z stoperem w ręce! Kosmicznie to wyglądało. Tak na baczność z żalem w oku patrzyła na tą Nimm2 żujkę… A i przypomnę że miał to być wypad fotograficzny a zapomniałam aparatu ale ćssii. No i poszłyśmy do szkoły odwiedzić moją mamę <haha jak to brzmi xD> i poszłyśmy w pola. Kelly mnie zaciągnęła pod drzwi Filipa i zadzwoniła do drzwi. O! Ja tylko stałam. Szczerze? Modliłam się żeby go nie było. Odwagi nie miałam O! Zadzwoniła do drzwi… Otworzyła drzwi jego mama… a Kelly wypala: Dzień dobry, czy jest Filip? XD A ja taka wmurowana. Okazało się że nie maa.. I poszłyśmy z powrotem w pola… I zrywałyśmy ‚zboża’ i weszła mi drzazga. I mi Kell chciała ją wyciągnąć ją kartą sim z telefonu. Ale potem rozdeptała moją spinkę do włosów, wyciągnęła z niej sprężynkę z ostrymi zakończeniami i rozcinała mi powoli, ale boleśnie skórę… tak wiem brzmi to psychopatycznie, ale ja kazałam jej to zrobić. Hahaha Kell mnie okaleczyła! XD Nie no.. uratowała mi życie. I wyciągnęła mi tą drzazgę. Potem tak bolało… Ał… no i poszłyśmy prosto… prosto i prooosto. I chciałyśmy isć do tz. Maleńkiej, ale się rozmyśliłyśmy i chciałyśmy iść do Pizzeri 2, ale nie… i poszłyśmy do Da Grasso <czy jakoś tak> I oh!! Łukasz tam był. Ugniatał ciastoo, boooski jest! Cudowny i ohh, od zawsze tak na niego reagowałam. Tak więc zamówiłyśmy sobie małą pizzę spod cudownych rąk Łukasza i była pycha i wgl, napchałyśmy się jak nie wiem co… I wróciłyśmy do domu na nogach żeby spalić tą pizzę. I takk cudownie minął najlepszy dzień w moim życiu! :D