Monday, October 12, 2009

Sprawozdanie z ostatnich 3 dni

12 październik 2009

🎧 Michael Jackson – Scream

Sobota 3.10

Godzina 16:20 idę razem z Kell przez pola do szpitala, z kakałkiem dla żółwika (czyt.Filipa), idziemy, idziemy… kupujemy woryy ochronne na buty, dzwonimy do Fifi, on wychodzi na korytarz w piżamie ja się śmieję i siadamy do stolika. I się zaczyna jazda!

Opowiada nam o chłopaku, którego babcia bije kapciem, i lubi czerwoną wódkę, ale pija też zieloną, niebieską itp,. Potem ja opowiadam o tym jak nauczycielka się popłakała ze śmiechu słysząc śmiech Jarzyny itd,. Idziemy do jego sali, przy czym w drzwiach (Fifi) stwierdza że to MTV Cribs, a ja się śmieję że „Kell, kameruj!” Wchodzimy, śmiejemy się, śmiejemy. Żółwik robi akrobacje na swoim łóżku, podziwia maluszki z sali obok, a ja razem z nim. Odkrywamy że Fifi czyta Muminki, Zemstę i Dziady. A więc fajjny jest. I wszystko jest fajne, a nagle wchodzą jego rodzice, w tym tata, który się pyta:


„A co się taki czerwony zrobiłeś”

Ja z Kelly w śmiech, bo rzeczywiście był podobny, przyglądamy się jego rodzicom, stwierdzamy że do żadnego nie podobny, a on odpowiada tacie z burakiem na twarzy:

„A gorąco w tej sali”

Śmiejemy sie i ja razem z Kell wychodzimy i idziemy na przystanek, autobus nam nie przyjechał i pojechałyśmy minibusem.


Niedziela 4.10
Nuuuuudziłam się. Masakrycznie. Dzwoniłam do żółwika i wgl.

Pn, Wt, Śr, Czw, Pt – nie ważne, po prostu szkoła i telefony do Fifi.

Sobota 10.10
Urodziny. Pizzeria 2. Rano wstałam i nic mi się nie chciało robić! N.I.C. Wstałam, siadłam, oglądałam teledysk MJ „Stranger in Moscow” razy 666 :P, a mama mi układała fryzurę. Góra podtapirowana i do tyłu, a dół potraktowany lokówką. No i git. Potem makijaż, ubrałam się i mogę iść. Szłam jak na ścięcie łba, ale to szczegół. Ogólnie jakoś tą imprezę przeżyłam. Dostałam w większości biżuterię, forsę, a resztę opiszę potem.

Niedziela 11.10
Nuuuuuuudy

Poniedziałek 12.10
Tak więc oficjalnie, dzisiaj moje urodziny, tak, tak. W moje urodziny tak się złożyło, że pojechałam do kina z klasą na „Janosika”, no ok, film w guncie żeczy – fajny, ale strasznie zboczony i brutalny. Po południu mając w kieszeni 550 zł… po czym pożyczyłam mamie 250, zostało mi trochę i postanowiłam się gdzieś wybrać z Kelly. Powiało nas do Rossmana, z Rossmana do Natury w której kupiłam sobie perfumy Avril Lavigne – Black Star, następnie do sklepu muzycznego w którym nabyłam „Michael Jackson Live in Buncharest: THE DANGEROUS TOUR” i Tokio Hotel – Humanoid ver. Deluxe. – Tyle że na to będę musiała poczekać aż mi to sprowadzą do sklepu.



Wyszłam z tamtąd taka happy i wgl. Jeszcze chciałam iść do plastycznego sklepu, ale Kell mnie pociągneła za rękaw żebym już nie wydawała. Poszłyśmy do pizzeri Da*Grasso na pizzę + Pepsi = Łeee jesteśmy pełne. No i busem do domku! Yeah!

No comments:

Post a Comment