Saturday, October 3, 2009

|XXVII| W pola marsz! Historia błądzenia w zbożach.

3 październik 2009

🎧 Avril Lavigne – I’m with you

So… Hahahaha to był udany, ale bolesny dzień. Otóż zacznę od początku: Wstałam o szóstej rano, umyłam zęby bla bla bla… i moja mama wymyśliła że jedziemy na giełdę, ale haha giełda działa tylko w niedzielę! I pojechałyśmy do centrum, w którym spełniło się jedno z moich życiowych pragnień. Ohh – zmieściłam się w rurki i już w poniedziałek będę je mieć w szafie. Happy! Potem wyposażyłam się w dwie nowe bluzki i wróciłam do domu. Byłam umówiona na wyprawę w pola z Kelly. Pojechałyśmy na rogatkę około godziny 13. Powędrowałyśmy ulicą Urzędniczą, przez Wandy i na Kopernika, a potem w dół w pola. Przez chwilę się tam kręciłyśmy… jedząc Nimm2 i jeden mi spadł… a Kelly, jak to Kelly. Ona jest crazy i wgl Więc ogłosiła trzy minuty ciszy dla upuszczonego i rozdeptanego nieco pomarańczowego Nimm2 żujki. I stała tam te 3 minuty z stoperem w ręce! Kosmicznie to wyglądało. Tak na baczność z żalem w oku patrzyła na tą Nimm2 żujkę… A i przypomnę że miał to być wypad fotograficzny a zapomniałam aparatu ale ćssii. No i poszłyśmy do szkoły odwiedzić moją mamę <haha jak to brzmi xD> i poszłyśmy w pola. Kelly mnie zaciągnęła pod drzwi Filipa i zadzwoniła do drzwi. O! Ja tylko stałam. Szczerze? Modliłam się żeby go nie było. Odwagi nie miałam O! Zadzwoniła do drzwi… Otworzyła drzwi jego mama… a Kelly wypala: Dzień dobry, czy jest Filip? XD A ja taka wmurowana. Okazało się że nie maa.. I poszłyśmy z powrotem w pola… I zrywałyśmy ‚zboża’ i weszła mi drzazga. I mi Kell chciała ją wyciągnąć ją kartą sim z telefonu. Ale potem rozdeptała moją spinkę do włosów, wyciągnęła z niej sprężynkę z ostrymi zakończeniami i rozcinała mi powoli, ale boleśnie skórę… tak wiem brzmi to psychopatycznie, ale ja kazałam jej to zrobić. Hahaha Kell mnie okaleczyła! XD Nie no.. uratowała mi życie. I wyciągnęła mi tą drzazgę. Potem tak bolało… Ał… no i poszłyśmy prosto… prosto i prooosto. I chciałyśmy isć do tz. Maleńkiej, ale się rozmyśliłyśmy i chciałyśmy iść do Pizzeri 2, ale nie… i poszłyśmy do Da Grasso <czy jakoś tak> I oh!! Łukasz tam był. Ugniatał ciastoo, boooski jest! Cudowny i ohh, od zawsze tak na niego reagowałam. Tak więc zamówiłyśmy sobie małą pizzę spod cudownych rąk Łukasza i była pycha i wgl, napchałyśmy się jak nie wiem co… I wróciłyśmy do domu na nogach żeby spalić tą pizzę. I takk cudownie minął najlepszy dzień w moim życiu! :D

No comments:

Post a Comment