Friday, October 18, 2013

|CLXXIX| “Some people come into our lives, leave footprints in our hearts and minds, and we are never the same again.”

18 październik 2013

Czasami… Hmm, zawsze, kiedy dużo się dzieje, wieczorami siedzę i myślę – może to wyleję na bloga, ale zawsze kiedy otwieram to okno – pozostaje tylko bezsilność i bezradność. Nie wiem co napisać. A przecież tak wiele się dzieje.


Na ogół jak już to pewnie gdzieś pisałam – jestem zawieszona między dwoma miastami, w żadnym z nich nie mogę sobie zagrzać miejsca, dlatego też nie mam przyjaciół. A bardzo by mi się ktoś przydał, a więc od czego jest Echelon? W sobotę spotykam się z Echesister. Jestem nastawiona pozytywnie. Potrzebuję jakiejkolwiek stabilizacji. Co weekend jeżdżę do domu, nigdzie nie mogę osiąść, bo muszę wracać, nie mam z kim poważnie porozmawiać w cztery oczy kiedy mam problem, potrzebuję ludzi, spokoju… A tu wciąż tylko chaos. I Mikołaj, który kocha, a przy tym okazuje to tylko słowami. „Będę u Ciebie 1-12 marca”. Nie jedna kobieta w stanie wojennym gdyby dostała taką wiadomość od męża wracającego z wojny – czekałaby lejąc rzewne łzy, ale ja już czekam 5 miesięcy. Jestem zmęczona. „Postaram się też być wcześniej” 2-3 miesiące czekania. Tak długi okres czasu – około 8 miesięcy czekania kojarzy mi się z ciążą. Tylko, że dziecko jest bliżej, niż ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby być. A on jest x kilometrów stąd. Jest mi przykro.

Moje życie czasami jest fascynujące, są etapy kiedy czuję się duszona, są momenty jak teraz – kiedy przemierzam świat 2 milimetry nad ziemią, kiedy nie czuję, że żyję, bo stopy choć chcą, nie mogą dotknąć żywej gleby. Może to stąd sporadyczne cięcie? Ból choć na chwilę sprowadza na ziemię. Choć na chwilę. Może to tylko wymówka. Jestem w trakcie terapii. Taka JA vs JA. 29 pytań, które dają do myślenia. Nie zdawałam sobie sprawę, że to już 8 lat. (Kelly, jeśli tu czasem jesteś – ogarniasz? 8 lat z tym próbuję zerwać).

Pokłóciłam się wczoraj z Wiktorem. Uznał, że samobójstwo to tchórzostwo. Wkurzyłam się niemiłosiernie. Samobójstwo to choroba, depresja, desperacja, problemy… Ludzie cenią życie. Uznają je za dar. (Bo życie jest piękne – zgodzę się z tym) Ale nikomu nie przejdzie przez myśl, że pojedynczych jednostek życie jest aktem masochizmu? Życie sprawia, że czują się skłóceni sami ze sobą? Czują, że nie powinni istnieć? Co, jeśli chcą się uwolnić od masochistycznych, bolesnych działań? Przykład? Kurt Cobain. Czytał ktoś jego biografię? Żył, cieszył się z życia (w krótkich etapach), ale od dziecka miał myśli samobójcze, później życie było dla niego zwyczajną udręką. Masochizmem. Zakończył to dużą dawką narkotyków i strzałem w usta. Co jeśli niektórzy tak odbierają życie? W mojej cichej teorii, większość ludzi, którzy popełniają samobójstwa – chcą żyć. Wiedzą, że życie jest piękne, ale chcą się wyzbyć bólu, które miażdży ich psychikę i nie pozwala dłużej żyć. Nawet taki Kurt – wierzę, że chciał żyć. Problem jest tylko taki, że ból jest nieodłączną częścią życia. Wszystko zależy od psychiki.


Może się nie znam, może nie wiem jeszcze co znaczy żyć, ale taka jest moja opinia.

Monday, October 14, 2013

|CLXXVIII| Run Away & Photographer

14 październik 2013

Zabawne, że własne urodziny – musiałam uciec z domu, a jakby było mało – mój chłopak o owych urodzinach zapomniał. So great. Mama wyjechała do Zakopanem. Odpocząć. I bardzo dobrze, ale ja musiałabym zostać w domu z ojcem sam na sam, a wiemy wszyscy, że to się już nigdy nie może stać. Więc musiałam znaleźć sobie kąt. Przygarnął mnie Arek. Dostałam nawet torta. Śpiewał mi Happy Birthday… itd… oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy do późna o życiu, związkach… Całkiem przyjemny weekend, tylko, że wciąż w głowie siedziały mi dwie rzeczy – to, że urodziny powinnam spędzać z rodziną, a nie uciekając, a po drugie 12 – czekałam do północy. Potem już totalnie było mi przykro, kiedy chłopak zapomniał o moich urodzinach. I nie byłabym zła, bo jak wiadomo – każdemu się zdarza, ale cholera – przypominałam mu! Fuck. No nie ważne. Wróciliśmy do internatu. Jego mama chyba mnie polubiła, a ja ją. Jest w porządku.

Pan szkolny fotograf ma tak unikalne poczucie humoru i sposób bycia, że rozwala mnie na każdym kroku. Ale są pewne rzeczy w moim umyśle, które nigdy nie wyjdą po za opony mózgowe.


Wciąż się tnę. Czasem. Jak zawsze – nie mocno, nie chcę się zabić, nigdy nie chciałam, ale to robię.