Saturday, February 20, 2010

|XLVI| Obrót o 180 stop

20 luty 2010

Also… Co u mnie? Hmh ^^ Już nie u mnie, nie u niej, a u NAS. Musiałyśmy wybrać. Albo 40% naszej przyjaźni, albo 120%. 40% – czyli mizerna przyjaźń w której ja ciągle bym cierpiała, a Kelly patrząc na mnie jak się niszczę i kolejny raz wylewam łzy – cierpieć razem ze mną. 120% – czyli „coś więcej”. Ja byłabym mega szczęśliwa bo ją szczerze kocham, a ona… hmmh. Cóż. Ona sama zdecydowała że 120% będzie najlepsze. Also… „Zostaniesz moją dziewczyną?” Mega… to aż… śmieszne że… znamy się od jakiś 2-3 lat, od roku robimy coś co nie wygląda jak zachowanie przyjaciółek, i dopiero po roku… ja pierwsza odkrywam że ją kocham, wyznaje jej to… Walczę o nią przez miesiąc, przy czym wylewam litry łez, tnę się i po prostu cierpię… aż nagle… ona się mnie pyta, ja się zgadzam, jesteśmy parą… oddała mi nasz pamiętnik i kazała przeczytać dopiero kiedy wyjedzie. I chciałam tak zrobić. Strasznie mnie kusiło bo wiedziałam na jaki temat tam napisała. W końcu po kilku godzinach mojej męczarni napisała do mnie żebym przeczytała wcześniej. Chce znać moje zdanie. To co przeczytałam mnie zszokowało. Była tak szczera… I w tym wpisie odkryła że mnie kocha. To naprawdę aż śmieszne… że dopiero po roku odkryłyśmy prawdę. Ciekawa jestem kiedy znów na mnie wylądujesz… i kiedy się pocałujemy. Hmh… ja nawet nie wiem jak i co… ale… mmmh. Jaram się. Und em… Moja dziewczyna wyjechała na tydzień… Mija dopiero jeden dzień od jej wyjazdu, dwa dni od kiedy zostałyśmy parą… a ja już usycham z tęsknoty. Masakra jakaś. A w dodatku napisałam dzisiaj do niej wiadomość i nie odpisuje. Może bawi się tak dobrze, że nie ma czasu żeby siąść na laptopa i pogadać. Cóż. Tydzień odpoczynku jej się należy. Po tym wszystkim co razem przeszłyśmy… Ej! Ja też zasługuję na odpoczynek! Ehh teraz marzy mi się wielki apartament z wielkim łożem na które bym się rzuciła i nie wstawała przed tydzień. Zasługuję, nie? Ah… marzenia ;] Cholernie za nią tęsknię.

„Nie lubię czekać, tęsknić też 
To z miłości, przecież wiesz…
…Wstaję rano, chłodny świt 
Ta bezsenność męczy mnie 
Ciągle nie wiem dokąd iść”
O.N.A

Thursday, February 18, 2010

|XLV| Na przystanku.

18 luty 2010

Zupełnie nie mam pojęcia po co piszę. Bo to jasne że znów powiem za dużo i znów coś schrzanię. Hmm… ale jak już chrzanię to do końca. Kelly TEN temat już zamknęła – ja nie. Nie potrafię. Hmh… Po naszej ostatniej rozmowie już w drzwiach miałam łzy w oczach… mama to widziała, wiem że chciała zapytać co się stało, czy wszystko ok… widocznie się bała. Albo nie miała pewności co do tego czy jej się tylko wydaje że zaraz wybuchnę płaczem. Dałam jej buziaka, sztucznie się uśmiechnęłam, próbowałam zachować radosny ton. Nie chciałam żeby się martwiła. Prędko wyszłam, zeszłam piętro niżej… a łzy same zaczęły się wylewać. Nawet nie załkałam, nie wybuchłam. Nic. Po prostu… płynęły. W głowie huczały mi dialogi, które popłynęły przy ostatniej rozmowie gadu-gadu. Zaczęło się od mojego ostatniego wpisu „Nocą w Walentynki”. Najpierw rozmawiałyśmy tak jak w większości rozmów… śmiałyśmy się i wygłupiały… miałyśmy ADHD. Potem temat zszedł na moje cięcie się. Kiedyś jej ‚obiecałam’ że już tego nie zrobię. Hymh… nie wzięłam tego na serio. To się toczyło w II świecie… Stwierdziła że kłamałam. Potem czepiłam się jej komentarza pod ostatnią notką. „…chodzi o to co myślę? o.O…„

„Ona: czytałam szereleteka 2
Ja: za mało konkretnie. wiec nie.
nie trafilas
chodzi o cos bardziej..
widocznego.
Ona: i napisałaś że boisz się że to schrzanisz
Ja: hmmh : ) ehh mozemy grac w otwarte karty? mow doslowniej
Ona: nie nie możemy bo tak jest łatwiej rozumiesz? teraz jestem totalną egoistką i biorę pod uwagę to że mi jest łatwiej 
Ja: tha… a ja mam ochotę popełnic samobójstwo…
Ona: ale nie możesz
Ja: co mnie powstrzymuje? ;]
Ona: tak
i nie coś ale ktoś
Ja: pff
Ona: ah dobra … kapuje
Ja: … also?
Ona: mogę być hamska?
Ja: nie
bo dla nas obu twoja hamskosc nie wyszlaby na dobre
Ona:no to będę obrzydliwie miła .. a więc.. kochanie ty moje.. widzę że toco ja czuję myślę i staram się żeby było dobrze masz głęboko w swoichjakże pięknych seksownych czterech literkach więc wybacz słońce ale niechcę dłużej ciągnąc tego [zasranego] jakże interesującego tematu„

Tak… tak jest ci łatwiej… a mi jest łatwiej jak się tnę. I co teraz? Też będę egoistką. To że tobie jest lepiej – ok rozumiem to, chodź mnie to cholernie boli co zaraz opiszę. Akceptuje to wszystko co mówisz… jednak wiedz że ja też mogę być egoistką. I jeśli bardzo coś chcę to dostanę. I w tym momencie sama sobie podarowałam pozwolenie na cięcie. Twoje zdanie dla mnie się nie liczy. Tak samo jak moje nie liczy się dla ciebie. „Warto wiedzieć że też mam uczucia.” To nie jakaś zemsta, czy pokazywanie że nie tylko ty możesz. Tak mi jest po prostu łatwiej.

Also… wyszłam z domu, z bloku… idąc ciężko w tych moich glanach… właściwie to się snułam jak cień. Łzy leciały potokiem. Nie zważałam uwagi na to czy ktoś na mnie spojrzy z nieokreślonymi uczuciami wbitymi w spojrzenie. mi w głowie odbijało się tylko jedno zdanie: „jestem totalną egoistką i biorę pod uwagę to że mi jest łatwiej”. Ciągle słyszałam: „Tak jest mi łatwiej, tak jest mi łatwiej, tak jest mi łatwiej” Co jeszcze bardziej wywoływało u mnie łzy. Stanęłam na przystanku nieruchomo. Płytko oddychałam i co jakiś czas wycierałam podbródek, który był całkowicie mokry od łez. Ludzie gapili się na mnie. Jedni z politowaniem, inni z ciekawością ‚co się stało’, drudzy z pogardą ‚młodzież… ryczy z byle powodu’. Gapili się, mi już prawie skamieniały nogi z zimna, a w głowie nadal huczało jedno i to samo. W kółko. Nagle przyjechało ‚E’. Wsiadłam, stanęłam na przeciwko drzwi. Łzy dalej się lały. Nie mogłam ich powstrzymać. Nawet nie chciałam. Chciałam żeby to ze mnie wypłynęło i dało mi spokój. Kiedy już byłam pod domem siostry – bo to do niej jechałam, zaczęłam wycierać łzy i zrobić coś żeby moje oczy nie były takie popuchnięte i czerwone. Chyba się udało bo nikt nic nie zauważył. Jestem mistrzynią pozorów. Weszłam… wzięłam Sandrę na rączki (siostrzenicę) i troski zniknęły. Na chwilę zapomniałam o problemach. Uśpiłam ją, włożyłam do łóżeczka i opadłam na fotel. Byłam sama. A takie chwile zawsze kończą się nawrotem czarnych myśli. Byłam sama, bo do siostry przyszły dwie koleżanki, więc się nimi zajęła. Przez te kilka dni musiałam pięknie przytyć bo smutki topiłam w czekoladzie. Najlepsze były te niemieckie. Co się HEIDI nazywały. Ogólnie przez te … trzy dni? Odpłynęłam. Żarłam czekoladki, bawiłam małą, ogólnie dużo pomagałam żeby zatracić się i zapomnieć o świecie – i jakoś się udawało. Ale teraz kiedy, wróciłam do domu i znów jestem sama – Mam nawroty. Tak dla jasności. Jak na razie… nie chwyciłam za nic ostrego i nie zrobiłam piątego śladu. Ale jak najdzie mnie ochota – nie zawaham się. Tak jest mi łatwiej.

* * * * * 

O co mi tak w ogóle … w końcu chodzi? Bo w naszej rozmowie na g-g nie do końca do tego doszłyśmy. Otóż. Jakiś miesiąc temu na mnie leżałaś, było nam cholernie dobrze o czym pisałam w szereleteku 2. I jeszcze w dzień kiedy byłyśmy na spacerze – mogłam cię normalnie przytulic. Opierałam się łokciami o twoje kolana, patrzyłam ci prosto w oczy… nasze twarze były bardzo blisko. A następnym razem… nie mogłam cię nawet dotknąć – choćby poprawić szalika, co chciałam zrobić przed moim blokiem – odskoczyłaś jak oparzona. To mnie najbardziej zabolało. Że tak cholernie skoczyłaś. To jak jakbyś… jednego dnia się ze mną pieprzyła, jęcząc moje imię, a drugiego uderzyła mnie w twarz, krzycząc jak bardzo mnie nienawidzisz. Nie masz pojęcia jak bardzo to boli. Jednego dnia czułam się bosko, a drugiego jak wyrzutek. I wyrzutkiem pozostanę. Ale skoro tak ci łatwiej. Mam nadzieję że nie masz wyrzutów sumienia że przez ciebie tak właśnie się czuję ;]

Tuesday, February 16, 2010

|XLIV| Nocą w Walentynki

16 luty 2010

Cały dzień zachowywała pozory, choc rodzice i tak dostrzegli zmianę i pytali co się stało. -Nic. -odpowiedziała. Nigdy by rodzicom nie powiedziała o co chodzi. Zwłaszcza w tej sprawie. Wieczorem mama wygoniła ją do łóżka ze względu na późną godzinę. Była trochę zła, ale położyła się. W domu zapanowała cisza. Ta okropna cisza, której tak nienawidziła. Która niczym morski przypływ, przypominała jej o wszystkich zmartwieniach. Otworzyła szeroko oczy, podbródek zaczął jej drżec. Nerwowo usiadła na łóżku wpatrując się w misia na regle – na przeciwko łóżka. Wybuchła niemym płaczem. Rozglądała się po pokoju, zerknęła na szafę, to na biurko… Łzy coraz bardziej utrudniały jej patrzenie. Cały obraz przed oczami był rozmazany. -Jesteś genialna, wszystko zjebałaś. Schrzaniłaś. -myślała o sobie. Uderzyła twarzą w poduszkę, coraz bardziej zanosząc się płaczem. Płakała niemo żeby nie obudzić rodziców i ich nie martwic, uniknąc tysiąca pytań… Znów wstała, przetarła oczy i podeszła do okna. Dłonią pocierała szybę. Powtarzała sobie w myślach jedno i to samo. Łzy znaczyły widoczne ślady na jej policzkach. Wróciła do łóżka coraz bardziej się zanosząc. Przytuliła do siebie poduszkę. Jej napuchnięte oczy od płaczu zaczęły powoli bolec i piec. Płakała dwie i pół godziny. Potem zasnęła zmęczona.

Tak wyglądała moja Walentynkowa noc. A wszystko dlatego że odkryłam przykrą prawdę.
I nikt się nie dowie o jaką prawdę chodzi.

Dzisiaj, podczas pisania tego – również płaczę. Z powodu taty. On chyba sądzi że nie mam uczuć – jak on. Przed chwilą przeżyłam własną furię – kiedy tylko tata wyszedł z domu. Zawsze się ciekawiłam jak wygląda moja furia – już wiem. Zaczęłam rozrzucać poduszki, pościel, miśki… nawet myszka od kompa poleciała, potem zaczęłam trzaskać drzwiami – tak że o mało szyba nie wypadła. Wszystko latało. Przy tym cholernie przeklinałam ludzi, przez których tak często płaczę. Krzyczałam, płakałam, a po chwili opadłam z sił i jebłam całą siłą w podłogę – uderzyłam się w głowę. Trochę pomogło ale nadal nie mogę przestać płakać. Ciężko mi.