Thursday, February 18, 2010

|XLV| Na przystanku.

18 luty 2010

Zupełnie nie mam pojęcia po co piszę. Bo to jasne że znów powiem za dużo i znów coś schrzanię. Hmm… ale jak już chrzanię to do końca. Kelly TEN temat już zamknęła – ja nie. Nie potrafię. Hmh… Po naszej ostatniej rozmowie już w drzwiach miałam łzy w oczach… mama to widziała, wiem że chciała zapytać co się stało, czy wszystko ok… widocznie się bała. Albo nie miała pewności co do tego czy jej się tylko wydaje że zaraz wybuchnę płaczem. Dałam jej buziaka, sztucznie się uśmiechnęłam, próbowałam zachować radosny ton. Nie chciałam żeby się martwiła. Prędko wyszłam, zeszłam piętro niżej… a łzy same zaczęły się wylewać. Nawet nie załkałam, nie wybuchłam. Nic. Po prostu… płynęły. W głowie huczały mi dialogi, które popłynęły przy ostatniej rozmowie gadu-gadu. Zaczęło się od mojego ostatniego wpisu „Nocą w Walentynki”. Najpierw rozmawiałyśmy tak jak w większości rozmów… śmiałyśmy się i wygłupiały… miałyśmy ADHD. Potem temat zszedł na moje cięcie się. Kiedyś jej ‚obiecałam’ że już tego nie zrobię. Hymh… nie wzięłam tego na serio. To się toczyło w II świecie… Stwierdziła że kłamałam. Potem czepiłam się jej komentarza pod ostatnią notką. „…chodzi o to co myślę? o.O…„

„Ona: czytałam szereleteka 2
Ja: za mało konkretnie. wiec nie.
nie trafilas
chodzi o cos bardziej..
widocznego.
Ona: i napisałaś że boisz się że to schrzanisz
Ja: hmmh : ) ehh mozemy grac w otwarte karty? mow doslowniej
Ona: nie nie możemy bo tak jest łatwiej rozumiesz? teraz jestem totalną egoistką i biorę pod uwagę to że mi jest łatwiej 
Ja: tha… a ja mam ochotę popełnic samobójstwo…
Ona: ale nie możesz
Ja: co mnie powstrzymuje? ;]
Ona: tak
i nie coś ale ktoś
Ja: pff
Ona: ah dobra … kapuje
Ja: … also?
Ona: mogę być hamska?
Ja: nie
bo dla nas obu twoja hamskosc nie wyszlaby na dobre
Ona:no to będę obrzydliwie miła .. a więc.. kochanie ty moje.. widzę że toco ja czuję myślę i staram się żeby było dobrze masz głęboko w swoichjakże pięknych seksownych czterech literkach więc wybacz słońce ale niechcę dłużej ciągnąc tego [zasranego] jakże interesującego tematu„

Tak… tak jest ci łatwiej… a mi jest łatwiej jak się tnę. I co teraz? Też będę egoistką. To że tobie jest lepiej – ok rozumiem to, chodź mnie to cholernie boli co zaraz opiszę. Akceptuje to wszystko co mówisz… jednak wiedz że ja też mogę być egoistką. I jeśli bardzo coś chcę to dostanę. I w tym momencie sama sobie podarowałam pozwolenie na cięcie. Twoje zdanie dla mnie się nie liczy. Tak samo jak moje nie liczy się dla ciebie. „Warto wiedzieć że też mam uczucia.” To nie jakaś zemsta, czy pokazywanie że nie tylko ty możesz. Tak mi jest po prostu łatwiej.

Also… wyszłam z domu, z bloku… idąc ciężko w tych moich glanach… właściwie to się snułam jak cień. Łzy leciały potokiem. Nie zważałam uwagi na to czy ktoś na mnie spojrzy z nieokreślonymi uczuciami wbitymi w spojrzenie. mi w głowie odbijało się tylko jedno zdanie: „jestem totalną egoistką i biorę pod uwagę to że mi jest łatwiej”. Ciągle słyszałam: „Tak jest mi łatwiej, tak jest mi łatwiej, tak jest mi łatwiej” Co jeszcze bardziej wywoływało u mnie łzy. Stanęłam na przystanku nieruchomo. Płytko oddychałam i co jakiś czas wycierałam podbródek, który był całkowicie mokry od łez. Ludzie gapili się na mnie. Jedni z politowaniem, inni z ciekawością ‚co się stało’, drudzy z pogardą ‚młodzież… ryczy z byle powodu’. Gapili się, mi już prawie skamieniały nogi z zimna, a w głowie nadal huczało jedno i to samo. W kółko. Nagle przyjechało ‚E’. Wsiadłam, stanęłam na przeciwko drzwi. Łzy dalej się lały. Nie mogłam ich powstrzymać. Nawet nie chciałam. Chciałam żeby to ze mnie wypłynęło i dało mi spokój. Kiedy już byłam pod domem siostry – bo to do niej jechałam, zaczęłam wycierać łzy i zrobić coś żeby moje oczy nie były takie popuchnięte i czerwone. Chyba się udało bo nikt nic nie zauważył. Jestem mistrzynią pozorów. Weszłam… wzięłam Sandrę na rączki (siostrzenicę) i troski zniknęły. Na chwilę zapomniałam o problemach. Uśpiłam ją, włożyłam do łóżeczka i opadłam na fotel. Byłam sama. A takie chwile zawsze kończą się nawrotem czarnych myśli. Byłam sama, bo do siostry przyszły dwie koleżanki, więc się nimi zajęła. Przez te kilka dni musiałam pięknie przytyć bo smutki topiłam w czekoladzie. Najlepsze były te niemieckie. Co się HEIDI nazywały. Ogólnie przez te … trzy dni? Odpłynęłam. Żarłam czekoladki, bawiłam małą, ogólnie dużo pomagałam żeby zatracić się i zapomnieć o świecie – i jakoś się udawało. Ale teraz kiedy, wróciłam do domu i znów jestem sama – Mam nawroty. Tak dla jasności. Jak na razie… nie chwyciłam za nic ostrego i nie zrobiłam piątego śladu. Ale jak najdzie mnie ochota – nie zawaham się. Tak jest mi łatwiej.

* * * * * 

O co mi tak w ogóle … w końcu chodzi? Bo w naszej rozmowie na g-g nie do końca do tego doszłyśmy. Otóż. Jakiś miesiąc temu na mnie leżałaś, było nam cholernie dobrze o czym pisałam w szereleteku 2. I jeszcze w dzień kiedy byłyśmy na spacerze – mogłam cię normalnie przytulic. Opierałam się łokciami o twoje kolana, patrzyłam ci prosto w oczy… nasze twarze były bardzo blisko. A następnym razem… nie mogłam cię nawet dotknąć – choćby poprawić szalika, co chciałam zrobić przed moim blokiem – odskoczyłaś jak oparzona. To mnie najbardziej zabolało. Że tak cholernie skoczyłaś. To jak jakbyś… jednego dnia się ze mną pieprzyła, jęcząc moje imię, a drugiego uderzyła mnie w twarz, krzycząc jak bardzo mnie nienawidzisz. Nie masz pojęcia jak bardzo to boli. Jednego dnia czułam się bosko, a drugiego jak wyrzutek. I wyrzutkiem pozostanę. Ale skoro tak ci łatwiej. Mam nadzieję że nie masz wyrzutów sumienia że przez ciebie tak właśnie się czuję ;]

No comments:

Post a Comment