Wednesday, December 29, 2010

|CX| Wena

29 grudzień 2010

Ostatnio w wyniku niewiadomocosiędziejki mam wenę i rozpoczęłam nowe opowiadanie, uprzedzam że będzie FFTH i na pewno będzie ciekawie. Prolog? Hier – Sechs. Miłego czytania.

Oprócz pisania, ruszyły rysunki. Ostatnio w II welcie wiele się dzieje co widać w rysunkach, których sama nie rozumiem… Wlepiam nowe i stare. ;] Rysunki zalinkowane. Kliknij a się powiększą

#link broken#

Strasznie mi się podobała ta statystyka ;]
Czekam na kolejną szósteczkę. Liczę na was.

Danke wszystkim. XD Amen.

…Trzymcie się.

Saturday, December 25, 2010

|CIX| Czytam

25 grudzień 2010

Moja siostra, kiedyś dała mi swój… hm… zeszyt. Nie jakiś tam pierwszy lepszy, beznadziejny. Zeszyt dobrze oprawiony w czerwoną oprawę, około stu kartkowy… i po brzegi wypełnionymi drobnymi wierszami. I jak czasem to czytam, mam łzy w oczach. Powtarzam jej żywot. Ona się cięła i ja się cięłam, ona pisała, ja piszę, ona miała problemy, ja mam problemy. Jestem nią. I jak to czytam… to zbiera mi się na płacz. Czuję jakbym JA to pisała. Co prawda to nie mój styl pisania, bo jest dla mnie za prosty, bezpośredni i jakby dziecięcy, ale jednak… eh. Jest w tym coś w czym odnajduję siebie. W tym prostactwie. Takie krótkie, rymowane myśli. Dokładnie 413. I czytając to… czuję to co ona czuć mogła. A przy tym odnoszę się również do własnego życia i… eh.

Zastanawiam się, dlaczego mi go dała. Że się odważyła… tu, w tym zeszycie są jej wszystkie cierpienia, problemy… nawet opis ciąży…

Przypadek? 

… No i jeszcze jedno. Ostatnio skys się robi ładną kupą kłamstw. Nie wiem jak mogłam do tego doprowadzić. Nie dałam sobie siana z Kell. Ona mnie nie kocha, okej. Ale ja chyba mogę, nie? I właśnie nawiązując do tego… Szereletek… Kuje mnie jedno pytanie. Punkt 30 – był kłamstwem? Pomyłką? Omylnym stwierdzeniem serca? Impuls? Bo podobno nie da się przestać kochać od tak. Ja próbuję i nie wychodzi, więc czy to oznacza że kocham? Czy to możliwe, że osoba, która nie potrafi kochać – kocha? To właśnie to uczucie?
Wujek Google mi nie odpowie.
Próbowałam.

Zostanę sobie allein, przez kolejne parę lat. Póki to nie wygaśnie, ale potem… to nie wiem co będzie. Nienawidzę przeżywać uczuciowej kichy.


Życzę sobie, aby ten nowy rok był spokojniejszy. Chcę już wysiąść z tego rollercoastera. Mam dość i jak przejadę się kolejne 483 razy – zwymiotuję.

Friday, December 24, 2010

|CVIII| Święta

24 grudzień 2010

Hallo,

Nie będę wam składać życzeń, bo nic nie zmieniają.
Nie będę się rozpisywać, bo nie ma sensu.

Powiem tylko…

W tym roku zupełnie nie czuję świąt. 
I wyglądam jak Byll. 
Tak się czuję.

Choć raz jak człowiek.

A i jeszcze tak na marginesie…
chora jestem,
Ave.

Monday, December 13, 2010

|CVII| Wie’n Alien in mir…

13 grudzień 2010

…. Muah. Beznadziejnie się czuję. Nienawidzę uczucia jakby siedział we mnie jakiś Alien. Jakbym nie była sobą. Ciało nie należy do mnie. To straszne. Wgl. ostatnio jakoś kiepsko się czuję. Mam strasznego lenia. Siedzę przy książkach od kilku godzin… ale zamiast się uczyć mam ochotę jebnąć się na nie i myśleć. O wszystkim i o niczym. Ostatnio zastanawiałam się nad II weltem. Zastanawiam się czy serio Georg tak o – wygrał. Czy to wszystko przekłada się na choć trochę prawdy. … Myślę że Bill… już prawie wygasł. Jeśli chodzi o moje uczucia. Choć czasem zdarza się, że spojrzę na jakieś zdjęcie, coś pooglądam, ba! Wsłucham się w jego głos, który nieraz ratował mi życie… i się waham. Gee pewnie nie byłby z tego zadowolony. To śmieszne. Mam taki mętlik w głowie, że piszę coś, a chwilę potem już nie pamiętam o niczym. Next.
Kelly, Kelly, Kelly… no. Nareszcie dałam sobie siana. Fajnie nie? Nie będę się więcej płaszczyć tak bez sensu. Tylko przyjaźń. Ale cholera… męczy mnie jedno. Chciałabym się spotkać, żeby było jak dawniej. Spacer z psem, czy coś, pośmiać się z babci w za krótkich spodniach i wystających jej białych skarpetkach. Marzę o tym. Ale… boję się. Boję się spojrzeć w oczy. I już zwisa mi i dynda wszystko… ale po prostu jestem ciekawa, kiedy w końcu stanę na nogi. Tak na maksa. I nie będę zmyślać – obwiniam Cię za ten wieczny strach, który we mnie wyrobiłaś. Bywa.
Adrianna ;] hmh… się rozkręcam. Załatwiłam sobie klucze do domu babci. Jeszcze tylko trochę poczekać… Się doczekać nie mogę. Mam takie myśli, że spac po nocach nie mogę XD
Nikodem – ja. nie. skomentuję. Przecież mi się kolesie nie podobają, no! Co za… chore no. No chore. I tyle. Muszę go sobie obrzydzić. Póki co dobrze idzie. ;D
… nienawidzę chemii. Mam zagrożenie – wow że jedyne. Muszę wkuwać. Ymh.. głodna jestem. Tak na sam koniec…. -

Say.O

Saturday, December 11, 2010

|CVI| Also, Leute… Das ist so geil

11 grudzień 2010

Leute, leute, leute… jak mi jeszcze raz weżre avatary… to znajdę tego co założył Oneta… i normalnie wbiję pazury w to co ma w spodniach! I normalnie urwę! Yh… Tak że no… Co łu mnie? Hmh… miałam się nie angażować… nie wyszło ;> Trudno. Uprzedzam że będę pisać niejasno i nie…składnie? o.- … … odechciało mi się pisać. Do… e.. jutra? XD

Byll często za często mówi „geil” … no straszne..

Thursday, December 9, 2010

|CV| …

9 grudzień 2010

Nie wiem co napisać. Jak zwykle niby jest dobrze… Scheisse! To dalej ta głupia gra! Ten jebany uśmiech i pozór szczęścia! Nosz… jebana Nelly. Bierze się za nowe nie kończąc poprzedniego. I dusi się jeszcze bardziej. A potem się denerwuję że nic mi nie wychodzi i wiecznie jestem zdenerwowana i zestresowana. Nie mogę być z Adrianną. I cholera no… eh. To będzie trudne. Bo wiem że ją zaboli. Scheisse! Muszę zerwać kontakt z Ewą, Leną i wszystkimi innymi. Przynajmniej nikt mi nie powie że nie próbowałam. Ah… no i do tego ‚kolega’ z klasy. Scheisse! Jak to Stefa powiedziała „Jak to się mogło stać?! <facepalm>” – no jak może mi się podobać kolega, się pytam? <jep głową o biurko> Nie ogarniam własnego życia. Tu Georg… nawet jeszcze trochę Bill… z miłości platonicznej. Kelly kocham, Adriannę szanuję i powoli się wciągam, Nikodem mi się podoba, a Ewa i Lena ze mną romansują. I co? Mam kochać Kell, mieć kochanki … i kochanka, ja? No mała przesada! Dlatego. Rezygnuję z Adrianny, Ewy i Leny. Zaczęłam się denerwować i stresować jak je poznałam. I może robię źle… ale trudno! Nikodema… jakoś sobie poradzę. To nic wielkiego. Po prostu mi się podoba. Ja. Kell.. no cóż. Się nie wypowiem. Kurwa tak czy siak nie ogarniam! Mam ochotę nie wiem. Zniknąć. Odciąć się od świata choćby na chwilę. Potrzebuję spokoju. A ja sobie zwaliłam na głowę jeszcze tłum lesbijek sądząc że mi to pomoże. Genialna jestem. Po prostu genialna. Teraz wewnętrzna ja powiedziała mi że po prostu chcę usiąść w kącie, ciężko wzdychnąć i się jeszcze trochę poużalać, żeby to wszystko ze mnie wyszło. … Scheisse! Mija już prawie pół roku do cholery! Jebane uczucia. Dołączam się do słów Razora

„Chciałbym nie mieć uczuć. Chciałbym 
być zimnym draniem, który na
wszystko ma wyjebane, nie liczy się z 
uczuciami ani zdaniem innych.
Pozbawiony absolutnie wszelkich 
emocji mógłbym być w końcu 
szczęśliwy.” 

Być skurwysynem, który nic nie czuje… 
chodź przez chwilę.

Friday, December 3, 2010

|CIV| 18.02 – 26.08, 26.08-3.12

3 grudzień 2010

Dawno nie pisałam. Dzisiaj notka poświęcona Kelly. Uprzedzam od razu, że będę rozpaczać. Dnia 18.02.2010 poczułam się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Do dnia 26.08.2010 w którym praktycznie wszystko straciłam. Od tamtego dnia minęło około pięć miesięcy… Jeszcze trochę a minie pół roku. Z Kell byłam około pół roku i teraz pół roku cierpię. Minęło tyle czasu, a nadal nie mogę stanąć na nogi. Mam za sobą cięcie się, katowanie, zadręczanie psychicznie i wieczne łzy. Dziś byłam na spacerze. Pierwszym od pół roku. Po raz pierwszy poszłam gdzieś indziej niż na przystanek autobusowy. Poszłam do parku. Zaczęłam myśleć. Błagałam o zimę, tak bardzo jej chciałam… ale zapomniałam dodać, że nie chcę być podczas niej samotna. [Już mam kluchę w gardle] Szłam sobie widząc gromadki dziewczyn, przyjaciół, pary, rodziny spacerujące… Nie mogłam się powstrzymać. Wybuchłam płaczem. Tak bardzo tęsknię… tak bardzo kocham. Szłam drogą po czym weszłam do skateparku. Łzy same leciały, a ja łkałam głośno i żałośnie. Śniegu po kolana. Wydeptałam serce. Zatrzymałam się na chwile i zaciągnęłam się powietrzem po czym ów serce przeszłam na wskroś. Przekreśliłam. Znów wydeptałam jej imię. Kolejny raz tej zimy. Wspominałam jak to razem chodziłyśmy do parku co wzmagało jeszcze większy żałosny płacz. Boli. Boli jak cholera. I przyznam otwarcie że jestem zazdrosna. Jej nowi przyjaciele… chodzi z nimi do kina, do McDonalda… a ja? Co ze mną? Broniłam się przed tym żeby nie zejść na 2 plan. Nie wyszło. Wyszłam z skateparku i szłam okrytą śniegiem łąką. Uderzyłam się w twarz. Szczypało. Znów, tym razem mocniej, aż się zatoczyłam. „Jesteś idiotką. Zapomnij do kurwy nędzy!” Jedyne co mi przeszło przez myśl. Uderzyłam się jeszcze ze dwa razy. Głośno łkając dążyłam w kierunku ulicy. Następnie poszłam w kierunku naszego ulubionego miejsca. Opuszczony plac zabaw. Kiedy usiadłam na jednej z drabinek… Spojrzałam na drugą na przeciw siebie. Tą na której kiedyś ona siedziała. Razem tak siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o niczym i o wszystkim. Ogarnęła mnie niepohamowana panika, strach… coś mnie rozrywało od środka. Siedziałam tam sama. Całkiem sama. Nie było jej. Nie widziałam jej pięknego uśmiechu, ani oczu… nie było koło nas jej psa… byłam sama. Po paru minutach zeszłam. Stanęłam w miejscu i wybuchłam jeszcze większym płaczem. Stałam dokładnie w tym miejscu gdzie kiedyś lepiłyśmy razem bałwana, około metr przede mną deptałyśmy Kaulitzów z śniegu, a potem się do nich przytulałyśmy. Kilka metrów w prawo… tam kiedyś się przytulałyśmy. Pod drabinkami pochowałyśmy żółtą żelkę. Na ostatniej drabince siedziałyśmy kiedyś razem, tuliłyśmy się, na małym wzgórzu leżałyśmy, śmiałyśmy się… podziwiałyśmy gwiazdy nocą, za dnia chmury. Dziś byłam tam zupełnie sama. Znów się uderzyłam. „Zapomnij” – choć zapomnieć się nie da. Kierowałam się w stronę domu. Kiedy weszłam do klatki… zwróciłam uwagę na schody. Wracały wspomnienia. Kiedy wróciłam do pokoju – wróciły wspomnienia… wszystko nią przesiąkło. Wszystko mi ją przypomina. Wszystko przyprawia mnie o płacz. Nie chcę. Chcę się wyprowadzić. Wyprowadzę się do mieszkania babci w centrum. Sama. Przynajmniej na miesiąc. Pomyślę, poukładam sobie wszystko, porządnie się wypłaczę i stanę na nogi. Znów będę mogła kogoś pokochać. Może zadzwonię po Ewę… przyjedzie i zabawimy się w łóżku babci… A potem, wrócę do domu.