Wednesday, October 14, 2009

|XXVIII| Witam ponownie!

14 październik 2009

🎧 Michael Jackson – Stranger in Moscow

Wydaje mi się że teraz blog jest bardziej ułożony, czysty i czytelny. Jakby ktoś pytał: szablon pochodzi z steady-laughing, a „nagłówek” tak naprawdę jest dużą sygnaturą. Ale lubię wąskie, ogólnie małe nagłówki. A ten dodatkowo ma ładną kolorystykę i jest stworzony z „Stranger in Moscow” – jednej z moich ulubionych piosenek. Ale przejdźmy do dwóch, gigantycznych tematów.

Czy wiecie jak człowiek mógłby być piękny gdyby o siebie dbał? Wracałam ostatnio z szkoły. Autobusem. Nie było jakiegoś ścisku, było w miarę luźno – tak jak lubię. I na jednym z przystanków wsiadł pewien… pewna istota. Na człowieka zbytnio nie wyglądał, bo był tak zniszczony. Ów pan mógł mieć koło trzydziestki, czterdziestki, a przynajmniej na takiego wyglądał. Wszedł i stanął sobie przy szybie na chwiejących nogach, jak tylko wszedł uderzył we mnie zapach alkoholu. Ochydne. Pan ten był bardzo rozczorchany, wyglądał (przepraszam za szczerość) jakby się nie mył. I to jest 1/2 polskich mężczyzn. Potem stanął przy drzwiach… i jego mokre spodnie rzucały się do oczu z tz. kilometra! Pomyślałam sobie: O Boże! Co ten człowiek ze sobą robi. Po chwili zauważyłam jak z jego nogawki „cieknie”. To było okropne! Sama nie wiem na co tak ochydny widok opisuję, ale myślę że wyjdzie mi z tego morał, albo przynajmniej próba wytłumaczenia sobie „Dlaczego?”. Po kilku przystankach ta oto istota wysiadła zostawiając po sobie mokrą kałużę. Ogarniało mnie prawdziwe obrzydzenie i próbowałam odwrócić swoją uwagę od tego że pewien młody, zadbany i przystony mężczyzna stanął właśnie w tamtym miejscu, „deptając po tym” jak wszyscy inni ludzie wsiadający i wysiadający. I teraz zadaję sobie pytanie: Dlaczego tak ten mężczyzna wyglądał? Dlaczego tak ochydnie postępuje? Dlaczego nie myśli? Nie jest homo sapiens? Może zatrzymał się na etapie: Człowieka wyprostowanego? Bo przecież… czy jeśli taki mężczyzna ma rodzinę… to myślę że pozwoliłby sobie na wiele, ale nie aż tyle żeby w autobusie takie sceny… (przykładem odrobinki rozumu jest mój ojciec, pozwala sobie na picie co dzień, co dwa, ale nie na za wiele) a jeśli nie ma rodziny, to czy on nie chce być kimś? On nawet człowiekiem nie jest! Jest jak zwierzę. Nie rozumiem takich ludzi. Jaki z tego morał? Może choć raz ułoży go każdy sam?

Dzisiejszy dzień jest… BOMB(a)OWY! Dosłownie! Zaczęło się już rano, kiedy to wstałam i zauważyłam że na terenie mojego miasta leży mniej więcej 1cm śniegu. Potem spokojnie, idziemy do szkoły i jest fajnie, obyło się bez zaniedbanych mężczyzn w autobusach, doszłam do szkoły… spotkałam Pawła (kolega, który gra na gitarze) i Meru (wokal), Martę, Zuzę i Marlenę (chórki – ja też w nich jestem). Stwierdziliśmy że należałoby zrobić próbę przed dzisiejszym wystempem. Szukaliśmy sali, jednakże w pokoju nauczycielskim odbywała się uczta więc nie wypadało przerywać „Dzień dobry moglibyśmy dostać klucz do sali na próbę?” – bo to byłoby niegrzeczne. Więc poszliśmy do szatni. W szatni Paweł nie chciał grać „Wstydzę się…”, ale zagrał, my zaśpiewałyśmy i się udało, było fajnie i wszystko „gites” potem wyszliśmy z szatni kierując się na salę gimnastyczną obgadując jak się ustawimy, jak się ruszać i poszliśmy do sali 43 gdzie już była nasza nauczycielka. Jeszcze jedna próba i schodzimy. Był wyczepisty apel. Pod koniec się zaczeła nerwówka „Zaraz wychodzimy! O nie!”, a tu się okazało że… mamy jeszcze pół godziny na próby, ćwiczenia i odbędzie się dalsza część apelu. Część konkursowa. W te pół godziny zdążyłam obiec szkołę dwa razy i zaśpiewać tą piosenkę z jakieś piętnaście razy. Potem zeszliśmy na dół, 1A – zaśpiewało dwóch śmiesznych chłopaków – co prawda śpiewać nie umieli, ale dobrze się przy tym bawili i umieli tekst. 1B – była nie przygotowana z powodu nie obecności ich nauczycielki. 1C – zaśpiewała „Baśkę” – Wilków przerobioną na wersję o nauczycielach. 1D – też śpiewała i zaczeła się prawdziwa nerwówka! „Zaraz my! O matko z nerwów zapomniałam tekstu!” Potem tekst się przypomniał i zostaliśmy wywołani na scenę. Na scenie czułam się kimś, czułam się niezwykle lekko i nie miałam ochoty z tamtąd schodzić. Już wtedy nauczyciele byli jacyć przestraszeni, przejęci… W tłumie widowni siedziała nasza dyrygentka, która nam pokazywała jak się kołysać i w razie czego gdyby solistka zapomiała tekstu, bezdźwięcznie go mówiła, próbowała nas rozśmieszyć żebyśmy były uśmiechnięte i ogółem nas wspierała. Kiedy skończyłyśmy śpiewać salę ogarnęły gromkie brawa w tym „Jury”. Następnie poszłam na obiad, a potem chciałam iść do szatni po kurtkę i torbę, ale zatrzymała mnie P.O.L.I.C.J.A tak! Nie wiedziałam o co chodzi, ale wpuścili mnie do szatni razem z pewną panią, która otworzyła mi ją i kazała mi szybko wziąć kurtkę i zmykać – tak też zrobiłam. Potem spotkałam moją mamę i zapytałam co się dzieje, a ona mi odpowiedziała że w szkole, w szatni jest bomba. Ja uwierzyć nie mogłam! I się pytam czy taka, taka prawdziwa, taka bum? A moja mama mnie uciszała żeby nie przy uczniach bo panika będzie – siedziałam cicho, a mama razem z resztą pań sprzątających szkołę wzięły ubrania, torebki i ewakuowały się ze szkoły. Ja również, wyszłam i dotarłam do mojej klasy i oświadczyłam im że muszą się oddalić od szkoły. Oni mnie nie słuchali tylko dopytywali się dlaczego?! Odpowiedziałam że dla ich własnego dobra, ale oni robili swoje. Jest taki jeden Dawid, któremu jakoś ufam i mu powiedziałam o bombie. – jego wszyscy posłuchali i poszli do domów, również my. Nikt o tej bombie nie wie oprócz mnie, Dawidzie, Izie, Patryku, i wszystkich pracujących w szkole. Poszłam razem z Izą i Dawidem na przystanek i wsiedliśmy w 313. Ten autobus zawsze jeździł dłużej, bo jeździł dłuższą trasą, ale dziś pobił wszystko. Jechałam GODZINĘ. Ponieważ jechał dobrze… a kiedy był ostatni przystanek po którym miałam wysiadać, autobus zakręcił w przeciwną stronę niż tam gdzie miał jechać! Zajechaliśmy na … ELEKTROWNIĘ, tam staliśmy w korku, potem nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, aż wysiadłam dwa przystanki wcześniej niż powinnam bo ten autobus dalej nie jedzie. Masakra normalnie! A ja w skate’ach idę sobie przez tą „ciapę” (wiecie, lekko roztopiony śnieg) jakieś 0,7 kilometra… Buty mi przemokły, w nogi było zimno, a tym bardziej jak ochlapał mnie autobus, kiedy chciałam nacisnąć „przejście dla pieszych”. W każdym bądź razie dotarłam i jest fajnie, ale teraz się zastanawiam czy dzisiaj było kółko fotograficznie… bo jeśli tak – ;( nie było mnie na nim… a szkoda, a jeśli go nie było to fajnie że nic nie opuściłam. No to chyba tyle co chciałam wam powiedzieć. Chyba przyznacie że ten dzień nie był normalny.

Ps. Kelly, myślę że ta bomba to był wystarczający suprise.

No comments:

Post a Comment