Friday, July 1, 2011

|CXXXVI| Please, tell me why

1 lipiec 2011

Wczoraj siedziałam sobie w domu z babcią, kiedy wróciła mama. Zabrała się za robienie obiadu. Było coś ok.15.
-Nie idziesz dzisiaj do Łukasza?
-No nie wiem… w sumie mogłabym iść… Umyłabym łeb i o…
-To idź, nie siedź tak w domu.
-Mamo…
-Co?
-Za pomożesz mi z tą czerwienią?
-Teraz?
-No ;x
No więc… poszłam do łazienki, myju, myju, ogar i idę z czerwoną mazią i owinięta ręcznikiem do kuchni. Mama zaczęła mi to wszystko nakładać na włosy. Dodam tylko, że moja mama ma silne, długie paznokcie więc jak mi te włosy operowała to trochę krzyku było, bo mnie brutalnie drapała -.-’ Wróciłam do pokoju i odmierzałam czas. Miałam to trzymać 45 minut. Jeden mały sms: mogę wpaść? Odpisał że pewnie. Oczywiście stawiając na końcu „:*”. Zaciesz. Po tych 45 minutach dokładnie spłukałam łeb, wysuszyłam włosi, patrzę w lustro i widzę… mrr bordo. Mnie się podoba. Choć będę kombinować, żeby rozjaśnić końcówki i jeszcze raz walnąć czerwień. Efekt płonących kłaków. Tusz do rzęs, ubrałam się, wrzuciłam wszystko co potrzebne do torby i …
-To ja idę…
-Idź, idź
-Wrócę jakoś o 10.
Won na przystanek. Jechałam minibusem. Wysiadka, pedałuję. Akurat stał przed lokalem z jakąś laską. Byłam troooszkę zazdrosna, ale okazało się, że jest przesympatyczna i ma chłopaka. Poszła sobie obiecując, że wróci. Oczywiście rzuciłam się na Łukasza mocno go tuląc. Weszliśmy do środka i jak zawsze. Herbata, kawa? Poprosiłam o herbatę. Robi osom herbatę. Dostałam herbatę. Piłam herbatę. Po chwili usłyszałam:
-Siostra… kupisz mi mąkę?
-Ile?
-4 kilo.
-Jasne.
-I olej! <z kuchni darła się Grazia (babka, która obsłuchuje klientów)>
-Dobra, nie ma sprawy.
Poszłam. Do żabki. Jak mnie babka zobaczyła z tą mąką… „Znowu zabrakło?” Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Babka mnie już tam 3 raz widziała jak biorę po 4 kilo mąki. Oczywiście zabrakło. 1,84. Wróciłam. Pizza za pizzą. Potem wróciła tamta laska z którą rozmawiał przed lokalem. Ania. Cholernie sympatyczna! Przy okazji – robiłyśmy razem sałatkę. Ona kroiła ser, ja obierałam ogórki. LODOWATE OGÓRKI. Jak już wszystkie obrałam, zaszłam Łukasza od tyłu i położyłam mu dłonie na ramionach. Musielibyście słyszeć ten uroczy pisk. Potem jak nindże, ja i Anka opuściłyśmy kuchnię tajemnym przejściem, tam gdzie nie ma kamer i nikt nas nie widzi. I wszystko wyszłoby zajebiście, ale kiedy Anka chciała zamknąć za sobą drzwi – wypadła klamka. XD I nasza ninja akcja się nie udała. Przemknęłyśmy się PRAWIE niezauważalnie. Potem opowiadałam jej o koncercie i o tym co się czuje w takim tłumie fanów… Aa bo wcześniej gadaliśmy o Dniach Energetyka czy jakoś taaak… Potem Łukasz przyniósł piwo. Nalał jej i otworzył swoje. I pyta: Chcesz? Odmówiłam. Myślę sobie: ja niepełno letnia, nie? Mama by mnie zabiła. Potem przyniósł kolejne piwo Ance i przyniósł sobie dużą szklankę i poszedł robić pizzę. Anka stwierdziła, że tego nie wypiła i całość wlała jemu. Pożegnała się i poszła. Łukasz wrócił do stolika i tak patrzy…
-No nie! Zostawiła mnie z tym piwem. Pomożesz mi.
-Nie ,dzięki.
Po chwili zmieniłam zdanie. Hej, mamy tu nie ma, nie? A jednym piwem się nie opiję. A on mnie mamie nie wysypie. I myślę: a chuj.
-Dobra, jednak ci pomogę.
Wzięłam sobie słomkę, wsadziłam do szklanki i powoli chlałam, on chlał z swojej (słomki).
-Chodź, idziemy do biura.
Wiedziałam czym jest biuro. Kochałam tam siedzieć, zwłaszcza z nim. Poszliśmy. Usiadł przy kompie, ja obok. Puścił kawałek „Małe rzeczy”. Dodam jeszcze, że biuro to mieszczenie 2x1m. Krzesła są bardzo blisko siebie. Miałam kolana między jego kolanami. Było ciemno. Zaczął cicho śpiewać: „Żadne z nas już nie pamięta jak beztrosko biegły dni, Wiele nam nie było trzeba – ja i ty, i długo nic, nie zadawaliśmy pytań, nie prowadziliśmy gier, Dziś kalkulujemy wszystko – nie ma w tym szaleństwa, wiem, Co z tym możemy zrobić?” Szczerze powiedziawszy siedziałam jak zaklęta i wsłuchiwałam się w jego głos i słowa. Po czym sama zaczęłam: „Budujemy nasz dom na piasku, cena nie gra roli dziś, Kupiliśmy prawie wszystko, ale wciąż nie mamy nic, Chcę pozbierać znowu myśli, słyszeć bicie naszych serc, Widzieć ile szczęścia w sobie kryje każda mała rzecz”, a on dodał z uśmiechem: „Cieszmy się z małych rzeczy, Bo wzór na szczęście w nich zapisany jest”. Uśmiechnęłam się promiennie i napiłam się piwa. Po chwili wziął ode mnie szklankę i spytał : niebieska jest moja? – nie pozwolił mi odpowiedzieć, tylko się napił. Z niebieskiej. Kiedy było po fakcie, mruknęłam rozbawiona: nie. Zaśmiał się cicho. Siedzieliśmy tak razem jeszcze przez chwilę, potem pokazywał mi zdjęcia z Anglii na telefonie. On siedział na krześle, ja stałam za nim i wręcz przytulałam się do jego pleców. Nie chcecie wiedzieć, co było na tych zdjęciach XD Co chwilę puszczał „Małe rzeczy”. Teraz znam tekst prawie na pamięć. Dopiliśmy piwo, po czym zorientowałam się, że w lokalu jest pusto. Poszedł szybko na zaplecze i puścił kawałek „Tell my why”. Była ok 8. Lokal pusty, więc ten właściwy Łukasz się obudził. Wszedł na zaplecze i zaczął się przebierać. Drzwi były otworzone na oścież. Ściągnął koszulke. OMFG. Zaczął się seksownie poruszać w rytm piosenki jak zawodowy striptizer.
-Uuuu striptiz!
-A jak!
I poszedł taki bez koszulki do damskiego kibla (bo tam jest lustro). Zapalił światło i wszedł. Zgasiłam. Zapalił. Zgasiłam.
-Nataalaa!
Zapalił. Zgasiłam. Wyszedł szybkim krokiem teatralnie oburzony, z fochem, jak dziecko, któremu zabrano lizaka i ono idzie się pożalić mamie. To było słodkie. Zaczęłam się śmiać. Poszedł do męskiego kibla, po czym się wydarł: Tell my why tu nie ma lustra! – oczywiście trzymając się melodii piosenki, po czym wrócił do damskiej, zapalił światło i cały czas je trzymał, żebym nie mogła zgasić. Kocham mu dokuczać. Wyszedł.
-Ej, patrz jak pachnę! – Podszedł bliżej, a ja się zaciągnęłam mega męskimi, cudownymi perfumami.
-Mniam *_* – zaśmiał się. Później zaczął tańczyć, kręcić tyłkiem przy ladzie, piecu, gdziekolwiek, gdzie robił pizzę. Uśmiałam się jak nigdy. Potem znów robił striptiz. Pozbył się koszulki. I tak się bawiliśmy, tańczyliśmy i wygłupialiśmy, aż w końcu dotarło to do nas… „Tu są kamery!” Hahaha. Myślałam, że padnę. Później zbieraliśmy się do wyjścia. Była 10. Nie mógł znaleźć swojego telefonu. I pyta mnie: -Widziałaś mój telefon? – Mam go. – Mogę? | Zaczęłam myśleć. Tam każdy z każdym, więc dlaczego i nie ze mną? Nastawiłam policzek. Dostałam soczystego buziaka, po czym oddałam mu jego własność. Poszliśmy szybko na przystanek i czekaliśmy na mój autobus. Kiedy już nadjeżdżał, to spytałam:
-Widzimy się dopiero w poniedziałek, tak?
-No niestety…
-No to przytul. Tylko tak mooooocno. Żeby mi do poniedziałku wystarczyło – uśmiechnęłam się uroczo, on się nachylił, znów dostałam buziaka i mooooocno mnie przytulił.
-Pozdrów mamę. I widzę Cię w poniedziałek, jasne? – Uśmiechnął się tak chooolernie ciepło…
-Jasne – zaśmiałam się i wsiadłam do autobusu. Poczułam skutki uboczne alkoholu. Nie mogłam ustać i gubiłam pieniądze. Konkretnie złotówkę. Kupiłam sobie jakoś bilet.. i szczęśliwa wróciłam do domu. O 22:20. Amen. Kocham go. Sama nie wiem w jaki sposób. Może tylko po przyjacielsku? A to że jest cholernie pociągający to inna sprawa. ;]

TELL ME WHY                       MAŁE RZECZY

No comments:

Post a Comment