Thursday, September 17, 2009

Wiem dlaczego nienawidzę tego życia.

17 wrzesień 2009

Zawsze do siebie i do tego co mnie otacza miałam jakieś ale. Jednak nie wiedziałam co tak naprawdę mi przeszkadza. Dzisiaj już wiem. Otóż… wyobraźmy sobie że wstajemy rano, słyszymy szuranie… mama ‚kradnie’ twój rysunek do ksero, oryginał daje dyrektorce żeby się podlizać… Rzuci czasem milsze słowo na jeden z portretów i zaproponuje narysowanie następnego. Czyha naszą wenę twórczą. Koło godziny dziewiątej rano, pozostajesz sam/a. Siadam do biurka, wybieram zdjęcie, które chce narysować i się staram. Dłubiesz ołówkiem po kartce ok. 6 godzin. Cały czas w samotności. Czasem przygrywa ci tylko jakaś melancholijna muzyka. Potem się okazuje że to co narysowane jest wcale nie podobne do tego co miało wyjść. Jesteśmy nie zadowoleni, ale idziemy przed siebie. Siadasz na gadu gadu… rozmowa. Potem znów sama. I tak do godziny dziewiętnastej. Wieczorem przychodzi nadzieja że przyjdzie ktoś, kto zechce choć chwilę porozmawiasz. Że poczujesz czyjąś obecność. Zobaczysz zainteresowane i przejęte tobą oczy. A w drzwiach staje, wypity ojciec z oczyma zamglonymi. Który na zmianę krzyczy na Rosję! Albo na Szwabów! I idzie spać. Znów zostajemy sami. Mamy godzinę dwudziestą drugą. Przychodzi mama, ale oznajmia że jest zmęczona i że idzie spać. Jak myślicie jak się po takim dniu można czuć? Otóż czuję się nikim. Totalnym NIC. Za niecały miesiąc są moje i ojca urodziny. Ale wiecie co? Wszystko się kręci wokół niego. Rodzina zaczęła zauważać to że czuję się inna i zaczęła wszędzie podkreślać że to też moje urodziny, ale to wszystko to dopiski. Ale i tak te urodziny należą do ojca. I ja to odczuwam mimo tych dopisków drobnym druczkiem. Ja po prostu chcę być choć odrobinę zauważona. A tym czasem połowa zaproszeń została rozdana jako na urodziny ojca. Ojciec zapraszając mówił: Myślę że przyjdziecie na moje urodziny. A gdzie ja! No pytam się! W prawdzie zawsze byłam nie zauważana, ale myślałam że w ten jeden dzień… ktoś jednak chociaż zapyta mnie jaki chciałabym tort, czy cokolwiek! Z resztą… odchodzę od tematu. Sama już nie wiem jaki wniosek, nie wiem nic, jestem nikim… i nikim pozostanę. Może ktoś się w końcu pojawi kto mi udowodni że chociaż dla niego istnieję.

A co do skrzydeł, które ostatnimi czasy opisywałam Kelly, że czuję się jakbym mogła wszystko. – Dziś… Ucięli mi skrzydła i kazali latać. Takie życie.

No comments:

Post a Comment