Saturday, August 29, 2009

|XX| Happy Birthday Michael! I love you.

29 sierpień 2009

Przyznam że rano było mi głupio że wszystkie blogi, które choć trochę są powiązane z Michaelem, świętują. Wystawiają grafiki, dodają teledyski, bajery… ale czy naprawdę w taki sposób mówią Michaelowi – Happy Birthday? Sądzę że nie. Ja postanowiłam okazać to inaczej. Otóż… nie robię nic. Poczekam do godziny 11:40 (w nocy) wtedy wyjdę na balkon, wypatrzę najjaśniejszą gwiazdę i prześlę Michaelowi szczere życzenia. Wiecie jaką mam teorię na temat gwiazd? Że każda z nich to jeden człowiek. Jeśli gwiazda znika… to i człowiek. A ja mocno wierzę że gwiazda świecąca ciągle w jednym i tym samym miejscu co Michael. To dla mnie stwierdzenie że on żyje. Tak więc wyślę mu tą gwiazdką złotą moje szczere Happy Birthday i I love you. Nie rozumiem czegoś takiego jak urodziny Michaela na blogu… jak np. na MJ-forever. To przecież nic nie znaczy… to tylko zwykła notka którą czytają fani. Dla mnie jego dzień urodzin to dzień pełen jego muzyki, cytatów, teledysków, żartów, opowieści, rysunków… a o godzinie o, której się urodził – ciepła w sercu i szczerych życzeń. Ok… można na blogu jakoś przekazać : Dziś są urodziny Michaela! Ale co z tego będzie miał Michael mieszkający w innym kraju? Nie… to nadal źle powiedziane. Nigdy dobrze się nie wysłowię bo nic nie jest wyjaśnione. Gdzie słać w takim razie życzenia? Do Neverland’u? Do francuskiego zamku Michaela? Do bloga? (niedorzeczne) Do gwiazd? A może do serca? Jak zaadresować list?

To są ciężkie pytania i ciężkie stwierdzenia bo nie da się ich tak przelać na bloga z własnej głowy. Ja na blogu mogę napisać tyle że Michael był nadczłowiekiem. Był kilkunastoma osobami na raz. Choreografem, romantykiem, muzykiem, buntownikiem, projektantem, dzieckiem, aktorem, producentem nagrań, czułym ojcem, byłym mężem i jeszcze długo by tak wymieniać. Jego zalet nie da się wymienić, a wielu ludzi próbuje znaleźć choć jedną wadę. Mogę tylko żałować że nie byłam Billie Jean, że nie byłam Dirty Dianą, Annie, kobietą z Thrillera czy też The way you make me fell. Choćby tą niebezpieczną z Dangerous… Że nie byłam Lisą, czy Debbie. Z resztą… wystarczyło by mi jedno krótkie spotkanie z nim. Choć znając mnie jeśli tylko doszło by do skutku, trwałoby wieczność. Przytuliłabym i nigdy nie puszczała. I love you Michael. Na zawsze w moim sercu. I love you…

No comments:

Post a Comment