Tuesday, June 19, 2012

|CL| Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

19 czerwiec 2012

Od czego by tu zacząc… Przyjemny był dziś dzień. Wstałam rano i zastałam 3 sms’y do przeczytania. Następnie dowiedziałam się, że mam zrobione już śniadanie, powiedziałam mamie, że jestem szczęśliwa i zapewnie domyśla się z jakiego powodu. Rano wpadła siostra z Krystiankiem. Jedna i ta sama śpiewka: „Ale schudłaś! Od razu inna buzia! A jaką teraz masz ładną cerę!” Yea, yea, yea… Ogarnęłam się i … się zagadałam. Pobiegłam na przystanek i 20 minut jak skończona ciota czekałam na autobus, wciąż szalenie pisząc sms’y. Pisałam z Mikołajem, ale po drodze napatoczył się i Sucharek, który chyba chciał mnie zdemotywowac. Wciskał mi, że nie dam rady nie żrec i szybko się poddam. A takiego chuja! Mam niesamowitą motywację. Po pierwsze nie odchudzam się sama, po drugie jest masa ludzi, którzy mnie w tym wspierają (co mnie czasem irytuje) i przede wszystkim CHCĘ. Powracając jeszcze do Mikołaja: Kochanie, czy ty wiesz, że twoje wczorajsze wyznanie trwało około 25 minut? 25 minut pięknych słów. – Tak czy siak… planowałam focha. Planowałam na chwilę się usunąc, ale… sprawa obróciła się o 180 stopnii. Jest i będzie dobrze. Zdarzają się problemy, przypadki i zachwiania. Teraz już będzie wporządku. No ale wracając… Dojechałam na docelowy przystanek o 9:59:22. Do szkoły miałam na 10. 5 minut drogi. Biegłam. Zdążyłam. Poszłam na ten nieszczęsny niemiecki i dostałam czwóreczkę. Wyszłam dumna z siebie. Leciały kolejne lekcje, pomagałam Steffie uczyc się fizyki, a jednocześnie czytałam biologię – którą potem zaliczyłam zdobywając czwóreczkę z sprawdzianu (choc nie wiem, czy nie powinno to byc -5). Ostatnia była matematyka. Bawiliśmy się osią symetrii i rozmawialiśmy ile wlezie. Poopowiadałam nauczycielce o szkole plastycznej, o senatorium, o izotopach, o fizyce, o biologii, o książkach… o wszystkim. (Uwielbiam tą kobietę. Matematyczka wymiata). Jeszcze trochę papierkowych spraw i wyszłam z szkoły, podreptałam na przystanek, wsłuchałam się w muzykę płynącą z słuchawek i… zaczęłam myślec.
Siedząc w autobusie rozmyślałam o losie i o tym co się dzieje. Jedno mogę stwierdzic: Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I to za każdym razem się sprawdza. We wszystkim są plusy. Jak nie teraz to ukarzą się potem. A los? Cóż, wszystko działo się na opak. Jestem z kimś zupełnie nie w moim typie, ba! Kocham człowieka, który jest zupełnie inny niż sobie ‚wymarzyłam’, zamierzałam się nie angażowac, planowałam tak wiele a wszystko wyszło na opak i zadałam sobie jedno pytanie: Czy byłabym tak samo szczęśliwa jak teraz, jeśli wszystko byłoby według planu? – Stwierdzam stanowczo, że nie. Przez to, że życie ma w sobie tyle niespodzianek jest ciekawsze. Jeśli zaskoczy nas pozytywnie – jesteśmy szczęśliwsi. Jeśli negatywnie – silniejszy. Wszędzie są plusy. I szczerzę cieszę się z tego, że wszystko poszło na opak. Cieszę się nawet z mojej ostatniej notki, z tego, że mnie uraził, bo to pociągnęło za sobą następne wydarzenie – czyli rozmowę przez telefon i wieczorem przez skype gdzie… no kurwa, nie słyszałam nigdy czegoś tak… miłego? Wzruszającego, kochanego… mogłabym wymieniac.
Nie wierzę, że to piszę, ale podoba mi się to życie. Kiedyś go nienawidziłam – Ci, co czytali całego bloga, od początku do końca (taka Kell na przykład) wiedzą. Ale ja po prostu chyba byłam niedojrzała. Pamiętam do dziś jak pierwszy związek się zepsuł. Nienawidziłam siebie. Potem nienawidziłam wszystkiego. Samookaleczałam się, pisałam notki tak smutne i tak wzruszające (do dziś kiedy to czytam, stwierdzam, że to była masakra), że to poezja. Potem było na odwrót. Nienawidziłam tylko osoby, przez którą cierpię. A jakiś czas potem po prostu dorosłam i zobojętniałam. Zapomniałam. Nakleiłam plaster na ranę i pociągnęłam dalej. I tak dorastałam, dorastałam i dziś – DOCENIAM to co się stało. Jestem wdzięczna, że było jak było, pomimo blizn. Jestem zadowolona z przebiegu wydarzeń bo dzięki temu stałam się silniejsza i to jest piękne. I wyobraźcie sobie moją radosc i szczęście, kiedy pomogłam komuś przejsc przez to samo. Stąd moje szczęście. Patrzę na szczęśliwego, wolnego i silniejszego człowieka. To naprawdę miły widok. No i cóż. Teraz, kiedy jestem silniejsza.. Zakochałam się. I po raz pierwszy się tego nie boję. Zawsze bałam się tego uczucia. Ale nie tym razem. (jejku , ale pierdole chaotycznie) Uh. Wracając – wciąż myśląc wracałam do domu po drodze odpisując po raz x dzisiaj na smsa o treści: kocham cię – weszłam do domu i … poczułam ulgę. Poczułam, że wszystkie problemy się skończyły i teraz będzie po prostu dobrze.

Teraz trwam, jestem nieco zmęczona, bawię się pamiątkową igłą, którą miałam przekłuwany język i rozmyślam. Jestem w trakcie kupowania reszty kolczyków. Czuję, że tym razem będę płakac przy kłuciu. po prostu wiem, że będzie w chuj bolec, ale dam radę. Koko odwołał dziś spotkanie – bardzo dobrze, bo było mi niedobrze. W weekend kobiecy wieczór. Maseczki, paznokcie i wspólne golenie nóg (XD) – nigdy tego nie robiłyśmy. W sensie ja i steffa. Nie jesteśmy tym typem kobiet, które spędzają piątkowe wieczory na pięknienie się, ale okazyjnie obie mamy na to ochotę. Mam ochotę o siebie zadbac. Dlatego właśnie będziemy siedziały z papką na twarzy i ogórkami na oczach … i przy okazji będziemy się z siebie nabijac, że wyglądamy jak potwory z bagien. A potem zjemy ogórka. Albo będziemy robic bitwę na poduszki. Po prostu wyluzowac trochę.

P.S Kell – powiem ci tyle, że On potrafi przerwac gre, żeby mi odpisac!

No comments:

Post a Comment