14 czerwca 2010
Monday, June 14, 2010
|LXXI| Jestem tylko człowiekiem
Sunday, June 13, 2010
|LXX| Maleńka…
13 czerwiec 2010
|LXIII| Śniąc – nie śpiąc
13 czerwiec 2010
Friday, June 4, 2010
|LXII| Dzień bachora.
4 czerwiec 2010
Hallo. Już wcześniej planowałam tą notkę ale mi wypadało z głowy więc piszę z opóźnieniem. Soł… w dzień dziecka urządzono w naszej szkole… hm… może powiem inaczej. Zniesiono WSO. Wszystkie dotychczasowe zasady na ten jeden dzień zostały usunięte. Przyszłam do szkoły w irokezie, wymalowana, czarny lakier na paznokciach, bez mundurka, glany, łańcuchy, kolce… no i paradowałam po szkole z papierosem w dłoni. Rock’owo. Co prawda babcie w autobusie patrzyły na mnie jak na satanistkę jakąś, a nauczyciele jak mnie zauważali to było : Łoooh! :O inni mnie mijali i mnie nie poznawali. Nie powiem że to głupie uczucie, bo właśnie fajne… zdarzały się
też kąśliwe uwagi, ale puszczałam je mimo uszu. Koleżanka – Stefa zrobiła sobie Afro, Magda przebrała się za KOŁBOJKĘ, kolega Brokuł owinął sobie głowę bandażem i poplamił czerwonym atramentem… Śmialiśmy się z niego że leciał samolotem z Kaczyńskim. Było so fun. Marcin miał niebieskie włosy… Prócz tego prowadziliśmy lekcje a dyrektorem i wice byli normalni uczniowie, nauczyciele zaś chodzili w kucykach i mundurkach… z wyjątkiem wice który grał łobuza i chodził po szkole w dresie… Fajnie było widzieć dyrektora z plecakiem… tego dnia od mamy dostałam Nimm 2 i Nimm 2 żujki ^^ Yummy. Ach i szkololadę truskawkową. ;] No i forsy trochę – babcia, tata… ale najbardziej cieszyło mnie to że mogłam chodzić po szkole w glanach x3 No na co dzień to normalnie kryminał jak się przyjdzie w nieprzebranych butach. Dobra to tyle… może jeszcze parę zdjęć dodam…
Zdjęcia są mniej więcej ocenzurowane… Soł…
Mój irokez: przepraszam że bokiem… KLIK
Niebieskie włosy Marco : KLIK
Mój Freiheit ^^ : KLIK
Stefa w kapeluszu Magdy : KLIK
Hallo. Już wcześniej planowałam tą notkę ale mi wypadało z głowy więc piszę z opóźnieniem. Soł… w dzień dziecka urządzono w naszej szkole… hm… może powiem inaczej. Zniesiono WSO. Wszystkie dotychczasowe zasady na ten jeden dzień zostały usunięte. Przyszłam do szkoły w irokezie, wymalowana, czarny lakier na paznokciach, bez mundurka, glany, łańcuchy, kolce… no i paradowałam po szkole z papierosem w dłoni. Rock’owo. Co prawda babcie w autobusie patrzyły na mnie jak na satanistkę jakąś, a nauczyciele jak mnie zauważali to było : Łoooh! :O inni mnie mijali i mnie nie poznawali. Nie powiem że to głupie uczucie, bo właśnie fajne… zdarzały się
też kąśliwe uwagi, ale puszczałam je mimo uszu. Koleżanka – Stefa zrobiła sobie Afro, Magda przebrała się za KOŁBOJKĘ, kolega Brokuł owinął sobie głowę bandażem i poplamił czerwonym atramentem… Śmialiśmy się z niego że leciał samolotem z Kaczyńskim. Było so fun. Marcin miał niebieskie włosy… Prócz tego prowadziliśmy lekcje a dyrektorem i wice byli normalni uczniowie, nauczyciele zaś chodzili w kucykach i mundurkach… z wyjątkiem wice który grał łobuza i chodził po szkole w dresie… Fajnie było widzieć dyrektora z plecakiem… tego dnia od mamy dostałam Nimm 2 i Nimm 2 żujki ^^ Yummy. Ach i szkololadę truskawkową. ;] No i forsy trochę – babcia, tata… ale najbardziej cieszyło mnie to że mogłam chodzić po szkole w glanach x3 No na co dzień to normalnie kryminał jak się przyjdzie w nieprzebranych butach. Dobra to tyle… może jeszcze parę zdjęć dodam…
Zdjęcia są mniej więcej ocenzurowane… Soł…
Mój irokez: przepraszam że bokiem… KLIK
Niebieskie włosy Marco : KLIK
Mój Freiheit ^^ : KLIK
Stefa w kapeluszu Magdy : KLIK
Thursday, June 3, 2010
|LXI| Miłość
3 czerwiec 2010
Dzisiaj chcę wam opowiedzieć o … właściwie nie wiem jak to określić więc po prostu zacznę… Pierwszy raz zakochałam się w drugiej klasie szkoły podstawowej. Był to chłopak zabawny, uroczy… jednak ta ‚miłość’ była totalną porażką. Chłopakowi chodziło tylko o pieniądze. Ja jako dziecko w tamtych czasach dostawałam już dosyć spore kieszonkowe. Kupowałam różne rzeczy, on głośno mówił że jestem najbogatsza (boahh), a ja czułam się wyjątkowa. Ale… kiedy z kasą było słabiej koleś udawał że mnie nie zna. Potem były jakieś przelotne zakochania itp. Później… później była Kelly. Była to miłość nieodwzajemniona. Cóż… bolało. Jednak później… Sprawa zmieniła obroty o 180 stopni i było już tylko coraz lepiej. Obecnie… czy kochanie mi wychodzi? Nie wiem… właściwie po raz pierwszy kocham. Kilka razy się przejechałam na kilku osobach, od rodziców do końca miłości nie dostałam więc nie bardzo wiem jak się w tym poruszać, co robić itd… okazuje się że jestem egoistyczna. Cóż… nigdy tak naprawdę miłości nie dostałam. Takiej prawdziwej. Więc jakbym tylko mogła to bym ją wzięła i zeżarła. A prócz tego egoizm to cecha odziedziczona po ojcu. Ciężko to przezwyciężyć, ale się staram. Nie wiem czy mi wychodzi. Czuję się jakoś tak zagubiona… nie wiem co robić. Prócz tego no cóż… jestem zazdrosna. I boję się. Znów wrócę do drażliwego tematu ale… ta Martyna… wiesz kocham cię, a nigdy nie kochałam nikogo pojawiła się ona i przeraziłam się że mi cię jakoś zabierze. Jakby dziecku wyrywali lizaka… Przepraszam że cię tak porównałam. Ale cóż. Ja myślę że kiedyś będzie idealnie.
Edit. 4 czerwca 2010 12:38
Pomysł na powyższą notkę powstał 3 czerwca rano w okolicach godziny 10:30 kiedy to leżałam sobie w łóżku i myślałam o pewnym najszczęśliwszym dniu w moim życiu… czyli 21 maja 2010. I jakoś od tego myślenia pomyślałam o moim pierwszym ‚zakochaniu’. Cóż dzisiaj wiem to tak naprawdę nic nie znaczyło. Dopiero dziś zaczynam czegokolwiek doświadczać i rozumieć siebie, ją… Więcej może napiszę wieczorem i możliwe że w nowej notce.
Dzisiaj chcę wam opowiedzieć o … właściwie nie wiem jak to określić więc po prostu zacznę… Pierwszy raz zakochałam się w drugiej klasie szkoły podstawowej. Był to chłopak zabawny, uroczy… jednak ta ‚miłość’ była totalną porażką. Chłopakowi chodziło tylko o pieniądze. Ja jako dziecko w tamtych czasach dostawałam już dosyć spore kieszonkowe. Kupowałam różne rzeczy, on głośno mówił że jestem najbogatsza (boahh), a ja czułam się wyjątkowa. Ale… kiedy z kasą było słabiej koleś udawał że mnie nie zna. Potem były jakieś przelotne zakochania itp. Później… później była Kelly. Była to miłość nieodwzajemniona. Cóż… bolało. Jednak później… Sprawa zmieniła obroty o 180 stopni i było już tylko coraz lepiej. Obecnie… czy kochanie mi wychodzi? Nie wiem… właściwie po raz pierwszy kocham. Kilka razy się przejechałam na kilku osobach, od rodziców do końca miłości nie dostałam więc nie bardzo wiem jak się w tym poruszać, co robić itd… okazuje się że jestem egoistyczna. Cóż… nigdy tak naprawdę miłości nie dostałam. Takiej prawdziwej. Więc jakbym tylko mogła to bym ją wzięła i zeżarła. A prócz tego egoizm to cecha odziedziczona po ojcu. Ciężko to przezwyciężyć, ale się staram. Nie wiem czy mi wychodzi. Czuję się jakoś tak zagubiona… nie wiem co robić. Prócz tego no cóż… jestem zazdrosna. I boję się. Znów wrócę do drażliwego tematu ale… ta Martyna… wiesz kocham cię, a nigdy nie kochałam nikogo pojawiła się ona i przeraziłam się że mi cię jakoś zabierze. Jakby dziecku wyrywali lizaka… Przepraszam że cię tak porównałam. Ale cóż. Ja myślę że kiedyś będzie idealnie.
Edit. 4 czerwca 2010 12:38
Pomysł na powyższą notkę powstał 3 czerwca rano w okolicach godziny 10:30 kiedy to leżałam sobie w łóżku i myślałam o pewnym najszczęśliwszym dniu w moim życiu… czyli 21 maja 2010. I jakoś od tego myślenia pomyślałam o moim pierwszym ‚zakochaniu’. Cóż dzisiaj wiem to tak naprawdę nic nie znaczyło. Dopiero dziś zaczynam czegokolwiek doświadczać i rozumieć siebie, ją… Więcej może napiszę wieczorem i możliwe że w nowej notce.
Subscribe to:
Posts (Atom)