Staram się się skupić. Skupić na sobie, na swoim ciele, na swoim umyśle i duszy. Próbuję poprzez ask’a. Ludzie zadają mi istotne pytania, a ja muszę się na chwilę zatrzymać i zastanowić nad swoim życiem. Ale tak po za tym – to nie bardzo sobie radzę. Czuję się źle. To jest to właśnie głupie uczucie, kiedy człowiek czuje się źle, a przez to, że czuje się winny (przez co samopoczucie tym bardziej staje się kiepskie) iż pomimo, że ma wszystko, co jest mu potrzebne do życia, do szczęścia – ma, a i tak czuje się nieszczęśliwy. Często bywa tak, że ludzie bogaci, często czują się, albo są samotni, dlatego są nieszczęśliwi, albo jacyś popularni ludzie. Doświadczają po prostu absurdu, pomimo że są otaczani przez ludzi – czują się porzuceni i sami. Nie wiem, naprawdę nie wiem co w tej chwili ze sobą zrobić. Wiem, że poczuję że żyję w Toruniu. Natłok emocji, stres podróżą, potem przesiadka, potem szczęście… Będzie dobrze, ale do tamtej pory nie mam pojęcia co robić. Boję się. Boję się samej siebie, przeraża mnie to, że ciągle jestem niezadowolona. Chciałabym czasem być zwykłą, radosną dziewczyną, która cieszy się z błahostek, biega z przyjaciółmi po polach i się wygłupia. Czasem tęsknię za osobą, którą byłam. Mimo, że wtedy sądziłam, że życie jest chujowe i straszne to z perspektywy czasu stwierdzam, że – cholera, jak wtedy było łatwo, fajnie i dobrze. Byłam szczęśliwa. Mimo łez.
I przerażający jest fakt, że za 10, 20 lat będę wspominać ten dzień, może przeczytam tą notkę i pomyślę – cholera, wtedy to miałam błahe problemy, niczym nie musiałam się przejmować, było tak łatwo… A te czasy w których obecnie jestem zacznę nazywać oldschoolem. To przerażające jak czas płynie, jak wszystko się zmienia. Czasem zwyczajnie chciałabym krzyknąć, machnąć rękoma i w ten sposób zatrzymać świat. Tak aby drzewa zastygły w bez ruchu, ludzie znieruchomieli, chciałabym przejść między nimi i im się przyjrzeć, przyjrzeć się światu, wziąć głęboki oddech i wszystkiemu się przyjrzeć. Zastanowić się nad wszystkim.
Chciałabym, naprawdę chciałabym jechać do Stanów. Oh! Znalazłam swoje marzenie! Marzę o podróży do Stanów. Los Angeles, Nowy Jork, San Francisco… Tyle pięknych miejsc. Marzę, żeby wspiąć się na górę Hollywood, wysoko ponad ten górski napis, usiąść tam, spojrzeć na światła miasta, znów się zatrzymać na chwilę i pomyśleć. Popatrzeć na siebie, przed siebie, wspomnieć ludzi, którzy mi towarzyszą w życiu i nad tym wszystkim pomyśleć. Tak bardzo o tym marzę. Chciałabym takiej przyjemnej sielanki. Spokoju, ciszy, dzikiego lasu, nocy i widoku na usypiające miasto. I drugiej połówki obok – przytulającej mnie, żebym nie zmarzła. Może zbyt dużo filmów obejrzałam, może zbyt dużo marzę o czymś nierealnym, idealnym, może wymyślam, wybrzydzam i nie doceniam tego co mam. Może.
Ale naprawdę, czuję jakby wzgórza w Los Angeles były moim domem, a ja nie mogła do niego wrócić. I może dlatego czuję się taka, wybrakowana. Póki co czekam na Toruń i zadowolę się wieczornymi spacerami wzdłuż rzeki – bo do takiego spaceru na pewno Mikołaja zmuszę.
No comments:
Post a Comment