27 sierpień 2012
Jestem wściekła. Po prostu wściekła. Powodów jest kilka. Zacznę od początku. – Czuję, że życie przecieka mi przez palce, bo muszę dbac o czyjes, wygasające życie. To bez sensu. Ostatnimi czasy siedziałam w domu półtorej tygodnia i nie wolno mi było wyjsc. Musiałam się zając wygasającym życiem. W niedzielę miałam wolne. Miałam jeden dzień, żeby trochę pokorzystac z życia. Żeby chociaz pooddychac świeżym powietrzem. Cokolwiek. Pojechałam z koleżanką do kina. Przedtem do biedry, kupic coś na seans. Poszłyśmy na „Zakochani w Rzymie” – nie powiem, film fajny, ale… kiedy minęły 2/3 filmu zaczęłam odczuwac znajomy ból. Zaciskający się żołądek + nerki. Atak. Nie miałam przy sobie tabletek. Pomyślałam, że film idzie już naprawdę długo i może wytrzymam. Wytrzymałam pół godziny. Potem zaczęłam miec problemy z oddychaniem. Powiedziałam Steff, żeby została. Ja wychodzę na powietrze. W panice i nerwach rzuciłam się do drzwi. Ludzie na mnie patrzyli. Szybkim tempem wyszłam na zewnątrz. Usiadłam obok fontanny i starałam się uspokoic. Dzwoniłam do Mikołaja i do mamy. Mama kazała mi wracac do domu. Mogłam zemdlec, gdybym nie dostała tabletek. (czemu kurwa apteki są zamkniete w niedziele?!) Sunęłam powoli w kierunku przystanku. Dwie minuty, autobus. Starałam się byc spokojna. W połowie drogi… ból zniknął. W domu… Cóż. Zadzwoniłam znów do Mikołaja porozmawiac. Zaczeliśmy się bawic w zupełną szczerosc. Źle się to skończyło. Kocham go całym serduszkiem, ale nie dam rady ciągle słuchac o byłej. Boję się. Jest mi w cholerę przykro.
No comments:
Post a Comment