Monday, August 13, 2012

|CLX| Refluks żołądka i dolny zwieracz.

13 sierpień 2012

Nocowała u mnie Steffa. Już wieczorem poczułam ból brzucha. Wzięłam garśc tabletek i usnęłam. Rano było wporządku. Zjadłam obiad i… zaatakował mnie koszmarny ból. Dzień się skończył na wizycie na dyżurze. Dostałam zastrzyki, jakieś ‚leki’, odwieziono mnie karetką do domu. Na drugi dzień poszłam do lekarza i dostałam skierowanie do szpitala. Pojechałam, przyjeli mnie, kłuli igłami, wpychali rurki do gardła itd itd… Mam refluks żołądka. Tylko troszkę inny. Wypisali, dali leki i … i czuję się masakrycznie. Gardło i nos do teraz mnie bolą. Włosy wypadają mi garściami. Zrobiłam się szara i blada… I słaba. Ciągle mam 36 stopni. Nie 36,6 tylko 36. Czasem 36,2. Bez przerw słaba. Ledwo na nogach stoję. I bardzo marznę. Ciągle jest mi zimno. Potrzeba mi ciepłej bluzy. I zakupów. Muszę sobie kupic spodnie. Ubrałam dziś swoje stare. Spadły ze mnie. Śmiałam się z mamą z tego dobre 15 minut. Wyjechałam dziś do Katowic. Szkoła się zaczyna, trzeba się zaczac rozglądac… Nakupowałam ekhm zeszytów. No i się nie powstrzymałam od kupienia książek. Czarownica z Portobello i Zahir. Mrr. Czuję, już czuję, że będzie niesamowicie. Będę mądrzejsza o kolejne dwie książki ;3 Jeeej. Jutro koncert Antytezy. Zagór gra na basie. No niesamowite… Nie miałam pojęcia. Idę na koncert. Tak myślę. Albo z Steff, albo z Kell i BlÓ. Się zobaczy. Dawno blÓszcza nie widziałam. Mam wielką ochotę isc, a z drugiej strony Kell mnie uprzedziła, że planują zrobic headbanging. Zobaczymy. Ja na pogo nie mam ochoty ani sił. Rozdeptają mnie i pobiją z tą moją siłą i temperaturą 36oC. So… jeśli się impreza w tym kierunku rozkręci to ja wychodzę. Idę głównie dla kumpla. Jeśli się okaże, że jest to świetna muzyka, za kulisami przybije mu high five i powiem: Stary, nie chwaliłeś się, że robisz taki kawał dobrej roboty! – A jak spierdoli to powiem, że to gówno, ale doceniam. Yeap. Zagór fajny koleś. Najnormalniejszy xD So… cholernie ciągnie mnie na koncert. Fajne uczucie. Pójsc z grupą 30 osobową i przyglądac się jak kumpel wymiata na scenie czarując basem.

Napisałabym list… do mojej miłości, jednakże … nie mam zbytnio większych słów do przekazania mu. Wszystko co powinien wiedziec, już wie. Może coś wymyślę. Jutro wpadnę na pocztę i wyślę tą paczkę. Książki… niespodziewanki i inne takie. Ciekawa jestem ile to będzie ważyc. Muszę też isc do swojej nauczycielki od matematyki. Pójdę, pogadam nieco… wymienimy się książkami może i wezmę tą którą jej kiedyś pożyczyłam. I powiem co u mnie.

Przez szpital wiele mnie ominęło. Mn.in. woodstock. Połowa znajomych jechała. Niektórzy nawet tak uparci, że jechali na rowerach. Ominęło mnie niejedno ognisko na miejscówce przy hotelu, nie jedna impreza… pociesza mnie tylko fakt, że jeszcze wiele przede mną. Ale tak szczerze mówiąc to ja mam ochotę po prostu jechac do senatorium. Po pierwsze chce dalej chudnąc i miec dostęp do siłowni itd. Po drugie nie podoba mi się wizja siedzenia w domu. Staram się jak najmniej w nim przebywac. Odzwyczaiłam się od grzania w 4rech ścianach. Więc mam ochotę na taki miesiąc w Ciechocinku. …. hmm… plan jest taki.. Jutro idę do matematyczki, zamieniam kilka zdań, jadę do siostry, piję herbatę (bo kawy się boję), rozmawiamy, ale muszę pamiętac zeby trzymac jezyk za zębami, bo jej ufac nie można, potem pójdę do steffy a od steffy na Antytezę zobaczyc zagóra. I pewnie koło 22 wrócę do domu. Dzień idealny. Cały czas poza domem. Tak. Tak ma byc.

Wiele znoszę. Przydałaby mi się pożądna chwila słabości. Czuję, że baterie się wyczerpują. Powoli brakuje sił. Potrzeba nieprzepłakanej nocy, walki z myślami… Potrzeba chwilowej załamki dla własnego zdrowia. Zbyt długo jestem silna, zbyt wiele biorę na barki i posłusznie ze sobą niosę.

No comments:

Post a Comment