27 sierpień 2012
Monday, August 27, 2012
|CLXII| Kurwa mac
Tuesday, August 14, 2012
|CLXI| Antyteza
14 sierpień 2012
Byłam na koncercie. Ogór mnie zaprosił na fb. Pomyślałam sobie – a chuj, na co… ale potem, kiedy dowiedziałam się ilu ludzi idzie i jacy ludzie idą… poszłam – kiedy powiedzieli mi, że Ogór gra w owym zespole… na basie. Podjarana – znam muzyka – poszłam. O 17:35 byłam u Steffy, o 18 poszłyśmy pod biliotekę. Steff była tam umówiona z Kalą. Jakież było zdziwienie – idziemy pod bibliotekę, a tam Bunia, jej chłopak, Aga, Dziwka Szatana (czoper moja kochana <3) i kozek. No zonk. Umówiłyśmy się z Kalą, Kali nie ma, a jest 1/5 miejscówki. Po pewnym czasie doszła do nas Kala i poszliśmy za cmentarz. Chlali czystą i … coś tam. Szliśmy przez pokrzywy. Poszliśmy na ten cały koncert. Był mały poślizg w czasie, zaczęło się nieco później. I potem nie miałam pojęcia co się działo. Mam chaos w głowie. Wiem, że siedziałam na jednej ławce z Czoper, Agą i Steffą. Siedziałam i nie miałam z kim rozmawiac. Zupełnie z nikim. Aga i Steff siedziały do mnie odwrócone plecami. No spoko… do pleców miałam mówic? Postanowiłam się przesiasc. Steff była nieco obrażona. Ja zadowolona, bo zaczęłam się jakoś integrowac. Zagadałam czoper o kolczyki i się tematy posypały. I było dużo śmiechu. Kelly poszła w pogo. Chwilę później poszło też pół naszego stolika. Patrzyłam na to z lekką niepewnością. Moja temperatura 36 i znaczne osłabienie mnie powstrzymywało od wejścia w tłum. Jednakże… kiedy stolik wrócił do stolika… Aga zaczęła się o mnie obijac. Udzieliło mi się. Robiłyśmy pogo siedząc. Czułam, że podnosi mi się temperatura i powoli nabieram sił. Przyszedł talar. Wypił dzbanek piwa. I trzepał grzywą… (jest łysy..). Wszyscy zaczęliśmy śpiewac nasze: laj laj,- la la la laj, – laj laj laj laj laj – la la la laj – wszyscy to znają, śpiewają, nikt nie ma pojęcia co to jest. Basista (ogór) zaczął nam do tego na basie grac. Co oznacza – że on to zna, więc staramy się od niego dowiedziec co to za kawałek. Bo jest zajebisty. Następnie Kozek/Mustang przewrócił szklankę z piwem. Miałam mokre spodnie. Udo. Do połowy. Potem przyszedł Mafia. Zaczęliśmy śpiwac mu sto lat, bo się okazało, że chłopak ma urodziny. Zespół zagrał mu kawałek z dedykacją. W tym momencie zaczął mi siadac głos. Następnie Czoper (na koncercie metalowo-rockowym przypominam) zaczęła robic ‚pociąg’ XD jak na swojskim weselu. Beka. Chwilę później zauważyłam Ogóra… pod niebem. ‚Fani’ go podnieśli i podrzucali. A on wciąż grał. Swoją drogą… Antyteza to jak Fall out Boys. Wokalistka nie najładniejsza, głos średni, liczba fanów … żadna, elektryk coś tam ma, perkusista małe owacje… a bass – basista, cóż… 4/5 widowni należało do niego. Tak więc nosili go na rękach. Aga zaproponowała mi pogo. I pociągnęła mnie na środek. Widziałam tylko, że jakiś facet budowy niedźwiedzia biegnie w moim kierunku… Po jakiś 3 minutach stwierdziłam, że jeszcze trochę a zemdleję, albo upadnę. Wycofałam się. Potem weszłam jeszcze raz. Stałam z boku, delikatniej się bujałam… i nagle jakiś koleś mnie z lekka podniósł i wepchnął w pogo. Ał. Wróciłam do stolika… I napiłam się z Cobainem. Blondyn, chudy, nie za wysoki… Cobain normalnie. Stwierdził, że nie znamy się, póki razem nie piliśmy. No to ok… Potem mi powiedzieli, że jest już 21:06 stwierdziłam, że trza wracac. A i przy okazji, Czoper mnie znów wymacała. Molestowała moje cycki. Ale nie jak zawsze… Przez bluzke. Tym razem mi się do stanika wpakowała i stwierdziła: fajne… fajne! Większe od moich! Fajne… A! I czoper na końcu rozjebała wszystkich. Poszła do wokalistki i zamówiła pozdrowienia… dla samej siebie xD Genialna.
So.. Antytezo… kiedy następny koncert?
Wiadomosc z ostatniej chwili! Mamy utwór, którego nikt nie potrafił nazwac! Lai Lai Hei Ensiferum! Alelluja Kell za nadesłanie tytułu itd ;3
Byłam na koncercie. Ogór mnie zaprosił na fb. Pomyślałam sobie – a chuj, na co… ale potem, kiedy dowiedziałam się ilu ludzi idzie i jacy ludzie idą… poszłam – kiedy powiedzieli mi, że Ogór gra w owym zespole… na basie. Podjarana – znam muzyka – poszłam. O 17:35 byłam u Steffy, o 18 poszłyśmy pod biliotekę. Steff była tam umówiona z Kalą. Jakież było zdziwienie – idziemy pod bibliotekę, a tam Bunia, jej chłopak, Aga, Dziwka Szatana (czoper moja kochana <3) i kozek. No zonk. Umówiłyśmy się z Kalą, Kali nie ma, a jest 1/5 miejscówki. Po pewnym czasie doszła do nas Kala i poszliśmy za cmentarz. Chlali czystą i … coś tam. Szliśmy przez pokrzywy. Poszliśmy na ten cały koncert. Był mały poślizg w czasie, zaczęło się nieco później. I potem nie miałam pojęcia co się działo. Mam chaos w głowie. Wiem, że siedziałam na jednej ławce z Czoper, Agą i Steffą. Siedziałam i nie miałam z kim rozmawiac. Zupełnie z nikim. Aga i Steff siedziały do mnie odwrócone plecami. No spoko… do pleców miałam mówic? Postanowiłam się przesiasc. Steff była nieco obrażona. Ja zadowolona, bo zaczęłam się jakoś integrowac. Zagadałam czoper o kolczyki i się tematy posypały. I było dużo śmiechu. Kelly poszła w pogo. Chwilę później poszło też pół naszego stolika. Patrzyłam na to z lekką niepewnością. Moja temperatura 36 i znaczne osłabienie mnie powstrzymywało od wejścia w tłum. Jednakże… kiedy stolik wrócił do stolika… Aga zaczęła się o mnie obijac. Udzieliło mi się. Robiłyśmy pogo siedząc. Czułam, że podnosi mi się temperatura i powoli nabieram sił. Przyszedł talar. Wypił dzbanek piwa. I trzepał grzywą… (jest łysy..). Wszyscy zaczęliśmy śpiewac nasze: laj laj,- la la la laj, – laj laj laj laj laj – la la la laj – wszyscy to znają, śpiewają, nikt nie ma pojęcia co to jest. Basista (ogór) zaczął nam do tego na basie grac. Co oznacza – że on to zna, więc staramy się od niego dowiedziec co to za kawałek. Bo jest zajebisty. Następnie Kozek/Mustang przewrócił szklankę z piwem. Miałam mokre spodnie. Udo. Do połowy. Potem przyszedł Mafia. Zaczęliśmy śpiwac mu sto lat, bo się okazało, że chłopak ma urodziny. Zespół zagrał mu kawałek z dedykacją. W tym momencie zaczął mi siadac głos. Następnie Czoper (na koncercie metalowo-rockowym przypominam) zaczęła robic ‚pociąg’ XD jak na swojskim weselu. Beka. Chwilę później zauważyłam Ogóra… pod niebem. ‚Fani’ go podnieśli i podrzucali. A on wciąż grał. Swoją drogą… Antyteza to jak Fall out Boys. Wokalistka nie najładniejsza, głos średni, liczba fanów … żadna, elektryk coś tam ma, perkusista małe owacje… a bass – basista, cóż… 4/5 widowni należało do niego. Tak więc nosili go na rękach. Aga zaproponowała mi pogo. I pociągnęła mnie na środek. Widziałam tylko, że jakiś facet budowy niedźwiedzia biegnie w moim kierunku… Po jakiś 3 minutach stwierdziłam, że jeszcze trochę a zemdleję, albo upadnę. Wycofałam się. Potem weszłam jeszcze raz. Stałam z boku, delikatniej się bujałam… i nagle jakiś koleś mnie z lekka podniósł i wepchnął w pogo. Ał. Wróciłam do stolika… I napiłam się z Cobainem. Blondyn, chudy, nie za wysoki… Cobain normalnie. Stwierdził, że nie znamy się, póki razem nie piliśmy. No to ok… Potem mi powiedzieli, że jest już 21:06 stwierdziłam, że trza wracac. A i przy okazji, Czoper mnie znów wymacała. Molestowała moje cycki. Ale nie jak zawsze… Przez bluzke. Tym razem mi się do stanika wpakowała i stwierdziła: fajne… fajne! Większe od moich! Fajne… A! I czoper na końcu rozjebała wszystkich. Poszła do wokalistki i zamówiła pozdrowienia… dla samej siebie xD Genialna.
So.. Antytezo… kiedy następny koncert?
Wiadomosc z ostatniej chwili! Mamy utwór, którego nikt nie potrafił nazwac! Lai Lai Hei Ensiferum! Alelluja Kell za nadesłanie tytułu itd ;3
Monday, August 13, 2012
|CLX| Refluks żołądka i dolny zwieracz.
13 sierpień 2012
Nocowała u mnie Steffa. Już wieczorem poczułam ból brzucha. Wzięłam garśc tabletek i usnęłam. Rano było wporządku. Zjadłam obiad i… zaatakował mnie koszmarny ból. Dzień się skończył na wizycie na dyżurze. Dostałam zastrzyki, jakieś ‚leki’, odwieziono mnie karetką do domu. Na drugi dzień poszłam do lekarza i dostałam skierowanie do szpitala. Pojechałam, przyjeli mnie, kłuli igłami, wpychali rurki do gardła itd itd… Mam refluks żołądka. Tylko troszkę inny. Wypisali, dali leki i … i czuję się masakrycznie. Gardło i nos do teraz mnie bolą. Włosy wypadają mi garściami. Zrobiłam się szara i blada… I słaba. Ciągle mam 36 stopni. Nie 36,6 tylko 36. Czasem 36,2. Bez przerw słaba. Ledwo na nogach stoję. I bardzo marznę. Ciągle jest mi zimno. Potrzeba mi ciepłej bluzy. I zakupów. Muszę sobie kupic spodnie. Ubrałam dziś swoje stare. Spadły ze mnie. Śmiałam się z mamą z tego dobre 15 minut. Wyjechałam dziś do Katowic. Szkoła się zaczyna, trzeba się zaczac rozglądac… Nakupowałam ekhm zeszytów. No i się nie powstrzymałam od kupienia książek. Czarownica z Portobello i Zahir. Mrr. Czuję, już czuję, że będzie niesamowicie. Będę mądrzejsza o kolejne dwie książki ;3 Jeeej. Jutro koncert Antytezy. Zagór gra na basie. No niesamowite… Nie miałam pojęcia. Idę na koncert. Tak myślę. Albo z Steff, albo z Kell i BlÓ. Się zobaczy. Dawno blÓszcza nie widziałam. Mam wielką ochotę isc, a z drugiej strony Kell mnie uprzedziła, że planują zrobic headbanging. Zobaczymy. Ja na pogo nie mam ochoty ani sił. Rozdeptają mnie i pobiją z tą moją siłą i temperaturą 36oC. So… jeśli się impreza w tym kierunku rozkręci to ja wychodzę. Idę głównie dla kumpla. Jeśli się okaże, że jest to świetna muzyka, za kulisami przybije mu high five i powiem: Stary, nie chwaliłeś się, że robisz taki kawał dobrej roboty! – A jak spierdoli to powiem, że to gówno, ale doceniam. Yeap. Zagór fajny koleś. Najnormalniejszy xD So… cholernie ciągnie mnie na koncert. Fajne uczucie. Pójsc z grupą 30 osobową i przyglądac się jak kumpel wymiata na scenie czarując basem.
Napisałabym list… do mojej miłości, jednakże … nie mam zbytnio większych słów do przekazania mu. Wszystko co powinien wiedziec, już wie. Może coś wymyślę. Jutro wpadnę na pocztę i wyślę tą paczkę. Książki… niespodziewanki i inne takie. Ciekawa jestem ile to będzie ważyc. Muszę też isc do swojej nauczycielki od matematyki. Pójdę, pogadam nieco… wymienimy się książkami może i wezmę tą którą jej kiedyś pożyczyłam. I powiem co u mnie.
Przez szpital wiele mnie ominęło. Mn.in. woodstock. Połowa znajomych jechała. Niektórzy nawet tak uparci, że jechali na rowerach. Ominęło mnie niejedno ognisko na miejscówce przy hotelu, nie jedna impreza… pociesza mnie tylko fakt, że jeszcze wiele przede mną. Ale tak szczerze mówiąc to ja mam ochotę po prostu jechac do senatorium. Po pierwsze chce dalej chudnąc i miec dostęp do siłowni itd. Po drugie nie podoba mi się wizja siedzenia w domu. Staram się jak najmniej w nim przebywac. Odzwyczaiłam się od grzania w 4rech ścianach. Więc mam ochotę na taki miesiąc w Ciechocinku. …. hmm… plan jest taki.. Jutro idę do matematyczki, zamieniam kilka zdań, jadę do siostry, piję herbatę (bo kawy się boję), rozmawiamy, ale muszę pamiętac zeby trzymac jezyk za zębami, bo jej ufac nie można, potem pójdę do steffy a od steffy na Antytezę zobaczyc zagóra. I pewnie koło 22 wrócę do domu. Dzień idealny. Cały czas poza domem. Tak. Tak ma byc.
Wiele znoszę. Przydałaby mi się pożądna chwila słabości. Czuję, że baterie się wyczerpują. Powoli brakuje sił. Potrzeba nieprzepłakanej nocy, walki z myślami… Potrzeba chwilowej załamki dla własnego zdrowia. Zbyt długo jestem silna, zbyt wiele biorę na barki i posłusznie ze sobą niosę.
Nocowała u mnie Steffa. Już wieczorem poczułam ból brzucha. Wzięłam garśc tabletek i usnęłam. Rano było wporządku. Zjadłam obiad i… zaatakował mnie koszmarny ból. Dzień się skończył na wizycie na dyżurze. Dostałam zastrzyki, jakieś ‚leki’, odwieziono mnie karetką do domu. Na drugi dzień poszłam do lekarza i dostałam skierowanie do szpitala. Pojechałam, przyjeli mnie, kłuli igłami, wpychali rurki do gardła itd itd… Mam refluks żołądka. Tylko troszkę inny. Wypisali, dali leki i … i czuję się masakrycznie. Gardło i nos do teraz mnie bolą. Włosy wypadają mi garściami. Zrobiłam się szara i blada… I słaba. Ciągle mam 36 stopni. Nie 36,6 tylko 36. Czasem 36,2. Bez przerw słaba. Ledwo na nogach stoję. I bardzo marznę. Ciągle jest mi zimno. Potrzeba mi ciepłej bluzy. I zakupów. Muszę sobie kupic spodnie. Ubrałam dziś swoje stare. Spadły ze mnie. Śmiałam się z mamą z tego dobre 15 minut. Wyjechałam dziś do Katowic. Szkoła się zaczyna, trzeba się zaczac rozglądac… Nakupowałam ekhm zeszytów. No i się nie powstrzymałam od kupienia książek. Czarownica z Portobello i Zahir. Mrr. Czuję, już czuję, że będzie niesamowicie. Będę mądrzejsza o kolejne dwie książki ;3 Jeeej. Jutro koncert Antytezy. Zagór gra na basie. No niesamowite… Nie miałam pojęcia. Idę na koncert. Tak myślę. Albo z Steff, albo z Kell i BlÓ. Się zobaczy. Dawno blÓszcza nie widziałam. Mam wielką ochotę isc, a z drugiej strony Kell mnie uprzedziła, że planują zrobic headbanging. Zobaczymy. Ja na pogo nie mam ochoty ani sił. Rozdeptają mnie i pobiją z tą moją siłą i temperaturą 36oC. So… jeśli się impreza w tym kierunku rozkręci to ja wychodzę. Idę głównie dla kumpla. Jeśli się okaże, że jest to świetna muzyka, za kulisami przybije mu high five i powiem: Stary, nie chwaliłeś się, że robisz taki kawał dobrej roboty! – A jak spierdoli to powiem, że to gówno, ale doceniam. Yeap. Zagór fajny koleś. Najnormalniejszy xD So… cholernie ciągnie mnie na koncert. Fajne uczucie. Pójsc z grupą 30 osobową i przyglądac się jak kumpel wymiata na scenie czarując basem.
Napisałabym list… do mojej miłości, jednakże … nie mam zbytnio większych słów do przekazania mu. Wszystko co powinien wiedziec, już wie. Może coś wymyślę. Jutro wpadnę na pocztę i wyślę tą paczkę. Książki… niespodziewanki i inne takie. Ciekawa jestem ile to będzie ważyc. Muszę też isc do swojej nauczycielki od matematyki. Pójdę, pogadam nieco… wymienimy się książkami może i wezmę tą którą jej kiedyś pożyczyłam. I powiem co u mnie.
Przez szpital wiele mnie ominęło. Mn.in. woodstock. Połowa znajomych jechała. Niektórzy nawet tak uparci, że jechali na rowerach. Ominęło mnie niejedno ognisko na miejscówce przy hotelu, nie jedna impreza… pociesza mnie tylko fakt, że jeszcze wiele przede mną. Ale tak szczerze mówiąc to ja mam ochotę po prostu jechac do senatorium. Po pierwsze chce dalej chudnąc i miec dostęp do siłowni itd. Po drugie nie podoba mi się wizja siedzenia w domu. Staram się jak najmniej w nim przebywac. Odzwyczaiłam się od grzania w 4rech ścianach. Więc mam ochotę na taki miesiąc w Ciechocinku. …. hmm… plan jest taki.. Jutro idę do matematyczki, zamieniam kilka zdań, jadę do siostry, piję herbatę (bo kawy się boję), rozmawiamy, ale muszę pamiętac zeby trzymac jezyk za zębami, bo jej ufac nie można, potem pójdę do steffy a od steffy na Antytezę zobaczyc zagóra. I pewnie koło 22 wrócę do domu. Dzień idealny. Cały czas poza domem. Tak. Tak ma byc.
Wiele znoszę. Przydałaby mi się pożądna chwila słabości. Czuję, że baterie się wyczerpują. Powoli brakuje sił. Potrzeba nieprzepłakanej nocy, walki z myślami… Potrzeba chwilowej załamki dla własnego zdrowia. Zbyt długo jestem silna, zbyt wiele biorę na barki i posłusznie ze sobą niosę.
Thursday, August 2, 2012
|CLIX| I don’t know
2 sierpień 2012
Dziękuję kochanie za telefon. I powtarzam nie mam focha. Mam po prostu problem. I przykro mi bardzo, ale jeśli mam problem, nie mam zamiaru Cię oszukiwac i udawac, że jest wszystko ok, zagadywac i zabawiac, bo po pewnym czasie się uduszę i nie wytrzymam. Mam problem, boję się, że depresja wróci, to milczę i pozwalam sobie na zepsuty humor. Nie chcę udawac kogoś, kim nie jestem. I przepraszam, że wieczorami jestem śpiąca, ale to chyba nic dziwnego o 22. W Grecji przestawił mi się zegar biologiczny, prawdopodobnie jestem na coś chora – związane z żołądkiem, sercem i układem oddechowym – i organizm szybciej się męczy. Więc kurwa mac, przepraszam, że o tej 22 jestem zmęczona i nie jestem w stanie myślec, rozmawiac, bo usypiam. No przepraszam. Shit. Rozkleiłam się. Jestem bezsilna, rozumiesz. Nie czytałeś poprzednich notek. Nie wiesz co się ze mną dzieje, więc proszę, nie denerwuj się na mnie i nie mów mi, że Cię wkurwiam, bo nie masz pojęcia jak ja na to w tej chwili mogę zareagowac. I tak się starałam. I staram, bo wiem, że jutro idziesz na operację, a ja przed tym nie chcę niczego zepsuc, ani się kłócic. Po prostu przepraszam.
Muszę spotkac się z gejem i powiedziec mu o moim stanie psychicznym. On pomoże. Problem tylko jest taki, że wraca z ‚wakacji’ dopiero za jakieś 2 tygodnie. Wytrzymam? Albo chociaż Steff. Mam ochotę się przytulic i po prostu płakac. Nic nie mówic, płakac. Trzy lata męczyłam się, żeby wyzdrowiec, żeby czuc się dobrze, a teraz mam nawroty. Genialnie. Jeszcze problemy fizyczne. No kurwa mac. Najgorsze jest jednak to, że nie mam i nie będę miec żadnego wsparcia, od kogokolwiek. (Z wyjątkiem Kelly, bo ona była przy mojej poprzedniej depresji) Mikołaj nie pomoże, bo nie wie jak i jest na mnie wkurwiony. Mama ma problemy ze sobą i z babcią. Na ojca nigdy liczyc nie mogłam. Koko i Steff nie ma. Ktoś mi został?
Nie wiem co robic.
Subscribe to:
Posts (Atom)