Czekam. Czekam na ten zapowiadany koniec. Zdałam sobie niedawno sprawę, że nic mnie na ziemi nie trzyma. Rodzina? Nie mam już rodziny. Nie czuję jakbym ją miała. A jeśli już ją mam, to nie są mi za grosz bliscy. Są jak każdy inny człowiek, z którym czasem porozmawiam czy się uśmiechnę. Są jak każdy inny człowiek, który może wbić mi nóż w plecy. Są jednakowi. Miłość? Przestaję wierzyć, że istnieje, co jest absurdem, bo mam poczucie, że to co czuję do Grzegorza to coś w rodzaju miłości. Bo czym nazwać gotowość do poświęceń, anielską cierpliwość, bezinteresowność, to przedziwne uczucie kiedy go widzę i łzy kiedy nam się nie układa a jak tylko o nim pomyślę. To przykre doznanie. Jakby mnie ktoś dusił. Ciężej oddychać, robi się cieplej, mięśnie się napinają, łzy przepełniają czarę i płyną swobodnie po policzku. Ale w inny sposób. Wszystko co z nim związane jest inne. Wszystko ma domieszkę czegoś bliżej nieokreślonego. Szczypta silnego uczucia. Jednak – on mnie nie kocha. Myślałam, że to wytrzymam. Powiedziałam mu, że na niego poczekam. Jestem cierpliwa. Jednak… dziś kiedy pomyślałam: a jeśli rzeczywiście pierdolnie coś w ziemię i wszyscy zginiemy? – I w duchu godziłam się na to. Bo nic mnie tu nie trzyma. Nie czuję się kochana, gdybym czuła się komuś potrzebna, ważna… to chciałabym żyć choćby dla tej osoby. Dla tego uczucia i związku. Tak żyję bez powodu. (A łzy ciekną mi po policzkach).
Nadchodzą święta, a ja czuję, że są one zbędne. Wszystko na tej ziemi, w tym wszechświecie i galaktyce jest takie drobne i nieważne. Wróciły moje … złe myśli. Zaczęło się od wątpliwości. Kochanek, kochanek, kochanek. Jest daleko. Gdzie? Gdzieś. Może u kochanka? W sklepie? To czemu słyszę psa, nie melodyjkę niczym z amerykańskich marketów? Jestem pełna wątpliwości. Jednego z wielu wieczorów byłam gotowa wrócić i zakończyć wszystko. Po co on ma się męczyć? Nie kocha mnie. Więc gdybym zerwała, nie powinno boleć. Zależy mu na mnie? Nie widzę. Stać go na coś więcej niż ja. A po za tym jestem kobietą. Nie jestem tą osobą, której on potrzebuje. Gdyby tak nie było, wszystko wyglądałoby inaczej. Nie wiem co dalej. Nie wiem co ze mną. Może popełnię dziś swój mały koniec świata? Na co czekać? Życie ssało, ssie i będzie ssać. Zawsze było chujowo. Szczęście to tylko przebłysk. De javu. Już kiedyś to pisałam. Jak widać może mam rację, skoro nic się nie zmieniło? A może po prostu jestem głupia. Nie wiem. A może by się tak pociąć? Mam na to ogromną ochotę. Ale wiecie co? Miłość wiąże mi ręce. Z Grzegorzem mamy taki układ iż jeśli ja sobie coś zrobię – on też. Więc krzywdy sobie nie zrobię. Ale jestem pewna, że gdybym się zabiła, on nie poszedłby w moje ślady. Aż tak wiele nie znaczę. Jestem tylko Nelly. Kurwa. Grubą kurwa Nelly. Jebaną Nelly podobną do Jabby, bezy czy gówna. Różne określenia były. Kurwa. Jestem idiotką. Idę.
„Na dnie sarkofagu noc, czarna suknia
Rozrzucam korale wspomnień
Wtulona we włosów płaszcz, wonna rodnią swą
Teraz okryta snem
Na wpół lodowata dłoń, zimne twe usta
A jeszcze niedawno ogień tlił
Pamiętam rozkoszny wiatr, masztem gnący sztorm
Daję ci moją łzę”
No comments:
Post a Comment