Sunday, January 1, 2012

|CXLIII| Sylwester w Austrii.

1 styczeń 2012

So…

Było sporo problemów, niedociągnięć, żeby tylko udało się spędzić po raz pierwszy sylwestra w takim gronie w jakim chciałabym go spędzić. 31 grudnia 2011 wstałam o około… 11 rano. Ogarnęłam się, wymalowałam, ubrałam, spakowałam… i wyszłam z domu. Pojechałam do Piotra i Gabriela. Okazało się, że Gabriela nie ma. Trudno. Zagadałam się z Piotrem. Napiłam się kawy… Zadzwoniła po mnie Steff. Przyjechała po mnie z mamą. Wsiadłam, pojechałyśmy do niej. Wcisnęła mi kawałek sernika (w sumie jedyna dosyć zapychająca -coś czym można się najeść- rzecz tego dnia), brandy i kilka kostek białej, francuskiej czekolady (boska!). Zaczęła się ogarniać, kiedy zadzwonił do mnie Koko. Umówiliśmy się pod biblioteką. Poleciałam. Stwierdził, że pójdziemy na zakupy, po alkohol a potem na przystanek i poczekamy na Steff. Tak też zrobiliśmy.

W sklepie było dosyć zabawnie, ponieważ, nie potrafiliśmy wybrać co kupujemy. Zawsze jest z tym problem. „-Nelly co… – nie pytaj mnie co bierzemy, nie wiem” W końcu zadzwonił do Wafla. Pyta co mamy wziąć. Jaki alko. Paweł (Wafel) stwierdził, że to od nas zależy i że mamy brać co chcemy. W końcu jakaś kobieta nam podpowiedziała Soplicę. Wzięliśmy dwie. Poszliśmy po soki. Koko (tak to Mateusz) stwierdził, że weźmie gejfiutkowy. Pociągnął za karton… i nic. Ciągnie i nie może wyciągnąć. „Ej, karton przyrósł!”. Dla mnie wziął poramańczowy. Poszliśmy po coś do jedzonka. Stwierdził, że bierzemy wszystko co nam wpadnie w łapki. Ale pewne jest, że musimy kupić Wafle. Poszliśmy tam gdzie trzymają mrożonki. „-Może weźmiemy pizzę? -Nie lepiej zamówić? – Y,ym” Jakoże Koko miał koszyk już nie w łapce, a na rękach – trochę jakby miał na rękach szczeniaka – nie miał jak po tą pizzę sięgnąć. Uniosłam szybę, schyliłam się… i prawie wpadłam do lodówki. Poszliśmy do kasy i na przystanek cały czas się z czegoś śmiejąc albo rozmawiając na poważnie…

Jadąc do Austrii gadaliśmy jakieś głupoty i pilnie broniliśmy reklamówek z alkoholem. Zajechaliśmy, weszliśmy do domku, rozładowaliśmy wszystko i … chyba nikt nie wiedział co teraz. Za wcześnie żeby pic. Włączyliśmy sobie film. Jason X. Niby horror, a na żadnej komedii się tak nie uśmiałam. Bardziej pojebanego filmu w życiu nie widziałam. Ale polecam, jeśli chce się pośmiać. Naprawdę polecam. Specjalnie dla tego filmu założyłam konto na filmweb i dałam mu 9 punktów na 10. Po filmie przyszła reszta ludzi. Brat Wafla z dziewczyną. Potem pła się też jego siostra. Piliśmy, żartowaliśmy i wygłupialiśmy się. Słuchaliśmy muzyki i biliśmy się o pilot, bo każdy miał inny gust muzyczny. Mój problem był taki, że tylko delikatnie szumiało mi w głowie. Nie potrafiłam się schlać, a taki był zamiar. Piłam, czułam się pijana, ale po chwili trzeźwiałam. Humor się trzymał. Zaczęliśmy robić zdjęcia. Opowiadaliśmy sobie kawały, przytulałam się do Koko, siedział w sumie cały czas między moimi nogami. Mi i jemu było wygodnie. Tradycyjnie się czasem pobiliśmy, potem znów kochaliśmy. Steff zaczęła coś odpierdalać. Wyszła. Poszłam za nią. Zaczęłyśmy rozmawiać. Szczerze. Ocierałam jej łzy z policzka. Co chwile nam ktoś przeszkadzał. Okazało się, że już prawie północ. Nie odliczaliśmy. Po prostu każdy wziął do ręki co popadnie i wybiegł przed dom. Wzięłam kurtkę Koko. Potem Wafel poszedł po moją. Staliśmy na jego podwórku i podziwialiśmy. Przytuliłam się do Koko. Bardzo mocno. (Fajnie, że on wie i wykorzystuje wiedzę, że potrzebuję przytulania) Nie składałam mu jakichś życzeń, nie wiadomo czego… Powiedziałam mu, że go kocham. Niesamowicie kocham. Ucałowałam i poszłam do (bodajże) Steff. Zrobiłam to samo. Potem Wafel. Przy Waflu było najzabawniej. Bo kiedy mnie tak mocno tulił spytałam: Czytałeś wiadomość za rysunkiem? – Tak – No to obyśmy się nigdy nie rozwiedli! Zaczęliśmy się śmiać. Po raz kolejny, kolejnej osobie powtarzałam, że kocham. Delikatnie mnie odwrócił i zawołał: popatrz. Strzelali fajerwerkami dosyć mocno w niektórych miejscach. Patrzyłam w niebo i jak nigdy – szczerze – się uśmiechałam. Ba! Ja się śmiałam. Śmiałam się do siebie, do ludzi… miałam łzy w oczach. Łzy szczęścia. Byłam tak szczęśliwa, że byłam wśród przyjaciół, że mogę się przytulic do Koko, do Wafla i poczuć to bezpieczeństwo i szczęście, to ciepło, które bije od ich serca. Tak bardzo się cieszyłam, że ich mam… Byłam o krok od tego, żeby się popłakać. Kolejny raz przytuliłam się do Koko. „-Jesteś szczęśliwy?” Proste pytanie. Często ludzie mają problem, żeby na nie odpowiedzieć. Wszyscy odpowiedzieli, że tak. Wtedy ja też byłam szczęśliwa. To była KOLEJNA KROPLA przepełniającą czarę SZCZĘŚCIA. Nie mogłam chcieć więcej. Wróciliśmy do domu.

Zaczęłam dzwonić do rodziny, przyjaciół… i odrobinkę zaczęłam tracic humor, bo osoby na których mi zależy nie odebrały. Zatęskniłam za Kell. Ale ją pozwolę sobie pominąć. Nie chcę sobie psuć chociaż dzisiejszego humoru : ) Steff zaczęła coraz częściej wychodzic, mnie tym samym drażnić, jeszcze rozmowa z byłą przez sms’y i dwie szczęśliwe, zakochane pary w pokoju, którym zazdrościłam. Koko zauważył. Ja nie wiem jak on to robi. Po prostu widzi. To fajne. I dużo dużo dla mnie łatwiejsze. To naprawdę fajne, kiedy ktoś zauważa, że coś nie tak i co dziwne – pomaga. Dostałam drinka. Dosyć mocnego. Dostałam dwa buziaki. Drinka wypiłam od razu. Kazał chlać, to chleję… W pewnych momentach robiło mi się niedobrze, ale wiedziałam, że to będzie trwać tylko kilka sekund. Potem nastąpi już tylko błoga ulga i spokój w myślach. Chciałam iść się przewietrzyć. Chciałam poczuć na twarzy powiew wiatru, policzyć do 15 i wrócić nowo narodzona. Byłam trochę zła, kiedy mi nie pozwolono „Bo Steff…”. Wciąż to ja z czegoś rezygnuję, ja mam iść komuś na rękę, ja mam słuchać i robić to o co ktoś mnie prosi. Chciałabym, żeby role się choć odrobinę odwróciły. To ja chciałabym wyjść na dwór, myśląc marznąc na kość i tylko czekać aż ktoś do mnie przyjdzie i pocieszy. Naprawdę, chciałabym. Tymczasem cały czas radzę sobie sama. A dłoń przyjaciół ukazuje mi się wtedy, kiedy jest już naprawdę źle i potrzebuję, żeby ktoś mnie podtrzymał zanim upadnę. Ona – odnoszę wrażenie, że od przyjaciół oczekuje tego, żeby nauczyli ją chodzić. Pomimo tego, że ona od dawna to potrafi, ale w to nie wierzy. Nie wiem. Takie jest moje odczucie. A propo… Podobają mi się rozmowy z Koko. Nie wiem co on takiego mówi, ale to do mnie dociera. Potrafi słuchać i mówić. Co mi się w chuj podoba. Będzie z niego zajebisty przyjaciel.

Ludzie zaczęli się robić śpiący. Zaczęli się kłaść… Ja z Steff jakoś nie bardzo. Ubrałyśmy się i poszłyśmy przed siebie. Naprawdę nie wiem gdzie byłam, ale żałuję, że przeszłyśmy tak mało. Wolałabym pójść dalej, tak, żeby potem rozkminiac w którą stronę skręcić, żeby wrócić do domu. Rozmawiałam z nią tym razem o mnie. Ale mam wrażenie, że mnie nie słuchała. Jakbym do niej mówiła, a ona była otoczona jakąś barierą i to wszystko się odbijało i wracało do mnie. Z Koko tak nie jest. W ogóle z mężczyznami tak nie jest. I albo rzeczywiście ‚biorą’ to co do nich mówię i co więcej oddają coś… to trochę jak fotosynteza… Zabierają problemy, dają dobre rady. I albo oni rzeczywiście umieją słuchać, mówić, albo to po prostu sprawa tych ich ciepła. Wokół nich jakby… otacza ich taka ciepła, promieniejąca poświata, która sprawia, że kobiecie od samego patrzenia humor się poprawia. Z kobietami jest inaczej. (w stosunku do drugiej kobiety!) Tym bardziej z Steff. Ona jest jak głaz. Opancerzona, zimna, wszystko się od niej odbija, nie dochodzi i nic nie oddaje. Po raz kolejny zauważam, że z kobietami nie da się przyjaźnić. To już druga, albo i trzecia przyjaźń, której coś nie idzie. I to kolejni mężczyźni, z którymi można porozmawiać o wszystkim, poradzić się, wypłakać na ramieniu i wzajemnie. Kiedy wróciłyśmy do domu oni nie spali. Wyglądali jakby na nas czekali. Coś jakby „Jeśli nie wrócą za około dwie godziny – idziemy ich szukać”. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Położyliśmy się. Jeszcze przed albo po była rozmowa Steff z Chudym. To też mnie wkurza. Kolejna osoba, która poświęca jej za dużo czasu. Uczy chodzić. Nie wiem. Może cholera jestem zazdrosna -.-’. Około godziny 5 wstałyśmy w poszukiwaniu czegoś do picia. Zauważyłyśmy, że Wiola nie śpi. Zagadałyśmy co się stało itd, ale nic z tego. Nie mówiła za dużo. Napiłyśmy się, pojadłyśmy troszkę (ponieważ od kilku godzin nasze żołądki krzyczały, że są głodne – choć my same niekoniecznie…) wafli i wróciłyśmy do łóżka. Ona usnęła około 6:30. Ja sprowadziłam Wiolę i ją troszkę rozgadałam. W chuj dziecinna laska. Infantylna i złośliwa moim zdaniem. Ja jej żartuję, żeby szła po wiadro z lodowatą wodą, a ta serio wymyśla jakieś pomysły jak tu obudzić resztę. Pisała sms’y, myślała czy nie odsunąć zasłon, co by się stało, gdyby przypadkiem butelka jakaś upadła… no infantylna i niewyrozumiała dziewczyna. Ludzie chcą odpocząć. To, że ona ma problem z spaniem to jej sprawa. Nie muszą na tym cierpieć inni. Powiedziałam jej, że spróbuję zasnąć i sobie poszła. Położyłam się. Przez godzinę błądziłam na granicy snu i rzeczywistości. Można to nazwać bardzo, ale to bardzo płytkim snem, na jawie. Sen tak delikatny, że w każdej chwili można to przerwać. Otworzyć oczy i skończyć. Po godzinie dryfowania zrobiło się jaśniej. Ubrałam się, poszłam szukać Wioli. Nie było jej. Wróciłam do pokoju i zajęłam się swoimi problemami. Czas mi zleciał. Słyszałamm że Koko się wierci. Przeczuwałam, że zaraz się obudzi. No i niedużo mu zajęło, kiedy usłyszałam coś w rodzaju „O Nelly nie śpi”. Ale zanim się z łóżek i Wafel i Koko wyzbierali minęło jakieś… 3-4 godziny. Miałam ochotę się przytulic do Koko i posiedziec w ciszy. Dlaczego Koko? Bo kości się niezbyt fajnie tuli… I niezbyt takie kości grzeją. Ale csiiii : ) Miałam ochotę, ale się powstrzymywałam. Nie chcę się narzucać. Wafel wrzucił pizzę do piekarnika… („Woda się wytapia!”), pojedli, zebrali się, rozjechali do domu, po drodze umierając z własnej głupoty.

„Wake up Charlie, wake up!”
„-Bolą mnie nóżki – A mnie flaczek”
„Psiapsióła… psia wyściółka, dywan do psiej budy”
„Poramańczowy sok wypadł z przyrośniętego kartonu” – jakoś tak xD

Zdjęcie z nocnego spaceru. (nagłówek) Stanęłam na środku drogi. Po prostu, rozłożyłam ramiona, spojrzałam w niebo i się uśmiechnęłam. Poczułam się szczęśliwa i wolna.

***

Happy New Year?

No comments:

Post a Comment