Friday, January 31, 2014

|CLXXX| Wciąż żyję. Czy mam się dobrze?

31 styczeń 2014

Chciałam wejść na bloga już jakieś kilka tygodni temu, kiedy wysłuchiwałam od ojca kolejnych obelg. Przeszedł mi przez myśl skys, ale nie weszłam. Dlaczego? Ochłonęłam. Postanowiłam wejść właśnie dzisiaj ponieważ biorąc prysznic zatęskniłam za Jacksonem. I pomyślałam o skysie. Nie mam pojęcia tak naprawdę po co weszłam. Skys przestał mi być bliski wraz z tym jak nie mam możliwości dostosowania jego wyglądu do siebie. Obecna szata graficzna nie wyraża mnie, moich uczuć, więc jest obecnie dla mnie niczym. Kiedy mocno kochałam Jacksona i poświęcałam czas głównie jego muzyce – mój blog mógł błyszczeć na szarych ciemnych deskach, na nagłówku miał portret Michaela z błędnymi kolorowymi ognikami. Pamiętam większość szablonów na moim blogu. Nigdy nie były robione od tak. Zawsze coś znaczyły. Pierwszy szablon był różowy z uroczą babeczką na nagłówku, blog był pisany maleńką czcionką. Był długo ze mną. Potem było dużo Tokio Hotel, ozdobników, prawdopodobnie był też Lambert, był też mój chłopak… Każdy z tych szablonów mocno się ze mną wiązał, sprawiał, że blog był MÓJ, był osobisty. Kiedy ktoś wchodził, widział, że to moje. Obecnie wchodzę i widzę to co można zobaczyć na każdym innym blogu. To samo. Czasem się jedynie kolory zmieniają. Onet obdarł nasze blogi z serca. Upadło wielu grafików, wielu ludzi straciło motywację, natchnienie, wielu pozostawiło swoje hobby.

Skys powinien mieć swoje wielkie otwarcie w internecie. Powinien wypłynąć do odpowiedzialnych rąk i zostać przeczytany w całości, żebym w końcu mogła się uwolnić od toksycznych wspomnień, żebym mogła się w końcu wyprostować i z uśmiechem iść dalej, jednak wciąż nie mam odwagi, wszystko co tu zawierałam od tak wielu lat jest bardzo osobiste. I nie jestem w stanie oddać swojej duszy i umysłu w ręce ludziom. Każdy może zranić. Skys dobrze o tym wie. Ludzie ranią bez względu kim są, jacy są. Kiedyś zranią i obracają wszystko przeciwko mnie. A treści tu zawarte mogliby wykorzystać. Boję się.


co robić dalej?

No comments:

Post a Comment